- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
3 czerwca 2024, 19:17
Hej. Próbuje się odchudzić (narazie bezskutecznie) ale bardzo ciężko mi się powstrzymać od słodyczy. Ja nie kupuję i nie mam u siebie ale mieszkam z teściową u której wszędzie są porozstawiane słodycze i ciągle robi jakieś pyszne ciasta itp. Nie potrafię sobie odmówić. Dobrze mi idzie zdrowe jedzenie ale jak tam do niej schodzę to już sobie myślę : takie ma pyszności że żal się nie skusić … i co tu zrobić
U mnie w domu rodzinnym nigdy nie było słodyczy i z łatwością utrzymywałam zdrowy styl życia a teraz czuję że się uzależniłam
Edytowany przez asdfer 3 czerwca 2024, 19:27
4 czerwca 2024, 08:29
Jeśli nie możesz się powstrzymać, to staraj się zachować umiar. No i obiektywnie, ciasto mimo wszystko będzie lepszym wyborem niż słodycze sklepowe. Ciut zdrowsze, mniej się zje bo bardziej sycące, mniej kalorii wpadnie niż jak się rzucisz na cukierki/ciasta czy czekoladę. No i nie wiem jak Ty, ale ja w gościach mam opory żeby wyjadać słodycze tonami - co najwyżej coś skubnę, ale to nie są ilości, którymi można się martwić. Wszystko jest dla ludzi - można się poczęstować, byle z umiarem. A do swojego domu nie kupować.
4 czerwca 2024, 11:43
Ja znowu nie rozumiem problemu - nie mogę czegoś jeść, bo mi szkodzi (na cokolwiek, mam alergię, źle się po czymśtam czuję, wstaw tu cokolwiek), to nie jem. To Ty wybierasz, co wkładasz do ust, możesz poprosić teściową o jabłko, albo schodzić na dół z własnym talerzykiem pokrojonych owoców i warzyw, albo po prostu napić się herbaty/wody i pogadać. I też, jak zjesz jedną delicję, czy co tam teściowa ma, to nie utyjesz. Teściowej wolno mieć porozkładane słodycze, gdzie tam chce, nawet codziennie tort węgierski na stole, ale to Ty dokonujesz wyboru, co zjesz.
4 czerwca 2024, 11:58
Ja znowu nie rozumiem problemu - nie mogę czegoś jeść, bo mi szkodzi (na cokolwiek, mam alergię, źle się po czymśtam czuję, wstaw tu cokolwiek), to nie jem. To Ty wybierasz, co wkładasz do ust, możesz poprosić teściową o jabłko, albo schodzić na dół z własnym talerzykiem pokrojonych owoców i warzyw, albo po prostu napić się herbaty/wody i pogadać. I też, jak zjesz jedną delicję, czy co tam teściowa ma, to nie utyjesz. Teściowej wolno mieć porozkładane słodycze, gdzie tam chce, nawet codziennie tort węgierski na stole, ale to Ty dokonujesz wyboru, co zjesz.
Niestety nie bierzesz pod uwagę faktu, że jak ma się alergię czy nietolerancję, to zjedzenie danej rzeczy wiąże się z np. bólem brzucha. Po zjedzeniu słodyczy ja np. czuję się bardzo dobrze. Dodoatkowo słodycze są po prostu pyszne i bardzo często są dla niektórych osób jedyną przyjemnością w życiu.. Dlatego to takie ciężki i smutne zarazem.
4 czerwca 2024, 12:52
Ja znowu nie rozumiem problemu - nie mogę czegoś jeść, bo mi szkodzi (na cokolwiek, mam alergię, źle się po czymśtam czuję, wstaw tu cokolwiek), to nie jem. To Ty wybierasz, co wkładasz do ust, możesz poprosić teściową o jabłko, albo schodzić na dół z własnym talerzykiem pokrojonych owoców i warzyw, albo po prostu napić się herbaty/wody i pogadać. I też, jak zjesz jedną delicję, czy co tam teściowa ma, to nie utyjesz. Teściowej wolno mieć porozkładane słodycze, gdzie tam chce, nawet codziennie tort węgierski na stole, ale to Ty dokonujesz wyboru, co zjesz.
Niestety nie bierzesz pod uwagę faktu, że jak ma się alergię czy nietolerancję, to zjedzenie danej rzeczy wiąże się z np. bólem brzucha. Po zjedzeniu słodyczy ja np. czuję się bardzo dobrze. Dodoatkowo słodycze są po prostu pyszne i bardzo często są dla niektórych osób jedyną przyjemnością w życiu.. Dlatego to takie ciężki i smutne zarazem.
Cukier też uzależnia, może przydałby się jakiś detoks, ale w tych warunkach to będzie ciężko. Pewnie wiele osób mnie wyśmieje, ale ja poprosiłam partnera, żeby chował gdzieś słodycze u siebie, nie wiem w prywatnych rzeczach i kupował bez mojej wiedzy. Wtedy nie jem, bo niea, nie widzę, nic mnie nie kusi. Jak mam gorszy nastrój też nie zjem ma pocieszenie, bo nie ma. Jakby było na widoku to też bym czasem coś zjadła zapewne. Także ja rozumiem Twój problem.
4 czerwca 2024, 13:37
Ja znowu nie rozumiem problemu - nie mogę czegoś jeść, bo mi szkodzi (na cokolwiek, mam alergię, źle się po czymśtam czuję, wstaw tu cokolwiek), to nie jem. To Ty wybierasz, co wkładasz do ust, możesz poprosić teściową o jabłko, albo schodzić na dół z własnym talerzykiem pokrojonych owoców i warzyw, albo po prostu napić się herbaty/wody i pogadać. I też, jak zjesz jedną delicję, czy co tam teściowa ma, to nie utyjesz. Teściowej wolno mieć porozkładane słodycze, gdzie tam chce, nawet codziennie tort węgierski na stole, ale to Ty dokonujesz wyboru, co zjesz.
Niestety nie bierzesz pod uwagę faktu, że jak ma się alergię czy nietolerancję, to zjedzenie danej rzeczy wiąże się z np. bólem brzucha. Po zjedzeniu słodyczy ja np. czuję się bardzo dobrze. Dodoatkowo słodycze są po prostu pyszne i bardzo często są dla niektórych osób jedyną przyjemnością w życiu.. Dlatego to takie ciężki i smutne zarazem.
Cukier też uzależnia, może przydałby się jakiś detoks, ale w tych warunkach to będzie ciężko. Pewnie wiele osób mnie wyśmieje, ale ja poprosiłam partnera, żeby chował gdzieś słodycze u siebie, nie wiem w prywatnych rzeczach i kupował bez mojej wiedzy. Wtedy nie jem, bo niea, nie widzę, nic mnie nie kusi. Jak mam gorszy nastrój też nie zjem ma pocieszenie, bo nie ma. Jakby było na widoku to też bym czasem coś zjadła zapewne. Także ja rozumiem Twój problem.
Ja też doskonale to rozumiem. Wprawdzie teraz nie przeszkadzają mi leżące pod ręką słodycze, bo faktycznie po około 2 tygodniowym detoksie, gdzie się ich nie je, też tak do nich nie ciągnie. Ja teraz jestem na takim własnie etapie, że mnie nie ciagnie, nawet jeśli leżą na wierzchu a jak czasem zjem to przysłowiową kostkę czekolady czy jedno ciastko a nie całą paczkę na raz bez opamiętania. Ale miewałam takie czasy, że zeżarłam wszystko co było pod ręką, póki dna nie zobaczyłam i żadne rozsądne myślenie mnie nie powstrzymywało. Wiedziałam jak to się skończy, ale ręka mimowolnie sięgała i pchała do gęby. Nawet jeśli myślałam w danym momencie żeby nie jeść, to mnie to pokonywało. Wtedy niestety sprawdza się jedynie zerowa dostępność w domu i jak się wytrzyma jakiś czas, to potem przychodzi moment, gdzie faktycznie nie kusi, nawet jeśli jest. Cukier to mocny uzależniacz. Dodatkowo nie możemy wymagać aby każdy w naszym otoczeniu dopasowywał się do naszych chęci odchudzania i nie możemy wymagać aby sobie nie kupowali. Mężowi przykładowo mogę powiedzieć, żeby kitrał, ale teściowej nie zakażę posiadania słodyczy w jej własnym domu jeśli ma potrzebę :) Niestety, ale to my musimy się nauczyć koegzystować w społeczeństwie pełnym pokus :P
4 czerwca 2024, 15:10
Moze sprobuj sobie wyznaczyc reguly co jest ok a co nie. Co jest dla ciebie przyjemnoscia, a co tylko zapychaniem i ci szkodzi.
Ja trzymajac sie kiedys jadlospisu vitalii przerobilam tez ich "kurs" motywacji. I wyznaczylam sobie co jest w porzadku a co nie, jezeli chodzi o slodycze. Slodyczy nie kupuje, zeby siebie nie kusic. Nawet juz przestalam kupowac ciemna czekolade.
- jeden kawalek domowego ciasta czy ciasta w kawiarni z przyjaciolka, raz czy dwa na tydzien > ok, na zdrowie i smacznego
- niekontrolowalne wpychanie w siebie ciastek/ptasiego mleczka czy czegokolwiek innego podczas pracy czy zamiast konkretnego posilku > nie w porzadku, po co mi to, ani sie tym delektuje, ani najadam, cukier mi skacze i pobudza mi wilczy apetyt
- dwie czy trzy kosteczki ciemnej czekolady do herbaty po obiedzie, w spokoju > ok, moja chwila przyjemnosci i relaksu
- wpychanie w siebie slodyczy wieczorem przed telewizorem > nie w porzadku, ale tego i tak nigdy nie robie, bo jem kolacje i mi wystarcza na ten dzien
- kiedys kupowalam taki budyn proteinowy czekoladowy, jak mi sie juz tak bardzo czegos chcialo, jako przekaske po poludniu > ok, moze nie optymalnie przez wszystkie ulepszacze, ale raz na jakis czas nie zaszkodzi i ma duzo bialka, czyli troche sie nim najada
Jak mam ochote na cos slodkiego, to czesto po prostu za malo zjadlam w ciagu dnia. Szczegolnie bialka, warzyw i zdrowych tluszczow. Wiec jest to raczej sygnal, ze musze lepiej bilansowac posilek.
Jak mi to tak mocno w glowie siedzi, to czasami zrobie sobie rooibosa smakowego, sa rozne, karmelowe, czekoladowe i inne. Slodze wcale albo erytrolem, i mam cos aromatycznego malo tuczacego.
Edytowany przez Malena23 4 czerwca 2024, 17:35
4 czerwca 2024, 15:42
Ja znowu nie rozumiem problemu - nie mogę czegoś jeść, bo mi szkodzi (na cokolwiek, mam alergię, źle się po czymśtam czuję, wstaw tu cokolwiek), to nie jem. To Ty wybierasz, co wkładasz do ust, możesz poprosić teściową o jabłko, albo schodzić na dół z własnym talerzykiem pokrojonych owoców i warzyw, albo po prostu napić się herbaty/wody i pogadać. I też, jak zjesz jedną delicję, czy co tam teściowa ma, to nie utyjesz. Teściowej wolno mieć porozkładane słodycze, gdzie tam chce, nawet codziennie tort węgierski na stole, ale to Ty dokonujesz wyboru, co zjesz.
Niestety nie bierzesz pod uwagę faktu, że jak ma się alergię czy nietolerancję, to zjedzenie danej rzeczy wiąże się z np. bólem brzucha. Po zjedzeniu słodyczy ja np. czuję się bardzo dobrze. Dodoatkowo słodycze są po prostu pyszne i bardzo często są dla niektórych osób jedyną przyjemnością w życiu.. Dlatego to takie ciężki i smutne zarazem.
Biorę. Jestem weganką, od zjedzenia ciasta z bitą śmietaną nie umarłabym w męczarniach, ale go nie zjem, bo tak wybrałam.
4 czerwca 2024, 18:09
Kompletny detoks od cukru. Robiłam kilka lat temu. Zmienił mi się smak i od lat praktycznie nie jem słodyczy.
4 czerwca 2024, 21:08
Ja między innymi przez słodycze dobiłam się do 112,5 kg. Nie będę dawać złotych rad, bo na każdego działa co innego ale powiem, co u mnie pomogło.
Przede wszystkim nie rezygnowanie całkowicie ze słodyczy, bo po "detoksie" rzucałam się jak głupia. Jeśli jem coś słodkiego, to najlepiej do 16/17 (chodzę spać ok 23) i jem po posiłku - wtedy nie pochłaniam chorych ilości. Dodatkowo wprowadziłam słodkie posiłki (owsianki, czy naleśniki białkowe, np. z puddingiem - fajnie oszukuje mózg, że słodkie). Są fajne zamienniki słodyczy, np. galaretka bez cukru, którą można ubić i mieć słodką piankę. Są też sosy 0 kcal (w większości czuć syntetyk ale idzie się przyzwyczaić), można zrobić lub kupić żelki z mniejszą ilością cukru, można zrobić domowe słodycze z ksylitolem. Moim ostatnim odkryciem są kremy "czekoladowe" z całymi owocami (chyba z SFD) i to jest świetne, bo nie ma aż tak wielu kalorii. No i lody wodne :) np. Kaktus, który ma chyba ok 70 kcal, można znaleźć też takie, które mają jeszcze mniej kalorii.
Podsumowując: mnie uratowały zamienniki.
5 czerwca 2024, 12:46
Ja między innymi przez słodycze dobiłam się do 112,5 kg. Nie będę dawać złotych rad, bo na każdego działa co innego ale powiem, co u mnie pomogło.
Przede wszystkim nie rezygnowanie całkowicie ze słodyczy, bo po "detoksie" rzucałam się jak głupia. Jeśli jem coś słodkiego, to najlepiej do 16/17 (chodzę spać ok 23) i jem po posiłku - wtedy nie pochłaniam chorych ilości. Dodatkowo wprowadziłam słodkie posiłki (owsianki, czy naleśniki białkowe, np. z puddingiem - fajnie oszukuje mózg, że słodkie). Są fajne zamienniki słodyczy, np. galaretka bez cukru, którą można ubić i mieć słodką piankę. Są też sosy 0 kcal (w większości czuć syntetyk ale idzie się przyzwyczaić), można zrobić lub kupić żelki z mniejszą ilością cukru, można zrobić domowe słodycze z ksylitolem. Moim ostatnim odkryciem są kremy "czekoladowe" z całymi owocami (chyba z SFD) i to jest świetne, bo nie ma aż tak wielu kalorii. No i lody wodne :) np. Kaktus, który ma chyba ok 70 kcal, można znaleźć też takie, które mają jeszcze mniej kalorii.
Podsumowując: mnie uratowały zamienniki.
Lody samemu można sobie zrobić- ja mam specjalne foremki tubkowe i dzieciakom robiłam z jogurtów smakowych. Można samemu sok zamrozić czy zmieszać jogurt naturalny z owocami.
Ja sięgam po gume do zucia smakową jak mnie bardzo przypili. Od 2 tychodni praktycznie nic nie jem i mnie nie ciagnie. Ale faktycznie jak cos lezy pod ręką, to ręka sama sie wyciąga.