Temat: Wojna z teściową !!!!

Mam ogromny problem, moja przyszła teściowa traktuje mnie jak intruza... hmm jest zazdrosta nic się jej we mnie nie podoba wcześniej byłam "naj" dopóki nie zaczeliśmy myśleć o ślubie.Teraz wszystko ją drażni ja mam dość przymilania się!!! przecież nie jestem jakąś głupią pustaczką, która ma ciągle komuś dogadzać. Co bym nie zrobiła, nie powiedziała jest źle. Wogóle to jej druga synowa to niby ideał tylko dziwne ze cały czas bawi się w ploty a do 1-wszej pracy poszła w wieku 26 lat;/ ah pomocy:(
gdy ktoś uzależnia się od osoby np.nieakceptującej związku bywa ciężko.Konflikt w matką męża może z czasem obrócić się przeciwko Tobie.
Proszę Pani naprawdę między nami zaczęło się psuć kiedy zaczęliśmy rozmowy o ślubie itd... mieszkamy razem tymczasowo (szukam nowej pracy) i szukamy mieszkania , a to troszkę potrwa niedługo, ale jednak... Wcześniej było wspaniale, Ona się cieszyła z mojego towarzystwa, a ja z jej nie wiem co się stało...
Mój kochany jest jej ostatnim synem ma dwóch z czego jeden mieszka 500 km z tąd. Chyba boi się go stracić i mimo zapewnień itd. myśli że jak się wyprowadzimy to nawet na kawę nie zajedziemy
Acha może mój charakter, jestem ugodowa nie lubię się kłócić mówią "jesteś dobra Kasia" (nie mam tak na imię) pomagasz wszystkich i jesteś dobra- to nie moje słowa tylko znajomych. Staram się by wszystkim było w koło dobrze i by byli szczęśliwi. Poprostu tak mam że unikam sytuacji stresowych i nie chcę być powodem kłótni...
może coś w tym jest że ona nie chce stracic swego ostatniego synka
Pasek wagi
Mi moja teściowa w dniu ślubu, późnym wieczorem, przy podziekowaniach dla rodziców powiedziała, ze "zabrałam jej syna"... ja jej na to, że niech spojrzy na to inaczej, może zyskała córkę!!! Jak mieszkaliśmy razem było KOSZMARNIE... byłam ta najgorsza, przy mnie zciszało się głos, szeptało... byłam jak zakała rodziny. Postawiałm się, powiedziałam do męża, że chcę się wynieśc na wynajmowane... chwilowo ucichło. Wróciliśmy jak synek miał się urodzić, przez 3 miesiace była sielanka, potem przeszkadzało jej wszystko. Robila mi na złość, mówiąc do mojego męża inne wersje zdearzeń... ryczałam w poduchy i wydawało mi sie ze nie ma wyjścia! Wzięliśmy kredyt na mieszkanie, wynieśliśmy się. Na swoim jesteśmy 4 lata... jestem najukochańszą synową, NAGLE wspaniałą matką, mądra kobietą, inteligentną... długo czekałam żeby to usłyszeć od własnej teścioerj. Ale gdyby wówczas mój mąż obrał jej stronę... to dziś nie bylibyśmy razem.... musicie znaleźć złoty środek... porozmawiaj z narzeczonym.... to z tobą będzie żył resztę żcia, nie z mamusią...
Bardzo prawdopodobne, że teściowa boi się "utracić" syna. Jednak z drugiej strony, nie może wam zatruwać życia.
Na pewno również osobie o charakterze spokojnym i zgodnym trudno zawzięcie dyskutować z osobą znacznie starszą i rozumiem to. A jeśli masz łagodny charakter, to inni mogą ci łatwo wejść na głowę.

 Właściwie to chyba nie ma recepty na to, bo każda para jest inna, każda teściowa jest inna... Ja doskonale wiem, że czasem argumenty nie trafiają. Mój mąż wielokrotnie rozmawiał przed naszym ślubem, że swoją mamą, żeby dała spokój ze swoimi szantażami, a ona do samego końca, nawet dzień przed ślubem, nawet pod salą ślubów, usiłowała wtrącić swoje 3 grosze.
Jednak potem sama doszła do wniosku, że postąpiła wobec nas bardzo źle i nas oboje przeprosiła. Oczywiście wybaczyłam, byłam w szoku, że przeprosiny były :)
Wyprowadźcie się, kiedy się tylko da.

A może wypowiedziałyby się Vitalijki, które już same są teściowymi? Może byście coś poradziły Oxance? Przedstawiły sytuację z drugiej strony?
MOja droga ja jestem matką jedynaka.....teściową od 15stu lat i mam też teściową i to drugą!!!!Nie wierze w mity o złych teściowych i dobrych synowych lub odwrotnie.....po prostu dwie kobiety.....trudno się dogadać...> Proszę Pani naprawdę między nami zaczęło się psuć
> kiedy zaczęliśmy rozmowy o ślubie itd... mieszkamy
> razem tymczasowo (szukam nowej pracy) i szukamy
> mieszkania , a to troszkę potrwa niedługo, ale
> jednak... Wcześniej było wspaniale, Ona się
> cieszyła z mojego towarzystwa, a ja z jej nie wiem
> co się stało...
>
>
>
Dziewczyny....dzieci nie rodzi się dla siebie.....to jest zasada która mi towarzyszy od zawsze...nie ma wtedy syndromu pustego gniazda.
Zawsze trzeba mieć swoje życie i swoje pasje...nie tylko zaglądanie do garnkow synowej.
Energię którą tracimy na kłotnie i nieporozumienia trzeba spożytkować np.na naukę angielskiego.
To truizm ,że czas wszystko zmienia...a najbardziej życie zmieniają wnuki.......i potrzeba wiele cierpliwości z obu stron.Ja z moją jedyną synową jeżdżę na wycieczki,chodzę do muzeum,na koncerty....bo..nasi panowie...pracują.
Wnuczka bywa,że u nas na wakacjach jest prawie 2 miesiące.
Nigdy razem nie mieszkaliśmy,nigdy nie bywam stroną w konfliktach moich dzieci.....to proste....

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.