Temat: Zakupoholizm

Chciałabym poruszyć taki temat. Przez dużą część mojego życia mi się nie przelewało. Na studiach cała nadwyżka finansowa szła na czesne i inne wydatki związane z nauką. Potem zaraz pojawiło się dziecko, duży nadmiar kilogramów, wydatki właśnie na to dziecko. No nie powiem, nigdy nie wydawałam dużo na ubrania, a ostatnie lata to kupowałam to, w co weszłam, niezależnie czy mi się podobało czy nie, ważne, że był rozmiar.

Kilka miesięcy temu odkryłam sklep internetowy (na FB) z dużą ilością ładnych ubrań plus size, naprawdę ładnych i jakbym się odkorkowała! Najpierw małe zakupy, potem coraz większe, z miesiąca na miesiąc są to coraz większe kwoty. Jakby mi się coś w mózgu przestawiło. Z workowatych ubrań, zamieniłam swoją garderobę w kolorowe i dobrze wyglądające. Nagle mam się w co ubrać, mam więcej niż dwie pary spodni i leginsy. Moja szafa jest pełna różnokolorowych spodni, koszul w różnych wzorach i kolorach, garniturów, sukienek na przeróżne okazje, ciuchów sportowych itp. Poznałam dzięki temu mnóstwo polskich marek tworzących ładne ubrania plus size i nie umiem się zatrzymać. W tym miesiącu wydałam już lekko ponad tysiąc złotych na ubrania. Takie uczucie, jakby miało zabraknąć tych ubrań... No i szczerze nie wiem jak się zatrzymać. Już mam w głowie, że zaraz zaczną się letnie ubrania, a potrzebuję sukienek na urlop, no i większej ilości ubrań z krótkim rękawem na co dzień, bo o tej porze roku będzie mi ciężko w koszulach chodzić do pracy. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to przerwać.

Zrozumiałabym siebie, gdybym schudła i chciała uzupełnić coś w szafie, wtedy taki głód zakupów jest czymś normalnym, a teraz? eh

Pasek wagi

mi jakoś samo to przeszło, ale aż tyle nie wydawałam. Zdałam sobie sprawę, że mam tyle butów, że nie jestem w stanie ich stargać. Wszystkie jak nowe. Zawsze jednak mi mało spodni, ale przez figurę w mało, których dobrze się czuję... 

Pasek wagi

Lola, a od jak dawna ty te ubrania kupujesz? Bo ja zauważyłam, że większość zakupów z pierwszego roku remanentu szafy (jak się wcześniej nie kupowało prawie nic) potem idzie na sprzedaż. Też uważałam, że mnie to nie dotyczy, ale dotyczyło. Sprzedałam prawie wszystko kupione w pierwszym roku remanentu szafy i piszę to bez ściemy. Po 2-3 latach żadna z tych rzeczy już mi się specjalnie nie podobała. Mniej więcej od 2 lat widzę już jakąś ciągłość stylistyczną i nie mam potrzeby kupować od nowa co sezon. To samo przeszły moje koleżanki z fejsbukowej grupy modowej. Każda jedna. Dlatego na początki nie ma sensu tych ubrań dublować przesadnie na zapas.

Dwa - jak zrobisz listę z zaznaczaniem co nosisz, to dojdziesz do wniosku, że nie potrzeba ci tyle wersji ile uważasz, że ci potrzeba. Popatrz jak dziewczyny konstruują szafy kapsułowe. Wystarczą na lato 3 sukienki, 2 pary szortów, spódnica i luźne gacie plus bluzeczki od prania do prania i tyle tak na prawdę. Co jak byk wychodzi jak człowiek jedzie na urlop z jedną małą walizką. Cała reszta to fanaberia, która sprawia, że zamiast założyć sukienkę w sezonie kilkanaście razy, zakładasz ją 2 razy. De facto nawet nie ocierając się o subtelności stylizacji.

Piszesz o wariacjach stylizacyjnych, no spoko - ale jakie subtelności stylizacyjne w celu dywersyfikacji stosujesz mając 30 par spodni, 60 koszul i 7 garniaków? Cała stylizacja sprowadza się do tego, że możesz dosłownie cały sezon nosić codziennie co innego i mieć urozmaicenie z samego faktu założenia każdego dnia innych spodni i innej koszuli. Nadmiar ubrań wcale nie sprzyja dobremu stylizowaniu.

A mała czarna to nieporozumienie, nigdy nie czaiłam tej wizji ubraniowych must have. To może ma sens jak się ma 3 ciuchy na krzyż, ale nie jak się ma ich dziesiątki/setki. Praktycznie każda sukienka, którą mam w szafie ma fajniejszy kolor, niż czerń, i fajniejszy fason, niż basic - to po co by mi był ten basic? Żeby z niego robić 1000 stylizacji? Ekhem, mam tak dużo ubrań, że nigdy nie będę nosić tej samej sukienki xxx razy, kiedy w szafie czeka 10 innych. Opcja biliona stylizacji z jednej rzeczy to plan dla minimalistów ciuchowych, a nie dla zakupoholików, którzy pewnie nigdy nie zejdą do szafy poniżej 50 sztuk odzieży.

menot napisał(a):

Lola, a od jak dawna ty te ubrania kupujesz? Bo ja zauważyłam, że większość zakupów z pierwszego roku remanentu szafy (jak się wcześniej nie kupowało prawie nic) potem idzie na sprzedaż. Też uważałam, że mnie to nie dotyczy, ale dotyczyło. Sprzedałam prawie wszystko kupione w pierwszym roku remanentu szafy i piszę to bez ściemy. Po 2-3 latach żadna z tych rzeczy już mi się specjalnie nie podobała. Mniej więcej od 2 lat widzę już jakąś ciągłość stylistyczną i nie mam potrzeby kupować od nowa co sezon. To samo przeszły moje koleżanki z fejsbukowej grupy modowej. Każda jedna. Dlatego na początki nie ma sensu tych ubrań dublować przesadnie na zapas.Dwa - jak zrobisz listę z zaznaczaniem co nosisz, to dojdziesz do wniosku, że nie potrzeba ci tyle wersji ile uważasz, że ci potrzeba. Popatrz jak dziewczyny konstruują szafy kapsułowe. Wystarczą na lato 3 sukienki, 2 pary szortów, spódnica i luźne gacie plus bluzeczki od prania do prania i tyle tak na prawdę. Co jak byk wychodzi jak człowiek jedzie na urlop z jedną małą walizką. Cała reszta to fanaberia, która sprawia, że zamiast założyć sukienkę w sezonie kilkanaście razy, zakładasz ją 2 razy. De facto nawet nie ocierając się o subtelności stylizacji. Piszesz o wariacjach stylizacyjnych, no spoko - ale jakie subtelności stylizacyjne w celu dywersyfikacji stosujesz mając 30 par spodni, 60 koszul i 7 garniaków? Cała stylizacja sprowadza się do tego, że możesz dosłownie cały sezon nosić codziennie co innego i mieć urozmaicenie z samego faktu założenia każdego dnia innych spodni i innej koszuli. Nadmiar ubrań wcale nie sprzyja dobremu stylizowaniu. A mała czarna to nieporozumienie, nigdy nie czaiłam tej wizji ubraniowych must have. To może ma sens jak się ma 3 ciuchy na krzyż, ale nie jak się ma ich dziesiątki/setki. Praktycznie każda sukienka, którą mam w szafie ma fajniejszy kolor, niż czerń, i fajniejszy fason, niż basic - to po co by mi był ten basic? Żeby z niego robić 1000 stylizacji? Ekhem, mam tak dużo ubrań, że nigdy nie będę nosić tej samej sukienki xxx razy, kiedy w szafie czeka 10 innych. Opcja biliona stylizacji z jednej rzeczy to plan dla minimalistów ciuchowych, a nie dla zakupoholików, którzy pewnie nigdy nie zejdą do szafy poniżej 50 sztuk odzieży.

A to mi się bardzo przydaję, dlatego podałam jako przykład. Mogę po pracy tylko zmienić dodatki, zamiast całkiem się przebierać, bo np. od razu lecę z córką do lasu. Oksfordy łatwo zamienić na trampki, przewiązać się sportową koszulą w talii i można to zrobić w minutę w samochodzie. O takie sytuacje mi chodzi ;)

Możesz mieć dużo racji, bo jednak część ubrań sprzedaję lub wydaję, choć na razie takie, które np. miałam na weselu. 

Pasek wagi

z tej dyskusji wnioskuje, byc moze mylnie , jednak takie robi na mnie wrazenie ze jeszcze nie doszlas do gotowosci do zmian, podoba ci sie to i nie masz ochoty zmieniac. Narazie tylko zaczelas zauwazac problem. Menot napisala ci duzo jak sie go pozbyc i albo poczytasz dokladniej i cos z tym zrobisz albo bedziesz w takim punkcie ze przychodzacych paczek nie zechce ci sie juz nawet otwierac, bo emocje beda juz zaspokojone. Ja takich ilosci nie mialam ale to uczucie nie jest mi obce i ostatnio kupione rzeczy po prostu odeslalam, przy kolejnych dlugo sie zastanawialam i z bolacym sercem wykasowalam chyba ze dwa razy z wirtualnego koszyka. No i jakos zyje bez nich.

Myślę, szczerze, że przy większości ciuchów można zmienić buty z eleganckich na sportowe i będzie ok ;)

Generalnie - metod na ograniczanie zakupów jest dużo. Ty musisz znaleźć taką, która działa dla ciebie. Przy której nadal masz frajdę ze stylizowania się, ale nie zawalasz szafy szaloną ilością ubrań z tej samej kategorii. Tylko raczej nie ma co liczyć na to, że samo się ureguluje - bo u wielu osób kompulsywne kupowanie trwa całe życie. Niestety najczęściej trzeba nad sobą pracować i jakoś tam ciągle się świadomie ograniczać.

Berchen napisał(a):

z tej dyskusji wnioskuje, byc moze mylnie , jednak takie robi na mnie wrazenie ze jeszcze nie doszlas do gotowosci do zmian, podoba ci sie to i nie masz ochoty zmieniac. Narazie tylko zaczelas zauwazac problem. Menot napisala ci duzo jak sie go pozbyc i albo poczytasz dokladniej i cos z tym zrobisz albo bedziesz w takim punkcie ze przychodzacych paczek nie zechce ci sie juz nawet otwierac, bo emocje beda juz zaspokojone. Ja takich ilosci nie mialam ale to uczucie nie jest mi obce i ostatnio kupione rzeczy po prostu odeslalam, przy kolejnych dlugo sie zastanawialam i z bolacym sercem wykasowalam chyba ze dwa razy z wirtualnego koszyka. No i jakos zyje bez nich.

No ja tak miałam, że złapałam się nad tym, że największą ekscytację mam w momencie kupna i przy otwarciu paczki. A potem już whatever. Założyłam raz i albo ciuch trafiał na listę ulubionych do noszenia regularnie, albo gdzieś tam na bok do założenia raz na rok. Emocje z noszenia były dużo mniejsze niż z kupna i to mnie bardzo zaniepokoiło, kiedy się na tym złapałam. Takich serio ukochanych ubrań mam niewiele. Reszta mogłaby być albo i nie i świat by się nie zawalił.

Więc najpierw w fazie detoksu starałam się rozciągnąć proces kupowania bez de facto kupowania (długie szukanie idealnego modelu, przeglądanie stron, porównywanie)i stopniowo zmniejszać budżet. Jestem z siebie serio dumna, bo potrafiłam na ciuchy wydać 500 euro miesięcznie, a teraz nie przekraczam 50 wliczając materiały do rękodzieła. Owszem, część z tego poszła na rzeczy, które będę nosić latami (już noszę płaszcze czy torebki po kilka sezonów), ale dużo na duplikaty, które są po prostu zbędne. Przykładowo z sukienkami - no ja noszę 3 ulubione w sezonie na krzyż. Nie ma u mnie totalnie sensu mieć więcej niż 3 na sezon. Mając listę i notując założenia widać, że zawsze wybieram sobie kilka najfajniejszych modeli i je noszę częściej niż inne. To idzie wyłapać, tylko trzeba zaakceptować, że problem jest i nad nim pracować.

I też, im mniej się kupuje, tym mniej się ogląda strony, i człowiek z czasem traci zainteresowanie, więc odmawianie sobie jest mniej bolesne. Win win.

Berchen napisał(a):

z tej dyskusji wnioskuje, byc moze mylnie , jednak takie robi na mnie wrazenie ze jeszcze nie doszlas do gotowosci do zmian, podoba ci sie to i nie masz ochoty zmieniac. Narazie tylko zaczelas zauwazac problem. Menot napisala ci duzo jak sie go pozbyc i albo poczytasz dokladniej i cos z tym zrobisz albo bedziesz w takim punkcie ze przychodzacych paczek nie zechce ci sie juz nawet otwierac, bo emocje beda juz zaspokojone. Ja takich ilosci nie mialam ale to uczucie nie jest mi obce i ostatnio kupione rzeczy po prostu odeslalam, przy kolejnych dlugo sie zastanawialam i z bolacym sercem wykasowalam chyba ze dwa razy z wirtualnego koszyka. No i jakos zyje bez nich.

Wydaje mi się, że do tego trzeba dojrzeć. Musi przyjść ten moment i zmiany w myśleniu. Kiedyś za młodych lat każdy zakup mnie cieszył. Zakładałam nowe ciuchy przy pierwszej lepszej okazji. A teraz? Kupuje z rozwagą. Obecnie przyszło mi 6 par spodni i myślę, żeby zostawić tylko 1- 2 pary. Ale spokojnie bez pośpiechu. 

Pasek wagi

Lolaberry napisał(a):

Chciałabym poruszyć taki temat. Przez dużą część mojego życia mi się nie przelewało. Na studiach cała nadwyżka finansowa szła na czesne i inne wydatki związane z nauką. Potem zaraz pojawiło się dziecko, duży nadmiar kilogramów, wydatki właśnie na to dziecko. No nie powiem, nigdy nie wydawałam dużo na ubrania, a ostatnie lata to kupowałam to, w co weszłam, niezależnie czy mi się podobało czy nie, ważne, że był rozmiar.

Kilka miesięcy temu odkryłam sklep internetowy (na FB) z dużą ilością ładnych ubrań plus size, naprawdę ładnych i jakbym się odkorkowała! Najpierw małe zakupy, potem coraz większe, z miesiąca na miesiąc są to coraz większe kwoty. Jakby mi się coś w mózgu przestawiło. Z workowatych ubrań, zamieniłam swoją garderobę w kolorowe i dobrze wyglądające. Nagle mam się w co ubrać, mam więcej niż dwie pary spodni i leginsy. Moja szafa jest pełna różnokolorowych spodni, koszul w różnych wzorach i kolorach, garniturów, sukienek na przeróżne okazje, ciuchów sportowych itp. Poznałam dzięki temu mnóstwo polskich marek tworzących ładne ubrania plus size i nie umiem się zatrzymać. W tym miesiącu wydałam już lekko ponad tysiąc złotych na ubrania. Takie uczucie, jakby miało zabraknąć tych ubrań... No i szczerze nie wiem jak się zatrzymać. Już mam w głowie, że zaraz zaczną się letnie ubrania, a potrzebuję sukienek na urlop, no i większej ilości ubrań z krótkim rękawem na co dzień, bo o tej porze roku będzie mi ciężko w koszulach chodzić do pracy. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to przerwać.

Zrozumiałabym siebie, gdybym schudła i chciała uzupełnić coś w szafie, wtedy taki głód zakupów jest czymś normalnym, a teraz? eh

skoro masz płynność finansową to dlaczego ma ci niby zabraknąć? Jak będzie brakowało to sobie kupisz. Sklep będzie istniał raczej dalej.Jeśli potrzebujesz letnich to pomysł rozsądnie co i ile i sobie kup a potem stop. 

tez kiedyś tak.miaksm głównie dlatego że się bałam że mi zabraknie a nie będę miała kasy żeby kupić. Więc jak miałam jakiś przypływ gotówki ( np. prezent) to kupowałam za dużo. Od kiedy mam regularne dochody to bez sensu. Poza tym pojechałam do Niemiec a tu ciuchy były droższe niż w Polsce ( teraz chyba jeden pieron). 

poeiedzialam stop i przez ładne kilka lat ( ok 5) nic nie kupowałam. Może oprócz ciuchów sportowych bo te się rzeczywiście zużywały. Ale tu też dbałam żeby nie mieć więcej niż 4 koszulki, 2 legginsy i 2 bluzy. Reszta to chodziłam i się powoli pozuzywalo. Miałam je niezbyt dobrej jakości. Zostały mi rzeczy typu marynarki i eleganckie spodnice. No ale nie mam gdzie w tym chodzić . No i rajstop pełno.

Teraz już mam luzy w szafie. Bywało że jechałam na 3 parach spodni i 4 bluzkach. No ale ostatnio lubię jasne kolory więc mam ciut więcej . Miałam też etap sukienek i legginsów . Ale to też byly 4 sukienki .

minusem posiadania dużej ilości rzeczy jest to że czasem coś co się spodoba a kupić nie możesz bo zwyczajnie miejsca nie ma. Fajne spodnie no ale masz 20 par. Gdybyś miała 3 kupienie czwartek nie byłoby takim problemem. No ale 21 szej już bez sensu 


Pasek wagi

Lolaberry napisał(a):

Chciałabym poruszyć taki temat. Przez dużą część mojego życia mi się nie przelewało. Na studiach cała nadwyżka finansowa szła na czesne i inne wydatki związane z nauką. Potem zaraz pojawiło się dziecko, duży nadmiar kilogramów, wydatki właśnie na to dziecko. No nie powiem, nigdy nie wydawałam dużo na ubrania, a ostatnie lata to kupowałam to, w co weszłam, niezależnie czy mi się podobało czy nie, ważne, że był rozmiar.

Kilka miesięcy temu odkryłam sklep internetowy (na FB) z dużą ilością ładnych ubrań plus size, naprawdę ładnych i jakbym się odkorkowała! Najpierw małe zakupy, potem coraz większe, z miesiąca na miesiąc są to coraz większe kwoty. Jakby mi się coś w mózgu przestawiło. Z workowatych ubrań, zamieniłam swoją garderobę w kolorowe i dobrze wyglądające. Nagle mam się w co ubrać, mam więcej niż dwie pary spodni i leginsy. Moja szafa jest pełna różnokolorowych spodni, koszul w różnych wzorach i kolorach, garniturów, sukienek na przeróżne okazje, ciuchów sportowych itp. Poznałam dzięki temu mnóstwo polskich marek tworzących ładne ubrania plus size i nie umiem się zatrzymać. W tym miesiącu wydałam już lekko ponad tysiąc złotych na ubrania. Takie uczucie, jakby miało zabraknąć tych ubrań... No i szczerze nie wiem jak się zatrzymać. Już mam w głowie, że zaraz zaczną się letnie ubrania, a potrzebuję sukienek na urlop, no i większej ilości ubrań z krótkim rękawem na co dzień, bo o tej porze roku będzie mi ciężko w koszulach chodzić do pracy. Nie wiem, nie mam pojęcia jak to przerwać.

Zrozumiałabym siebie, gdybym schudła i chciała uzupełnić coś w szafie, wtedy taki głód zakupów jest czymś normalnym, a teraz? eh

skoro masz płynność finansową to dlaczego ma ci niby zabraknąć? Jak będzie brakowało to sobie kupisz. Sklep będzie istniał raczej dalej.Jeśli potrzebujesz letnich to pomysl rozsądnie co i ile i sobie kup a potem stop. 

tez kiedyś tak.miaksm głównie dlatego że się bałam że mi zabraknie a nie będę miała kasy żeby kupić. Więc jak miałam jakiś przypływ gotówki ( np. prezent) to kupowałam za dużo. Od kiedy mam regularne dochody to bez sensu. Poza tym pojechałam do Niemiec a tu ciuchy były droższe niż w Polsce ( teraz chyba jeden pieron). 

powiedzialam stop i przez ładne kilka lat ( ok 5) nic nie kupowałam. Może oprócz ciuchów sportowych bo te się rzeczywiście zużywały. Ale tu też dbałam żeby nie mieć więcej niż 4 koszulki, 2 legginsy i 2 bluzy. Reszta to chodziłam i się powoli pozuzywalo. Miałam je niezbyt dobrej jakości. Zostały mi rzeczy typu marynarki i eleganckie spodnice. No ale nie mam gdzie w tym chodzić . No i rajstop pełno.

Teraz już mam luzy w szafie. Bywało że jechałam na 3 parach spodni i 4 bluzkach. No ale ostatnio lubię jasne kolory więc mam ciut więcej . Miałam też etap sukienek i legginsów . Ale to też byly 4 sukienki .

minusem posiadania dużej ilości rzeczy jest to że czasem coś co się spodoba a kupić nie możesz bo zwyczajnie miejsca nie ma. Fajne spodnie no ale masz 20 par. Gdybyś miała 3 kupienie czwartej nie byłoby takim problemem. No ale 21 szej już bez sensu 


Pasek wagi

To nie żarty. To może być nalogiem uzależnieniem behawioralnym. Nie myślałaś o terapii?

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.