Temat: Wychowanie grubaskow

Dzis jest swieto niepodleglosci i z tej okazji w wielkopolsce wszyscy jedza rogale swietomarcinskie, oczywiscie bomba kaloryczna.

od razu mi przyszedl na mysl tez halloween czyli skojazanie dzieciom cukierkow z zabawa. Gdzies tam w ciagu roku jest tlusty czwartek gdzie oczywiscie trzeba zjesc paczka.

jakies iminieny i imprezy po drodze gdzie rowniez sa torty itd. Wszystko to sprowadza sie na kulture gdzie wychodwuje sie ludzi na grubasow , ktorzy sa nieswiadomi jak sie porpawnie odzywiac i pozniej laduja tu na forum.

Tez uwazacie ze takie tradycyjne swieta trzeba jakos zmienic? Powoli zmienilismy tradycje picia alkoholu na roznych imprezach, moze tu tez warto? zyjemy juz troche w 21 wieku i powinnismy byc bardziej swiaodmi jesli chodzi o odzywianie.

tez tak myslicie?

teoretycznie wiadomo ze paczek raz w roku nie zaszkodzi, ale w zasadzie po co nam to? to tak jakby rytualizowac branie heroiny w jakis dzien roku? jedzenie czegos raz w roku to chyba rowniez jakas taka rytualna plemienna sposcizna z dawnych czasow.

MyszekCzarny napisał(a):

Dzis jest swieto niepodleglosci i z tej okazji w wielkopolsce wszyscy jedza rogale swietomarcinskie, oczywiscie bomba kaloryczna.

od razu mi przyszedl na mysl tez halloween czyli skojazanie dzieciom cukierkow z zabawa. Gdzies tam w ciagu roku jest tlusty czwartek gdzie oczywiscie trzeba zjesc paczka.

jakies iminieny i imprezy po drodze gdzie rowniez sa torty itd. Wszystko to sprowadza sie na kulture gdzie wychodwuje sie ludzi na grubasow , ktorzy sa nieswiadomi jak sie porpawnie odzywiac i pozniej laduja tu na forum.

Tez uwazacie ze takie tradycyjne swieta trzeba jakos zmienic? Powoli zmienilismy tradycje picia alkoholu na roznych imprezach, moze tu tez warto? zyjemy juz troche w 21 wieku i powinnismy byc bardziej swiaodmi jesli chodzi o odzywianie.

tez tak myslicie?

teoretycznie wiadomo ze paczek raz w roku nie zaszkodzi, ale w zasadzie po co nam to? to tak jakby rytualizowac branie heroiny w jakis dzien roku? jedzenie czegos raz w roku to chyba rowniez jakas taka rytualna plemienna sposcizna z dawnych czasow.

jestes idealnym partnerem do rozmowy dla pana od kijkow :D

doczytaj sobie skad sie wziely rogale swietomarcinskie, bo akurat zyjesz w 21 wieku i powinienes byc bardziej swiadomy co piszesz.

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

po Tobie widać bardzo duża odporność 🙈

Swoją drogą nadal nie rozumiem jak ktoś może tyle myśleć o posiłkach innych osób, zapamiętywać fakty na temat innych dzieci, oceniać i obgadywać. Jakby nie można było patrzeć na siebie, swoje dzieci i zycie. Ale dużo ludzi lubi poprawiać sobie humor porównując do innych bo sami w sobie nie znajdują wartości jeśli nie umniejsza innym. Przykre.

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Zgadzam się,trzeba po prostu chcieć zdobyć tę wiedzę, to jest klucz do sukcesu. Kluchy od czasu do czasu nikogo nie zabiją, ja uwielbiam 😍 bardziej niż słodycze i czasem jem ☺️. Wyrosłam na kluchac będąc bardzo szczupłym dzieckiem i szczupłą, nastolatką, kobietą. Ale nie oszukujmy się dużo się ruszałam. Hormony pracowały jak należy. Z wiekiem pojawiły się problemy z nadwagą i trzeba walczyć, zmieniać nawyki.

Pasek wagi

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Zgadzam się,trzeba po prostu chcieć zdobyć tę wiedzę, to jest klucz do sukcesu. Kluchy od czasu do czasu nikogo nie zabiją, ja uwielbiam ? bardziej niż słodycze i czasem jem ??. Wyrosłam na kluchac będąc bardzo szczupłym dzieckiem i szczupłą, nastolatką, kobietą. Ale nie oszukujmy się dużo się ruszałam. Hormony pracowały jak należy. Z wiekiem pojawiły się problemy z nadwagą i trzeba walczyć, zmieniać nawyki.

Właśnie trzeba WALCZYĆ. Bo nie ukrywajmy, że jak 20 lat się jadło w okreslony sposób uważając, że to jedyny słuszny (no bo przecież tak się jadło zawsze i każdy tak w domu jadł) to ta zmiana nawyków jest niestety walką. Wpojone od dziecka nawyki i normy jeśli od razu są dobrze ukierunkowane, to nie sprawiają problemów w dorosłym życiu bo są jakby naturalne i nie trzeba nic na siłę zmieniać i się zmuszać. Tylko ja wiem (w moim przypadku) ile pracy musiałam włożyć, żeby pewne rzeczy zmienić, bo były wbrew mnie i moim wykształconym kubkom smakowym. Dużo czasu zajęło mi przerzucenie się na wodę, która nie ukrywajmy, że po 20 latach picia napojów słodzonych, nie miała dla mnie żadnego smaku, więc najpierw weszły wody smakowe jako mniejsze zło a potem dopiero zmiana na zwykłą wodę. Teraz woda jest dla mnie naturalnym napojem, ale to nie przyszło z dnia na dzień. To były miesiące jak nie lata, żeby przejsć od zmuszania się do faktycznego polubienia. Z wieloma potrawami też tak było. Jak ktoś pół życia jadł pierogi/naleśniki/placki ziemniaczane/suche ziemniaki/kotlety schabowe, to już wszelakie dania typu ryż+warzywa+kurczak rosły w gardle ;) Musiało dużo wody upłynąć zanim coś mi faktycznie posmakowało i się do tego nie zmuszałam. Do dziś natomiast nie przezwyciężyłam niechęci do surówek, choć zjem taką na bazie kapuchy kiszonej albo kiszone ogórki,więc zawsze coś ;) Jakbym te surówki jadła od dziecka, to by to było normalne dla mnie a nie jakieś wydziwiania ;)

Pasek wagi

Karolka_83 napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Zgadzam się,trzeba po prostu chcieć zdobyć tę wiedzę, to jest klucz do sukcesu. Kluchy od czasu do czasu nikogo nie zabiją, ja uwielbiam ? bardziej niż słodycze i czasem jem ??. Wyrosłam na kluchac będąc bardzo szczupłym dzieckiem i szczupłą, nastolatką, kobietą. Ale nie oszukujmy się dużo się ruszałam. Hormony pracowały jak należy. Z wiekiem pojawiły się problemy z nadwagą i trzeba walczyć, zmieniać nawyki.

Właśnie trzeba WALCZYĆ. Bo nie ukrywajmy, że jak 20 lat się jadło w okreslony sposób uważając, że to jedyny słuszny (no bo przecież tak się jadło zawsze i każdy tak w domu jadł) to ta zmiana nawyków jest niestety walką. Wpojone od dziecka nawyki i normy jeśli od razu są dobrze ukierunkowane, to nie sprawiają problemów w dorosłym życiu bo są jakby naturalne i nie trzeba nic na siłę zmieniać i się zmuszać. Tylko ja wiem (w moim przypadku) ile pracy musiałam włożyć, żeby pewne rzeczy zmienić, bo były wbrew mnie i moim wykształconym kubkom smakowym. Dużo czasu zajęło mi przerzucenie się na wodę, która nie ukrywajmy, że po 20 latach picia napojów słodzonych, nie miała dla mnie żadnego smaku, więc najpierw weszły wody smakowe jako mniejsze zło a potem dopiero zmiana na zwykłą wodę. Teraz woda jest dla mnie naturalnym napojem, ale to nie przyszło z dnia na dzień. To były miesiące jak nie lata, żeby przejsć od zmuszania się do faktycznego polubienia. Z wieloma potrawami też tak było. Jak ktoś pół życia jadł pierogi/naleśniki/placki ziemniaczane/suche ziemniaki/kotlety schabowe, to już wszelakie dania typu ryż+warzywa+kurczak rosły w gardle ;) Musiało dużo wody upłynąć zanim coś mi faktycznie posmakowało i się do tego nie zmuszałam. Do dziś natomiast nie przezwyciężyłam niechęci do surówek, choć zjem taką na bazie kapuchy kiszonej albo kiszone ogórki,więc zawsze coś ;) Jakbym te surówki jadła od dziecka, to by to było normalne dla mnie a nie jakieś wydziwiania ;)

Miałam tak samo z wodą choć u mnie nadal mus to gazowana woda a nie bez gazu. Nie napiję się porządnie niczym innym 

Karolka_83 napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Zgadzam się,trzeba po prostu chcieć zdobyć tę wiedzę, to jest klucz do sukcesu. Kluchy od czasu do czasu nikogo nie zabiją, ja uwielbiam ? bardziej niż słodycze i czasem jem ??. Wyrosłam na kluchac będąc bardzo szczupłym dzieckiem i szczupłą, nastolatką, kobietą. Ale nie oszukujmy się dużo się ruszałam. Hormony pracowały jak należy. Z wiekiem pojawiły się problemy z nadwagą i trzeba walczyć, zmieniać nawyki.

Właśnie trzeba WALCZYĆ. Bo nie ukrywajmy, że jak 20 lat się jadło w okreslony sposób uważając, że to jedyny słuszny (no bo przecież tak się jadło zawsze i każdy tak w domu jadł) to ta zmiana nawyków jest niestety walką. Wpojone od dziecka nawyki i normy jeśli od razu są dobrze ukierunkowane, to nie sprawiają problemów w dorosłym życiu bo są jakby naturalne i nie trzeba nic na siłę zmieniać i się zmuszać. Tylko ja wiem (w moim przypadku) ile pracy musiałam włożyć, żeby pewne rzeczy zmienić, bo były wbrew mnie i moim wykształconym kubkom smakowym. Dużo czasu zajęło mi przerzucenie się na wodę, która nie ukrywajmy, że po 20 latach picia napojów słodzonych, nie miała dla mnie żadnego smaku, więc najpierw weszły wody smakowe jako mniejsze zło a potem dopiero zmiana na zwykłą wodę. Teraz woda jest dla mnie naturalnym napojem, ale to nie przyszło z dnia na dzień. To były miesiące jak nie lata, żeby przejsć od zmuszania się do faktycznego polubienia. Z wieloma potrawami też tak było. Jak ktoś pół życia jadł pierogi/naleśniki/placki ziemniaczane/suche ziemniaki/kotlety schabowe, to już wszelakie dania typu ryż+warzywa+kurczak rosły w gardle ;) Musiało dużo wody upłynąć zanim coś mi faktycznie posmakowało i się do tego nie zmuszałam. Do dziś natomiast nie przezwyciężyłam niechęci do surówek, choć zjem taką na bazie kapuchy kiszonej albo kiszone ogórki,więc zawsze coś ;) Jakbym te surówki jadła od dziecka, to by to było normalne dla mnie a nie jakieś wydziwiania ;)

A ja przez wiele lat nie umiałam robić surówek i nawet moje dzieci nie jadły ale w końcu się nauczyłam i wycinamy aż się uszy trzęsą i nie wyobrażam sobie obiadu bez surówki/warzyw. Tak się zastanawiam co się stało że kiedyś jedliśmy te schabowe, pierogi, naleśniki i jednak moje dzieci wychowane na takim właśnie jedzeniu były szczupłe, powiedziałabym nawet chude. Już sobie chyba z resztą odpowiedziałam na to pytanie. Grało się w piłę, bawiło w chowanego,podchody a nie siedziało przed kompem.

Pasek wagi

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

Noir_Madame napisał(a):

Karolka_83 napisał(a):

MyszekCzarny napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Berchen napisał(a):

Himawari napisał(a):

ladyinredscrubs napisał(a):

Otyłość się bierze z domu. Jeżeli w domu jest kult żarcia (bo nie jedzenia. Jeżeli mamy dziesięctiolatkę o wzroście 150 cm, która waży 68 kilo, to to dziecko nie je. Ja byłam tym dzieckiem), nie nauczysz się normalnych nawyków i nie wyrobisz normalnego stounku do pożywienia.

Oczywiście, że to co między tłustymi czwartkami to jest to najważniejsze. Ale w rodzinach, w których na tłusty czwartek trzeba, na ostatki trzeba, na święta trzeba, trzeba też zamknąć żołądek po codziennym obiedzie, dopchać ciasteczkiem, posłodzić płatki, itd. świadomość dietetyczna ludzi leży i kwiczy i jakby całkiem szczerze popytać tych, którzy tu wylądawali z powodu poważnej nadwagi, to odpowiedź bylaby jednak, że w domu jadło się bylejak (bo można gotować wprawdzie swojsko i świeżo, ale odżywczo może to być bardzo bylejak).

Co do cukru - jak to nie niszczy organizmu? Niszczy i to potwornie. Oczywiście, że rogal raz do roku nikogo nie zabije, ale uzależnienie od cukru to jednak jest problem.

niestety, przykro jest patrzeć, jak starsze pokolenie przenosi własne złe nawyki na młodsze. Mam w otoczeniu dziewczynkę, która nie ma nawet 6 lat, a juz ma poważna nadwagę, może nawet otylosc. Identyczny problem maja jej rodzice (otylosc, która juz znacznie ogranicza ich sprawność ruchowa). Taki zaklęty (przeklęty) krąg

tu tez nie zrzucalabym calego ciezsru na rodzicow i nawyki bo znam rodziny gdzie z trojki dzieci jedno mialo otylosc, badz bylo " odstajace" postura od rodziny a jednak roslo w tej rodzinie i nikt mu podwojnych porcji nie wpychal. Nauka juz jest tak rozwinieta ze wiemy o wplywie hormonow, czy roznych schorzen na rozwoj komorek tluszczowych.  U mnie np. bylismy trojka rodzenstwa, rodzina przecietna, nie bylo otylosci tylko mama miala nadwage i moja siostra od mlodszych lat byla okraglejsza niz ja i brat. Po urodzeniu dzieci siostra zmienila sie , wychudla nie zmieniajac w zasadzie rodzaju kuchni,  je wszystko. Ja  nie obrzerajac sie zaczelam tyc okolo 40stki. I tak dotarlam do otylosci. Wrzucam okresowo wszystko co jem do app, dietetyk ktora mnie konsultuje w programie przeciwdzialania cukrzycy chwali widzac moje jadlospisy i sklady z app. A ja schudnac nie daje rady. 

I tak, nie twierdze ze nie ma roduin ze zlymi nawykami , bo sa,sama znam takie gdzie sie nie gotuje tylko zamawia pizze, kebsa itp. Ale otylosc to problem bardziej zlozony niz tylko to jesc tamtego nie jesc, to jest choroba na ktora jeszcze nikt nie znalazl dobrego rozwiazania. 

Ale tutaj należy rozróżnić przytycie kilku(nastu) kilogramów przez zmiany hormonalne związane z cyklem kobiety, w tym menopauzą, a otyłość olbrzymią u somatycznie całkowicie zdrowych dzieci. Ta epidemia otyłości u dzieci nie bierze się z tego, że one wszystkie mają hashimoto. W klasie mojego syna (4 podstawowa) mamy dwóch z 4 chłopców, którzy na 140 cm wzrostu waża ponad 56 kilo. To jest otyłośc olbrzymia, której wyjaśnienie widac na przerwie śniadaniowej, czy na obiedzie w świetlicy. I to są dzieci, które nie wiedzą, że to jest niezdrowe. No bo pani nuczycielka cośtam opowiada o zdorwym odżywianiu, ale w domu są trzy pokolenia, które dokładnie tak jadły, więc o co chodzi?

Dzisiaj odwiedził mojego syna kolega z mamą. Mama normalna, dzieciak lekko większy, ale matka zapytana przez dziecko, co na obiad, odparła, że cordon bleu (z paczki) i kręcone frytki. W tym samym zdaniu mama stwierdziła, że jej mąż nic innego by nie wziął do pyska, a warzywa uważa za truciznę. I takich rodzin niestety jest multum.

Po pierwsze kult okazji, po drugie zajadnie emocji, po trzecie nieograniczony dostęp do bylejakiego jedzenia, które robi się szybko, a które pasuje naszym zmysłom, bo tłuszcz, sól i inne goowna.

dokladnie, pewne pokolenia sa juz stracone (co widac tez na tym forum tzw odpornosc na wiedze czy badania) , ale wciaz malo robimy by nastepne pokolenia mialy latwiej czyli wiedze i lepsze nawyki. 

Jak ktoś chce to w dobie internetu wystarczy odrobina mniejszej ignorancji w tym temacie i wiedza się znajdzie bez wychodzenia z domu. Moja mama gotowała gowniano choć całe życie ważyła mniej niż 50 kg. Ja tak jadłam od dziecka i od dziecka byłam przy kości i też w dorosłym życiu mam problemy z insulinoopornoscia. Natomiast ja staram się nie powielać schematów. Ciągle się uczę, wiem co jest zdrowe a co nie i staram się aby moje dzieci jadły zdrowo nawet jak gdzieś czasem wpadną słodycze. Są szczupli. Syn 146 cm waży 30 kg. Nawet jest za szczuply ale to też trochę geny po tacie. Córka też chudzielec. Ale fakt że jemy zdrowo. Natomiast moja mama mimo 70 lat nadal jest niereformowalna choć IO też się na stare lata dorobiła. Kluchy, biały chleb to norma. Jak dzieci nie chcą zjeść obiadu to mówi że może im zrobi budyń. No nie. Mają zjeść normalne jedzenie a budyń może być na deser a nie zamiast obiadu. Jak przyjeżdża to przywozi słodycze reklamówkami i daje im je od razu. Ja zabieram i wydzielam bo to dzieci i zjadłby to w 2 dni. Bez przesady. Wszystko jest dla ludzi ale umiar to słowo klucz. Moje dzieci od małego piją głównie wode. Ja pamiętam za dziecka napój 3 cytryny i herbatę słodzona 2 łyżeczkami cukru.

Co ciekawe podejście lekarzy też różne. Jedna lekarka z naszej przychodni ciągle mi truje że syn ma za niskie BMI. Druga mówi że lepiej być za chudym niż za grubym i póki rozwija się dobrze to nie ma tematu. A rozwija się bardzo dobrze, nie ma problemów zdrowotnych, z nauką ani broń boże żadnej anemii. Właściwie je sporo, nie jest niejadkiem, ale bardzo bardzo dużo się rusza i spędza czasu na dworze. To też wazne. Podejrzewam że mimo dobrych genów po rodzinie męża (tam każdy na granicy niedowagi mimo normalnego jedzenia) to jakby moja mama ich karmiła na codzien budyniami zamiast obiadu, kluchami i słodyczami a zamiast spędzać czas na dworze to siedzieli by przed kompem całe dnie to pewnie można by ich było już swobodnie toczyć.

Zgadzam się,trzeba po prostu chcieć zdobyć tę wiedzę, to jest klucz do sukcesu. Kluchy od czasu do czasu nikogo nie zabiją, ja uwielbiam ? bardziej niż słodycze i czasem jem ??. Wyrosłam na kluchac będąc bardzo szczupłym dzieckiem i szczupłą, nastolatką, kobietą. Ale nie oszukujmy się dużo się ruszałam. Hormony pracowały jak należy. Z wiekiem pojawiły się problemy z nadwagą i trzeba walczyć, zmieniać nawyki.

Właśnie trzeba WALCZYĆ. Bo nie ukrywajmy, że jak 20 lat się jadło w okreslony sposób uważając, że to jedyny słuszny (no bo przecież tak się jadło zawsze i każdy tak w domu jadł) to ta zmiana nawyków jest niestety walką. Wpojone od dziecka nawyki i normy jeśli od razu są dobrze ukierunkowane, to nie sprawiają problemów w dorosłym życiu bo są jakby naturalne i nie trzeba nic na siłę zmieniać i się zmuszać. Tylko ja wiem (w moim przypadku) ile pracy musiałam włożyć, żeby pewne rzeczy zmienić, bo były wbrew mnie i moim wykształconym kubkom smakowym. Dużo czasu zajęło mi przerzucenie się na wodę, która nie ukrywajmy, że po 20 latach picia napojów słodzonych, nie miała dla mnie żadnego smaku, więc najpierw weszły wody smakowe jako mniejsze zło a potem dopiero zmiana na zwykłą wodę. Teraz woda jest dla mnie naturalnym napojem, ale to nie przyszło z dnia na dzień. To były miesiące jak nie lata, żeby przejsć od zmuszania się do faktycznego polubienia. Z wieloma potrawami też tak było. Jak ktoś pół życia jadł pierogi/naleśniki/placki ziemniaczane/suche ziemniaki/kotlety schabowe, to już wszelakie dania typu ryż+warzywa+kurczak rosły w gardle ;) Musiało dużo wody upłynąć zanim coś mi faktycznie posmakowało i się do tego nie zmuszałam. Do dziś natomiast nie przezwyciężyłam niechęci do surówek, choć zjem taką na bazie kapuchy kiszonej albo kiszone ogórki,więc zawsze coś ;) Jakbym te surówki jadła od dziecka, to by to było normalne dla mnie a nie jakieś wydziwiania ;)

A ja przez wiele lat nie umiałam robić surówek i nawet moje dzieci nie jadły ale w końcu się nauczyłam i wycinamy aż się uszy trzęsą i nie wyobrażam sobie obiadu bez surówki/warzyw. Tak się zastanawiam co się stało że kiedyś jedliśmy te schabowe, pierogi, naleśniki i jednak moje dzieci wychowane na takim właśnie jedzeniu były szczupłe, powiedziałabym nawet chude. Już sobie chyba z resztą odpowiedziałam na to pytanie. Grało się w piłę, bawiło w chowanego,podchody a nie siedziało przed kompem.

Więcej ruchu zdecydowanie. Plus teraz chyba jednak więcej przekąsek też wpada do tego schabowego ;) I ogólnie nie ukrywajmy, że większosć produktów jest dużo bardziej przetworzona/szpikowana/pędzona. Od mięsa na schabowego, po mleko i mąkę na naleśniki i właściwie to prawie wszystko. Jedna rzecz nic nie zrobi, ale jak by podsumować wszystkie posiłki, przez wiele lat, to na pewno odczuje się różnicę jak nie na wadze, to na zdrowiu.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.