Temat: Wyrzucanie jedzenia

Jakie macie podejście do wyrzucania jedzenia? Jedzenie na siłę, żeby nie zmarnować czy mój brzuch to nie śmietnik i jak coś zostanie trzeba to wyrzucić? 

Ja ogólnie staram się nie marnować, kupować w miarę tyle ile jesteśmy w stanie zjeść. Teraz po świętach został mi kawałek ryby po grecku, parę kawałków ciasta, po sylwestrze sałatka, jakieś przekąski. Robiłam sylwestra w domu i każdy coś przyniósł. Niestety nie zjedliśmy wszystkiego, nikt oczywiście nie chciał nic z powrotem zabrać. My jutro wyjeżdżamy, wracamy w poniedziałek wieczorem. Do zamrożenia się nie nadaje, do zabrania ze sobą  tym bardziej, do jadłodzielni też już nie bardzo. I przyznam szczerze, że z wielkim bólem ale chyba pójdzie to w kosz. Często wyrzucacie nadmiar jedzenia czy można tego jakoś w przyszłości uniknąć całkowicie? 

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

To taki mój mini powód do dumy, że udaje mi się tak wszystko zaplanować, żeby nie wyrzucać. Bardzo rzadko mi się zdarzy, że muszę coś wywalić, i raczej nie dlatego że u mnie za długo leżało, tylko już było nadgnite, a nie było widać na spodzie opakowania. Nie jemy na siłę, ale staram się albo to dojeść na następny posiłek, albo coś jeszcze z tego zrobić. Sporo też zamrażam (to co się da oczywiście, np. z brokułem, tak do sałatki, czy drugiego dania biorę tylko różyczki, resztę tą twardszą zamrażam, jak mi się więcej uzbiera, to dodaję do zupy krem). No i u mnie goście nie marudzą. Po prostu pakuję im bez pytania i tyle. Jak już stoję na przedpokoju z pudełkiem w rękach to biorą (w sensie nie że wciskam komuś na siłę coś czego nie lubi, tylko wiem że moi rodzice, czy przyjaciółka zawsze mówią, żeby nie dawać, bo nie chcą "robić kłopotu i nas objadać", ale jak im się przyszykuje, to chętnie zjedzą). 

albo wyrzucą w domu

Prawie zawsze wyrzucam to co dostaję na wynos, albo keży w zamrażarce 2 lata po czym oczywiście wyrzucam.

Nie ma się czym chwalić moim zdaniem. Jeżeli tak wszystko wyrzucasz to jednak warto by było  popracować nad asertywnością i po prostu nie brać tego jedzenia, bo żal marnować. 

To nie chwalenie się, bo nie ma czym. To szczere wyznanie osoby obdarowywanej.

W ogóle wiele osób uważa, że smacznie gotuje, nie wiadomo na jakiej podstawie.

Albo to zachwycanie się, że coś tam pysznego kupili, a to ledwo przez gardło przechodzi.

Ja naprawdę nigdy nic nie chcę brać a i tak dostaję.

Użytkownik4577438 napisał(a):

Ja niestety mega marnuje jedzenie... ale mam kury które wszystko pochłaniają więc po części mi nie żal... ale tylko troszkę ?

Tobie do się chociaż zwraca w jajkach lub rosołku :)

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

To taki mój mini powód do dumy, że udaje mi się tak wszystko zaplanować, żeby nie wyrzucać. Bardzo rzadko mi się zdarzy, że muszę coś wywalić, i raczej nie dlatego że u mnie za długo leżało, tylko już było nadgnite, a nie było widać na spodzie opakowania. Nie jemy na siłę, ale staram się albo to dojeść na następny posiłek, albo coś jeszcze z tego zrobić. Sporo też zamrażam (to co się da oczywiście, np. z brokułem, tak do sałatki, czy drugiego dania biorę tylko różyczki, resztę tą twardszą zamrażam, jak mi się więcej uzbiera, to dodaję do zupy krem). No i u mnie goście nie marudzą. Po prostu pakuję im bez pytania i tyle. Jak już stoję na przedpokoju z pudełkiem w rękach to biorą (w sensie nie że wciskam komuś na siłę coś czego nie lubi, tylko wiem że moi rodzice, czy przyjaciółka zawsze mówią, żeby nie dawać, bo nie chcą "robić kłopotu i nas objadać", ale jak im się przyszykuje, to chętnie zjedzą). 

albo wyrzucą w domu

Prawie zawsze wyrzucam to co dostaję na wynos, albo keży w zamrażarce 2 lata po czym oczywiście wyrzucam.

Nie ma się czym chwalić moim zdaniem. Jeżeli tak wszystko wyrzucasz to jednak warto by było  popracować nad asertywnością i po prostu nie brać tego jedzenia, bo żal marnować. 

To nie chwalenie się, bo nie ma czym. To szczere wyznanie osoby obdarowywanej.

W ogóle wiele osób uważa, że smacznie gotuje, nie wiadomo na jakiej podstawie.

Albo to zachwycanie się, że coś tam pysznego kupili, a to ledwo przez gardło przechodzi.

Ja naprawdę nigdy nic nie chcę brać a i tak dostaję.

Spoko, tylko nie bardzo wiem czemu masz potrzebę spowiadania się pod moim postem :D Ja nie mam problemu z tym, żeby goście wyrzucali to co im dałam, ani z tym żeby odmówić i nie brać czegoś jak mi nie smakowało, czy wiem że nie zjemy (np. moja ciocia robi swoje wędliny, każdemu z rodziny daje jak u niej jesteśmy, nie biorę nigdy, bo nie jemy wieprzowiny w ogóle, lepiej powiedzieć szczerze przecież, niż marnować). 

Nie przejadamy na siłę, nie chcę tyc, dlatego że "coś trzeba jeść żeby tego nie wyrzucić". Nie lubię też wyrzucać, więc staram się po prostu robić z głową. W święta robię całkiem sporo, ale nie robię nic obiadowego i zazwyczaj do 27ego mamy wszystko zjedzone:) nie zdarzyło mi się żeby w Sylwestra zostało mi coś ze Świąt:)

Np. ciasto, krokiety jeśli mi zostaną zamrażamy już w 2. dzień Świąt żeby było mrożone w miarę świeże i później zjadamy sobie po kawałku jak mamy ochotę:) bardzo fajnie się dużo ciast mrozi. 

Na co dzień- kupuję z głową, wymyślam gotowanie tak, żeby wszystko zużyć na śniadania, obiady, kolację.  Bardzo rzadko zdarza się wyrzucić coś znalezionego w głębi lodówki.


Nie kupujemy duzo, ale wyrzucamy, niestety.

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

To taki mój mini powód do dumy, że udaje mi się tak wszystko zaplanować, żeby nie wyrzucać. Bardzo rzadko mi się zdarzy, że muszę coś wywalić, i raczej nie dlatego że u mnie za długo leżało, tylko już było nadgnite, a nie było widać na spodzie opakowania. Nie jemy na siłę, ale staram się albo to dojeść na następny posiłek, albo coś jeszcze z tego zrobić. Sporo też zamrażam (to co się da oczywiście, np. z brokułem, tak do sałatki, czy drugiego dania biorę tylko różyczki, resztę tą twardszą zamrażam, jak mi się więcej uzbiera, to dodaję do zupy krem). No i u mnie goście nie marudzą. Po prostu pakuję im bez pytania i tyle. Jak już stoję na przedpokoju z pudełkiem w rękach to biorą (w sensie nie że wciskam komuś na siłę coś czego nie lubi, tylko wiem że moi rodzice, czy przyjaciółka zawsze mówią, żeby nie dawać, bo nie chcą "robić kłopotu i nas objadać", ale jak im się przyszykuje, to chętnie zjedzą). 

albo wyrzucą w domu

Prawie zawsze wyrzucam to co dostaję na wynos, albo keży w zamrażarce 2 lata po czym oczywiście wyrzucam.

Nie ma się czym chwalić moim zdaniem. Jeżeli tak wszystko wyrzucasz to jednak warto by było  popracować nad asertywnością i po prostu nie brać tego jedzenia, bo żal marnować. 

To nie chwalenie się, bo nie ma czym. To szczere wyznanie osoby obdarowywanej.

W ogóle wiele osób uważa, że smacznie gotuje, nie wiadomo na jakiej podstawie.

Albo to zachwycanie się, że coś tam pysznego kupili, a to ledwo przez gardło przechodzi.

Ja naprawdę nigdy nic nie chcę brać a i tak dostaję.

Spoko, tylko nie bardzo wiem czemu masz potrzebę spowiadania się pod moim postem :D Ja nie mam problemu z tym, żeby goście wyrzucali to co im dałam, ani z tym żeby odmówić i nie brać czegoś jak mi nie smakowało, czy wiem że nie zjemy (np. moja ciocia robi swoje wędliny, każdemu z rodziny daje jak u niej jesteśmy, nie biorę nigdy, bo nie jemy wieprzowiny w ogóle, lepiej powiedzieć szczerze przecież, niż marnować). 

To dlatego, że napisałaś, że pakujesz gościom w pudełka bez pytania :D

To co mają zrobić?

A może to "że nie chcą Was objadać" jest tylko grzecznościowe?

Ja też Ciotce powiedziałam, że dobry ten jej bigos, choć mi się odbijał i zupełnie nie był w moim smaku 😁

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

izabela19681 napisał(a):

Wilena napisał(a):

To taki mój mini powód do dumy, że udaje mi się tak wszystko zaplanować, żeby nie wyrzucać. Bardzo rzadko mi się zdarzy, że muszę coś wywalić, i raczej nie dlatego że u mnie za długo leżało, tylko już było nadgnite, a nie było widać na spodzie opakowania. Nie jemy na siłę, ale staram się albo to dojeść na następny posiłek, albo coś jeszcze z tego zrobić. Sporo też zamrażam (to co się da oczywiście, np. z brokułem, tak do sałatki, czy drugiego dania biorę tylko różyczki, resztę tą twardszą zamrażam, jak mi się więcej uzbiera, to dodaję do zupy krem). No i u mnie goście nie marudzą. Po prostu pakuję im bez pytania i tyle. Jak już stoję na przedpokoju z pudełkiem w rękach to biorą (w sensie nie że wciskam komuś na siłę coś czego nie lubi, tylko wiem że moi rodzice, czy przyjaciółka zawsze mówią, żeby nie dawać, bo nie chcą "robić kłopotu i nas objadać", ale jak im się przyszykuje, to chętnie zjedzą). 

albo wyrzucą w domu

Prawie zawsze wyrzucam to co dostaję na wynos, albo keży w zamrażarce 2 lata po czym oczywiście wyrzucam.

Nie ma się czym chwalić moim zdaniem. Jeżeli tak wszystko wyrzucasz to jednak warto by było  popracować nad asertywnością i po prostu nie brać tego jedzenia, bo żal marnować. 

To nie chwalenie się, bo nie ma czym. To szczere wyznanie osoby obdarowywanej.

W ogóle wiele osób uważa, że smacznie gotuje, nie wiadomo na jakiej podstawie.

Albo to zachwycanie się, że coś tam pysznego kupili, a to ledwo przez gardło przechodzi.

Ja naprawdę nigdy nic nie chcę brać a i tak dostaję.

Spoko, tylko nie bardzo wiem czemu masz potrzebę spowiadania się pod moim postem :D Ja nie mam problemu z tym, żeby goście wyrzucali to co im dałam, ani z tym żeby odmówić i nie brać czegoś jak mi nie smakowało, czy wiem że nie zjemy (np. moja ciocia robi swoje wędliny, każdemu z rodziny daje jak u niej jesteśmy, nie biorę nigdy, bo nie jemy wieprzowiny w ogóle, lepiej powiedzieć szczerze przecież, niż marnować). 

To dlatego, że napisałaś, że pakujesz gościom w pudełka bez pytania :D

To co mają zrobić?

A może to "że nie chcą Was objadać" jest tylko grzecznościowe?

Ja też Ciotce powiedziałam, że dobry ten jej bigos, choć mi się odbijał i zupełnie nie był w moim smaku ?

Pakuję, ale wyraźnie napisałam że pakuję własnym rodzicom i przyjaciółce, gdzie wiem że potem to zjadają. Jakby nie bardzo wiem co chcesz zasugerować. Że własna mama mnie okłamuje, czy o co chodzi? Bo drążysz temat i drążysz, a ja ani nie mam wśród bliskich mi osób takich, które nie potrafią buzi otworzyć i powiedzieć jak im coś nie pasuje 😂 

Ja takie ciasta Wileny chetnie bym przygarnela :D  Ja jak nie chce, to rowniez po prostu nie biore. Moja babcia mi probuje wcisnac nad wyrost zawsze, jak dla armii. Pomijajac to, ze czesc np. zrobila wczesniej, nie powinno sie juz mrozic, jade 3h autem i nie zjem potem w 2 dni tego wszystkiego 🤷‍♀️

Jeśli chodzi o jedzenie, to jest ciężko, bo nie zawsze odpowiadam za to, czy ktoś wszystko zje z talerza. Ale u mnie wszystko, co się nadaje oddaję zwierzętom, łącznie z rzeczami, które nie nadają się do przetworzenia (np. kości, kawałki mięsa „z żyłą” itd.) - akurat mam dochodzącego lisa. Warzywa lądują w kompostowniku. Wydaje mi się, że jestem na pewno w mniejszości jeżeli chodzi o ilość wyrzucanego jedzenia, marnowania też nie lubię. Ale nie odkrajam „pleśni z pomidora” :P 

Nie wyrzucam jedzenia. Oczywiście zdarzy się czasem, że jakiś owoc się zepsuje, ale są to sporadyczne przypadki. Generalnie zjadamy wszystko, co kupujemy. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.