Ja straciłam trochę funciaków na pomocy Polakom i ludziom ze wschodniej Europy, dlatego koniec! Pożyczyłam jednej Polce kasę, potem znalazłam jej ofertę pracy (miała pracę, ale narzekała na nią, mało płatna i ciężka), ona przed zaklepaniem sobie tej oferty znalezionej przeze mnie zwolniła się ze swojej pracy i co? I moja wina. Teraz kasy mi nie odda, bo nie ma niby z czego (ale na wakacje w Polsce, pomoc finansową mamie w remoncie łazienki i kindle'a dla siostry to miała) a ja jestem be, bo my mamy (niby) dużo kasy a ją na nic nie stać. I to przeze mnie. Drugi przypadek- Litwinka- pożyczyłam pieniądze, ona wyjechała na Litwę i tyle widziałam swoją kasę.
Nie pożyczam, nie pomagam, nie ma mnie dla nikogo!
Ja (oprócz mojej najbliższej rodziny) nie mam na kogo liczyć. Wszystko jest OK, póki u mnie jest OK, a jak coś mi nie idzie, to oczywiście nie ma nikogo.
Życie mnie nauczyło, że prawdziwe są słowa "umiesz liczyć? Licz na siebie".
Nie uzewnętrzniam się, zawsze jeśli ktoś pyta, to jest u mnie super, wszystko się układa, nie mam problemów. O kłopotach rozmawiam tylko i wyłącznie z moim mężem.
Nie mam przyjaciółek, nie mam ani jednej przyjaciółki. Nie mam też przyjaciela.
Może i są "dobrzy ludzie", ale ja się za dużo razy sparzyłam. Smutne to, bo ja naprawdę mam serce do pomagania i potrafiłabym stanąćna głowie, żeby komuś było dzięki mnie lepiej, ale ile razy można znosić za to gorzką zapłatę. Do świętości to mi daleko, żeby dać się opluwać w zamian za pomoc.