Temat: Filologia angielska bez znajomości języka?

Czy jest sens zapisywać się na studia filologiczne (anglistyka) jeśli nie znam zbyt dobrze języka? Chodziłam 3 lata na kurs, ale za bardzo nic mi to nie dało. Dużo rozumiem i umiem zbudować zdania... ale mam problem z mówieniem. Mam ogromną blokadę, której nie potrafię przełamać. Moim priorytetem jest nauka angielskiego na takim poziomie bym mogła porozumieć się z każdym, nawet w pracy z klientami. 

Od razu napiszę, że próbowałam się uczyć sama, na własną rękę, ale jestem taką osobą, że jak nie mam przysłowiowego bata nad sobą, to niczego się nie nauczę.

.Daga. napisał(a):

numb027 napisał(a):

na filologii jest nie tylko PNJA (praktyczna nauka j ang), ale wiele innych przedmiotów typu literatura, historia literatury, fonetyka, gramatyka, historia, itp., jeśli nie interesują Cię te tematy to nie ma sensu iść na filologie. Jeśli twój ang jest na średnim poziomie, tez bez sensu, bo wszystkie te przedmioty będą tylko po ang oczywiście. 

Zapisz się na jakiś kurs, są pewnie nawet konkretne kursy języka biznesowego, konkretne książki do ang biznesowego, to na pewno będzie lepszy pomysł :) albo po prostu korki z jedną osobą 

Właśnie mam z tym dużo problem. W mieście gdzie mieszkam są bardzo kiepskie szkoły językowej. Ja chodziłam 3 lata do najlepszej, a i tak nic mi to nie dało, bo lektorzy mieli wywalone. Co do zwykłych korepetycji to jeszcze gorzej, bo ogłaszają się jedynie studenci, którzy oferują naukę do matur.

Mój chłopak właśnie zapisuje się na filologie no i stad mój pomysł, że może z  nim pójdę...

Zapisz się na lekcje online u kogoś spoza Twojego miasta. Teraz to żaden problem. Filologia to nie kurs językowy. Musisz dobrze czuć się w literaturze, historii, nauce kultury. Będziesz o tym pisać prace. I będziesz się uczyć też dawnego angielskiego, rozgrzebywać gramatykę. Mówiąc szczerze, znam absolwentów, którzy nadal nie mówią płynnie, tj. tak, jak powinno się mówić z żywymi ludźmi.

Pasek wagi

Jestem po filologii, ale nie angielskiej. Kiedyś były czasy, kiedy nie było materiałów  w necie, a w liceum miałam tak prowadzony język, że to była porażka. Przez pół roku nie miałam lekcji języka, bo nauczyciela nie było. Na pierwszym wykładzie zrozumiałam kilka słów (był to wykład z kultury). Potem zakupiłam dyktafon i w domu po brzmieniu wyrazu szukałam w słowniku- niestety jeżyk jest z tych co się całkiem inaczej mówi niż pisze. Ale po pół oku poziom się wyrównał. I potem już było ok. Ale teraz nie szłabym na filologię, bo to strata czasu. Jeżeli chciałabym się nauczyć jezyka, wyjechałabym np. na rok

-LessLessLess- bez wyjazdu język jest martwy. Ostatnio mój mąż był na wycieczce w Londynie z klasą syna jako pomocnik. Opowiadał, że jak nauczycielka z angielskiego pytała się jak gdzieś dojechać, to pytany oczy wybałuszył, bo źle wymawiała. Dzieci do niego się zwracały o pomoc jak trzeba było z kimś coś wyjasnić po angielsku.

filologia to nie miejsce gdzie uczysz się języka a go szlifujesz. W większości po prostu nie zrozumiesz co mówią na wykładach i ćwiczeniach 

Pasek wagi

Ukończyłam filologię rosyjską z angielskim licencjat i samą angielską magisterka. Nie miałam zbyt dobrych podstaw po szkole podstawowej i średniej, ale się zawzięłam i przez rok samodzielnej nauki zrobiłam  na tyle duże postępy, że bez problemu dostałam się na studia. 

Bywało różnie, ale byłam na tyle uparta, że ukończyłam studia, a wielu z "lepszymi podstawami" odpadło w trakcie. :) Więc w tym przypadku kwestia samozaparcia na pewno ma duże znaczenie. Już na studiach zaczęłam pracę w szkołach językowych, i robię to do teraz. Czy to w szkole, czy prywatnie. 

ALE: tak jak przedmówczynie, jeśli chcesz nauczyć się języka, to pójście na studia filologiczne to droga trochę naokoło... Oczywiście, że się rozwiniesz, ale zdecydowanie lepiej poświęcić sobie ten czas na dobrego korepetytora. Szkoły jednak bym odradzała, chyba że naprawdę dobry lektor się trafi. :) 

Korepetytor/Native speaker, dużo pracy własnej, zanurzenie językowe (filmy, seriale, książki, wiadomości, itp po angielsku) i efekty murowane. 

No chyba, że masz opcję wyjazdu zagranicę i rzucenia się na głęboką wodę ;)))

Pasek wagi

Aaaa i dodam, że sama korzystałam z takich pomocy, na studiach żeby zdać ustny PNJA wykupiłam zajęcia online ze speakingu, a teraz raz lub dwa razy w tygodniu mam zajęcia z native speakerem, żeby dalej się rozwijać. 

Pasek wagi

Myślę, że żeby nauczyć się języka wystarczy Ci dobry nauczyciel. Szkoły językowe bym sobie odpuściła. I jeśli chodzi o nauczycieli też trzeba zrobić ostry przesiew. Nawet jeżeli w Twoim mieście nikogo nie znalazłaś to możesz poszukać lekcji przez internet. 

Ja mam świetną nauczycielkę, dopiero jak z nią zaczęłam się uczyć to przyszły efekty.

Pisałaś, że na skypie nic z siebie nie wydusisz, to powiedz jak byłaś w stanie coś powiedzieć w grupie na zajęciach w szkole językowej?

Z tymi zajęciami z native'ami bym się tak nie ekscytowała. Różnie można trafić. To że ktoś jest natywnym użytkownikiem języka nie znaczy, że będzie dobrym nauczycielem i będzie potrafił Ci wytłumaczyć gramatykę. 

To samo z wyjazdami. To wcale nie jest gwarancja sukcesu. No i ja akurat uważam, że niekoniecznie trzeba wyjeżdżać za granicę, żeby się dobrze nauczyć mówić.

Ja mieszkam juz troche lat w Niemczech i znam wiecej Polakow, ktorzy jezyka nie znaja niz tych, ktorzy znaja, a ktorzy pracuja tu latami. Taki wyjazd niestety mie zawsze daje korzysci jezykowe, zwlaszcza, jesli poszlabys do jakiejs pierwszej lepszej pracy. W sensie no wiadomo, ze kazdy cos tam duka, ale nie jest to zwykle zaden rewelacyjny poziom. Co innego wsrod ludzi, ktorzy pracuja na jakis konkretnych stanowiskach, ale do nich trzeba juz znac jezyk. 

Jesli masz opory mowic w PL, to wyjazd na chwile na wiele sie nie zda tak naprawde.

.Daga. napisał(a):

Radosna32 napisał(a):

Nauka przez internet, korepetytor z jakiegos chcesz kraju, teraz sa niesamowite mozliwosci 

Masz racje, możliwości są ogromne, ale nie dla takiej osoby jak ja. Ja się wstydzę, nawet przy znajomych, nie mówiąc już o obcych. Jakbym miała rozmawiać z kimś po angielsku przez skype?... Nie doszłoby do tego, bo utknęłabym na kibelku ze stresu, a jeśli siedziałabym na miejscu to słowem bym się nie odezwała.

Muszę mieć kogoś przed sobą zebym mogła się powoli otworzyć.

a to myślisz, że się otworzysz na zajęciach w 30 osobowej grupie na studiach, gdzie pewnie wszyscy będą płynnie mówić? Nie sądzę żeby wszyscy czekali  aż się powoli otworzysz😂 To zdecydowanie bardziej stresujące niż jakieś tam lekcje na Skype z nauczycielem. 

Powoem Ci tak. Lenistwo, brak checi do pracy, brak motywacji i planow na przyszlosc a co za tym idzie " pojde tam na studia,bo moj chlopak tam idzie" to nie wrozy dobrze na przyszlosc. Tak jak Dzuewczyny Ci doradzily-wez sie za siebie i idz na kurs. Nikt sie za Ciebie nie nauczy. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.