Temat: koniec roku w szkole

Czy w Waszych szkolach tez jest takie szalenstwo na koniec roku? I kwiatki, i czekoladki po 40zl, i albumy ze zdjeciami, karty podarunkowe... Moze ja jestem jakas ograniczona i nie rozumiem tego. 

Mamy, jak to w szkole, nauczycieli lepszych i gorszych. Z tych gorszych to jedna robi dzieciom taka traume ze pare osob do psychologa chodzi, czesc w ogole ma awersje do przedmiotu, dzieci zmienialy grupe zeby przejsc do innej nauczycielki - sprawa oparla sie o kuratorium, dyrektor sie obrazil za 'donos'.

Z kolei druga - i tu juz gorzej bo to jezyk polski - ciagle chora, a jak juz zdrowa, to przez pol lekcji narzeka jaka to byla chora. Lektury nie przerobionem, dzieciaki do egzaminu 8-klasisty pracowaly same lub na korkach. 

I teraz puenta - klasa ma 8 stow na koniec roku ze skladek na koncie 3-ki klasowej. Okazuje sie ze to malo, trzeba jeszcze doklozyc drugie tyle. No nie wiem, najpierw walczymy z nauczycielami ze nie robia swojej roboty a teraz bedziemy do nich z fantami leciec i udawac ze sa tacy swietni? Troche hipokryzja. A jak sie postawilam, ze te prezenty to jakis absurd, to zostalam zaatakowana ze 'jak mi sie nie podoba to moge wyjsc z grupy'. 

Pasek wagi

W tym roku każde z moich dzieci kończy jakiś etap edukacji. Jedna wychowawczyni dostanie długopis z grawerem druga bon do sklepu. Jakiś kwiatek. I to wsio. 

Pasek wagi

Użytkownik4577438 napisał(a):

Po kwiatku dla każdego, symbolicznie nawet dla obsługi szkolnej rozumiem ale prezenty? 

Na zakończenie przedszkola córki była zbiórka 20zl na koniec roku. Wychowawczyni miała dostać łańcuszek,  pomoc bransoletkę a panie z angielskiego i religii kwiatki. Nawet to przerosło naszą grupę. Wpłaciła tylko połowa osób (12 z 24). Przykre że po czterech latach z naszymi dziećmi niektórym jest żal dać parę złotych w podziekowaniu. 

Ale kwoty i prezenty jakie Ty wymieniasz to kosmos jakis.

Nie jest przykre to, że "niektórym żal dać parę złotych". Być może to wyraz dezaprobaty tej części rodziców dla "łańcuszka i bransoletki". Pomysł, żeby dzieci kupowały dorosłym obcym osobom biżuterię jest tak kuriozalny, że nie mieści się w moim pojmowaniu świata. I na miejscu takiego rodzica też jawnie odmówiłabym brania udziału w takim cyrku. A im więcej takich postaw, tym bliżej do zażegnania w przyszłości tego obmierzłego zwyczaju. Czy wy, drodzy rodzice, w ogóle rozumiecie ideę symbolicznego podarku?

Zoe23 napisał(a):

Użytkownik4577438 napisał(a):

Po kwiatku dla każdego, symbolicznie nawet dla obsługi szkolnej rozumiem ale prezenty? 

Na zakończenie przedszkola córki była zbiórka 20zl na koniec roku. Wychowawczyni miała dostać łańcuszek,  pomoc bransoletkę a panie z angielskiego i religii kwiatki. Nawet to przerosło naszą grupę. Wpłaciła tylko połowa osób (12 z 24). Przykre że po czterech latach z naszymi dziećmi niektórym jest żal dać parę złotych w podziekowaniu. 

Ale kwoty i prezenty jakie Ty wymieniasz to kosmos jakis.

Nie jest przykre to, że "niektórym żal dać parę złotych". Być może to wyraz dezaprobaty tej części rodziców dla "łańcuszka i bransoletki". Pomysł, żeby dzieci kupowały dorosłym obcym osobom biżuterię jest tak kuriozalny, że nie mieści się w moim pojmowaniu świata. I na miejscu takiego rodzica też jawnie odmówiłabym brania udziału w takim cyrku. A im więcej takich postaw, tym bliżej do zażegnania w przyszłości tego obmierzłego zwyczaju. Czy wy, drodzy rodzice, w ogóle rozumiecie ideę symbolicznego podarku?

Rozumiem. I Uwierz że bardziej symbolicznie wygląda danie łańcuszka i bransoletki od całej grupy niż dawanie bukietów solo. I to wcale nie małych, zapewne dużo droższych niż te 20zl. Zwykłe lizodupstwo. I też niefajnie to wygladalo jak przedstawiciel dawal kwiaty od grupy a za nim ustawila sie kolejka osob ktore sie nie zlozyly ze swoimi kwiatami.

Dostałam kiedyś od wychowanka kończącego szkołę pendrajwa w bajkowym kształcie, na którym znajdowało sie jego zdjęcie z podziekowaniami. Zawsze jak go używam a nawet tylko wpada mi w ręce, poprawia mi się humor a to było już dobrych kilka lat temu. Dzieciak był świetny. Pozostałych prezencików, kwiatuszków itp. nie trawię i cieszę się, kiedy mam już tą żenujacą część za sobą. I nie jestem w tym odosobniona. Olej te walnięte mamuśki. 

Moje dzieci chodzą do szkoły w Niemczech i nie ma czegoś takiego. W jednej szkole jestem przewodniczącą wszelkich możliwych gremiów i jedyne, na co zbieraliśmy to był piknik, jak można było się w końcu spotykać (syn zaczął szkołę w czasie corony), ale to na zasadzie listy, kto co przynosi, kto przytaszczy grilla, żadnej kasy. Pani wychowawczyni nie musiała nic przynosić, ale przyniosła sałatkę.

Na pierwszą szkolną wycieczkę kupiliśmy dla wychowawców (była zmiana kadrowa i nasza klasa ma dwoje) po paczce słodkości na ukojenie nerwów i tyle.

A, poprzednia wychowawczyni urodziła dziecko i zapowiedziała się z wizytą w klasie, była spontaniczna zrzutka na drobiazg dla dziecka (książeczkę szeleszczącą), bo pani bardzo długo miała problemy z donoszeniem ciąży i wszyscy się cieszyliśmy, że w końcu się udało.

Na koniec roku będzie podziękowanie od trójki klasowej (bez prezentu), za rok na koniec czwartej klasy (to u nas koniec podstawówki) pewnie się zrzucimy na coś symbolicznego.

Uważam, że tak jest dużo lepiej. Nie zapomnę tych przerysowanych prezentów, które my dawaliśmy w Polsce.

Użytkownik4577438 napisał(a):

Zoe23 napisał(a):

Użytkownik4577438 napisał(a):

Po kwiatku dla każdego, symbolicznie nawet dla obsługi szkolnej rozumiem ale prezenty? 

Na zakończenie przedszkola córki była zbiórka 20zl na koniec roku. Wychowawczyni miała dostać łańcuszek,  pomoc bransoletkę a panie z angielskiego i religii kwiatki. Nawet to przerosło naszą grupę. Wpłaciła tylko połowa osób (12 z 24). Przykre że po czterech latach z naszymi dziećmi niektórym jest żal dać parę złotych w podziekowaniu. 

Ale kwoty i prezenty jakie Ty wymieniasz to kosmos jakis.

Nie jest przykre to, że "niektórym żal dać parę złotych". Być może to wyraz dezaprobaty tej części rodziców dla "łańcuszka i bransoletki". Pomysł, żeby dzieci kupowały dorosłym obcym osobom biżuterię jest tak kuriozalny, że nie mieści się w moim pojmowaniu świata. I na miejscu takiego rodzica też jawnie odmówiłabym brania udziału w takim cyrku. A im więcej takich postaw, tym bliżej do zażegnania w przyszłości tego obmierzłego zwyczaju. Czy wy, drodzy rodzice, w ogóle rozumiecie ideę symbolicznego podarku?

Rozumiem. I Uwierz że bardziej symbolicznie wygląda danie łańcuszka i bransoletki od całej grupy niż dawanie bukietów solo. I to wcale nie małych, zapewne dużo droższych niż te 20zl. Zwykłe lizodupstwo. I też niefajnie to wygladalo jak przedstawiciel dawal kwiaty od grupy a za nim ustawila sie kolejka osob ktore sie nie zlozyly ze swoimi kwiatami.

...czyli jednak nie rozumiesz...

edit: przeczytaj post Hagi bezpośrednio pod twoim, to może załapiesz na czym polega symboliczny upominek.

Galadriela30 napisał(a):

Czy w Waszych szkolach tez jest takie szalenstwo na koniec roku? I kwiatki, i czekoladki po 40zl, i albumy ze zdjeciami, karty podarunkowe... Moze ja jestem jakas ograniczona i nie rozumiem tego. 

Mamy, jak to w szkole, nauczycieli lepszych i gorszych. Z tych gorszych to jedna robi dzieciom taka traume ze pare osob do psychologa chodzi, czesc w ogole ma awersje do przedmiotu, dzieci zmienialy grupe zeby przejsc do innej nauczycielki - sprawa oparla sie o kuratorium, dyrektor sie obrazil za 'donos'.

Z kolei druga - i tu juz gorzej bo to jezyk polski - ciagle chora, a jak juz zdrowa, to przez pol lekcji narzeka jaka to byla chora. Lektury nie przerobionem, dzieciaki do egzaminu 8-klasisty pracowaly same lub na korkach. 

I teraz puenta - klasa ma 8 stow na koniec roku ze skladek na koncie 3-ki klasowej. Okazuje sie ze to malo, trzeba jeszcze doklozyc drugie tyle. No nie wiem, najpierw walczymy z nauczycielami ze nie robia swojej roboty a teraz bedziemy do nich z fantami leciec i udawac ze sa tacy swietni? Troche hipokryzja. A jak sie postawilam, ze te prezenty to jakis absurd, to zostalam zaatakowana ze 'jak mi sie nie podoba to moge wyjsc z grupy'. 

absurd, na zakończenie 8 klasy kupić wychowawczyni ewentualnie jakiś upominek, reszcie po bukiecie (ja jak byłam w trójce to kupowała doniczkowe z marketu lub jakiś słodycz), a reszta na ostatnie wyjście dla dzieci na lody czy na pizzę, nawet jak by trzeba było dołożyć.

Rodzice to debile, my sie umawialiśmy z nimi (pytałam dosłownie każdego) czy zgadza się wspólny prezent od klasy,bez dokupowania dodatkowych kwiatów, czy słodyczy od pojedynczych dzieci, wszyscy się zgodzili, chociaż mogli odmówić, a i tak mniejsza część przychodziła ze swoim kwiatkiem, reszcie było przykro. Mi tym bardziej bo na każdą okoliczność robiłam prezenty, kartki, czekoladowniki od całej klasy ( latałam za dziećmi by się podpisały) za darmo, a na końcu roku ktoś chciał się poczuć lepszy by jego dziecko dało swój najpiękniejszy prezent tylko od niego....na zakończenie 3 klasy robiłam album ...

taka prawda rodzice to napędzają, kwiat ewentualnie słodycz.

ale czego Wy się spodziewacie? Przecież to szkoła uczy rywalizacji, każe byc najlepszym, najbardziej widocznym, zostawiać innych w tyle i wystawiać się wiecznie na ocene. To w ludziach zostaje do końca życia, nagle jak przekraczają mury szkolne tym razem jako rodzice, mają zapomnieć co mieli przez 13-18 lat wbijane do głów?

Cyrica napisał(a):

ale czego Wy się spodziewacie? Przecież to szkoła uczy rywalizacji, każe byc najlepszym, najbardziej widocznym, zostawiać innych w tyle i wystawiać się wiecznie na ocene. To w ludziach zostaje do końca życia, nagle jak przekraczają mury szkolne tym razem jako rodzice, mają zapomnieć co mieli przez 13-18 lat wbijane do głów?

Mi było bardzo łatwo zapomnieć :D Jestem rodzicem dzieci szkolnych i jestem totalnie na NIE takim drogim prezentom oraz sytuacjom gdzie ustalamy wspólną zrzutkę na wspólny prezent a potem ktoś się wyłamuje i dodatkowo daje coś od siebie. Zawsze mnie zastanawiało czy taki rodzic sobie myśli, że później jego dziecko będzie miało jakieś fory dodatkowe? Bo jeszcze rozumiem sytuacje gdzie ktoś wybitnie chciał podziękować za coś ekstra co nauczyciel zrobił tylko dla jego dziecka (jakaś indywidualna pomoc), ale są przypadki gdzie daje się takie prezenty znienawidzonemu nauczycielowi. Tylko po co? W celach przekupstwa? Ja tam jestem przekorna bardzo. Im bardziej mi ktoś bruździ tym bardziej mam na niego wywalone i nawet by mi do głowy nie przyszło go nagradzać. Bo moze jakby taki nauczyciel raz nie dostał nic a inni by dostali, to by szukał przyczyny w swoim idiotycznym zachowaniu ;) Ale jak sie mu daje prezenty za bycie chamem, to mu nie przyjdzie do głowy że tym chamem jest.

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.