Temat: Zupełnie Inny Wątek - poznaj tajemnice forumowiczów

regulaminu należy się bezwzględnie trzymać


1. wypowiadamy się w trzech punktach
2. komentarze wpisujemy pod nimi
3. w punktach opisujemy fakty ze swojego życia, dnia, danej chwili. Wszystko co nam w danym momencie przychodzi do głowy.
Tutaj możemy się wygadać. Pytać, odpowiadać, opowiadać.

np. 1. jak byłam mała spadłam z krzesła i złamałam sobie trzeci palec od lewej na prawej nodze.
2. jest mi smutno bo nikt nie napisał, że schudłam pod dodaniu tematu "na ile wyglądam, ile powinnam jeszcze schudnać"
3. zjadłam budyń, był pyszny.
dopisek: jaki super temat! wspierajmy się! W kupie siła! kochajmy się i cmokam i ściskam i guuubiiimyyy kolorie.

4. sarkazm i krytyka jest jak najbardziej na miejscu
5. możecie tu pisać dosłownie wszystko, o wszystkim i o wszystkich.
6. wyrażamy się w sposób kulturalny
7. nie obrażamy nikogo i nie grozimy nikomu.

1. No wiem, wiem :( Kurcze... ale jestem w stanie poswiecic kolejnych 5 lat, zeby robic w zyciu to co lubie. Powiem tylko, ze kierunek stworzony dla mnie :)

2. Spedzilam wczoraj caly dzien w pociagu, nie mialam dobrych polaczen, kiedy tylko wrocilam do domu rzucilam sie na lozko liczac ze obudze sie w dobrym nastroju, ale nadal jest mi przykro. Widzialam wczoraj to , zablokowali moj pociag i wiecie co bylo najgorsze? Reakcje ludzi. Zadnej gadki o tym, w jakiej beznadziei trzeba sie obracac, zeby targac sie na swoje zycie, tylko "zachcialo mu sie skakac, a ja sie spiesze". Ok, wiem ze kazdy ma swoje zycie, wlasne sprawy, nie da sie zawsze pochylac nad cudzym nieszczesciem, ale to byla dla mnie zupelna znieczulica. 

3. Olek, to bylo tylko ogolne gadanie, wiec bron borze nie stosuj tego do swojej sytuacji, trzymam za Was kciuki ;) Nie wiem oczywiscie czy dostaniesz tam prace, czy w ogole nie odwidzi sie Ci taka sciezka kariery (wieczne uzeranie sie z ludzmi? ;-)), ale polaczenie kierunkow wydaje sie naprawde sensowne i dajace wiele mozliwosci.          

                         

1. Frik, nie zazdroszczę przygód. Wstrząsające to jest. A zdjęcia przerażające: krótka historia śmierci w czterech pastelowych klatkach.
2. Pakuję się na pełnym zdenerwowaniu. Jutro pierwsza, większa część bagaży musi znaleźć się na nowym mieszkaniu. Potem wpada W. Stres niestety wyładowuję krzycząc na wszystkich i jedząc. W weekend muszę zacząć szukać pracy. Jak zwykle przeprowadzka jest dla mnie wiadrem zimnej wody, jakbym zapomniała się do tego wcześniej przygotować. 
3. Już bardzo chcę spokoju i chcę się ogarnąć, zadomowić, zamieszkać, poczuć dobrze w swoim nowym domu. I patrząc na swoje bagaże zastanawiam się czy brać kołdrę czy śpiwór, bo przecież nigdy nic nie wiadomo i może tak jak w zeszłym roku, w tym też któregoś dnia będę musiała spakować swoje walizki, zamówić taksówkę i przeprowadzić się w inną część miasta.
1. Danger, nie chciałabym tak ciągle zmieniać mieszkania. Bo dziwnie tak nie mieć swojego konta na świecie, tylko tu pomieszkać, tam pomieszkać.
2. Jakaś cholera ruska zaraziła mnie -.-' Ale wszyscy muszą chodzić do szkoły, czy to gorączka, czy angina, bo muszą poumierać na matmie i udawać, że cokolwiek z tych zadań rozumieją, gdy mózg nie pracuje.
3. I jakoś w tym wszystkim nie pociesza mnie myśl, że jutro jazdy >.<
1. Jern, chwilowo nawet czerpałam radość z takiego życia na walizkach, koczowania, chociaż w każdym mieszkaniu próbowałam znaleźć swoją przestrzeń, ulubione miejsce do czytania, picia kawy. Przyzwyczaiłam się do takiej cyganichy, chociaż ostatnio pojawiły się u mnie marzenia o własnym domu :)
2. Świetnie czułam się w Bośni, przyjechałam z jedną walizką, a potem wybyłam na kilka dni do Chorwacji z kilkoma podstawowymi rzeczami w torebce. Czułam się cudownie i pokochałam stan bycia w drodze. Pewnego dnia siedziałam na tarasie u nowo poznanej Chorwatki, patrzyłam na Korćulę o zachodzie słońca, która wyglądała jak miasto ze Spirited Away, w którym powoli zapalały się kolorowe lampy, pisałam o swoich wrażeniach i prawie poryczałam się ze szczęścia. Dzisiaj czytałam te zapiski i znowu poczułam ten stan pełni szczęścia. Brzmi nieco bełkotliwie, ale to chyba były najlepsze chwile mojego życia. Byłam z dala od polskiego bałaganu, w pięknym miasteczku, u boku wspaniałych ludzi.
3. A tak wracając z kosmosu, panuje teraz okropny wirus, sama leżałam prawie tydzień.
1. Stojąc na balkonie, z zaschniętymi łzami na policzkach, fajką w ręku (wybaczcie, ale mnie uspokaja) i czerwoną łuną słońca chowającą się za ciemnymi drzewami czuję się jak rasowy dekadent. Bo i od paru dni mam takie przykre uczucie, jakbym co rano zaczynała na nowo walkę ze światem. Walczę ze sobą, żeby się nie rozpłakać na środku klasy na matmie (bo mi zadania maturalne nie idą, a dziewczyny się śmieją wokół 'przecież to takie łatwe!'), uciekam przed spojrzeniami ludzi idąc przez park, powstrzymuję łzy na jazdach, gdy kolejny raz słyszę, jaka to ja głupia i jak to ja nie myślę (naprawdę, co jazdy słyszę 'No przecież ty w ogóle nie myślisz dziewczyno!'). Próbuję mieć w miarę obojętną minę, gdy moje dobre znajome (bo słowa 'przyjaciółka' za nic nie użyję) z klasy umawiają się na spacer po lekcjach, a do mnie nic, żebym się z nimi przeszła. Walczę, uciekam i cierpię (sic!) gorzej niż Kordian. Paskudny stan i paskudne żale, ale gdzieś to muszę napisać.
2. Friczek, a ja dalej nie wiem, co ty zamierzasz znów studiować!
3. Budka Suflera jest jakoś idealna na mój nastrój.
1. Jern, czasem uświadomienie sobie pewnych praw, które działają w naszym życiu bardzo pomaga, chociaż nie można fizycznie zmienić sytuacji np. klasy (ale instruktora można!:)). Są wokół nas osoby, które zabierają nam energię, to może być natrętny adorator, mama, paskudna koleżanka. Można je nazywać różnie, to wampiry energetyczne, toksyczne osoby itd. Ważne, żeby je zlokalizować i odciąć ich wpływ na nas. Czasami samo rozpoznanie takich osób stwarza w naszej głowie większy dystans do nich, pomaga sobie z nimi radzić. To musi wyjść od Ciebie, nie pozostawaj bierna.
2. W maturalnej przeżywałam dokładnie to samo z moimi psiapsiółkami. Nigdy nie czułam się dobrze w swojej klasie, więc gdy w maturalnej poczułam się 'na wylocie' wpadłam w szał nauki, co bardzo dobrze odbiło się później na wynikach mojej matury. Może nie był to najbardziej szalony rok w moim życiu, ale jeden z najbardziej wartościowych. Nie martw się majcą, kup sobie książkę Kiełbasy i ryj zadania jedno po drugim. Prawie nie przeszłam do maturalnej przez matematykę, po roku ostrej nauki zdałam podstawę na 84%. Nie piszę tego po to, żeby się chwalić, ale żeby udowodnić, że można, nawet jeśli wcześniej myślało się, że jest się matematycznym debilem :) Jeśli ja mogłam, to Ty też możesz, tym bardziej! :)
3. Jestem na nowym mieszkaniu, czuję się jeszcze tak obco, szorstko i w ogóle. To kwestia początku, minie po miesiącu, jak zwykle. Jest ok! :)

1a. Dobrze Ci Dang radzi Jernus- trzep Kielbase (+10 do burackiego poczucia humoru z przyjemnosci odpowiadania na smsy : "co robisz? -trzepie kielbase, jesli wiesz co mam na mysli"), poza tym to chyba najlepszy zbiorek. Moge sie zalozyc ze glownym powodem dla ktorego czujesz ze nie ogarniasz jest emocjonalne zapetlenie sie, samo nastawienie ze nie dasz rady. Nie wiem jak to jest mozliwe, ze przy Twojej inteligencji masz tak niska samoocene odnosnie wlasnych predyspozycji intelektualnych, zabilabym smiechem kazdego kto rzuca chocby cien sugestii ze nie wystajesz ponad tlum zawartoscia lebka. Niejako rozumiem Twoja sytuacje, u mnie rowniez psychika potrafi oslabic chocby koncentracje, niemniej jednak kluczowe jest tu wlasnie podejscie.

1b. Choc przeczytalam wczoraj Twoj post, nie odpisalam bo w zasadzie miedzy odczuciami jakie chcialam tu rzucic, panuje pewna dychotomia. Dlaczego sama nie mialabys poszukac interakcji z ludzmi ktorych obecnosc w Twoim zyciu Cie interesuje? Mysle ze swiadomosc iz w okol istnieja ludzie ktorzy walcza z podobnymi demonami, dalaby Ci duzo sily. Kreowanie w sobie poczucia osamotnienia, ktore niekoniecznie jest prawdziwe nakreca to Twoje zagubienie. W zasadzie to rada ktora powinnam dac w tej chwili samej sobie. Tak wlasnie czuje sie ostatnio. Choc nie narzekam na brak ludzi w okol, mam poczucie ze 99 procent z nich nie rozumie tak naprawde tego z czym sie zmagam. W efekcie nie dziele sie pewnymi rzeczami z otoczeniem, bo i po co obciazac kogos wiedza ktora w najlepszym razie sprawi, ze poczuje sie winny za to ze nie potrafi naprawic poprzestawianych trybikow w zaczarowanych krainach chorego gleju panny F?

Naprawde chcialabym to z siebie zrzucic. Albo poprostu wtulic sie w kogos i zwyczajnie wyplakac, skoro obecnosci remediow na moj stan nie zanotowano. Nie jestem smutna, tylko pogubilam sie, pomimo poczucia ze widze cien sensu. Dezintegracja jakiejs czesci sprawila ze lepiej odczuwam wlasna tozsamosc, od ktorej tym razem nie bede probowala juz uciekac. Za zwiekszona swiadomoscia siebie jednak przyszlo poczucie, ze musze pogodzic sie z mysla iz moje zycie juz zawsze bedzie balansowaniem ponad pulapkami jakie zastawia na mnie moj wlasny umysl. Sorry, ze tak tu sie ekshibicjonizuje.  

3. Ciekawe bylo to co napisalas o domu Dang, w takim inter-znaczeniowym ujeciu. Z jednej strony chcialabym miec kąt ktory do reszty bylby tylko moj, chociaz nigdzie nie czuje sie calkowicie "w domu", nie przywiazuje sie do miejsc, lubie sie przemieszczac. Z drugiej strony mysle, ze potrzeba posiadania miejsca w ktorym mozna sie schowac jest immanentna ludziom w ogole. Wyobrazacie sobie to odarcie z braku poczucia bezpieczenstwa jakie funduje np bezdomnosc? 

4. Ja sprzed jeszcze pol roku temu, z dzika radoscia rzucilaby sie w wir zakochulcowania. To zawsze stanowilo jakas forme ucieczki. W tej chwili jednak widze, ze nie ma to wiekszego sensu. Poza tym mam pewnosc ze zatracenie sie w bliskosci zwienczone rozczarowaniem akurat w tej chwili zniszczyloby mnie. Choc normalnie dzwigam calkiem znosnie taki scenariusz. Jestem szczesliwa, spokojna, ale kruchosc tego stanu sprawia ze podejmuje jedynie niewielkie kroki i stapam raczej na palcach, zamiast typowych siedmiomilowych skokow, wielkich szturmow, podchodzenia do zycia na zasadzie "Frik wielki konkwistador świata". (rotfl, naprawde to napisalam? )

Btw - trzym sie Dang :* btw 2 - jak wyniki Wu? wiadomo cos?

1. Friku, z W. sprawa się skomplikowała, z mojej winy w większości. Zaczęliśmy się od siebie odsuwać, zwłaszcza on ode mnie, nie potrafiłam na to jakoś racjonalnie zareagować, bo czułam się pokrzywdzona i odrzucona, zapominając, że wisi nad nim wyrok i ma prawo do dziwnych zachowań. Myślałam, że odebrał wyniki przedwczoraj i ubodło mnie, że dalej milczał. Po ostatniej kłótni, w której stwierdziłam, że już nie mam siły go rozumieć (a on mnie) rozeszliśmy się, to było wczoraj. Na koniec powiedział, że za godzinę będzie miał już dokładne info co i jak i czuje, że powinien mi dać znać. Ale do tej pory milczy. Wstyd mi było cokolwiek o tym pisać, bo zachowałam się strasznie infantylnie, to był test dojrzałości, a ja go nie zdałam. Nie potrafiłam go wesprzeć. Nie mogę się do niego pierwsza odezwać. Czekam na jakiś sygnał od niego, choć jestem przygotowana na to, że prędzej dowiem się kiedyś, od wspólnych znajomych, co tak naprawdę teraz przeżywa. Proszę, nie piszcie mi, że to nie moja wina, wiem, że zachowałam się totalnie źle, bo zostawiłam go w najgorszym momencie. Najbardziej boję się tego, że gdyby wszystko było ok, jednak dałby mi znać, bo nie jest potworem, a skoro wciąż nie daje znaku życia, chyba dzieje się coś złego. I nie ma mnie przy nim.
2. Całą noc miałam koszmary, plastyczne jak rzeczywistość, dotyczące wszystkiego, co się teraz dzieje. Może sny znaczą coś odwrotnego? Może to tylko lęk znalazł sobie ujście.
3. Brak inwencji twórczej na pkt 3.

up: aby dopełnić obrazu beznadziejności z mojej strony: od początku, tj. od maja nie chciałam z nim być. Od czerwca do sierpnia nie mieliśmy kontaktu. Później też wiedziałam, że nie jest to dobry pomysł, żebyśmy byli razem. Zdecydowałam, że to skończę i dzień później dowiedziałam się o chorobie. Nie mogłam, nie potrafiłam tego zakończyć, postanowiłam go wspierać, oddać mu część swojego życia. To było skrajnie egoistyczne. Nie wytrzymałam. Poczułam, że składam mu w ofierze jaką część siebie, a on zaczyna się na mnie wyżywać. Nie mogłam sobie poradzić z napięciem, zaczęłam złe emocje oddawać w jego kierunku. Resztę już znacie.

Jeśli ktoś tu jest ekshibicjonistą, to własnie ja w tym momencie.

1. Dang, sek w tym ze Ty naprawde nie zrobilas niczego zlego. Cudza choroba nie jest podstawa do usprawiedliwiania ze nasze meczenie sie w zwiazku, dyskomfort jest czyms co powinnismy wziac na siebie (nie potrafie dobrze wyartykulowac tej mysli, ale mam nadzieje ze rozumiesz o co mi chodzi). Wsparcie jest Twoim wyborem wynikajacym z tego, ze sama czujesz ze to jest wlasciwe, niemniej nie uwazam zeby byl to jakis obowiazek moralny wobec osoby ktora cos z Nami kiedys laczylo. Jednakze, rozumiem Twoje odczucia w tej chwili, sama pewnie bym sie tak czula. Jestes wrazliwa, masz sumienie ziomus, ale nie badz wobec samej siebie nadmiernie surowa. 

Nie wiem co bym zrobila na Twoim miejscu, ale mysle ze jesli nie odezwiesz sie do Niego w tej chwili, to sama siebie zameczysz wyrzutami do czasu kiedy uzyskasz jakies sensowne informacje o Jego zdrowiu. A jeśli dowiesz sie od Jego znajomych, to przypuszczalnie poczujesz sie jak ostatni tchórz. Sek w tym, ze wydaje mi sie ze skontaktowanie sie z nim w sprawie zdrowia pociagnie przypuszczalnie za soba poczucie obowiazku w Tobie samej, zeby dalej udzielac mu pomocy. A moim zdaniem choc zapytac wypada, nie powinnas czuc sie zobowiazana do dalszego kontaktu. To przypadek, ze to wszystko wydarzylo sie w akurat takich okolicznosciach. 

2. Chcialam przekulac sie na "w drodze" ze Stuartową, ale kurna oczywiscie nie wyswietlaja tego tymczasowo w zadnym z kin w moim miescie. Och pardon, kulturalnym zascianku swiata zwanym duzym nowoczesnym miastem :< Friksien jest bardzo niezadowolony. To wlasnie jest kontrolficzenie moje panie. Jeden drobiazg w planie na idealne popoludnie, a nastroj zrypany. Coz, pozostaje mi chyba zabrac sie za powtarzanie frencza i nołlajfienie na kocyku w parku. Jakos nie chce mi sie rozmawiac z kimkolwiek. Ale ponad tym wszystkim mam poczucie ze wreszcie jest dobrze. Wrocilam na wlasciwy tor i waląc banalem po pietach, stwierdzam ze nic nie smakuje rownie dobrze jak realizacja samej siebie.   

3. Prezentując wyszukaną metafore na obecny stan umyslu, powiedzialabym ze jestem jak Torres przed finalem euro '12 (?) 


1. Wyniki wyszły pozytywne. Na mój wybuch radości W. zareagował chłodno i uświadomił mnie, że czekał na negatywne, a przed nim biopsja i reszta badań.
2. Friku, cieszym się i mam zamiar robić to samo, tj. realizować się :)
3. I dziękuję :*

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.