Temat: Najbardziej bzdurna kłótnia z partnerem?

W sobotę byliśmy w sklepie. Kupuje swoje zakupy wg listy z Vitalii ( Małżonek gotuje sobie sam- nie ma z tym problemów, robimy to od lat). Ja zaczęłam od warzyw i szybko się ogarnęłam. On wolniej i pyta, czy może skorzystać z moich warzyw, ja na to, że nie bo mam wyliczone. Wkurzył się! Strzelil focha! W domu ja się wkurzyłam cała ta sytuacja, bo wie, że jestem na diecie i po prostu cała sytuacja z dupy, więc chodzilam po domu i trzaskalam czym popadnie. Teraz czekam, aż mu przejdzie 🤣 kiedyś bym płakała, teraz się śmieje. Za kilka dni sytuacja wróci do normy.

Miejsce nr 1 u mnie to jak pokolocilismy się o to, że gdybyśmy (!!!!) adoptowali kiedyś dziecko (sytuacja teoretyczna) to ja bym je woziła na święta do moich rodziców, a on by tego zabronił. 🤣🤣🤣🤣🤣 Poszło prawie na noże. 

A jaka na u Was najbardziej absurdalna kłótnia?

Ogladaliśmy na netflixie Lucyfera, rzuciłam "zabawne, że Ewę gra Żydówka". "Jaka Żydówka?". "No ta aktorka, jest Żydówką". "Oczywiście, że nie jest". "No jest, nie widzisz że ma urodę taką typową" . "Ale skąd, przecież ona ma jakieś rosyjskie korzenie". Wyszło na to, że "jak się ukrywasz z antysemityzmem, to po prostu powiedz, każdemu wmawiasz że żyd" vs "ty chyba ślepy jesteś, jakie ruskie korzenie w ogóle, co ty masz z tymi ruskimi, że każdy według ciebie jest ruskiem". Tak po pół godzinie wpadliśmy na to, żeby to po prostu wygooglować. I tak - ta aktorka jest z Izraela. A mojemu się pomyliła z Milą Kunis :D 

Krummel napisał(a):

my się kłócimy tyle co nic, ale dwa razy toczyliśmy wojnę. Pierwsza dotyczyła paskudnego, starego dywanu, chyba po ś.p. teściowej, a że stary jest człowiekiem niebywale sentymentalnym to próbował zachować pamiątkę po mamie mimo, że owy dywanik był zezarty przez mole, pełen plam i nadawał się tylko do wyrzucenia. Najpierw leżał w kuchni i nie dość, że jeszcze bardziej się syfil to co chwilę się o niego potykałam. Potem znalazł się w sypialni. Któregoś dnia poprosiłam mojego lubego aby wziął to dziadostwo i wytrzepał porządnie, ale gdy on mi odparł, że tego nie zrobi, bo się rozsypie... Eksplodowalam. Długo się o ten dywan kłóciliśmy, ale w końcu został wyrzucony na śmietniku.

Tą bitwę zwyciężyłam, ale kolejnej niestety się nie udało, a dotyczyła ona znowu starej i paskudnej rzeczy czyli swetra, który był cały pozaciągany, w dziurach i miał dziwny granatowo siwy kolor, uwierzcie mi, że nawet Brad Pitt wyglądałby w nim jak obraz nędzy i rozpaczy. Żeby była jasność, wg starego, ten sweter wyglądał jak zbroja i ubierał ją do zadań specjalnych - rąbanie drewna, palenie w piecu i inne prace przy domu. Błagałam o wywalenie, w pewnym momencie doszło do tego, że przeciagalismy się tym swetrem i po tej sytuacji, wraz z nadejściem wiosny "zbroja" znikala i pojawiała się późną jesienią .  Gdy wyjeżdżaliśmy do Niemiec, powiedziałam szwagierce, że jeśli znajdzie to paskudztwo, ma  natychmiast wywalić do kosza, a najlepiej spalić. To byłoby jednak zbyt piękne, ponieważ mój spryciarz skitrał sweter i robi to do tej pory jak wyjeżdżamy. Co roku, jeśli jesteśmy na święta Bożego Narodzenia to stary nagle pojawia się w tym czymś... Uwierzcie mi, że w tej chwili mam ciarki na plecach.

ja kiedys taki sweter zbroje wyrzucilam i bardzo zaluje , bo corka mi to juz 20 lat wypomina😌

My sie ostatnio pozalismy o to, ze mu pomoglam bojler naprawic 🤪

Bardziej bzdurnej klotni w zyciu nie mialam, chyba mu testosteron za bardzo strzelil do glowy. Mamy nowy boiler i o ile start zawsze ogarial, to w nowym nie bardzo wiedzial gdzie co jest. Znalazl instrukcje, trzeba bylo cisnienie wyrownac, bo naprawial kaloryfer i woda zeszla, wiec spadlo. Poczytal, stoi, kombinuje, nie umie znalezc, wiec ja zlapalam za telefon i googluje. Znalazlam filmik na youtube wiec sie na mnie wydarl, ze on tu probuje czytac. Strzelilam focha, obejrzalam filmik do konca na zewnatrz coby jasnie panu nie przeszkadzalo. Posluchalam jak kurwuje w kuchni, po jakichs 15 minutach wrocilam i odkrecilam mu zaworki, ktorych szukal. 

Glupio mu potem bylo strasznie, a ja sie w sumie usmialam bardziej niz wkurzylam. 

Pasek wagi

My się kiedyś pokłóciliśmy jak wymieniał mi żarówkę w lampie w aucie, ponieważ ja byłam tą, która trzymała latarkę. On nie umiał sobie poradzić, ale oczywiście dlatego, że ja źle trzymam latarkę. Wojna była okropna bo czym dłużej mu schodziło z tą naprawą tym bardziej był zirytowany i więcej przeklinał. Ja się wkurzałam, że przeklina.  Dlatego ja od tej pory jeżdżę do mechanika zmieniać żarówkę, już nawet go nie proszę 🤪


Raz zrobiłam pizzę z rukolą, oczywiście on nie będzie jadła trawy i tak się kłóciliśmy nad talerzem rukoli. On nie chciał zjeść a ja nie chciałam go puścić od stołu póki nie zje. Po jakiejś godzinie przesuwania talerza w tą i z powrotem, odpuścił i zjadł :D 

Taka najbardziej bzdurna? Naście lat temu, dzwoni kurier, otwieram, podpisuję odbiór i mówię głośno z przedpokoju w stronę męża, który był w sypialni: - skarbie, już są te nadmuchiwane koperty! Mówię to po niemiecku, bo przede mną stoi kurier, a ja nie lubię mówić przy kimś w języku, którego ktoś może nie rozumieć, bo to moim zdaniem nietaktownie. Ile mi mój mąż chwilę potem i jeszcze ileś tam czasu zarzucał, że to "skarbie", to ja może wcale nie do niego, a do kuriera powiedziałam... 🤡

Jedna z naszych pierwszych kłótni stała się rodzinną anegdotą, w czasie której narodziło się hasełko powtarzane przez lata ze śmiechem.

Na drugim końcu Polski mieszkała siostra męża i mieliśmy jechać do niej na chrzciny w piątek wieczornym pociągiem. Już dzień wcześniej przyjechała do nas teściowa, by razem odbyć daleką  podróż, i obie czekałyśmy aż mąż wróci z pracy aby spakować się i ruszyć w drogę. Gdy mąż wszedł do domu poprosił aby mu wyprać szybko koszulę, w której wrócił z pracy, aby mógł ją ubrać w poniedziałek. Nasz powrót był obliczony na noc z niedzieli na poniedziałek, więc wtedy już nie zdążyłabym jej uprać, wysuszyć i wyprasować. Nie miałam ochoty na szybkie, niepotrzebne moim zdaniem pranie koszuli, więc powiedziałam mu, że w poniedziałek może iść w innej. Zaczęliśmy się przegadywać czy musi iść w tej czy może w innej, aż w końcu stwierdziłam, że jak chce to może sobie sam uprać, bo ma takie same ręce. Mąż najpierw zaniemówił, a potem zwrócił się do swojej mamy o poparcie - no i widzi mama? Na co teściowa - no w sumie, jedna prawa, jedna lewa - takie same.

Przez kolejne lata, gdy nie miałam ochoty czegoś zrobić mąż słyszał tekst - jedna prawa, jedna lewa :)

Sporo tego, bo kłócimy się o większość spraw, z czego 90% jest bezdennie głupia i idiotyczna, więc przytoczę najnowszą.

Robimy remont w dużym pokoju (ściany). Na podłodze leżą panele położone jakieś 6 lat temu. Wyglądają bardzo dobrze, poza tym, że w jednym miejscu lekko się uginają pod ciężarem człowieka i jeden panel na krótkiej krawędzi odsunął się od drugiego na jakieś 0,5mm (przy czym to panele z tych z podfrezowanymi krawędziami, między którymi i tak są odstępy - generalnie jest to prawie niewidoczne). Zdjęcie poglądowe: 

Co należy zrobić? Według mojego męża natychmiast wymienić podłogę w całym, ponad 30-metrowym pokoju. Z powodu tego 0,5-milimetrowego przesunięcia. A mnie krew zalewa, bo to kasa, czas i mnóstwo śmiecia, bo przecież w razie czego na sprzedaż tych paneli będzie też marudził, bo "będą zajmowały miejsce" (w solidnie podpiwniczonym domu wolnostojącym). Jest wyjątkowo konsekwentny w tym marudzeniu i łażeniu w tym konkretnym miejscu i naciskaniu na nie nogą.

Aha - wymiana paneli jest ultra ważna, ale już powieszenie półek na artykuły sypkie w kuchni czeka od roku, a zrobienie progów w dwóch miejscach od 6-ciu lat.

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

Sporo tego, bo kłócimy się o większość spraw, z czego 90% jest bezdennie głupia i idiotyczna, więc przytoczę najnowszą.

Robimy remont w dużym pokoju (ściany). Na podłodze leżą panele położone jakieś 6 lat temu. Wyglądają bardzo dobrze, poza tym, że w jednym miejscu lekko się uginają pod ciężarem człowieka i jeden panel na krótkiej krawędzi odsunął się od drugiego na jakieś 0,5mm (przy czym to panele z tych z podfrezowanymi krawędziami, między którymi i tak są odstępy - generalnie jest to prawie niewidoczne). Zdjęcie poglądowe: 

Co należy zrobić? Według mojego męża natychmiast wymienić podłogę w całym, ponad 30-metrowym pokoju. Z powodu tego 0,5-milimetrowego przesunięcia. A mnie krew zalewa, bo to kasa, czas i mnóstwo śmiecia, bo przecież w razie czego na sprzedaż tych paneli będzie też marudził, bo "będą zajmowały miejsce" (w solidnie podpiwniczonym domu wolnostojącym). Jest wyjątkowo konsekwentny w tym marudzeniu i łażeniu w tym konkretnym miejscu i naciskaniu na nie nogą.

Aha - wymiana paneli jest ultra ważna, ale już powieszenie półek na artykuły sypkie w kuchni czeka od roku, a zrobienie progów w dwóch miejscach od 6-ciu lat.

a nie można wymienić paneli i sprzedać te na olx? Gwarantuję że pojawi się dużo chętnych

Wielbiona napisał(a):

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

Sporo tego, bo kłócimy się o większość spraw, z czego 90% jest bezdennie głupia i idiotyczna, więc przytoczę najnowszą.

Robimy remont w dużym pokoju (ściany). Na podłodze leżą panele położone jakieś 6 lat temu. Wyglądają bardzo dobrze, poza tym, że w jednym miejscu lekko się uginają pod ciężarem człowieka i jeden panel na krótkiej krawędzi odsunął się od drugiego na jakieś 0,5mm (przy czym to panele z tych z podfrezowanymi krawędziami, między którymi i tak są odstępy - generalnie jest to prawie niewidoczne). Zdjęcie poglądowe: 

Co należy zrobić? Według mojego męża natychmiast wymienić podłogę w całym, ponad 30-metrowym pokoju. Z powodu tego 0,5-milimetrowego przesunięcia. A mnie krew zalewa, bo to kasa, czas i mnóstwo śmiecia, bo przecież w razie czego na sprzedaż tych paneli będzie też marudził, bo "będą zajmowały miejsce" (w solidnie podpiwniczonym domu wolnostojącym). Jest wyjątkowo konsekwentny w tym marudzeniu i łażeniu w tym konkretnym miejscu i naciskaniu na nie nogą.

Aha - wymiana paneli jest ultra ważna, ale już powieszenie półek na artykuły sypkie w kuchni czeka od roku, a zrobienie progów w dwóch miejscach od 6-ciu lat.

a nie można wymienić paneli i sprzedać te na olx? Gwarantuję że pojawi się dużo chętnych

Tak, jak pisałam - wtedy będzie marudzenie, że nie będzie trzymać starych paneli w piwnicy, bo zagracają (nikomu niepotrzebną) przestrzeń, a i tak dostanie się za to "parę złotych":P Chociaż faktycznie jak będzie dalej smędził to mu to zaproponuję. Na odczepne.

Wspominałam, że nie cierpię remontów? A ściągnięcie paneli w najczęściej używanym pokoju wyłączy nam główną część mieszkania na kilka ładnych dni, zanim szanowny się za to weźmie. Rozumiem, jakby to wyglądało źle, ale nie wygląda i to jest zwykłe szukanie dziury w całym. Poza tym pierwotny pomysł był taki, żeby zrobić to za kilka lat i porządnie - wrzucić na tę podłogę jakieś porządne drewno, a nie plastikowe panele.

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

Wielbiona napisał(a):

UzaleznionaOdLukrecji napisał(a):

Sporo tego, bo kłócimy się o większość spraw, z czego 90% jest bezdennie głupia i idiotyczna, więc przytoczę najnowszą.

Robimy remont w dużym pokoju (ściany). Na podłodze leżą panele położone jakieś 6 lat temu. Wyglądają bardzo dobrze, poza tym, że w jednym miejscu lekko się uginają pod ciężarem człowieka i jeden panel na krótkiej krawędzi odsunął się od drugiego na jakieś 0,5mm (przy czym to panele z tych z podfrezowanymi krawędziami, między którymi i tak są odstępy - generalnie jest to prawie niewidoczne). Zdjęcie poglądowe: 

Co należy zrobić? Według mojego męża natychmiast wymienić podłogę w całym, ponad 30-metrowym pokoju. Z powodu tego 0,5-milimetrowego przesunięcia. A mnie krew zalewa, bo to kasa, czas i mnóstwo śmiecia, bo przecież w razie czego na sprzedaż tych paneli będzie też marudził, bo "będą zajmowały miejsce" (w solidnie podpiwniczonym domu wolnostojącym). Jest wyjątkowo konsekwentny w tym marudzeniu i łażeniu w tym konkretnym miejscu i naciskaniu na nie nogą.

Aha - wymiana paneli jest ultra ważna, ale już powieszenie półek na artykuły sypkie w kuchni czeka od roku, a zrobienie progów w dwóch miejscach od 6-ciu lat.

a nie można wymienić paneli i sprzedać te na olx? Gwarantuję że pojawi się dużo chętnych

Tak, jak pisałam - wtedy będzie marudzenie, że nie będzie trzymać starych paneli w piwnicy, bo zagracają (nikomu niepotrzebną) przestrzeń, a i tak dostanie się za to "parę złotych":P Chociaż faktycznie jak będzie dalej smędził to mu to zaproponuję. Na odczepne.

Wspominałam, że nie cierpię remontów? A ściągnięcie paneli w najczęściej używanym pokoju wyłączy nam główną część mieszkania na kilka ładnych dni, zanim szanowny się za to weźmie. Rozumiem, jakby to wyglądało źle, ale nie wygląda i to jest zwykłe szukanie dziury w całym. Poza tym pierwotny pomysł był taki, żeby zrobić to za kilka lat i porządnie - wrzucić na tę podłogę jakieś porządne drewno, a nie plastikowe panele.

no bez przesady, mam salon 30m z kolegą ułożenie paneli zajęło nam dzień, drugiego dnia 3h listwy. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.