Temat: Niesprawiedliwe traktowanie w rodzinie

Powiedzcie mi, co mają w głowie rodzice dorosłych dzieci, którzy jednemu z nich pomagają na wszelkie możliwe sposoby, a drugiemu dają ułamek tego? 

Wiem, że każdy ma prawo dysponować swoimi zasobami w dowolny sposób, nikt od nikogo niczego nie oczekuje. Po prostu mój ograniczony sposób pojmowania świata nie daje mi odpowiedzi na pytanie, czemu jedno dziecko jest dla rodziców grosze od drugiego. Mimo dobrych relacji rodzinnych.

Córka dostaje wszystko (działkę, finansową pomoc w budowie domu, pomoc w codziennych czynnościach), a syn dostaje wyłącznie szafę ;) Nikt się o nic nie upomina, szanuje decyzję rodziców, ale ja - niejako z boku sytuacji - nie mogę zrozumieć dlaczego.

Sytuacja finansowa i rodzinna obojga dzieci jest porównywalna. Chociaż tym bardziej nie rozumiem pomagania tylko biedniejszemu, mniej zaradnemu dziecku, bo to nagradzanie tego, któremu się nie chce zawalczyć o siebie. 

Pasek wagi

Podobnie jest w mojej rodzinie, z tym, że ja mieszkam daleko i w nosie mam to jak się między sobą szarpie moja siostra i brat. Fakt rodzice bratu oddali połowę domu ale moja siostra już z mężem mieszkała ok 80 km od rodzinnego domu. Dlaczego się tak kłócą nie wiem, doszły teraz dzieci i ciągle jest zadyma które z wnuków jest ważniejsze. Dla mnie to dziwne, najlepiej jest skupiać się tylko na sobie. 

Na szczescie nie zaznalam takiej sytuacji. Mam 2 siosty i rodzice wspomagali każda z nas jednakowo. Nie musieli, a ze mieli możliwości i chęci to jestem im wdzięczna. Nie wiem, jakbym się czuła gdyby wspierali tylko jedna, chyba miałabym żal. 

Co do tego , że dzieci nie kocha się jednakowo mogę się zgodzić w przypadku rodzin gdzie taki model funkcjonuje od pokoleń. Niestety ludzie często popełniają błędy rodziców i jeśli było tak, że ewidentnie faworyzuje się jedno z dzieci to te dziecko będzie takie samo. Oczywiście nie zawsze musi tak być. Predzej ta 'czarna owca' bedzie dazyla do zmian. Mam dwoje dzieci i traktuje je jednakowo choć są skrajnie rozne. 

Pasek wagi

A co do sytuacji przedstawionej przez autorkę to przychodzi mi do głowy to, ze rodzice Ci mają zakorzeniony starodawny model i posag należy się tylko córce. Syn wchodzi w nowa rodzine, gdzie to rodzice zony wg ich myslenia powinni ich wspierac? No chyba, ze całe życie faworyzowali tylko to jedno dziecko a drugie było bo było.  

Pasek wagi

Szczerze mówiąc też tego nie rozumiem...

Pasek wagi

olaola2020 napisał(a):

Podobnie jest w mojej rodzinie, z tym, że ja mieszkam daleko i w nosie mam to jak się między sobą szarpie moja siostra i brat. Fakt rodzice bratu oddali połowę domu ale moja siostra już z mężem mieszkała ok 80 km od rodzinnego domu. Dlaczego się tak kłócą nie wiem, doszły teraz dzieci i ciągle jest zadyma które z wnuków jest ważniejsze. Dla mnie to dziwne, najlepiej jest skupiać się tylko na sobie. 

Chociaż podejrzewałam, że zachowanie teściów wpłynie negatywnie na całą rodzinę to zasadniczo nie miałam żalu o samo to, że nas nie wspierają finansowo, bo nawet i nie było po co.

Nie przeszkadzało mi to do czasu, a mianowicie do momentu, kiedy teściowie bez pytania zaczęli rozporządzać naszymi rzeczami i obiecywać je w prezencie swojej rodzinie.

Dwa teściom nie przelewało się tym bardziej nic nie oczekiwaliśmy , ale jakoś dla marnotrawnego szwagra było. Chociaż teściom nie przelewało się to  uzbierali sporą kwotę na starość jako zabezpieczenie, i kiedy było już wiadomo, że ich postępowanie względem szwagra było tragiczne w skutkach i to wyłącznie my będziemy w całości na starość przejmować opiekę nad teściami jak i finansowe wsparcie dla nich to wyzbyli się ostatecznie tego zabezpieczenia na rzecz szwagra. 

To mnie strasznie wpienia, że to my poniesiemy konsekwencje, bo przecież nie odmówimy pomocy. Teściowie są już trochę schorowani, w pewnym wieku i nie młodnieją. Pomoc teściom to przecież może być opieka , która będzie odbierała nasz wspólny czas z dzieckiem/dziećmi, albo zapewnienie specjalistycznej opieki oraz lekarstw, które  może powodować, że będziemy musieli odmówić dziecku z przyczyn finansowych np. jakiś zajęć rozwojowych. Zostaliśmy z tym zupełnie sami. Na dzień dzisiejszy teściowie nie mają nic , nawet mieszkanie nie jest ich, nie ma możliwości sprzedaży i przeprowadzki koło nas, aby było nam lżej w pomocy i opiece, nie ma oszczędności na zakup mieszkania obok nas, czy cokolwiek.  

Ale przecież my Ci rozsądni i operatywni to sobie poradzimy. 

Marisca napisał(a):

olaola2020 napisał(a):

Podobnie jest w mojej rodzinie, z tym, że ja mieszkam daleko i w nosie mam to jak się między sobą szarpie moja siostra i brat. Fakt rodzice bratu oddali połowę domu ale moja siostra już z mężem mieszkała ok 80 km od rodzinnego domu. Dlaczego się tak kłócą nie wiem, doszły teraz dzieci i ciągle jest zadyma które z wnuków jest ważniejsze. Dla mnie to dziwne, najlepiej jest skupiać się tylko na sobie. 
Chociaż podejrzewałam, że zachowanie teściów wpłynie negatywnie na całą rodzinę to zasadniczo nie miałam żalu o samo to, że nas nie wspierają finansowo, bo nawet i nie było po co.Nie przeszkadzało mi to do czasu, a mianowicie do momentu, kiedy teściowie bez pytania zaczęli rozporządzać naszymi rzeczami i obiecywać je w prezencie swojej rodzinie.Dwa teściom nie przelewało się tym bardziej nic nie oczekiwaliśmy , ale jakoś dla marnotrawnego szwagra było. Chociaż teściom nie przelewało się to  uzbierali sporą kwotę na starość jako zabezpieczenie, i kiedy było już wiadomo, że ich postępowanie względem szwagra było tragiczne w skutkach i to wyłącznie my będziemy w całości na starość przejmować opiekę nad teściami jak i finansowe wsparcie dla nich to wyzbyli się ostatecznie tego zabezpieczenia na rzecz szwagra. To mnie strasznie wpienia, że to my poniesiemy konsekwencje, bo przecież nie odmówimy pomocy. Teściowie są już trochę schorowani, w pewnym wieku i nie młodnieją. Pomoc teściom to przecież może być opieka , która będzie odbierała nasz wspólny czas z dzieckiem/dziećmi, albo zapewnienie specjalistycznej opieki oraz lekarstw, które  może powodować, że będziemy musieli odmówić dziecku z przyczyn finansowych np. jakiś zajęć rozwojowych. Zostaliśmy z tym zupełnie sami. Na dzień dzisiejszy teściowie nie mają nic , nawet mieszkanie nie jest ich, nie ma możliwości sprzedaży i przeprowadzki koło nas, aby było nam lżej w pomocy i opiece, nie ma oszczędności na zakup mieszkania obok nas, czy cokolwiek.  Ale przecież my Ci rozsądni i operatywni to sobie poradzimy. 

A jak odmówicie pomocy, to Wy będziecie najgorsi bez serca i empatii. Nikt nie spojrzy na całość sytuacji... 

Pasek wagi

To takie hipotetyczne gdybanie - mam dwójkę dzieci, ale małych, więc te tematy zaczną mnie dotyczyć dopiero za ładnych kilka lat;) Sama jestem jedynaczką, tak samo jak mój mąż, więc opisywane sytuacje nie dotykały nas osobiście. Jedynie obserwuję podobne przypadki w otoczeniu, ale nie są jakoś specjalnie przejaskrawione. 

Jednak w zestawieniu rodzeństwa zaradnego z pierdołowatym, które dostaje większe wsparcie, zazwyczaj to zaradne ma żal. Przkład: matka i dwójka dzieci, mieszkają razem. Starszy syn pracuje, zarabia bardzo dobrze - dobrze się wykształcił, jest ogarnięty, stara się. Młodsza córka ciągle nie wie, co chce robić w życiu. Podejmuje próby pracy, ale zazwyczaj popracuje gdzieś chwilę i kończy. Aktualnie siedzi na bezrobotnym, bo "w tym kraju nie ma dla niej pracy". Syn dokłada do budżetu domowego całkiem sporo (na pewno więcej, niż wykorzysta), córka - nic. Syn ma żal - nie dziwię mu się. Córka nie ma z czego dokładać, więc teoretycznie nie ma innej możliwości - więc zbyt wiele z tym nie zrobią (chyba, że będzie "spłacać" zakwaterowanie kiedy znajdzie pracę i utrzyma się w niej dłużej niż 2 miesiące). Jak to rozwiązać?

Jest różnica pomiędzy "równo" i "sprawiedliwie" - przypuszczam, że większość skłania się ku "sprawiedliwie", a tutaj zaczyna się większe pole do interpretacji. Przykładowo: jeżeli jedno z dzieci byłoby chore lub przydarzyłby się mu nieszczęśliwy wypadek, to sprawiedliwie byłoby wesprzeć przede wszystkim to dziecko - do momentu, kiedy wyjdzie na prostą.

Jeżeli jedno bimba, imprezuje i olewa swoje życie, to myślę, że powinno zaspokoić się tylko jego podstawowe potrzeby: zakwaterowanie (u rodziców, jeżeli jest taka możliwość) i jedzenie. Zadnych fatałaszków, finansowania imprez, dóbr luksusowych. Jasne, że w niektórych przypadkach chciałoby się takiego lenia wywalić na bruk, ale to jednak dziecko, dla którego chce się bezpieczeństwa.

Nie wiem co w przypadku, w któym jedno z dzieci odbiega zaradnością od drugiego. Teoretycznie - według podejścia "sprawiedliwie" - powinno się bardziej wesprzeć to mniej zaradne - bo to bardziej zaradne sobie poradzi. Ale też nie na zasadzie dawania wszystkiego, tylko zapewnienia podstawowych potrzeb. Można by było też pytac to bardziej zaradne dziecko, czy czegos nie potrzebuje - wtedy by się czuło bardziej "zaopiekowane".

Ale myślę, że kluczem byłoby szczere pogadanie z dziećmi i przestawienie swojego poglądu na sprawę i uzasadnienie, dlaczego tak, a nie inaczej:)

Pasek wagi

naceroth napisał(a):

To takie hipotetyczne gdybanie - mam dwójkę dzieci, ale małych, więc te tematy zaczną mnie dotyczyć dopiero za ładnych kilka lat;) Sama jestem jedynaczką, tak samo jak mój mąż, więc opisywane sytuacje nie dotykały nas osobiście. Jedynie obserwuję podobne przypadki w otoczeniu, ale nie są jakoś specjalnie przejaskrawione. Jednak w zestawieniu rodzeństwa zaradnego z pierdołowatym, które dostaje większe wsparcie, zazwyczaj to zaradne ma żal. Przkład: matka i dwójka dzieci, mieszkają razem. Starszy syn pracuje, zarabia bardzo dobrze - dobrze się wykształcił, jest ogarnięty, stara się. Młodsza córka ciągle nie wie, co chce robić w życiu. Podejmuje próby pracy, ale zazwyczaj popracuje gdzieś chwilę i kończy. Aktualnie siedzi na bezrobotnym, bo "w tym kraju nie ma dla niej pracy". Syn dokłada do budżetu domowego całkiem sporo (na pewno więcej, niż wykorzysta), córka - nic. Syn ma żal - nie dziwię mu się. Córka nie ma z czego dokładać, więc teoretycznie nie ma innej możliwości - więc zbyt wiele z tym nie zrobią (chyba, że będzie "spłacać" zakwaterowanie kiedy znajdzie pracę i utrzyma się w niej dłużej niż 2 miesiące). Jak to rozwiązać?Jest różnica pomiędzy "równo" i "sprawiedliwie" - przypuszczam, że większość skłania się ku "sprawiedliwie", a tutaj zaczyna się większe pole do interpretacji. Przykładowo: jeżeli jedno z dzieci byłoby chore lub przydarzyłby się mu nieszczęśliwy wypadek, to sprawiedliwie byłoby wesprzeć przede wszystkim to dziecko - do momentu, kiedy wyjdzie na prostą.Jeżeli jedno bimba, imprezuje i olewa swoje życie, to myślę, że powinno zaspokoić się tylko jego podstawowe potrzeby: zakwaterowanie (u rodziców, jeżeli jest taka możliwość) i jedzenie. Zadnych fatałaszków, finansowania imprez, dóbr luksusowych. Jasne, że w niektórych przypadkach chciałoby się takiego lenia wywalić na bruk, ale to jednak dziecko, dla którego chce się bezpieczeństwa.Nie wiem co w przypadku, w któym jedno z dzieci odbiega zaradnością od drugiego. Teoretycznie - według podejścia "sprawiedliwie" - powinno się bardziej wesprzeć to mniej zaradne - bo to bardziej zaradne sobie poradzi. Ale też nie na zasadzie dawania wszystkiego, tylko zapewnienia podstawowych potrzeb. Można by było też pytac to bardziej zaradne dziecko, czy czegos nie potrzebuje - wtedy by się czuło bardziej "zaopiekowane".Ale myślę, że kluczem byłoby szczere pogadanie z dziećmi i przestawienie swojego poglądu na sprawę i uzasadnienie, dlaczego tak, a nie inaczej:)

Właśnie tak! U mnie w rodzinie rodzice wspierają brata, ale wyjaśnili mnie i siostrze dlaczego tak się dzieje i na jakich zasadach . Wszystko jest jasne, klarowne i zrozumiałe. Nikt nie ma żadnych pretensji. 

Pasek wagi

Myślę, że o to chodzi- o sprawiedliwość. Rozumiem, gdy komuś powinie się noga- spali mu się dom, zachoruje, nie miałabym pretensji. Ale jeżeli ktoś nie dba o przyszłość, nie pracuje, to takie sponsorowanie potęguje patologię takie zachowania- taka osoba nigdy się nie ogarnie. Ale tak z drugiej strony- gdyby mój ojciec nie pomagał bratu, to miałby on teraz gołą doopę, a tak ma mieszkanie, które wykupił za grosze.

naceroth napisał(a):

To takie hipotetyczne gdybanie - mam dwójkę dzieci, ale małych, więc te tematy zaczną mnie dotyczyć dopiero za ładnych kilka lat;) Sama jestem jedynaczką, tak samo jak mój mąż, więc opisywane sytuacje nie dotykały nas osobiście. Jedynie obserwuję podobne przypadki w otoczeniu, ale nie są jakoś specjalnie przejaskrawione. Jednak w zestawieniu rodzeństwa zaradnego z pierdołowatym, które dostaje większe wsparcie, zazwyczaj to zaradne ma żal. Przkład: matka i dwójka dzieci, mieszkają razem. Starszy syn pracuje, zarabia bardzo dobrze - dobrze się wykształcił, jest ogarnięty, stara się. Młodsza córka ciągle nie wie, co chce robić w życiu. Podejmuje próby pracy, ale zazwyczaj popracuje gdzieś chwilę i kończy. Aktualnie siedzi na bezrobotnym, bo "w tym kraju nie ma dla niej pracy". Syn dokłada do budżetu domowego całkiem sporo (na pewno więcej, niż wykorzysta), córka - nic. Syn ma żal - nie dziwię mu się. Córka nie ma z czego dokładać, więc teoretycznie nie ma innej możliwości - więc zbyt wiele z tym nie zrobią (chyba, że będzie "spłacać" zakwaterowanie kiedy znajdzie pracę i utrzyma się w niej dłużej niż 2 miesiące). Jak to rozwiązać?Jest różnica pomiędzy "równo" i "sprawiedliwie" - przypuszczam, że większość skłania się ku "sprawiedliwie", a tutaj zaczyna się większe pole do interpretacji. Przykładowo: jeżeli jedno z dzieci byłoby chore lub przydarzyłby się mu nieszczęśliwy wypadek, to sprawiedliwie byłoby wesprzeć przede wszystkim to dziecko - do momentu, kiedy wyjdzie na prostą.Jeżeli jedno bimba, imprezuje i olewa swoje życie, to myślę, że powinno zaspokoić się tylko jego podstawowe potrzeby: zakwaterowanie (u rodziców, jeżeli jest taka możliwość) i jedzenie. Zadnych fatałaszków, finansowania imprez, dóbr luksusowych. Jasne, że w niektórych przypadkach chciałoby się takiego lenia wywalić na bruk, ale to jednak dziecko, dla którego chce się bezpieczeństwa.Nie wiem co w przypadku, w któym jedno z dzieci odbiega zaradnością od drugiego. Teoretycznie - według podejścia "sprawiedliwie" - powinno się bardziej wesprzeć to mniej zaradne - bo to bardziej zaradne sobie poradzi. Ale też nie na zasadzie dawania wszystkiego, tylko zapewnienia podstawowych potrzeb. Można by było też pytac to bardziej zaradne dziecko, czy czegos nie potrzebuje - wtedy by się czuło bardziej "zaopiekowane".Ale myślę, że kluczem byłoby szczere pogadanie z dziećmi i przestawienie swojego poglądu na sprawę i uzasadnienie, dlaczego tak, a nie inaczej:)

U nas była taka sytuacja - dziadkowie mieli mojego ojca i jego siostrę i ona była i jest tym faworyzowanym dzieckiem (już starą babą). Oleńce trzeba pomagać. Sytuacji tyle, że możnaby powieśc napisać.

Po latach zapytałam babcię, czemu była taka niesprawiedliwa całe życe i w odpowiedzi padło, że zawsze ma się ulubione dziecko. Przynajmniej u nas tak to dzialało.

U jednej z moich ciotek podobnie - dwaj synowie na swoim, za granicą z karierami. Córka została, bo jej zawsze pomagano. Ale tutaj gołym okiem widać, że ciotka tę córkę zdecydowanie woli od synów. A wszyscy bardzo w porządku.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.