Temat: Mąż powiedział mi, że nie jestem jędrna – granice mówienia prawdy w małżeństwie

Jak wyżej. Mąż powiedział mi wczoraj, że: „nie jestem jędrna, wszystko mi lata i mam na nogach to falujące, co mają kobiety”. :D I teraz – nim rozpęta się wojna i burza, by kategorycznie zmienić męża – powiedział prawdę, plus nie jestem osobą, która zmieniałaby męża o taki komentarz. Istotnie, mam cellulit na udach; jak się im dzisiaj przyjrzałam, to nie latają, ale mogą latać, gdy chodzę, a tego nie widzę. I ja sama uważam, że mam ciało nietknięte sportem, choć ruch umiarkowany mam. Ćwiczyć planowo nie zamierzam, bo nienawidzę i zmuszać się nie będę. Na kanapie też nie leżę.


Do sedna – opis mojego męża, bo pewnie będzie potrzebny, aby nakreślić sobie o nim zdanie: dojeżdża do pracy ponad 2 godziny dziennie, jego jedyny ruch to wejście do tego auta, nie ćwiczy nic, więc wydawałoby się, że nie powinien oczekiwać kobiety fitness. Czy jednak ma prawo…?

I teraz pytanie główne – jakie są granice mówienia prawdy w małżeństwie? Czy mąż mógł użyć innych słów? Czy powinien „mówić prawdę” czy powinien zamilknąć w tej materii na zawsze? Wolicie, gdy mężowie mówią Wam szczerze, gdy widzą, że się zaniedbujecie (ja ostatnio nieco przytyłam) i schodzicie na „złą drogę” czy raczej powinni milczeć? 

Czy dałoby się to przekazać innymi, lżejszymi słowami, czy raczej takie dobitne przedstawienie sytuacji zadziała na ogarnięcie się? Ja swoje zdanie na ten temat mam, ale ciekawa jestem, jak to jest w innych związkach/małżeństwach. W jeszcze innych niż te, które znam.

Jesteśmy 6 lat po ślubie. Znamy się jak łyse konie (mimo krótkiego stażu). Czasami tęskno mi do czasów zakochania, takiej nieznajomości. Ale wiadomo, ten okres w związku następuje tylko na początku i nie da się, wiedząc o drugiej osobie wszystko, aby się sobą fascynować non stop.

PS. Post z przymrużeniem oka, dziewczyny, ja się w ogóle nie gniewam! ;-), tylko spotkałam się z małżeństwami, że kobiety tyją na potęgę, a mężowie/partnerzy zapatrzeni, komplementują, że najpiękniejsze. I tak mnie trochę czasami kłuje, że w moim małżeństwie tego zapatrzenia nie ma.

PS2. Ja wygląd mojego męża często komplementuję, mimo że żaden z niego Apollo, po prostu lubię, gdy się uśmiecha. On nie komplementuje mnie niemal w ogóle, mimo że brzydka nie jestem. Jak to jest u Was? Czasami odzywa się we mnie dziewczęca potrzeba bycia królewną dla mojego męża, a nie żabą, której można wszystko powiedzieć. Czasami, powtarzam: czasami! ;-)

PS3. Nie, nie będę się rozwodzić. Wychowałam się na książkach, w których miłość wszystko zwycięża, i tego się trzymam. :-)

PS4. Nie, nie oczekuję peanów na moją cześć. Dobrze mi tak, jak jest. Choć jestem romantykiem i okropnie mi tęskno do czasów zakochania, a tu tego nie ma już i nie będzie. A jak jest u Was? Która szczęściara, mimo lat w związku, jest wciąż zakochana w mężu, a mąż w niej? Niech wystąpi i pochwali się swoim szczęściem! :-)

Zapraszam do dyskusji.

Mój mnie komplementuje bez przerwy, a im dupa większa, tym bardziej się cieszy, co nie jest dobra motywacja do dbania o figurę 🙈 ale właśnie sobie zdałam sprawę, ze ja mu za mało mówię, ze mi się podoba. To stało sie dla mnie oczywistością, a to błąd 

W kwestii miłości i związku to akurat uważam się za szczęściarę. Dobraliśmy się z mężem pod każdym możliwym względem i po kilkunastu latach razem jesteśmy w sobie zakochani jak gówniarze. Często słyszę od męża komplementy, regularnie dostaję od niego kwiaty, i przyznam (może wyjdzie tu ze mnie próżność) że lubię gdy mnie adoruje i traktuje jak księżniczkę XD

Natomiast jeśli chodzi o mój wygląd, dbam o siebie i od jakiegoś czasu dużo ćwiczę i pracuję nad swoim ciałem. W czasie ostatnich 2 lat schudłam ponad 20 kg i udało mi się wypracować na siłowni całkiem fajną sylwetkę. Ale robię to przede wszystkim dla siebie, bo dużo lepiej się czuję w takim wydaniu; choć wiadomo - lubię też mieć poczucie że podobam się mężowi i że jestem dla niego atrakcyjna. Mąż też stara się zdrowo odżywiać, codziennie chodzi na siłownie i ogólnie jest przystojnym mężczyzną który o siebie dba. I wspieramy się w tym nawzajem, ale raczej w taki pozytywny sposób. Np. gdy jedno dopadnie leń, to drugie zachęca, w stylu "idź na siłownie, zobaczysz lepiej się poczujesz" albo "dawaj, zakładaj buty, idziemy razem pobiegać". 

Nie oczekuję jednak kłamstw na temat swojego wyglądu, zresztą jak ktoś wyżej napisał - jak ktoś jest gruby czy źle wygląda to przecież sam widzi to w lustrze. Sami wiemy jakie mamy mankamenty. Odkąd jesteśmy z mężem razem, moja waga się zmieniała wielokrotnie - była cała gama, od szczupłej sylwetki, do otyłości I stopnia. Mój mąż nie komentuje, nie wytyka, ale przyznaje że woli gdy jestem szczuplejsza. Nie podobają mu się bardzo szczupłe kobiety, ale nadwaga u żony to też niekoniecznie jest coś o czym marzy ;) I według mnie ma prawo wyrazić co mu się podoba a co nie. Jednak nie wywiera na mnie presji, raczej właśnie wspiera mnie w tym do czego sama dąże. Kiedyś jak zdarzyło mi się trochę przytyć, to żartował że dla niego zawsze to jakieś urozmaicenie XD 

Generalnie wiem, że podobam się mężowi, szczególnie teraz gdy bardziej dbam o swoją sylwetkę, i jeśli słyszę od niego komplement to jest on szczery. Dzięki mężowi pozbyłam się wielu kompleksów i jestem bardziej świadoma swoich atutów. Skarb nie mąż! ;)

jestem z mężem 16 lat, nigdy nie skomentował negatywnie mojej sylwetki (albo nie pamiętam) za to bardzo często prawi mi komplementy, ja jemu też chociaż i ja i mąż walczymy z nadprogramowymi kilogramami  

Krummel napisał(a):

dla mnie to żaden powód do obrażania się czy robienia awantury, wolę to niż przesadne komplementowanie, ale ja jestem akurat z tych co ogólnie nie lubią słodzenia, za to każdy mankament to powód do kolejnych dowcipów xD dlatego nie chodzę skwaszona, gdy mój partner powiedzmy powie mi, że robi mi sie drugi podbródek, ba, dodam jeszcze, że za parę lat będę wyglądać jak pelikan. No bo co, płakać mam, że mój chlop też ma oczy? ;)

No właśnie, każdy mankament to powód... Może włożę "kij w mrowisko", ale to są kwestie z otwartego pamiętnika i niedawnego wątku na temat zabawnych powiedzonek. Krummel, czytałam tylko parę Twoich nowszych wpisów i tylko parę pierwszych w pamiętniku. W tych pierwszych jest zdjęcie Twojego brzucha z podpisem sugerującym, że wcale nie przesadzasz twierdząc, że jest za duży. Jaki jest, każdy widzi, choć nie każdy tak samo. Dziwiło mnie to, ale po przeczytaniu Twojej anegdotki, że podczas bodajże pierwszego spotkania, Twoja babcia zwróciła uwagę Twojemu partnerowi, że ma brzuch... Czy to nie jest chore? Czy przez ten rodzinny zwyczaj komentowania, że ktoś (wtedy przecież obcy człowiek) ma brzuch, to nie jest źródło, czemu Ty masz problemy z trawieniem i nie widzisz np. swojego brzucha realnie? Moja matka i babcia były z tych komentujących np. wzrost mężczyzn, jakby to była cecha charakteru, co mnie od maleńkości dziwiło. Miałam partnera, który zaniżał swoją wagę, by mnie wpędzić w kompleksy, a inny wmawiał mi tycie, kiedy dżinsy spadały mi z tyłka. Czy przez takie babcie, matki, mężów nie powstają pośrednio problemy nadwagi...niedowagi...dodatkowe kompleksy...zakrzywiony obraz swojego ciała? Ja nie oczekuję odpowiedzi na te pytania, ale jeśli nie lubisz słodzenia, to może spojrzysz na to też z innej strony.

A my sobie dokuczamy w żartach 18 lat razem. Ja z jego brzucha i wielkiej głowy. On z moich nóg które wyglądają jak u kulturysty. Nie ma sensu krytyka niekonstruktywna ale też duszenie w sobie czegoś co ci mocno nie pasuje , co kończy się często u facetów niewydolnością w łóżku...

No trochę boli.przyznam ale tego nie zmienię. Muszę zaakceptować że mam brzydkie nogi i nauczyć się z tego śmiać.

Bycie szczerym w zwiazku tak, prostackie komentowanie niedoskonalosci w wygladzie partnera nie. Szczegolnie, ze osoba komentowana sama zauwaza zmiany na niekorzysc, trudno by pare kilo na plus czy pogorszenie wygladu komus umknelo. 
U mnie jesli oduscimy i zaczynamy sie zapuszczac, czasem ktores rzuci w przestrzen, ze chyba warto ograniczyc to czy tamto, bo ostatnio za czesto nam sie zdarza, czy moze wykupic karnet na silownie, bo ostatnio jakos nam z regularnymi cwiczeniami nie po drodze. 

Wszystko raczej, bo zalezy nam na zdrowiu i zdrowym wygladzie, byciu w formie (nie mowie o sporcie wyczynowym). 

Mi osobiscie taki komentarz, jak Twojego meza, by sie nie spodobal. Nie moje klimaty jesli chodzi o komunikacje w zwiazku. 

Mia1979 napisał(a):

Krummel napisał(a):

dla mnie to żaden powód do obrażania się czy robienia awantury, wolę to niż przesadne komplementowanie, ale ja jestem akurat z tych co ogólnie nie lubią słodzenia, za to każdy mankament to powód do kolejnych dowcipów xD dlatego nie chodzę skwaszona, gdy mój partner powiedzmy powie mi, że robi mi sie drugi podbródek, ba, dodam jeszcze, że za parę lat będę wyglądać jak pelikan. No bo co, płakać mam, że mój chlop też ma oczy? ;)

No właśnie, każdy mankament to powód... Może włożę "kij w mrowisko", ale to są kwestie z otwartego pamiętnika i niedawnego wątku na temat zabawnych powiedzonek. Krummel, czytałam tylko parę Twoich nowszych wpisów i tylko parę pierwszych w pamiętniku. W tych pierwszych jest zdjęcie Twojego brzucha z podpisem sugerującym, że wcale nie przesadzasz twierdząc, że jest za duży. Jaki jest, każdy widzi, choć nie każdy tak samo. Dziwiło mnie to, ale po przeczytaniu Twojej anegdotki, że podczas bodajże pierwszego spotkania, Twoja babcia zwróciła uwagę Twojemu partnerowi, że ma brzuch... Czy to nie jest chore? Czy przez ten rodzinny zwyczaj komentowania, że ktoś (wtedy przecież obcy człowiek) ma brzuch, to nie jest źródło, czemu Ty masz problemy z trawieniem i nie widzisz np. swojego brzucha realnie? Moja matka i babcia były z tych komentujących np. wzrost mężczyzn, jakby to była cecha charakteru, co mnie od maleńkości dziwiło. Miałam partnera, który zaniżał swoją wagę, by mnie wpędzić w kompleksy, a inny wmawiał mi tycie, kiedy dżinsy spadały mi z tyłka. Czy przez takie babcie, matki, mężów nie powstają pośrednio problemy nadwagi...niedowagi...dodatkowe kompleksy...zakrzywiony obraz swojego ciała? Ja nie oczekuję odpowiedzi na te pytania, ale jeśli nie lubisz słodzenia, to może spojrzysz na to też z innej strony.

Wiesz co, ja takie komentowanie, szczególnie oczywistych rzeczy traktuję bardziej na zasadzie, iż ktoś chce zabłysnąć spostrzegawczością, wolę tak to sobie tłumaczyć, ale  może sama sobie mydlę oczy ;) czy takie sytuacje miały na mnie wpływ? Nie wiem, u nas wygląd jeśli już był wytykany to w żartobliwy sposób, chyba bardziej dały mi w tyłek komentarze i wywody sugerujące, że jestem ciut gorsza i sugestie, iż prawdopodobnie skończę nieciekawie, delikatnie pisząc. Ale tak to wszystko w normie :P

a babcia jest jaka jest, ją dziwiło wiele rzeczy, także chodzenie w czerwonych adidasach, dziewczyny w spodniach czy rajstopy z wzorami. I duży brzuch u faceta oczywiście :P

problemow z trawieniem nie doszukiwałabym się absolutnie w relacjach rodzinnych, raczej jest to kwestia somatotypu ;)



.nonszalancja. napisał(a):

Clarks napisał(a):

Mój mąż wciąż mi powtarza, że mam ciało jak dwudziestolatka?  Cieszy mnie to niezmiernie, bo świadczy o tym, że daaaawnooo nie widział ciała dwudziestolatki więc na pewno mnie nie zdradza ?

moze cię zdradzac np. z  rownolatka, albo trzydziestolatka  także błąd logiczny ?

No bez jaj ;)  Niby czemu miałby zdradzać mnie w ogóle ??? Ma w domu towar premium więc nie ma czego szukać poza nim 😉🤪😁

Pasek wagi

Clarks napisał(a):

.nonszalancja. napisał(a):

Clarks napisał(a):

Mój mąż wciąż mi powtarza, że mam ciało jak dwudziestolatka?  Cieszy mnie to niezmiernie, bo świadczy o tym, że daaaawnooo nie widział ciała dwudziestolatki więc na pewno mnie nie zdradza ?

moze cię zdradzac np. z  rownolatka, albo trzydziestolatka  także błąd logiczny ?

No bez jaj ;)  Niby czemu miałby zdradzać mnie w ogóle ??? Ma w domu towar premium więc nie ma czego szukać poza nim ???

Ahh...ta nasza Noma - siewca niepokoju :P

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.