Temat: Na ile lat wyglądam?

.

Himawari napisał(a):

Cyrica napisał(a):

alez ja nigdzie nie mówię, że każdy ma być postrzegany jako piękny czy dążyć do piękna. Właśnie to próbuje cały czas powiedzieć. Gdyby nie opcje ulepszania brane przez niektórych za normę, średnia wrażenia piękna byłaby znacznie niżej. Po co my to sobie robimy?

coś w tym jest Cyrica. Mnie zawsze razi mówienie, że kobieta jest ?zaniedbana?. Może po prostu inaczej postrzegam kwestie zadbania i jego braku, bo dla mnie naprawdę są w tej kwestii rzeczy ważniejsze, niż manicure, a często to ?zadbanie? sprowadza się właśnie do takich detali. Paznokcie, rzęsy, fryzura to takie trio często wytykane. Potem są ubrania, a raczej brak dresów, czy podomek. ja np dla 90% vitalijek byłabym ?zaniedbana?, bo na co dzień nie nosze makijażu w ogóle, nie robię żadnych fryzur, a w domu i często na zewnątrz noszę tylko dresy. Ja natomiast czuję się  zaniedbana tylko wtedy, gdy nie mam czasu na swoją równowagę wewnętrzną i zaspokojenie własnych potrzeb (np ruchu, ujścia dla kreatywności, samotności, której potrzebuje dużo). Podoba mi się kierunek, w którym idą niektóre grupy w młodszych pokoleniach - np bez obsesji wyrównania proporcji do klepsydry. 

To jest moda. To, że zmieniła się moda, nie oznacza, że presja na wygląd jest mniejsza, bo nie jest. Jest imho większa niż za naszego pokolenia. My sobie te zmiany trendów interpretujemy jako wyzwoleniowe, bo wycinamy z nich fragmenty, które nam pasują. To, że wróciła moda na odkryte brzuchy i ekstremalną chudość, to sobie możemy pominąć - nastolatka niespecjalnie.

Jak się popatrzy na tik toka, to przecież to jest patologiczna więc gloryfikacja totalnie nierealnego standardu piękna.

menot napisał(a):

Himawari napisał(a):

Cyrica napisał(a):

alez ja nigdzie nie mówię, że każdy ma być postrzegany jako piękny czy dążyć do piękna. Właśnie to próbuje cały czas powiedzieć. Gdyby nie opcje ulepszania brane przez niektórych za normę, średnia wrażenia piękna byłaby znacznie niżej. Po co my to sobie robimy?

coś w tym jest Cyrica. Mnie zawsze razi mówienie, że kobieta jest ?zaniedbana?. Może po prostu inaczej postrzegam kwestie zadbania i jego braku, bo dla mnie naprawdę są w tej kwestii rzeczy ważniejsze, niż manicure, a często to ?zadbanie? sprowadza się właśnie do takich detali. Paznokcie, rzęsy, fryzura to takie trio często wytykane. Potem są ubrania, a raczej brak dresów, czy podomek. ja np dla 90% vitalijek byłabym ?zaniedbana?, bo na co dzień nie nosze makijażu w ogóle, nie robię żadnych fryzur, a w domu i często na zewnątrz noszę tylko dresy. Ja natomiast czuję się  zaniedbana tylko wtedy, gdy nie mam czasu na swoją równowagę wewnętrzną i zaspokojenie własnych potrzeb (np ruchu, ujścia dla kreatywności, samotności, której potrzebuje dużo). Podoba mi się kierunek, w którym idą niektóre grupy w młodszych pokoleniach - np bez obsesji wyrównania proporcji do klepsydry. 

To jest moda. To, że zmieniła się moda, nie oznacza, że presja na wygląd jest mniejsza, bo nie jest. Jest imho większa niż za naszego pokolenia. My sobie te zmiany trendów interpretujemy jako wyzwoleniowe, bo wycinamy z nich fragmenty, które nam pasują. To, że wróciła moda na odkryte brzuchy i ekstremalną chudość, to sobie możemy pominąć - nastolatka niespecjalnie.Jak się popatrzy na tik toka, to przecież to jest patologiczna więc gloryfikacja totalnie nierealnego standardu piękna.

to prawda, dlatego jednym z największych lęków mojego rodzicielstwa są social media, zwłaszcza że mam córki, a dziewczyny są na to bardziej podatne. znasz Jonathan’a Haidt’a i jego Anxious Generation? Polecam na maksa. 

Ja natomiast, z perspektywy osoby, której jedynymi social mediami jest bardzo curated feed na YouTube I vitalia, a więc opierając się głównie na „realu”, widzę większy luz ubraniowo-stylowkowy na ulicach. I mniej makijażu, co akurat łatwo poznać, bo te piękne mejkapy ze zdjęć na żywo wyglądają najczęściej ciężko i sztucznie

Wiesz co, ja nie wiem jak to interpretować. Pamiętam, że jak byłam nastolatką, to też była moda na wory i chodziłam w worach (w sumie we FR całe ostatnie 10 lat to nastolatki w wielkich bezkształtnych bluzach, tu się jakby nic nie zmienia), ale wynikało to właśnie z kompleksów i potrzeby uniknięcia porównywania się z innymi. W mojej klasie wory nosili wszyscy, poza może 2ma dziewczynami, które totalnie w kanon piękna się wpisywały i które nosiły bluzy rozpinane a pod nimi króciutkie bluzeczki z brzuchami na wierzchu i cyckami w pushupie xxl. Ten "olew" mody wcale nie wynikał z wysokiej samooceny, wręcz odwrotnie. Potem jak się zaczynała serio przepychanka na rynku matrymonialnym, to się człowiek chcąc nie chcąc wciskał w bardziej atrakcyjne ciuchy i to imho widać już o dziewczyn przed 20ką, i tuż po. Więc dla mnie to dokładnie to samo, tylko zdecydowanie większa presja. Bo i Lindsey Lohan z czasów mojej młodości była w sumie normalną dziewczyną, a babek obecnie na tik toku nie idzie już odróżnić od tworów AI.

No i też mam córkę i też mnie martwi jak ja jej mogę to nawigować. Bo balans między chęcią podobania się a zdrową samooceną to łatwo znaleźć jak się ma lat 40. Jak się ma 15, to te sprawy mają kolosalne znaczenie. Obiektywnie.

menot napisał(a):

Wiesz co, ja nie wiem jak to interpretować. Pamiętam, że jak byłam nastolatką, to też była moda na wory i chodziłam w worach (w sumie we FR całe ostatnie 10 lat to nastolatki w wielkich bezkształtnych bluzach, tu się jakby nic nie zmienia), ale wynikało to właśnie z kompleksów i potrzeby uniknięcia porównywania się z innymi. W mojej klasie wory nosili wszyscy, poza może 2ma dziewczynami, które totalnie w kanon piękna się wpisywały i które nosiły bluzy rozpinane a pod nimi króciutkie bluzeczki z brzuchami na wierzchu i cyckami w pushupie xxl. Ten "olew" mody wcale nie wynikał z wysokiej samooceny, wręcz odwrotnie. Potem jak się zaczynała serio przepychanka na rynku matrymonialnym, to się człowiek chcąc nie chcąc wciskał w bardziej atrakcyjne ciuchy i to imho widać już o dziewczyn przed 20ką, i tuż po. Więc dla mnie to dokładnie to samo, tylko zdecydowanie większa presja. Bo i Lindsey Lohan z czasów mojej młodości była w sumie normalną dziewczyną, a babek obecnie na tik toku nie idzie już odróżnić od tworów AI. No i też mam córkę i też mnie martwi jak ja jej mogę to nawigować. Bo balans między chęcią podobania się a zdrową samooceną to łatwo znaleźć jak się ma lat 40. Jak się ma 15, to te sprawy mają kolosalne znaczenie. Obiektywnie.

być może to jest chowanie się w za dużych ciuchach - ja to interpretowałam w innym kluczu, tzn dystansu do mody, do siebie, do konieczność doll’upu który jest tak powszedni w SM. Coś jak Billie Eilish. Sama wywodzę się z młodzieży subkulturowej ;) i kiedy się opierało nastoletnią tożsamość do przynależności do specyficznej grupy (w moim przypadku rockowo-metalowej) łatwiej było uniknąć pułapki standardów piękna. W te wdepnęłam dopiero dużo później, na poczatku studiów, co też miało związek z Facebookiem i właśnie rynkiem matrymonialnym :D

Wtrącę się Wam, dziewczyny. Ja też w młodości "subkulturowa", wprawdzie nie w workach, ale w bezpiecznej odległości od obowiązujących trendów i właśnie, mam wrażenie, że ten bunt dawał mi też chwilę oddechu od wyśrubowanych norm. Inna sprawa, że nawet mając BMI poniżej 18 czułam się gruba. 

Dziś za to patrząc na rówieśniczki wokół mnie (40+, bogate przedmieścia) miewam momenty, gdy czuję się nieatrakcyjna przez niedoinwestowanie. Nie dlatego, że o siebie nie dbam, ale dlatego, że w tej grupie standardem jest botoks, wypełniacze, blond odświeżany co 4-5 tygodni, podniesienie piersi i trener personalny.

A wracając do meritum: dla mnie Daga wygląda młodo i świeżo, bo ma taką "figlarną", dziewczęcą urodę.

Cyrica napisał(a):

No ok, ale czy jakbyś miała brata bliźniaka o identycznym nasyceniu to uznała byś że bez różu nie powinien wychodzić na zewnątrz, bo.... tu cała plejada argumentów o bladości, braku kontrastu i ogólnie czepialskich wobec natury.No nie. To się tyczy tylko kobiet więc pomimo pozornej racji są to argumenty z tyłu. To jest tylko rzecz gustu, a ten jest osobisty więc spokojnie można sobie darować takie analizy względem innych ludzi. 

chce się człowiek malować, spoko, ale to nie oznacza, że każda kobieta wygląda lepiej jak się umaluje czy przefarbuje włosy. A już kuriozum w tej kwestii są zrobione paznokcie czy rzęsy. 

Cyrica ale inne są normy piękna dla kobiet i dla mężczyzn. U mężczyzn raczej niski kontrast kolorytu jest pożądany, tzn. facet z wyraznym kolorem ust jest postrzegany za mniej atrakcyjnego niż taki o mniej "odznaczających się" kolorem ustach. U kobiet odwrotnie, kontrast ust czy oprawy oczu jest ogólnie uznawany za pożądaną cechę i myślę, że dlatego wymyślono makijaż. Ogólnie u ludzi jest mocno dosyć zaznaczony dymorfizm płciowy więc nie zgodzę się, że to, co jest fajne czy wygląda OK u faceta (np. odcień cery) będzie równie ładne czy fajne u kobiety. Żeby nie było - jestem przeciwna co do zasady "upiększaniu" na siłę typu "zabiegi" "medycyny" "estetycznej". na co dzień się nie maluję lub maluję mało, ale dostrzegam, czemu większy kontrast u kobiety jeśli chodzi o odcienie zwłaszcza twarzy i włosów jest uznawany za atrakcyjny. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.