- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
7 września 2023, 10:56
W związku z dyskusja w pracy ciekawa jestem jak jest u Was.
Macie oszczędności wspólne z mężem czy tylko swoje?
Edytowany przez gordita2021 7 września 2023, 14:05
8 września 2023, 14:50
jesteśmy małżeństwem i mamy wspólnotę, - konta wspólnego nie mamy ale oszczędności są wspólne. Ale zdecydowanie bardziej mnie robienie tych oszczędności zawsze interesowało/było dla mnie ważne (w sensie mój mąż jest bliższy podejściu Cancri niż mojemu ?) i ja nimi "zarządzam".
Jak śmiałaś! ?
sorry 🤣
9 września 2023, 01:44
Konta mamy osobne ale konto oszczędnościowe wspólne. Czy na nadpłatę kredytu czy na oszczędnościowe przelewamy jak ktoś ma jakiś nadmiar i nie mamy pilniejszych wydatków.
9 września 2023, 06:48
Mamy wspólne i każdy swoje również. Ja mam tak że przy każdej transakcji kartą odkłada mi się na subkonto 15 %.
zastanawiam się nad taka forma ale w sumie nie wiem co mi to ma dać;)
co do pytania głównego to mamy wspólne. Konta mamy też oddzielne ale to kwestia techniczna.
a co w tej dyskusji w pracy jest ciekawego?
Bo ja często nie pamiętam że te pieniążki się odkładają ☺️ , mam pieniądze na koncie i z nich korzystam i np ostatnio wydałam je na remont mieszkania. Jak się zdarzy (oby nie) jakaś poważniejsza awaria samochodu i trzeba będzie wydać kilka czy kilkanaście tysięcy to też sięgnę po zaskórniaka. A może jak zdecyduję się na lifting za parę lat.
Edytowany przez Noir_Madame 9 września 2023, 08:26
9 września 2023, 10:45
Mamy wspólne 0 ?
przepraszam, ale jak to jest możliwe? My mamy dość ciężka sytuację, ale nie mogłabym chyba funkcjonować nie mając tych kilku tysięcy "na wszelki wypadek".
Jak widać jest możliwe ? a mając conajmniej kilka tysięcy oszczędności to chyba jednak nie dość ciężka sytuacja tylko normalna ?
ja nazwałbym to krytyczna sytuacja
Bez przesady. Zejdź na ziemię, spójrz dalej niż czubek własnego nosa i poczytaj statystyki. Sama mam w otoczeniu kilka osób, które żyją w zasadzie od pierwszego do pierwszego, często po drodze biorąc zaliczki (no i koło się zamyka, bo pieniądze na drzewie nie rosną). Ciekawe czy to samo powiesz też ludziom schorowanym, żyjącym tylko z nędznej renty czy emerytury? Kupują najtańsze produkty, aby przeżyć, na leki często nie wystarcza, a trzeba jeszcze mieć jakiś dach nad głową...
Wiadomo, że poduszka finansowa to imho takie podstawy podstaw, ale serio, jest od groma osób, które nie mogą sobie pozwolić nawet na te "krytyczne" twoim zdaniem, kilka tysięcy. Krytycznie zaczyna się dziać, kiedy na koncie nie ma nic, a tu np. trzeba biec na gwałt do lekarza, bo ząb boli.
Ja biedna nie jestem, zarabiamy okej. Mam swoje wydatki na corke, na ktorej zajecia dosc sporo msc placimy. Do tego mam inwestycyjnie kupionych sporo przedmiotow z polskiego designu, ktore sa swoje warte. Splacam kredyt studencki za studia na bardzo dobrej, zagranicznej uczelni (bralam go rok jak nam sie corka urodzila). Na weekendy nas zwykle nie ma, bo gdzies jezdzimy, wychodzimy, duzo wydajemy na nasz ogrodek dzialkowy, ja wysylam miesiecznie kilka stow na siepomaga. Pomagamy siostrzenicom, robimy zakupy babci D. Moje liceum i studia swoje kosztowaly.
Dla mnie kasa na koncie nie jest zadnym psychicznym zabezpieczeniem ???? Nie wyobrazam sobie, ze mialabym sobie zalowac na wszystko dookola tylko po to, by moc "cos" msc odlozyc. Jak ktos ma wystarczajace zarobki, by zyc na dobrym poziomie i odkladac, to spoko. Ja nie potrzebuje.
Myślę, że możesz założyć że te inwestycyjnie kupione przedmioty są oszczędnością a nie stricte gotówka. Tak jak ludzie kupuję nieruchomości. Kasy mogą nie mieć w zapasie, ale w razie czego zawsze można to sprzedać. Myślę, że to się spokojnie liczy. Jak ktoś ma w domu tylko artykuły pierwszej potrzeby i okrągłe zero na koncie to w razie czego nie ma nawet specjalnie co sprzedać, żeby móc normalnie egzystować a nie w spartańskich warunkach. A niestety sporo jest takich osób, które żyją od pierwszego do pierwszego i nie mają ani kasy ani nic co by można było opchnąć.
Otóż to. Warto rozróżnić czy ktoś w ogóle nie ma oszczędności w sensie jakichś środków (niekoniecznie pieniężnych), które w razie konieczności mógłby dość sprawnie jakoś uruchomić. A co innego jak ktoś nie ma zupełnie nic.
9 września 2023, 12:45
Mamy wspólne 0 ?
przepraszam, ale jak to jest możliwe? My mamy dość ciężka sytuację, ale nie mogłabym chyba funkcjonować nie mając tych kilku tysięcy "na wszelki wypadek".
Jak widać jest możliwe ? a mając conajmniej kilka tysięcy oszczędności to chyba jednak nie dość ciężka sytuacja tylko normalna ?
ja nazwałbym to krytyczna sytuacja
Bez przesady. Zejdź na ziemię, spójrz dalej niż czubek własnego nosa i poczytaj statystyki. Sama mam w otoczeniu kilka osób, które żyją w zasadzie od pierwszego do pierwszego, często po drodze biorąc zaliczki (no i koło się zamyka, bo pieniądze na drzewie nie rosną). Ciekawe czy to samo powiesz też ludziom schorowanym, żyjącym tylko z nędznej renty czy emerytury? Kupują najtańsze produkty, aby przeżyć, na leki często nie wystarcza, a trzeba jeszcze mieć jakiś dach nad głową...
Wiadomo, że poduszka finansowa to imho takie podstawy podstaw, ale serio, jest od groma osób, które nie mogą sobie pozwolić nawet na te "krytyczne" twoim zdaniem, kilka tysięcy. Krytycznie zaczyna się dziać, kiedy na koncie nie ma nic, a tu np. trzeba biec na gwałt do lekarza, bo ząb boli.
Ja biedna nie jestem, zarabiamy okej. Mam swoje wydatki na corke, na ktorej zajecia dosc sporo msc placimy. Do tego mam inwestycyjnie kupionych sporo przedmiotow z polskiego designu, ktore sa swoje warte. Splacam kredyt studencki za studia na bardzo dobrej, zagranicznej uczelni (bralam go rok jak nam sie corka urodzila). Na weekendy nas zwykle nie ma, bo gdzies jezdzimy, wychodzimy, duzo wydajemy na nasz ogrodek dzialkowy, ja wysylam miesiecznie kilka stow na siepomaga. Pomagamy siostrzenicom, robimy zakupy babci D. Moje liceum i studia swoje kosztowaly.
Dla mnie kasa na koncie nie jest zadnym psychicznym zabezpieczeniem ???? Nie wyobrazam sobie, ze mialabym sobie zalowac na wszystko dookola tylko po to, by moc "cos" msc odlozyc. Jak ktos ma wystarczajace zarobki, by zyc na dobrym poziomie i odkladac, to spoko. Ja nie potrzebuje.
Myślę, że możesz założyć że te inwestycyjnie kupione przedmioty są oszczędnością a nie stricte gotówka. Tak jak ludzie kupuję nieruchomości. Kasy mogą nie mieć w zapasie, ale w razie czego zawsze można to sprzedać. Myślę, że to się spokojnie liczy. Jak ktoś ma w domu tylko artykuły pierwszej potrzeby i okrągłe zero na koncie to w razie czego nie ma nawet specjalnie co sprzedać, żeby móc normalnie egzystować a nie w spartańskich warunkach. A niestety sporo jest takich osób, które żyją od pierwszego do pierwszego i nie mają ani kasy ani nic co by można było opchnąć.
Otóż to. Warto rozróżnić czy ktoś w ogóle nie ma oszczędności w sensie jakichś środków (niekoniecznie pieniężnych), które w razie konieczności mógłby dość sprawnie jakoś uruchomić. A co innego jak ktoś nie ma zupełnie nic.
Takich rzeczy się od ręki nie sprzeda przecież. Dla mnie oszczędności jeśli można mieć to trzeba koniecznie!
9 września 2023, 23:20
Mamy wspólne 0 ?
przepraszam, ale jak to jest możliwe? My mamy dość ciężka sytuację, ale nie mogłabym chyba funkcjonować nie mając tych kilku tysięcy "na wszelki wypadek".
Jak widać jest możliwe ? a mając conajmniej kilka tysięcy oszczędności to chyba jednak nie dość ciężka sytuacja tylko normalna ?
ja nazwałbym to krytyczna sytuacja
Bez przesady. Zejdź na ziemię, spójrz dalej niż czubek własnego nosa i poczytaj statystyki. Sama mam w otoczeniu kilka osób, które żyją w zasadzie od pierwszego do pierwszego, często po drodze biorąc zaliczki (no i koło się zamyka, bo pieniądze na drzewie nie rosną). Ciekawe czy to samo powiesz też ludziom schorowanym, żyjącym tylko z nędznej renty czy emerytury? Kupują najtańsze produkty, aby przeżyć, na leki często nie wystarcza, a trzeba jeszcze mieć jakiś dach nad głową...
Wiadomo, że poduszka finansowa to imho takie podstawy podstaw, ale serio, jest od groma osób, które nie mogą sobie pozwolić nawet na te "krytyczne" twoim zdaniem, kilka tysięcy. Krytycznie zaczyna się dziać, kiedy na koncie nie ma nic, a tu np. trzeba biec na gwałt do lekarza, bo ząb boli.
Ja biedna nie jestem, zarabiamy okej. Mam swoje wydatki na corke, na ktorej zajecia dosc sporo msc placimy. Do tego mam inwestycyjnie kupionych sporo przedmiotow z polskiego designu, ktore sa swoje warte. Splacam kredyt studencki za studia na bardzo dobrej, zagranicznej uczelni (bralam go rok jak nam sie corka urodzila). Na weekendy nas zwykle nie ma, bo gdzies jezdzimy, wychodzimy, duzo wydajemy na nasz ogrodek dzialkowy, ja wysylam miesiecznie kilka stow na siepomaga. Pomagamy siostrzenicom, robimy zakupy babci D. Moje liceum i studia swoje kosztowaly.
Dla mnie kasa na koncie nie jest zadnym psychicznym zabezpieczeniem ???? Nie wyobrazam sobie, ze mialabym sobie zalowac na wszystko dookola tylko po to, by moc "cos" msc odlozyc. Jak ktos ma wystarczajace zarobki, by zyc na dobrym poziomie i odkladac, to spoko. Ja nie potrzebuje.
Myślę, że możesz założyć że te inwestycyjnie kupione przedmioty są oszczędnością a nie stricte gotówka. Tak jak ludzie kupuję nieruchomości. Kasy mogą nie mieć w zapasie, ale w razie czego zawsze można to sprzedać. Myślę, że to się spokojnie liczy. Jak ktoś ma w domu tylko artykuły pierwszej potrzeby i okrągłe zero na koncie to w razie czego nie ma nawet specjalnie co sprzedać, żeby móc normalnie egzystować a nie w spartańskich warunkach. A niestety sporo jest takich osób, które żyją od pierwszego do pierwszego i nie mają ani kasy ani nic co by można było opchnąć.
Otóż to. Warto rozróżnić czy ktoś w ogóle nie ma oszczędności w sensie jakichś środków (niekoniecznie pieniężnych), które w razie konieczności mógłby dość sprawnie jakoś uruchomić. A co innego jak ktoś nie ma zupełnie nic.
Takich rzeczy się od ręki nie sprzeda przecież. Dla mnie oszczędności jeśli można mieć to trzeba koniecznie!
Nie wiem o czym dokładnie mowa ale jeśli jest sporo warte to poniżej ceny rynkowej raczej większość rzeczy dość łatwo sprzedać.
My co prawda chcemy utrzymywać oszczędności na co najmniej określonym poziomie ale mamy też np. nieruchomości. Jak zajdzie potrzeba to się sprzeda, najwyżej poniżej ceny rynkowej.
10 września 2023, 12:58
Mamy wspólne 0 ?
przepraszam, ale jak to jest możliwe? My mamy dość ciężka sytuację, ale nie mogłabym chyba funkcjonować nie mając tych kilku tysięcy "na wszelki wypadek".
Jak widać jest możliwe ? a mając conajmniej kilka tysięcy oszczędności to chyba jednak nie dość ciężka sytuacja tylko normalna ?
ja nazwałbym to krytyczna sytuacja
Bez przesady. Zejdź na ziemię, spójrz dalej niż czubek własnego nosa i poczytaj statystyki. Sama mam w otoczeniu kilka osób, które żyją w zasadzie od pierwszego do pierwszego, często po drodze biorąc zaliczki (no i koło się zamyka, bo pieniądze na drzewie nie rosną). Ciekawe czy to samo powiesz też ludziom schorowanym, żyjącym tylko z nędznej renty czy emerytury? Kupują najtańsze produkty, aby przeżyć, na leki często nie wystarcza, a trzeba jeszcze mieć jakiś dach nad głową...
Wiadomo, że poduszka finansowa to imho takie podstawy podstaw, ale serio, jest od groma osób, które nie mogą sobie pozwolić nawet na te "krytyczne" twoim zdaniem, kilka tysięcy. Krytycznie zaczyna się dziać, kiedy na koncie nie ma nic, a tu np. trzeba biec na gwałt do lekarza, bo ząb boli.
Ja biedna nie jestem, zarabiamy okej. Mam swoje wydatki na corke, na ktorej zajecia dosc sporo msc placimy. Do tego mam inwestycyjnie kupionych sporo przedmiotow z polskiego designu, ktore sa swoje warte. Splacam kredyt studencki za studia na bardzo dobrej, zagranicznej uczelni (bralam go rok jak nam sie corka urodzila). Na weekendy nas zwykle nie ma, bo gdzies jezdzimy, wychodzimy, duzo wydajemy na nasz ogrodek dzialkowy, ja wysylam miesiecznie kilka stow na siepomaga. Pomagamy siostrzenicom, robimy zakupy babci D. Moje liceum i studia swoje kosztowaly.
Dla mnie kasa na koncie nie jest zadnym psychicznym zabezpieczeniem ???? Nie wyobrazam sobie, ze mialabym sobie zalowac na wszystko dookola tylko po to, by moc "cos" msc odlozyc. Jak ktos ma wystarczajace zarobki, by zyc na dobrym poziomie i odkladac, to spoko. Ja nie potrzebuje.
Myślę, że możesz założyć że te inwestycyjnie kupione przedmioty są oszczędnością a nie stricte gotówka. Tak jak ludzie kupuję nieruchomości. Kasy mogą nie mieć w zapasie, ale w razie czego zawsze można to sprzedać. Myślę, że to się spokojnie liczy. Jak ktoś ma w domu tylko artykuły pierwszej potrzeby i okrągłe zero na koncie to w razie czego nie ma nawet specjalnie co sprzedać, żeby móc normalnie egzystować a nie w spartańskich warunkach. A niestety sporo jest takich osób, które żyją od pierwszego do pierwszego i nie mają ani kasy ani nic co by można było opchnąć.
Otóż to. Warto rozróżnić czy ktoś w ogóle nie ma oszczędności w sensie jakichś środków (niekoniecznie pieniężnych), które w razie konieczności mógłby dość sprawnie jakoś uruchomić. A co innego jak ktoś nie ma zupełnie nic.
Takich rzeczy się od ręki nie sprzeda przecież. Dla mnie oszczędności jeśli można mieć to trzeba koniecznie!
Nie wiem o czym dokładnie mowa ale jeśli jest sporo warte to poniżej ceny rynkowej raczej większość rzeczy dość łatwo sprzedać.
My co prawda chcemy utrzymywać oszczędności na co najmniej określonym poziomie ale mamy też np. nieruchomości. Jak zajdzie potrzeba to się sprzeda, najwyżej poniżej ceny rynkowej.
Dokladnie. Szczególnie że jeśli faktycznie rozmawiamy o większej kasie to jak ktoś nie ma grosza przy duszy to też pożyczyć nie będzie mu łatwo. W obu przypadkach nie będzie kasy z dnia na dzień ale w przypadku posiadania jakichś dóbr to wiadomo że kasa będzie tylko trzeba chwilę poczekać. Jak nie masz to się nie doczekasz. Pożyczyc też może się nie udać.