Temat: śmieszne sytuacje , które się wam przytrafiły

hej dziewczyny i chłopaki.

zakładam taki wesoły temat bo życie jest wesołe a los potrafi płatac figle. czasami z głupich sytuacji można wyjść obronna ręką jeśli tylko potrafimy się śmiać.
Oto moja historyjka:

Studia, mega nudny wykład dla wszystkich grup więc aula pełna ludzi. Siedzę sobie w umiarkowanym środku. Dodam tylko, że kazdy siedzi na takim krzesełku z podkładką do pisania. Chwiejne to badziejstwo jak nie wiem co.
Więc : wykład nudny a ja zmęczona. oparłam się na tym niby stoliczku zwiesiłam głowę i udaję, że notuję a w rzeczywistości wykorzystuję potencjał wykładu w 100% czyli idę sobie spać. Wszystko było by ok, gdyby nie te krzesła. Gdy zasnęłam ciężar się źle rozłożył i wywinęłam orła na podłogę wywracając kilka osób obok i przede mną. Na auli zapanowało wielkie poruszenie. Znajomi wiedzieli, że śpię buchali smiechem a wykładowca już szedł aby mnie "zabić". wtedy wpadłam na pomysł:
Nie poruszyłam się i nadal tkwiłam z twarzą na parkiecie w mało wygodnej pozycji z niepolitycznie wypiętym zadem do góry.
Pan profesor z głupiał. Był przekonany, że zasnęłam ale teraz nie był już taki pewien. Po chwili gdy zaczął zbierać mnie z podlogi udałam, że się "przebudzam" i oświadczyłam słabym głosem, że to już trzeci raz w tym tygodniu gdy mdleję....

... uwierzył a ja miałam szanse podejść do egzaminu :-) Oczywiście zwolnił mnie z reszty wykładów abym spokojnie (pod eskorta szczęśliwych znajomych także zwolnionych aby mnie eskortować) udała się do lekarza.

No to tyle na początek.

A jak wy wychodzicie z głupich sytuacji ?
 

A propos przypałów za granicą :P
Mój wujek mieszka w Brukseli, poszli z ciocią na zakupy, i na kasie siedziała mało atrakcyjna dziewczyna.
Wujek do cioci: - Kiedyś to chociaż te kasjerki ładne były...
A kasjerka na to, po polsku oczywiście: - A co się Panu we mnie nie podoba?
A więc trzeba uważać, i nie obgadywać nawet za granicą.
Pasek wagi

Moja koleżanka w domu jak idzie do toalety nigdy nie zamyka drzwi, robi co ma robić przy otwartych. To przyzwyczajenie tak jej weszło w krew, że kiedyś w pracy ( pierwszy dzień w nowej pracy !!!!) zachcialo jej się siusiu, więc popędziła do toalety. Wleciała do kabinki, usiadła na kibelku i nagle patrzy do góry a tu babka stoi w jej drzwiach i lekko zmieszana, bardzo ją przeprasza. Marzenka jednak jest bystra i na poczekaniu wymysliła historyjkę o klastrofobii.

Ubaw po pachy. Niezapomniany pierwszy dzień w pracy, co nie?!

szumol napisał(a):

kolejna historia- to zdążyło się na prawdę choć wiem wiem, że trudno w to uwierzyć.Jestem blondynką (sztuczną ale zawsze). Tego rześkiego dnia zrobiłam sobie (nie wiem dlaczego) dwie kitki (kucyki) ot takie dziewczęce uczesanie. Byłam przed 8 rano zawieźć brata do szkoły, wróciłam do domu na śniadanie i po chwili znowu siedziałam za kierownicą aby udać się do banku- jakieś 24 km od domu. Jadę.szybko bo tak zazwyczaj jeżdżę, muzyczka gra a ja sobie śpiewam...Banki - tiru riru i po sprawie. Wychodzę i widzę, że grupka ludzi dziwnie się patrzy na moje auto. Nie jest to żaden okaz więc to nie marka ich przyciągała a poza tym wśród gapiów była babcia i jakiś dziadunia- więc nie o samo auto chodziło.Pomyślałam, że pewnie ktoś mi coś głupiego napisał bo auto było brudne. Wsiadłam i szybko odjechałam aby nie być obiektem dziwnych spojrzeń. Zaparkowałam w centrum aby iść jeszcze na małe zakupy, korzystając z okazji, że się z woichy wyrwałam. wysiadam i słysze jak się kot drze pod moim autem. Padłam na ziemię jak weteran wojenny na hasło o granacie.Nic nie ma...?!Ale słyszę przecież wyraźnie jak się kot drze gdzieś w okolicach...no właśnie... gdzie.......silnika!!!!Maska w górę....nie ma...kot ryczy w wniebogłosy jakby mu wyrywano Pazury i nie tylko, ja ryczę bo wyobrażam sobie, że on cierpi i umiera, żul obok ryczy...ze śmiechu i generalnie HAKUNA MATATAKot jest ale jakoby go nie było, ja szukam, tłum rośnie. Milion dobrych rad typu "pani mu da kiełbasę to sam wyjdzie" itp.W końcu JEST! znalazłam kota w zderzaku- spojlerze. Już teraz rozumiem co się stało. Auto po odwiezieniu brata nagrzało się a mały kociak (których było na podwórku kilka) wlazł przez szparę aby się zagrzać. Ja wyskoczyłam z domu on siedział cicho no i wio...pojechałam. Muzyka grała to nie słyszałam jak on się darł. Pod bankiem chyba zemdlał bo jak wyszłam to się nie darł...No i co teraz. jest kot, wiem gdzie ale tam nie idzie nawet palca wcisnąć a kota widać ino grzbiet i widać, że jest wciśnięty - pewnie pędem powietrza.Ktoś rzucil hasło, że do warsztatu, na podnośnik. nie wiedziałam gdzie jest warsztat najbliższy. Nagle żulik, chyc do autka i że on mi pokaże (dobry człowiek swoja drogą).Okazało się że podjechaliśmy pod autoryzowany warsztat Fiata. Ja mam volzwagena więc ...Wchodzi zapłakana blondynka do warsztatu. Pan pyta w czym może pomóc i widzi przez szybe auto- że to nie fiat.Blondynka na to "trzeba wyciągnąć mi kotka!" Tak to musiałao wyglądą debilnie, że mi facet nie uwierzył. Długo trwało aż zakumał o co mi chodzi. Po wielku dyskusjach auto stanęło na podnośniku. 3 mechaników odkręciło pól podwozia i wyciągnęli kotka- całego i zdrowego.ja z kotkiem (z dziwnym tikiem nerwowym nie wiedzieć skąd)na rękach idę do szefa, że chcę zapłacić za pomoc a on mi na to:"ale my nie mamy wyciągania kotków w cenniku:-) "pojechałam.zanim dojechałam do domu i pracy juz wszyscy wiedzieli co się stało i ryczeli ze śmiechu bo mechanik znał kolegę itp itd..Kot żyje do dziś, dziwnie podskakiwał przez kilka tygodni ale mu minęło. Nazywa  się Volzwagen. Trafił do kochającej rodziny.Miał przygodę życia kiedy po dziurawej szosie pędziłam 130 km/h myślę, że nigdy nie zapomni tego uczucia "wiatru we włosach "



 Dobre  

Szumol ta historia o kocie mnie po prostu rozwaliła...mało nie umarłam ze śmiechu...teraz pewnie przez resztę dnia będę rżeć sama do siebie jak tylko mi się przypomni...:))))

a ja miałam taką historię, troszkę straszną, choć dziś się z tego śmieję... Poszłam do farnego kościoła w moim rodzinnym mieście wyspowiadać się. Jest tam dyżurny konfesjonał, więc zawsze jest taka możliwość. Klękam, mówię formułę, wyznaję grzechy ze spuszczoną pokornie glową i prosze o przebaczenie....a tu cisza....chwilkę odczekałam, po czym podniosłam głowę. Patrzę - starszy ksiądz siedzi, głowa mu zwisa na piersi i jakoś tak wygląda niezbyt żywo. Zamarłam. Myslę - cholera on chyba umarł, zawał czy co? Tak straszne grzechy miałam?! Zdławionym głosem mówię cicho "proszę księdza, ...proszę księdza"...nadal cisza i bezruch...myślę sobie "no to koniec, ksiądz umarl, ja nie mam rozgrzeszenia, w kościele trwa msza, co ja mam teraz zrobić? Katechizm Kościoła Katolickiego nic nie mówi, co zrobić w przypadku śmierci księdza podaczas spowiedzi!"... zaczęłam się nerwowo wiercić, bo już myślalam o wyjściu z konfesjonału i wzywaniu pomocy...a tu nagle - "wyznaj swoje grzechy dziecko"...ksiądz zmartwychwstał!!!....ja na to "już wyznałam"..."acha. a pokute ci zadałem?" "jeszcze nie" "no to odmów sobie.." po czym przystąpił do formuły rozgrzeszenia i gdy już miał robić znak krzyża, to ręka mu opadła, glowa też i znów zapadł w letarg. myślę "no nie, znowu umarł!!! co teraz?!" w końcu się jednak ocknął i dobrnelismy do końca. Ów ksiądz choruje na cukrzyce i stąd te letargi, ale ja wtedy tego nie wiedziałam. Teraz gdy na niego trafiam, to już jestem przygotowana, ze tak powiem

Ja bym chyba zawału w tym konfesjonale tam dostała;O

helenka25 O M G!!!! xdexdxdxdxdxdxd

leze i placze ze smiechu


To było dawno, jak jeszcze chodziłam do szkoły
Miałam jakiś ważny egzamin z rachunkowości i można było używać kalkulatorów:)
wstałam tak że do wyjścia miałam 8 min bo budzik nie zadzwonił byłam bardzo zdenerwowana
Zaczęłam szybko sie  pakować, malować , myć.
Uderzyłam się z dwa razy w nogę, jak udało mi się wyjść z domu uciekł mi autobus (przed nosem facet mi zamknął )
Już w oczach łzy i panika ale szybko pomyślałam wzięłam taksówkę wysiadam przy szkole i oczywiście kasy nie miałam wystarczającej
Taksówkarz do mnie że wracamy do domu (bo powiedziałam że mam w domu pieniądze)   albo bankomat . mówię mu że  za 10 min mam egzamin i nie mogę spóźnić się a ten twardy znowu łzy w oczach ale widzę z daleko kolegę poprosiłam ,pożyczył mi i spoko .
Wchodzę na sale szczęśliwa że nie spóźniłam się  .
Profesor mówi proszę wyciągnąć długopisy i kalkulatory
Wyciągam długopis i........................pilota od telewizora
najpierw się śmieje ale szybko śmiech zmienia się w płacz ....wszyscy leżą ze śmiechu profesor też
Nie miałam siły pisać tego w ten dzień  został przełożony na za tydzień  wszyscy wysłuchali co mi się przytrafiło i uwierzyć nie mogli:))

szumol napisał(a):

. Wredne małpy swoja drogą he he :-)

zgadzam sie wredne bardzo wredne

super macie historie dziewczyny :-)

Wieczorem opowiem o kotku LULUSIU ale to długa historia więc teraz coś podobnego to księdza z letargiem.

W liceum dostałam jakiegoś ataku serca czy coś i lekarze myśleli, że miałam zawał więc mnie tydzień na ostrym dyżurze czy R czy jak to się tam nazywa, trzymali. Była to sala dla zawałowców z aparatura itp. Obok leżał tylko jeden pan po zawale taki w bardzo podeszłym wieku.
No i byliśmy podpięci pod te maszynki co ronią pip i widać wykres bicia serca.
Pierwszej nocy obudził mnie ciągły sygnał tej maszyny.
Zerwałam się i pomyślałam "umarłam" ale moja działała.
Patrze na faceta a on ma prostą linie i ten ciągły dźwięk. Twarz wykrzywiona, jęzor na wierzchu. No to poniosły mnie emocje. Zaczęłam dzwonić dzwoneczkiem ale nie działał i żadna pielęgniarka nie przyszła.
No więc swoje kabelki pod pachę wzięłam i turlam się do pielęgniarek. W między czasie sie rozpłakałam z wrażenia. Wpadam do kobit i mówię, że ten pan obok umiera.
Jedna poszła. Popatrzywszy na mnie dziwnie. Wcale nie pobiegła. Ja zdziwiona z całym ustrojstwem pod pachą wracam do łóżka a pielęgniarka podchodzi do maszynki tego pana. Wali pięścią w nią dwa razy i mówi: "jak sie zatnie to proszę stuknąć" i wychodzi.
Siedzę i płaczę ze śmiechu 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.