- Dołączył: 2011-04-07
- Miasto:
- Liczba postów: 1928
6 listopada 2012, 23:54
Prosze Was o rade. Majac 17lat mialam powazne problemy w rodzinie, wyniszczylam sie psychicznie, zaczelam sie objadac, przytylam 20 kg ,zalamalam sie. Stran tragiczny trwal tak do 19 roku zycia,wtedy zaczelam powoli wychodzic z dolka. Majac lat 20 poznalam chlopaka przez internet. Jestesmy ze soba 9 miesiecy. Dzieli nas 400km a moj facet nalega na przeprowadzke w lutym. To mnie przytlacza, stresuje. Nie czuje sie gotowa na to ,,dorosle'' zycie. Nie czuje abym wyszla tak kompletnie z tego dolka, nie mam pracy, nie potrafie poukladac swojego zycia. Martwie sie,ze skoro ten stres tutaj mnie tak wyniszcza to co bedzie tam kiedy bede musiala sama sie utrzymac,pracowac ,gotowac ,zajmowac sie domem. Co bedzie z moim psem skoro bede pracowac? Martwie sie tym cholernie, nie wiem co robic. Jestem niestabilnie emocjonalnie, kiedys taka nie bylam ,teraz wszystko potrafi mnie wyprowadzic z rownowagi. Nie kontroluje wlasnych emocji, ogladam cos w tv i zaraz mam szklanki w oczach, stresuje sie to od razu robi mi sie goraco. Szybko wybucham. Chce sie wziac w garsc i ulozyc sobie zycie ale poprostu nie wiem jak to zrobic. Czy wyjazd jest dobrym pomyslem?
- Dołączył: 2012-03-10
- Miasto: Edinburgh
- Liczba postów: 662
7 listopada 2012, 00:37
ja pierdziele 19-20 lat to nie są dzieci ... powinny umieć już dużo i dużo rozumieć ... ja bym pojechała .. a co a może jednak cos mnie tam czeka? może to jest to...? a zreszta jak sie nie uda to zawsze można wrócić ... tylko trzeba uprzednio sobie zostawić taką otwartą furtke .
zreszta napisz sobie za i przeciw.. ile by nie wyszło to i tak zdecydujesz sama
- Dołączył: 2011-12-09
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 3677
7 listopada 2012, 01:02
No właśnie też zawsze sądziłam, że 19-20 lat to nie dzieci, ale dorosła się na pewno nie czuję. Nie wiem jak sobie radzą nastoletnie matki. Ale to też chyba wyobrażenie że dorosły, dojrzały człowiek to wszystko wie i na wszystko jest przygotowany, a to nieprawda. Dziecko płacze nad zgubioną kredką, nastolatek rozpacza bo ma pryszcze albo pokłócił się z drugą połówką, a dorosły traci prace i nie ma za co rodziny wyżywić, ale z perspektywy wieku te problemy są tak samo wielkie. Takie życie i chyba tak to trzeba odbierać ;)
Co do mnie... czuję się jak na morzu, ale skoro już mnie rzucili to płynę. Facet, muszę mu powiedzieć że nie jestem gotowa na związek, w akademiku jakoś żyje, dzisiaj dostałam pracę, zaburzeń odżywiania nie ogarniam. I nie... nie traktuje tego jak "życie". W każdej chwili biorę pod uwagę że mi się może podwinąć noga i wrócę z podkulonym ogonem do domu, ale czemu wcześniej nie zaryzykować?
A sweetchoice dobrze radzi. Może usiądź i na spokojnie sobie to przemyśl z kartką papieru? I wiem co jest najgorsze. Że znikąd nie przyjdzie "zrób tak i tak", a podejmowanie decyzji przeraża. xD
- Dołączył: 2012-08-24
- Miasto: Zbylitowska Góra
- Liczba postów: 1694
7 listopada 2012, 01:58
piszecie ze 20 lat to nie dziecko..uwazam ze owszem ze nie dziecko...ale nie oszukujmy sie rózni są ludzie, róznie wychowani...jesli miałabym cos doradzac to poswiec jakies popołudnie i przemysl to dokładnie..tak na spokojnie...zrób tak jak doradzaja dziewczyny plusy i minusy to cos moze sie rozjasni....wyznacz sobie cele jakies i cwicz silna wole...staraj sie to robic i nie zrazaj sie jak cos nie wyjdzie...jesli masz mozliwosc wyjechania i spróbowania i jednoczesnie w razie czego mozliwosc powrotu to postaw sprawe jasno ze próbujesz...mam nadzieje ze sie uda....nie bedziesz załowac...
- Dołączył: 2012-03-14
- Miasto: Kraków
- Liczba postów: 16870
7 listopada 2012, 02:44
Od czego chcesz uciec? Gdziekolwiek pojedziesz - siebie weźmiesz ze sobą. Najpierw zrób porządek ze swoim życiem, swoimi emocjami, swoim poczuciem wartości, a dopiero później ładuj się w związek, nowe życie, wyjazd. W przeciwnym razie wyjedziesz i wrócisz po tygodniu, dwóch. Co chcesz zaoferować temu facetowi, skoro jesteś w rozsypce?
To nie okoliczności Ciebie zmienią. To Ty musisz zmienić swoje życie. Leć do psychologa, księdza, czy gdzie tam chcesz, byle dotrzeć do źródeł Twojej rozsypki. A facet, jak kocha to poczeka.
7 listopada 2012, 07:39
Ja na twoim miejscu nie szlabym mieszkac z chlopakiem skoro nie czujesz sie gotowa.
Na taki moment zawsze przyjdzie czas, na jednego w wieku 19 lat a na drugiego w wieku 30, rozni sa ludzie, wiec sie zastanow zebys potem sie nie meczyla, a na wspolne mieszkanie z chlopakiem zawsze przyjdzie czas.
- Dołączył: 2008-05-20
- Miasto: Olsztyn
- Liczba postów: 2786
7 listopada 2012, 08:07
Każdy boi się tego co nowe i nieznane... ale większość Twoich obaw jest naprawdę do rozwiązania. Mnóstwo ludzi ma psa i pracuje nic się z nim nie dzieje... jak chodziłaś do szkoły przecież też psu nic nie było :) Praca, zajmowanie się domem skutecznie pomoże Ci zapomnieć o głupotach i nie będziesz miała tyle czasu na "dołowanie się" poza tym nie będziesz tam sama, jeśli ten chłpak to naprawdę miłość Twojego życia to będziesz miała jego wsparcie i pomoc a to naprawdę bardzo wiele.
Musisz wszystko dokładnie przemyśleć i zdecydować co będzie dla Ciebie najlepsze, choć może nawet ryzykowne.
Edytowany przez YoungLady 7 listopada 2012, 08:08
- Dołączył: 2012-11-05
- Miasto: Wrocław
- Liczba postów: 440
7 listopada 2012, 08:43
Powiem Ci, że ja sama siebie rzuciłam na głęboką wodę. Wraz z rokiem, w którym poszłam na studia i znalazłam pracę w mieście, którego kompletnie nie znałam, na głowę zwalały się problemy- śmierć babci, brak znajomych, zdycha ukochany pies, praca mnie stresuje, mieszkanie mi się nie podoba, współlokatorka ma nierówno pod sufitem, właściciele przykręcają ogrzewanie (do temt. 13* zimą)... Miałam wszystkiego dosyć. Postanowiłam jednak wziąć się w garść, bo ja się nie poddaję. Pogodziłam się ze śmiercią, znajomych szybko znalazłam, pracę ogarnęłam, by później zmienić na stabilną, mieszkanie zmieniłam na przytulne gniazdko, współlokatorów nie mam, właściciel daleko stąd, mam cudownego faceta- a wszystko dlatego, że chciałam coś zmienić.
A na Twoim miejscu nie przeprowadzałabym się. Dlaczego? Jesteście od siebie 400 km, Ty jesteś słaba psychicznie i nie znasz go na tyle, by nie powiedzieć, że to jakiś tyran, który w tym dołku tylko Cię pogrąży. Pilnuj się kochana, bo to się może źle skończyć. Najpierw siebie poskładaj do kupy! :) Wszystko się uda :)
7 listopada 2012, 09:31
.A na Twoim miejscu nie przeprowadzałabym się. Dlaczego? Jesteście od siebie 400 km, Ty jesteś słaba psychicznie i nie znasz go na tyle, by nie powiedzieć, że to jakiś tyran, który w tym dołku tylko Cię pogrąży. Pilnuj się kochana, bo to się może źle skończyć. Najpierw siebie poskładaj do kupy! :) Wszystko się uda :)
dokladnie tak jak jest napisane powyzej zacznij od siebie bomozesz miec z facetem ktorego malo znasz jeszcze gorzej i wtedy mozesz stracic swoje zycie clkowicie a szkoda by było
- Dołączył: 2010-09-06
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 489
7 listopada 2012, 13:15
Ja miałam baaardzo podobnie przed wyjazdem na studia (a zdecydowałam się na studia 300 km od domu bo mój chłopak tam też studiował). No i na początku nie obyło się bez terapi u psychologia, co mi trochę pomogło, ale obawy miałam nadal, identyczne. Ale przeprowadziłam się, i pierwsze kilka miesięcy było naprawdę kiepskich - nie mogłam się odnaleźć, nie miałam znajomych, nie potrafiłam nawet nawiązać znajomości na studiach. Ale mój chłopak mnie zawsze wspierał, i jakoś się przyzwyczaiłam. A dzisiaj nie wyobrażam sobie innego życia, i uważam że ten wyjazd bardzo pozytywnie na mnie wpłynął. Stałam się odważniejsza, wyluzowana, ale i też bardziej odpowiedzialna. Osobiście myślę że powinnas spróbować i nie poddawać się odrazu, jakoś to przecież zawsze będzie :-)