Temat: Eutanazja - co sądzicie na ten temat?

Natrafiłam dzisiaj na ig na dziwny filmik. Najpierw myślałam, że to jakieś fake video wygenerowane przez ai, ale okazuje się, że nie.

Ta dziewczyna ma 31 lat i ma wodogłowie. Nie mówi, nie chodzi, nie porozumiewa się. Jest przykuta do łóżka. Matka robi na jej chorobie content. Po obejrzeniu kilku filmików zgodnie z moim chłopakiem stwierdziliśmy, że powinno się ukrócić jej cierpienie. Jakie Wy macie na ten temat zdanie? Czy pozostawianie przy życiu takiego człowieka jest dobre? Wiem, że inna sprawa jest taka, że w Brazylii eutanazja jest zabroniona, ale gdyby była legalna?

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

ladyinredscrubs napisał(a):

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

Tylko właśnie jak to wyliczyć? Kiedy już jest ten moment, żeby pozwolić? Czy granicą będzie 5 prób samobójczych czy 10? A może okres trwania zdiagnozowanej depresji? Np 4 lata i zero poprawy albo 7 lat i zero poprawy. Ale tez jak to zmierzyć, bo może własnie pod koniec tego 7 roku stan zaczyna się poprawiać, ale jeszcze nie ma tego efektu wow, ale jakby poczekać jeszcze rok, to będzie inny człowiek zupełnie? Czy też patrzeć na wiek? Do 50 niech się męczy z depresją ale po 50 to już niech robi co chce bo za długo się męczył. Właśnie o to chodzi, że to są rzeczy niepoliczalne, nie da się znaleźć dwóch osób u których będzie sytuacja 1:1 a co dopiero stworzyć jedne przepisy dla wszystkich. Jedna osoba po 10 latach depresji i 10 próbach samobójczych może się wygrzebać i wieść kolejne 40 lat w szczęściu i spełnieniu a inna będzie się męczyła do końca życia z myślami samobójczymi. Skąd wiadomo który przypadek jest który i czy jeszcze się starać leczyć czy pozwolić mu się zabić?

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

Tylko właśnie jak to wyliczyć? Kiedy już jest ten moment, żeby pozwolić? Czy granicą będzie 5 prób samobójczych czy 10? A może okres trwania zdiagnozowanej depresji? Np 4 lata i zero poprawy albo 7 lat i zero poprawy. Ale tez jak to zmierzyć, bo może własnie pod koniec tego 7 roku stan zaczyna się poprawiać, ale jeszcze nie ma tego efektu wow, ale jakby poczekać jeszcze rok, to będzie inny człowiek zupełnie? Czy też patrzeć na wiek? Do 50 niech się męczy z depresją ale po 50 to już niech robi co chce bo za długo się męczył. Właśnie o to chodzi, że to są rzeczy niepoliczalne, nie da się znaleźć dwóch osób u których będzie sytuacja 1:1 a co dopiero stworzyć jedne przepisy dla wszystkich. Jedna osoba po 10 latach depresji i 10 próbach samobójczych może się wygrzebać i wieść kolejne 40 lat w szczęściu i spełnieniu a inna będzie się męczyła do końca życia z myślami samobójczymi. Skąd wiadomo który przypadek jest który i czy jeszcze się starać leczyć czy pozwolić mu się zabić?

karolka, tu bardziej chodzi o możliwości dalszego leczenia, które przyniesie zadowalające efekty. Ale jeśli pacjent zaliczył możliwe psychoterapie, oddziały otwarte i zamknięte, a żadne leki nie pomagają, to lekarzom metody się kiedyś kończą i wypadałoby uszanować decyzję pacjenta. I nie ma co gdybać, że może jutro nastąpi poprawa, za rok będzie dostępny na rynku lek nowe generacji, tu trzeba ocenic stan na dzień dzisiejszy i myślę, że lekarze potrafią to zrobić. 

Swoja droga sama możliwość eutanazji w niektórych przypadkach może byłaby dla kogoś szansą na życie. U jednych sąsiadów mojej babci zabił się syn, miał około 40 lat, po rozwodzie, z dzieckiem, u drugich sąsiadów babci też syn, 18 lat. W tej samej wsi też mężczyzna uzależniony od alkoholu, też po rozwodzie i jeden ojciec kilkorga dzieci. U moich sąsiadów zabił się ojciec, i kolega moich rodziców. Bardzo dużo znałam samobójców. I tak sobie myślę,że gdyby eutanazja była legalna to może oni by spróbowali legalnie się zgłosić, a wtedy byłaby możliwość zauważenia ich problemów i jakiejś pomocy. Nie wiem czy oni byliby skłonni wybrać tę drogę czy i tak zrobiliby to w ukryciu, ale w tej chwili i tak nie żyją. A gdyby tak mogli gdzieś pójść i ktoś by z nimi porozmawiał?

Krummel napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

Tylko właśnie jak to wyliczyć? Kiedy już jest ten moment, żeby pozwolić? Czy granicą będzie 5 prób samobójczych czy 10? A może okres trwania zdiagnozowanej depresji? Np 4 lata i zero poprawy albo 7 lat i zero poprawy. Ale tez jak to zmierzyć, bo może własnie pod koniec tego 7 roku stan zaczyna się poprawiać, ale jeszcze nie ma tego efektu wow, ale jakby poczekać jeszcze rok, to będzie inny człowiek zupełnie? Czy też patrzeć na wiek? Do 50 niech się męczy z depresją ale po 50 to już niech robi co chce bo za długo się męczył. Właśnie o to chodzi, że to są rzeczy niepoliczalne, nie da się znaleźć dwóch osób u których będzie sytuacja 1:1 a co dopiero stworzyć jedne przepisy dla wszystkich. Jedna osoba po 10 latach depresji i 10 próbach samobójczych może się wygrzebać i wieść kolejne 40 lat w szczęściu i spełnieniu a inna będzie się męczyła do końca życia z myślami samobójczymi. Skąd wiadomo który przypadek jest który i czy jeszcze się starać leczyć czy pozwolić mu się zabić?

karolka, tu bardziej chodzi o możliwości dalszego leczenia, które przyniesie zadowalające efekty. Ale jeśli pacjent zaliczył możliwe psychoterapie, oddziały otwarte i zamknięte, a żadne leki nie pomagają, to lekarzom metody się kiedyś kończą i wypadałoby uszanować decyzję pacjenta. I nie ma co gdybać, że może jutro nastąpi poprawa, za rok będzie dostępny na rynku lek nowe generacji, tu trzeba ocenic stan na dzień dzisiejszy i myślę, że lekarze potrafią to zrobić. 

niestety nie potrafia, ktos mi bardzo bliski - 5 prob, intensywna terapia i z braku dobrej diagnozy przeszla wszystkie oddzialy w szpitalu,dwa lata wyjete z zyciorysu.  W koncu organizm zle reaguje na leki i przestaja dzialac nerki.  Nastepuje przelom, na wlasna odpowiedzialnosc wyjscie ze szpitala, wspomozona hipnoterapia regresyjna wychodzi z tego. Idzie na studia,jest najlepsza na roku, zaklada rodzine. Jest szczesliwa matka. Bywaja okresy gdy depresja sie odzywa, ale po tylu zmaganiach zna narzedzia, metody by ten okres zniesc, przechodzi . Nie ma jasnych odpowiedzi w tym temacie.

Karolka_83 napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

Tylko właśnie jak to wyliczyć? Kiedy już jest ten moment, żeby pozwolić? Czy granicą będzie 5 prób samobójczych czy 10? A może okres trwania zdiagnozowanej depresji? Np 4 lata i zero poprawy albo 7 lat i zero poprawy. Ale tez jak to zmierzyć, bo może własnie pod koniec tego 7 roku stan zaczyna się poprawiać, ale jeszcze nie ma tego efektu wow, ale jakby poczekać jeszcze rok, to będzie inny człowiek zupełnie? Czy też patrzeć na wiek? Do 50 niech się męczy z depresją ale po 50 to już niech robi co chce bo za długo się męczył. Właśnie o to chodzi, że to są rzeczy niepoliczalne, nie da się znaleźć dwóch osób u których będzie sytuacja 1:1 a co dopiero stworzyć jedne przepisy dla wszystkich. Jedna osoba po 10 latach depresji i 10 próbach samobójczych może się wygrzebać i wieść kolejne 40 lat w szczęściu i spełnieniu a inna będzie się męczyła do końca życia z myślami samobójczymi. Skąd wiadomo który przypadek jest który i czy jeszcze się starać leczyć czy pozwolić mu się zabić?

Ale ja nie mówię o depresji jako takiej. Mówię o na przykład pacjentach, którzy maja złożone problemy, dwubiegunowi, borderline, itd. Oni cierpią, a to cierpienie psychiczne bywa gorsze niż fizyczne. 
i ja nigdzie nie mówię, że oni muszą się zabić, ale postuluje możliwość odejścia na własnych warunkach z godnością. To nie jest ani mój, ani Twój wybór, zmuszać kogoś do walki, bo może za 10 lat się coś poprawi.

ladyinredscrubs napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

ale ja nie mówię o takiej sytuacji. Natomiast jeżeli przede mną siedzi pacjent w wieku 50 lat, który ma historię choroby grubości Britanniki i próbował po wielokroć to życie zakończyć, powinno mu się pozwolić zrobić to z godnością. Bo on i tak to w końcu zrobi. 

Tylko właśnie jak to wyliczyć? Kiedy już jest ten moment, żeby pozwolić? Czy granicą będzie 5 prób samobójczych czy 10? A może okres trwania zdiagnozowanej depresji? Np 4 lata i zero poprawy albo 7 lat i zero poprawy. Ale tez jak to zmierzyć, bo może własnie pod koniec tego 7 roku stan zaczyna się poprawiać, ale jeszcze nie ma tego efektu wow, ale jakby poczekać jeszcze rok, to będzie inny człowiek zupełnie? Czy też patrzeć na wiek? Do 50 niech się męczy z depresją ale po 50 to już niech robi co chce bo za długo się męczył. Właśnie o to chodzi, że to są rzeczy niepoliczalne, nie da się znaleźć dwóch osób u których będzie sytuacja 1:1 a co dopiero stworzyć jedne przepisy dla wszystkich. Jedna osoba po 10 latach depresji i 10 próbach samobójczych może się wygrzebać i wieść kolejne 40 lat w szczęściu i spełnieniu a inna będzie się męczyła do końca życia z myślami samobójczymi. Skąd wiadomo który przypadek jest który i czy jeszcze się starać leczyć czy pozwolić mu się zabić?

Ale ja nie mówię o depresji jako takiej. Mówię o na przykład pacjentach, którzy maja złożone problemy, dwubiegunowi, borderline, itd. Oni cierpią, a to cierpienie psychiczne bywa gorsze niż fizyczne. i ja nigdzie nie mówię, że oni muszą się zabić, ale postuluje możliwość odejścia na własnych warunkach z godnością. To nie jest ani mój, ani Twój wybór, zmuszać kogoś do walki, bo może za 10 lat się coś poprawi.

Ja wiem o co Ci chodzi tylko mówię że ciężko znaleść ta granicę żeby w tym momencie zaprzestać już pomocy. Ogólnie też jestem za eutanazja tylko ciężko wyznaczyć ten moment żeby wyznaczyć jakieś konkretne prawa. I dlatego nikt się za to nie bierze.

Pasek wagi

Jestem za eutanazja , sama chciała bym się jej poddać. Co zaś do rodzenia dzieci to według mnie to najbardziej egoistyczne. Sama uległam temu 35 lat temu ale to jednak były inne czasy. Dziś nie chciała bym mieć dzieci, nie mam wnuków i mam nadzieję że nie będę ich mieć.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.