Temat: Dziewczynka terroryzuje klasę

Gdzieś mi ta sytuacja mignęła. 

Szkoła podstawowa, dziewczynka zaczepia dzieci w klasie, matka nie wierzy, wychowawczyni bezradna. 

Co byście zrobili w takiej sytuacji, jako rodzice tych dzieci i jeszcze pytanie do rodziców chłopców, czy wychowujecie ich w duchu, że "dziewczyn (i chłopców) się nie bije, choćby ona Cię uderzyła".

.nonszalancja. napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Gdzieś mi ta sytuacja mignęła. 

Szkoła podstawowa, dziewczynka zaczepia dzieci w klasie, matka nie wierzy, wychowawczyni bezradna. 

Co byście zrobili w takiej sytuacji, jako rodzice tych dzieci i jeszcze pytanie do rodziców chłopców, czy wychowujecie ich w duchu, że "dziewczyn (i chłopców) się nie bije, choćby ona Cię uderzyła".

jak to co powiedziałabym dziecku, żeby się broniło

Miałam w klasie 3 zbójów, strasznie przezywali i bili dziewczyny, ja się postawiłam, oddałam raz drugi , trzeci i już mnie nie tknęli, te co spuszczały głowę były ofiarami losu do końca szkoły i jeszcze je musiałam bronic, żeby czasem miały trochę spokoju 

uwazam, że nie można wychowywać dzieci na sieroty, potem też w pracy spotkają jakiegoś szefa stosującego mobbing i też się nie postawią, nie powiedzą stop  tylko będą karnie wysłuchiwać 

czasami to "sieroctwo" zależy od róznych przyczyn. Moje dziecko nie rozumie dwuznaczności i wszystko bierze dosłownie, przez co mu dokuczali cały czas w podstawówce- a im bardziej z nimi się tłukł, tym większą radość mieli. To, że ktos jest nieagresywny, to nie znaczy, że druga osoba ma mu wejść na głowę. Przez taki darwinizm potem mamy w pracy co mamy, w sądach dopytują sie kobiety, czy były odpowiednio ubrane, a ofiara mobbingu sama sobie jest winna itp. 

U mojego syn w szkole doszło do takiej sytuacji (niestety mój był w grupie trzymającej władze i aktywnej przemocowo)- nawet się o tym nie dowiedziałam. Szkoła sama rozwiązała sytuację- co prawda to liceum, więc i dzieciaki starsze. Ale z drugim w podstawówce było to samo- kiedyś ktoś nagrał na lekcji drugiego kolegę i nie chciał hasła podać do telefonu, to rodzice musieli przyjechać i wykasować przy dyrektorze plik. Zawsze było tak, że szkoła problem rozwiązywała.

abcbcd napisał(a):

nie ma czegoś takiego jak wychowawczyni bezradna, to jest jej praca i za to pieniądze bierze, jak nic z tym nie robi to powinna pracę zmienić, z tym terroryzowaniem to tez bym nie była taka pewna, z dziećmi trzeba rozmawiać- również z tą nieszczęsną dziewczynka, często okazuje się że te "terroryzujące " dzieci noszą na swoich barkach wielkie problemy ( z domu, odrzucenia przez rówieśników, psychiczne) I kiedy pomoże się takiemu dziecku to sytuacja się normuje

Zdobądź odpowiednie wykształcenie, Idź pracować za najniższą krajową w szkole i nie bądź bezradna. Jednak okazuje się, że praca nauczyciela jest odpowiedzialna...

Nayuri napisał(a):

abcbcd napisał(a):

nie ma czegoś takiego jak wychowawczyni bezradna, to jest jej praca i za to pieniądze bierze, jak nic z tym nie robi to powinna pracę zmienić, z tym terroryzowaniem to tez bym nie była taka pewna, z dziećmi trzeba rozmawiać- również z tą nieszczęsną dziewczynka, często okazuje się że te "terroryzujące " dzieci noszą na swoich barkach wielkie problemy ( z domu, odrzucenia przez rówieśników, psychiczne) I kiedy pomoże się takiemu dziecku to sytuacja się normuje

Zdobądź odpowiednie wykształcenie, Idź pracować za najniższą krajową w szkole i nie bądź bezradna. Jednak okazuje się, że praca nauczyciela jest odpowiedzialna...

👍

.nonszalancja. napisał(a):

panna_slodka_szprotka napisał(a):

Gdzieś mi ta sytuacja mignęła. 

Szkoła podstawowa, dziewczynka zaczepia dzieci w klasie, matka nie wierzy, wychowawczyni bezradna. 

Co byście zrobili w takiej sytuacji, jako rodzice tych dzieci i jeszcze pytanie do rodziców chłopców, czy wychowujecie ich w duchu, że "dziewczyn (i chłopców) się nie bije, choćby ona Cię uderzyła".

jak to co powiedziałabym dziecku, żeby się broniło

Miałam w klasie 3 zbójów, strasznie przezywali i bili dziewczyny, ja się postawiłam, oddałam raz drugi , trzeci i już mnie nie tknęli, te co spuszczały głowę były ofiarami losu do końca szkoły i jeszcze je musiałam bronic, żeby czasem miały trochę spokoju 

uwazam, że nie można wychowywać dzieci na sieroty, potem też w pracy spotkają jakiegoś szefa stosującego mobbing i też się nie postawią, nie powiedzą stop  tylko będą karnie wysłuchiwać 

Ja się zgadzam, z tym, że jak dziewczynka odda chłopakowi to jest super, radzi sobie, zuch dziewczyna a jak chlopak dziewczynce, która go zaczepia, zneca się? Raczej pokutuje przekonanie, że nie powinien, nie wolno bić dziewczyn, nawet jak one Cię atakują. To jest trudne. Wiem, że przemoc jest zła, ale nie chcę by moje dzieci były kiedyś ofiarami.

cancri napisał(a):

Nayuri napisał(a):

abcbcd napisał(a):

nie ma czegoś takiego jak wychowawczyni bezradna, to jest jej praca i za to pieniądze bierze, jak nic z tym nie robi to powinna pracę zmienić, z tym terroryzowaniem to tez bym nie była taka pewna, z dziećmi trzeba rozmawiać- również z tą nieszczęsną dziewczynka, często okazuje się że te "terroryzujące " dzieci noszą na swoich barkach wielkie problemy ( z domu, odrzucenia przez rówieśników, psychiczne) I kiedy pomoże się takiemu dziecku to sytuacja się normuje

Zdobądź odpowiednie wykształcenie, Idź pracować za najniższą krajową w szkole i nie bądź bezradna. Jednak okazuje się, że praca nauczyciela jest odpowiedzialna...

?

dzięki za rady ale spóźnione bo juz to zrobiłam, nie ważne za ile pracujesz, olewać pracę można nawet za 20 tyś, mało zarabiam i będę się starać w mojej robocie bo tak chce, dzięki takim osobom jak Ty budzetowka jest uważana za niemiłych leni 

carnci a Ty naprawdę uważasz że trzeba taki komentarz zalajkowac? Czy tych nauczycieli ktoś zmuszał żeby szli do takiej pracy? Spotkałam w swoim życiu wielu nauczycieli i wieu z nich było dobrych miłych i zaradnych.  

abcbcd napisał(a):

cancri napisał(a):

Nayuri napisał(a):

abcbcd napisał(a):

nie ma czegoś takiego jak wychowawczyni bezradna, to jest jej praca i za to pieniądze bierze, jak nic z tym nie robi to powinna pracę zmienić, z tym terroryzowaniem to tez bym nie była taka pewna, z dziećmi trzeba rozmawiać- również z tą nieszczęsną dziewczynka, często okazuje się że te "terroryzujące " dzieci noszą na swoich barkach wielkie problemy ( z domu, odrzucenia przez rówieśników, psychiczne) I kiedy pomoże się takiemu dziecku to sytuacja się normuje

Zdobądź odpowiednie wykształcenie, Idź pracować za najniższą krajową w szkole i nie bądź bezradna. Jednak okazuje się, że praca nauczyciela jest odpowiedzialna...

?

dzięki za rady ale spóźnione bo juz to zrobiłam, nie ważne za ile pracujesz, olewać pracę można nawet za 20 tyś, mało zarabiam i będę się starać w mojej robocie bo tak chce, dzięki takim osobom jak Ty budzetowka jest uważana za niemiłych leni 

carnci a Ty naprawdę uważasz że trzeba taki komentarz zalajkowac? Czy tych nauczycieli ktoś zmuszał żeby szli do takiej pracy? Spotkałam w swoim życiu wielu nauczycieli i wieu z nich było dobrych miłych i zaradnych.  

mysle ze nie do konca tak odebralas ten komentarz jak bylo zamierzone. Pracowalam w Pl w szkole i wiem ze nie jest w obecnych czasach latwo bedac nauczycielem, duzo zalezy od postawy dyrekcji, bywa ze jakby nauczyciel nei zareagowal bedzie i tak zle, zawsze znajdzie sie ktos kto uzna ze zle zrobil. Co do pieniedzy, ja jestem z tych ,ktorzy pracuja z calym zaangazowaniem, jednak to jak nauczyciele sa traktowani jako grupa zawodowa wplynelo na fakt ze z tego zawodu odeszlam, wlasnie to ze nauczyciel nie ma prawa nic w takich sytuacjach zrobic, ze warunki w szkolach sa podle, ze czasy sa takie ze rodzice nie wspolpracuja, ze brakuje pedagogow szkolnych, ktorzy w takich sytuacjach pomogliby, ze przepisy sa takie jakie sa. Odeszlam wtedy gdy jakis minister mial pomysl ze ocena z drugiego jezyka obcego nie liczy sie na swiadectwie do sredniej (religia chyba sie wtedy liczyla, nie jestem pewna). Pamietam jak ten fakt zmienil podejscie do przedmiotu wielu uczniow, ja jako nauczyciel moglam sie ugryzc w d..., tych ktorzy ucza sie dla wiedzy jest moim szacunkiem 20 % a reszta jak ocena sie nie liczy to odkladaja na koniec. Fakt ze programy sa przeladowane i nie wszyscy z robia to z lenistwa a musza cos wybrac, bo wszystkiego sie nie da. Ja wtedy zwatpilam w sens pracy w Pl szkole.

W takiej sytuacji próbowałabym przede wszystkim rozmawiać z wychowawcą, a nie z rodzicami tego dziecka. To wychowawca powinien podjąć rozmowę z jego rodzicami, zasugerować psychologa. Naciskałabym, żeby tak zrobił.


Generalnie mówię swoim dzieciom, że bić się nie wolno, w żadnej sytuacji, ale nie wiem, czy mimo wszystko nie kazałabym się tutaj bronić i oddać komuś, kto bije. Zależy, na ile starczyłoby mi cierpliwości i jak duży byłby to problem.

Mam wspomnienia z zerówki szkolnej, nie najlepsze, jeśli chodzi o kilka pierwszych tygodni. Ja, dziecko sześcioletnie, dojeżdżałam sama do szkoły rowerem, dojeżdżali też chłopcy z 3 i 4 klasy. Zdarzało się, że po lekcjach mnie zatrzymywali, nie pozwalali mi wsiąść na rower. Nigdy nie powiedziałam tego rodzicom, w szkole też nie. Ale raz zdarzyła się taka sytuacja, że taki gruby chłopak z tych starszych zaczepił mnie w szkole. Wstawił się za mną chłopak jeszcze starszy, lokalny łobuz (później siedział we więzieniu), wykręcił mu rękę. Po tym incydencie miałam spokój na zawsze i do tej pory to pamiętam i jestem temu chłopakowi wdzięczna, chociaż on zapewne tego w ogóle nie pamięta :)

Okazuje się, że czasem trzeba jednak zareagować ostrzej, bo samo proszenie o zmianę zachowania nic nie daje. Niebawem będę miała okazję się przekonać, jak sprawa będzie wyglądała w klasie moich dzieci - we wrześniu idą do I klasy. W przedszkolu był trochę problem z jednym chłopcem, bił dzieci, na jego tablicy rząd czarnych kropek. Syn też powiedział że uderzył go raz, drugi, trzeci. Zwróciłam pani uwagę i w rozmowi stwierdziła, że ten chłopiec niezbyt lubi się z moim synem i ona się stara, żeby po prostu nie wchodzili sobie w drogę. Jakoś to poszło, nie było większych dram. I jak dotąd nigdy nie powiedziałam synowi, że powinien oddać. Ale nie dam sobie ręki uciąć, że nigdy tak nie powiem. 

LiuAnnee napisał(a):

W takiej sytuacji próbowałabym przede wszystkim rozmawiać z wychowawcą, a nie z rodzicami tego dziecka. To wychowawca powinien podjąć rozmowę z jego rodzicami, zasugerować psychologa. Naciskałabym, żeby tak zrobił.

Generalnie mówię swoim dzieciom, że bić się nie wolno, w żadnej sytuacji, ale nie wiem, czy mimo wszystko nie kazałabym się tutaj bronić i oddać komuś, kto bije. Zależy, na ile starczyłoby mi cierpliwości i jak duży byłby to problem.

Mam wspomnienia z zerówki szkolnej, nie najlepsze, jeśli chodzi o kilka pierwszych tygodni. Ja, dziecko sześcioletnie, dojeżdżałam sama do szkoły rowerem, dojeżdżali też chłopcy z 3 i 4 klasy. Zdarzało się, że po lekcjach mnie zatrzymywali, nie pozwalali mi wsiąść na rower. Nigdy nie powiedziałam tego rodzicom, w szkole też nie. Ale raz zdarzyła się taka sytuacja, że taki gruby chłopak z tych starszych zaczepił mnie w szkole. Wstawił się za mną chłopak jeszcze starszy, lokalny łobuz (później siedział we więzieniu), wykręcił mu rękę. Po tym incydencie miałam spokój na zawsze i do tej pory to pamiętam i jestem temu chłopakowi wdzięczna, chociaż on zapewne tego w ogóle nie pamięta :)

Okazuje się, że czasem trzeba jednak zareagować ostrzej, bo samo proszenie o zmianę zachowania nic nie daje. Niebawem będę miała okazję się przekonać, jak sprawa będzie wyglądała w klasie moich dzieci - we wrześniu idą do I klasy. W przedszkolu był trochę problem z jednym chłopcem, bił dzieci, na jego tablicy rząd czarnych kropek. Syn też powiedział że uderzył go raz, drugi, trzeci. Zwróciłam pani uwagę i w rozmowi stwierdziła, że ten chłopiec niezbyt lubi się z moim synem i ona się stara, żeby po prostu nie wchodzili sobie w drogę. Jakoś to poszło, nie było większych dram. I jak dotąd nigdy nie powiedziałam synowi, że powinien oddać. Ale nie dam sobie ręki uciąć, że nigdy tak nie powiem. 

jak tak Was czytam, to powracają różne wspomnienia, faktycznie mialam podobną sytuację, z tym, że w liceum, obok była szkoła z zawodówkami, miały coś do mnie jakieś trzy, takie babochłopy, pech dla nich chciał, że byłam ze znanego osiedla z kibolami popularnego klubu a te dziewczyny akurat się na tym osiedlu znalazły... od tamtej pory omijały mnie szerokim łukiem, bo miały zapowiedziane, że mają mnie zostawić. 

Dodam, że mamie powiedziałam, to nic nie zrobiła, do dyrektora nie poszłam.

System jest nastawiony na ochronę sprawców kosztem ofiar, dlatego trzeba brać sprawy w swoje ręcę. Najważniejsze to poinstruować dziecko, że ma ODDAĆ i to najlepiej z nawiązką. Jeśli jest potrzeba, zapisać na sporty walki. Jeśli oddać z jakichś powodów nie może, sprawę w swoje ręce powinni wziaść rodzice i nie mają obowiązku przebierać w środkach. Jeśli rodzice agresora nie współpracują - policja, ops, sąd. Czasem męska rozmowa wystarczy :)

abcbcd napisał(a):

nie ma czegoś takiego jak wychowawczyni bezradna, to jest jej praca i za to pieniądze bierze, jak nic z tym nie robi to powinna pracę zmienić, z tym terroryzowaniem to tez bym nie była taka pewna, z dziećmi trzeba rozmawiać- również z tą nieszczęsną dziewczynka, często okazuje się że te "terroryzujące " dzieci noszą na swoich barkach wielkie problemy ( z domu, odrzucenia przez rówieśników, psychiczne) I kiedy pomoże się takiemu dziecku to sytuacja się normuje

Polecam zostać nauczycielem i zobaczysz, że są sytuacje, w których nauczyciel jest zupełnie bezradny... niestety... a często nawet dyrektor. W obecnych czasach to rodzic rozdaje karty i dąży po trupach do celu, żeby tylko wygrać. Choćbyś serce oddała i walczyła o sprawiedliwość to i tak jako nauczyciel jesteś przegrana. O szacunku zapomnij. Niestety brakuje też psychologów z prawdziwego znaczenia. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.