Temat: Czy znacie kogoś takiego?

Kto żyje według własnych zasad i marzeń, a nie ślepo podąża za tym co dyktuje społeczeństwo? 

Pewnie większość ludzi myśli, że ich życie jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, ale prawda jest taka, że właśnie większość żyje tak samo. Kredyt, dzieci i byle jaka praca, aby tylko starczyło na ratę kredytu i w miarę dostatnie życie. Możemy mieć swoje pasje, hobby, ale to tylko dodatek i jakaś odskocznia od wiecznie powielanych schematów. 

Czy znacie kogoś kto jest szczęśliwy mimo tego, że się "nie ustatkował"? 

Kijankaaa napisał(a):

Kto żyje według własnych zasad i marzeń, a nie ślepo podąża za tym co dyktuje społeczeństwo? 

Pewnie większość ludzi myśli, że ich życie jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, ale prawda jest taka, że właśnie większość żyje tak samo. Kredyt, dzieci i byle jaka praca, aby tylko starczyło na ratę kredytu i w miarę dostatnie życie. Możemy mieć swoje pasje, hobby, ale to tylko dodatek i jakaś odskocznia od wiecznie powielanych schematów. 

Czy znacie kogoś kto jest szczęśliwy mimo tego, że się "nie ustatkował"? 

Ja jestem taką osobą. Mam męża, ale on jest taki jak ja. Mamy co prawda już jakiś majątek, nieruchomości, ale obecnie jesteśmy na etapie szukania czegoś za granicą by z tamtąd pracować zdalnie, a nasz dom wynająć. Nie widzę siebie na kredycie, z dziećmi, w byle jakiej pracy.

Oboje przeszliśmy długą drogę by robić to, co robimy. Moja praca jest też moim hobby, bo pasji, takiej na całe życie jeszcze nie znalazłam - ciągle próbuję. 

Jestem z domu, gdzie był możliwy jeden właściwy scenariusz - matura, studia, mąż, dzieci i praca najlepiej na państwówce do emerytury. Kobieta = służąca męża.

Mój mąż za to pochodzi z dosyć liberalnego środowiska, to on mnie uczył i nadal uczy luzu, odrobiny szaleństwa. Sama bardzo długo żyłam w przekonaniu, że okay, mogę pracować, ale moja praca nie będzie taka ważna + muszę być od "damskich" obowiązków. I taka byłam w poprzednich związkach. 

Pomaga nam też to, ze jestem po chemioterapii i miałam bardzo złe rokowania. Takie urodziny na nowo + poduszka finansowa, jakoś tak łatwiej wtedy o "beztroskę" i cieszenie się chwilą. I decyzję o braku dzieci - jestem po 30, do tego muszę być minimum 2 lata od zakończenia leczenia by starać się o bobasa - stara już będę. 

Pasek wagi

Znam ludzi, którzy dorobili się milionów i już dawno nie pracują na etacie, tylko korzystają z życia i pomnażają swój majątek w inny sposób; singli lub bezdzietne pary 30+, którzy zamiast myśleć o znalezieniu drugiej połówki czy zakładaniu rodziny, wolą podróżować po całym świecie, doświadczać i kolekcjonować wspomnienia. Czy to fajne? No, na pewno 😉 Czy chciałabym tak żyć już do końca? Nie sądzę. 

Nie mam np. jakiegoś dużego parcia na dziecko w tej chwili, ale w dłuższej perspektywie czasu, widzę siebie z mężem i maluchem u boku. Pies, kot, nieduży dom z ogrodem... Standardowe marzenia prostych ludzi. Pytanie tylko, czy uda się to zrealizować, bo zegar biologiczny tyka bezlitośnie 🤪


Pasek wagi

Ves91 napisał(a):

Znam ludzi, którzy dorobili się milionów i już dawno nie pracują na etacie, tylko korzystają z życia i pomnażają swój majątek w inny sposób; singli lub bezdzietne pary 30+, którzy zamiast myśleć o znalezieniu drugiej połówki czy zakładaniu rodziny, wolą podróżować po całym świecie, doświadczać i kolekcjonować wspomnienia. Czy to fajne? No, na pewno ? Czy chciałabym tak żyć już do końca? Nie sądzę. 

Nie mam np. jakiegoś dużego parcia na dziecko w tej chwili, ale w dłuższej perspektywie czasu, widzę siebie z mężem i maluchem u boku. Pies, kot, nieduży dom z ogrodem... Standardowe marzenia prostych ludzi. Pytanie tylko, czy uda się to zrealizować, bo zegar biologiczny tyka bezlitośnie ?

Bo to zależy od etapu życia. Jeżeli chcesz mieć dzieci, to się już nie da tak żyć. Kiedyś czytałam wspomnienia dziewczyny, której rodzice tak spełniali swoje marzenia i spędzali czas na jachcie podróżując z dzieciakami. Każdy sobie pomysli- jaki czad. Ale ta dziewczyna pisała, że się okropnie meczyła. Nie miała przyjaciół, cały czas z rodziną spędzała czas zamknięta na kawałku pokładu- bardzo żle to wspominała. Ja to pochodze z pół patologicznego domu i nie wyobrażałam sobie, żeby spędzać czas jak niebieski ptak, bez żadnych oszczędnosci, włąsnego lokum. Bo wszystko jest dobrze, dopóki człowiek jest młody i zdrowy. Potem robi się problemem dla siebie i otoczenia. 

zgadzam się z agazur. Jeśli ktoś wyrastał w poczuciu bezpieczeństwa, to jego skłonność do ryzyka i życia z dnia na dzień bedzie wieksza, niż kogoś kto takiego poczucia bezpieczeństwa nie miał, i jego marzeniem będzie w tym momencie wysoka stabilizacja. Zycie nie opiera sie na osi ciekawie-nudno, to są zbyt złożone kwestie, żeby je do takiej prostej relacji sprowadzać. 

agazur57 napisał(a):

Ves91 napisał(a):

Znam ludzi, którzy dorobili się milionów i już dawno nie pracują na etacie, tylko korzystają z życia i pomnażają swój majątek w inny sposób; singli lub bezdzietne pary 30+, którzy zamiast myśleć o znalezieniu drugiej połówki czy zakładaniu rodziny, wolą podróżować po całym świecie, doświadczać i kolekcjonować wspomnienia. Czy to fajne? No, na pewno ? Czy chciałabym tak żyć już do końca? Nie sądzę. 

Nie mam np. jakiegoś dużego parcia na dziecko w tej chwili, ale w dłuższej perspektywie czasu, widzę siebie z mężem i maluchem u boku. Pies, kot, nieduży dom z ogrodem... Standardowe marzenia prostych ludzi. Pytanie tylko, czy uda się to zrealizować, bo zegar biologiczny tyka bezlitośnie ?

Bo to zależy od etapu życia. Jeżeli chcesz mieć dzieci, to się już nie da tak żyć. Kiedyś czytałam wspomnienia dziewczyny, której rodzice tak spełniali swoje marzenia i spędzali czas na jachcie podróżując z dzieciakami. Każdy sobie pomysli- jaki czad. Ale ta dziewczyna pisała, że się okropnie meczyła. Nie miała przyjaciół, cały czas z rodziną spędzała czas zamknięta na kawałku pokładu- bardzo żle to wspominała. Ja to pochodze z pół patologicznego domu i nie wyobrażałam sobie, żeby spędzać czas jak niebieski ptak, bez żadnych oszczędnosci, włąsnego lokum. Bo wszystko jest dobrze, dopóki człowiek jest młody i zdrowy. Potem robi się problemem dla siebie i otoczenia. 

Dokładnie tak jest: wszystko super, kiedy jesteś młody, masz końskie zdrowie, jesteś sprawny ruchowo i umysłowo. Raczej mało który człowiek myśli o jesieni życia lub losowych, poważnych wypadkach, gdy jest w pełni sił, w swojej życiowej formie - a to ogromny błąd, bo pewne rzeczy przeminą bezpowrotnie i będą już nie do odrobienia. Za pieniądze wszystkiego się nie kupi. I tak, uważam, że duża kasa poniekąd może dać człowiekowi szczęście, lecz jest to krótkotrwałe. Przydaje się, żeby podróżować, spełniać marzenia, postawić wymarzoną chatę czy otoczyć się dobrami, na które wcześniej nie było nas stać, ALE! Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć stop i przestać zatracać się w konsumpcyjnym, hedonistycznym trybie życia, które tak naprawdę nie ma przyszłości. Fajnie jest dobrnąć do pewnego poziomu, pozbierać do kupy te cudowne chwile i momenty, a potem poświęcić się rozwojowi duchowemu i pielęgnacji tego, co niewidoczne. Dla mnie największą wartością w życiu jest miłość, przyjaźń, rodzina i wsparcie od bliskich.


Pasek wagi

Kijankaaa napisał(a):

Kto żyje według własnych zasad i marzeń, a nie ślepo podąża za tym co dyktuje społeczeństwo? 

Pewnie większość ludzi myśli, że ich życie jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju, ale prawda jest taka, że właśnie większość żyje tak samo. Kredyt, dzieci i byle jaka praca, aby tylko starczyło na ratę kredytu i w miarę dostatnie życie. Możemy mieć swoje pasje, hobby, ale to tylko dodatek i jakaś odskocznia od wiecznie powielanych schematów. 

Czy znacie kogoś kto jest szczęśliwy mimo tego, że się "nie ustatkował"? 

tak znam

ja i mój mąż 

nie żyjemy na kredyt, nie żyjemy ponad stan, nie żyjemy kosztem kogoś innego, żyjemy według naszych własnych zasad

ale nie zawsze tak było, wcześniej żyliśmy przez lata tak by podobać się reszcie społeczeństwa, potem zaczęliśmy zauważać że nie mamy czasu by żyć, bo cały nasz czas zajmuje dostosowywanie się do tego co uznane jest za słuszne przez.... no właśnie 🤷

i zupełnie zmieniliśmy tryb życia

jestesmy szczęśliwi i spokojni

tego wszystkim życzę 


Cyrica napisał(a):

zgadzam się z agazur. Jeśli ktoś wyrastał w poczuciu bezpieczeństwa, to jego skłonność do ryzyka i życia z dnia na dzień bedzie wieksza, niż kogoś kto takiego poczucia bezpieczeństwa nie miał, i jego marzeniem będzie w tym momencie wysoka stabilizacja. Zycie nie opiera sie na osi ciekawie-nudno, to są zbyt złożone kwestie, żeby je do takiej prostej relacji sprowadzać. 

Jestem totalnym przeciwieństwem tego, co piszesz. Dorastałam w ogromnym poczuciu bezpieczeństwa - mimo, że wychowywała mnie tylko mama, to zawsze wspierali nas moi dziadkowie. Nigdy nie odczułam braku ojca ani też nie czułam się gorzej od dzieciaków, które dorastały w pełnych rodzinach - ba, nierzadko nawet byłam lepiej dopilnowana, zadbana i nie brakowało mi niczego. Aż trudno uwierzyć, że funkcjonowałam jako normalne, szczęśliwe dziecko a nie jako rozpieszczony bachor, który na wszystko tupie nóżką. Jestem dumna, że moim bliskim udało się zachować tę równowagę.

W dorosłym życiu raczej też dążę do stabilizacji na każdej płaszczyźnie, bo nie lubię ryzykować. No i myślę o przyszłości, nie żyję z dnia na dzień, od pierwszego do pierwszego.

Pasek wagi

Ves, ale ja o tym mówię przez pryzmat zadanego w wątku głownym pytania o życie wg swoich zasad i marzeń a nie wg zasad społecznych. Mówię o tym, że dla wielu ludzi w kwestii marzeń leży spokojny stabilny dom i osiągnięcie tego wymaga duzego wysiłku a nie płyniecia z prądem jak to załozyła autorka. Używając argumentu po bandzie, dzieciak któremu zadarzało sie nocować na ławce w parku pod domem nie będzie widział przygody życia w nocowaniu na ławce w parku tylko że w Nowym Yorku. 

ale to dla każdego życie rodzinne i jakaś spokojna praca jest "życiem pod dyktando innych"? Ja to lubię i mój partner też. Nie czuję absolutnie, żebym wybrała takie życie pod presją społeczeństwa. 

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.