Temat: Ilość partnerów seksualnych a związek

Czy potrafiłybyście wejść w związek z kimś, kto miał dużo partnerek seksualnych przed waszym poznaniem? Na przykład 20 osób (gdzie średnia to około 3 partnerów dla osoby po 30 roku życia). Przeszkadzałoby Wam to w czymś, czy jednak nie rozliczalibyście nikogo z jego przeszłości? 

Primo, to, że doświadczenie nie jest konieczne czy wartościowe, to tylko Twoja opinia. Moja jest inna. Cenię sobie każde, które miałam. Nawet to złe.

Secundo, na moim ślubie nie było "kolesi, którzy mnie ruchali", tylko mój niegdysiejszy ukochany, moja była dziewczyna, która jest mi niezwykle bliska do dzisiaj oraz jego przyjaciółka, która kiedyś była kochanką. Tylko bliscy i drodzy ludzie, których oboje akceptujemy w swoim małżeństwie. Jeśli małżeństwo nam się posypie, to będziemy mieli problem inny niż taki, że ktoś by się z jakimś byłym przespał ze smutku. Problemem będzie sam kryzys, nie jego skutki. 

Pasek wagi

Melkor napisał(a):

, Melkor, sorry że nie cytuje Twojego postu ale za długa ta litania się zrobiła.

Serio uważasz że doświadczenie można zastąpić oglądaniem pornoli, czytaniem książek i doświadczeniami innych? To sama teoria. A co z praktyką? Wyobrażasz sobie chirurga wykonującego operację przeszczepu serca jedynie po przeczytaniu kilku książek i obejrzeniu paru odcinków Ostrego Dyżuru? Bo ja nie ;) Zresztą raczej odradzałabym używania pornoli jako pomocy dydaktycznej bo to się nie przekładała na prawdziwe życie. Pornol nie ma na celu edukować, i to co w nich oglądasz nie koniecznie będzie sprawiało przyjemność partnerce w Twoim łóżku. Ale może żadna Ci jeszcze tego nie powiedziała ;)

Co do "konsekwencji lekkomyślnych działań" i "histori związków z oszustami i moralnymi zerami" o których wspomniałeś. Załóżmy że kogoś poznaję i czekam z seksem. Poznaję, sprawdzam, czekam. Załóżmy że po roku, pas cnoty dalej w użyciu i tu nagle wychodzi, że facet od roku mi ściemniał. I się okazuje że ma piątkę dzieci i trzy kochanki. Co ten brak seksu tu zmienia? Poczuję się mniej oszukana?

Co do szkodzenia sobie i partnerom, i spadaniu z wysokiego konia... Jasne, takie przypadki zawsze się znajdą, ale nie można chyba wrzucać wszystkich do jednego worka? Ja akurat jestem mega zadowolona i szczęśliwa w swoim związku. Po latach razem nadal są emocje, olbrzymia chemia i pożądania a mój mąż jest dla mnie znacznie lepszy niż Ci, którzy byli przed nim. To raczej przeczy temu przy czym się upierasz? Do tego ten seks przez te lata dojrzał, i nadal dojrzewa z każdym kolejnym rokiem. Nie mamy już przed sobą nic do ukrycia, nie ma żadnych barier ani cienia wstydu. I nie raz się zastanawiałam że jakby mi nawet ktoś do łóżka wsadził Brada Pitta to ni ch..ja. Po co miałabym się decydować na skok w bok, nawet z najlepiej wyglądającym ciachem, skoro biorąc pod uwagę moje poprzednie doświadczenia z wieloma partnerami wiem, że nikt mi takich fajerweków nie da jak mój mąż daje mi dzisiaj? I skacząc w bok musiałabym czekać latami aby ten seks dojrzał do takiego poziomu na jakim jest teraz. Dla mnie to by dopiero był upadek z wysokiego konia.

I jeszcze tak mi przyszło na myśl... Załóżmy że masz wybrać jedno danie, w jednej knajpie, które będziesz jadł do końca życia. Idziesz do baru mlecznego, zamawasz pierogi. Są spoko, więc na to sie decydujesz. Fajerwerków co prawda nie ma, ale stwierdzasz że kucharz z czasem może się jakoś doszkoli, lub ty go podszkolisz po tym jak obejrzysz kilka oddcinków Magdy Gessler. Druga opcja to zjedzenie, wielu różnych dań w wielu różnych knajpach. Tak abyś mógł posmakować różnych smaków, aromatów, i doświadczyć różnego poziomu serwisu w knajpie. Dowiadujesz się przy tym czegoś o sobie. Jakie przyprawy lubisz najbardziej, jaki stopień wysmażenia, jakie wino i jaki sposób podania najbardziej ci odpowiada. Po spróbowaniu dajmy na to, 30 dań będziesz lepiej wiedział czego dokładnie szukasz. Aż w końcu trafiasz na danie, które jest idealne pod każdym względem, i jesteś pewien że to jest to i możesz je jeść do końca życia. Którą opcję byś wybrał? 

I widzisz, oczywiście może się zdarzyć że ktoś zje jedno danie i to będzie strzał w dziesiątkę. I będzie tego w 100% pewien od samego początku. Ja tego nie oceniam. Ale ktoś inny będzie musiał zjeść tych dań 10, a jeszcze inny 30, aby w końcu trafić na to, którego będzie pewien. I ty tego też nie powinieneś oceniać. 

Have_fun napisał(a):

I jeszcze tak mi przyszło na myśl... Załóżmy że masz wybrać jedno danie, w jednej knajpie, które będziesz jadł do końca życia. Idziesz do baru mlecznego, zamawasz pierogi. Są spoko, więc na to sie decydujesz. Fajerwerków co prawda nie ma, ale stwierdzasz że kucharz z czasem może się jakoś doszkoli, lub ty go podszkolisz po tym jak obejrzysz kilka oddcinków Magdy Gessler. Druga opcja to zjedzenie, wielu różnych dań w wielu różnych knajpach. Tak abyś mógł posmakować różnych smaków, aromatów, i doświadczyć różnego poziomu serwisu w knajpie. Dowiadujesz się przy tym czegoś o sobie. Jakie przyprawy lubisz najbardziej, jaki stopień wysmażenia, jakie wino i jaki sposób podania najbardziej ci odpowiada. Po spróbowaniu dajmy na to, 30 dań będziesz lepiej wiedział czego dokładnie szukasz. Aż w końcu trafiasz na danie, które jest idealne pod każdym względem, i jesteś pewien że to jest to i możesz je jeść do końca życia. Którą opcję byś wybrał? I widzisz, oczywiście może się zdarzyć że ktoś zje jedno danie i to będzie strzał w dziesiątkę. I będzie tego w 100% pewien od samego początku. Ja tego nie oceniam. Ale ktoś inny będzie musiał zjeść tych dań 10, a jeszcze inny 30, aby w końcu trafić na to, którego będzie pewien. I ty tego też nie powinieneś oceniać. 

porównanie seksu do żarcia to chyba jednak średni pomysł :D chyba że dla kogoś seks niczym się nie różni od żarcia to spoko.

Pasek wagi

Electus napisał(a):

LessLessLess napisał(a):

Well, ja miałam jakoś 20, mój mąż na pewno ponad 10 (liczyliśmy jakoś miesiąc temu, ale zapomniałam obie liczby). Świetnie, że mieliśmy możliwość poznania różnych ciał :). Ale to żadna wartość sama w sobie oczywiście. 
Wow! Fajnie, że potraficie rozmawiać ze sobą na takie tematy bez udziału negatywnych emocji. Ja sam miałem sporo partnerek i raczej na pewno nie byłbym w stanie zaakceptować podobnej liczby u mojej 'drugiej połówki'. Ot taki mały hipokryta ze mnie. 

A czemu w zasadzie nie byłbyś w stanie zaakceptować, jakby partnerka miała podobny "przebieg", jak Ty? Wieje schizofrenią. Albo chrześcijańskim katolickim wychowaniem, że kobieta to albo najświętsza Maryja Panienka (matka/żona), albo dziwka...

staram_sie napisał(a):

Have_fun napisał(a):

I jeszcze tak mi przyszło na myśl... Załóżmy że masz wybrać jedno danie, w jednej knajpie, które będziesz jadł do końca życia. Idziesz do baru mlecznego, zamawasz pierogi. Są spoko, więc na to sie decydujesz. Fajerwerków co prawda nie ma, ale stwierdzasz że kucharz z czasem może się jakoś doszkoli, lub ty go podszkolisz po tym jak obejrzysz kilka oddcinków Magdy Gessler. Druga opcja to zjedzenie, wielu różnych dań w wielu różnych knajpach. Tak abyś mógł posmakować różnych smaków, aromatów, i doświadczyć różnego poziomu serwisu w knajpie. Dowiadujesz się przy tym czegoś o sobie. Jakie przyprawy lubisz najbardziej, jaki stopień wysmażenia, jakie wino i jaki sposób podania najbardziej ci odpowiada. Po spróbowaniu dajmy na to, 30 dań będziesz lepiej wiedział czego dokładnie szukasz. Aż w końcu trafiasz na danie, które jest idealne pod każdym względem, i jesteś pewien że to jest to i możesz je jeść do końca życia. Którą opcję byś wybrał? I widzisz, oczywiście może się zdarzyć że ktoś zje jedno danie i to będzie strzał w dziesiątkę. I będzie tego w 100% pewien od samego początku. Ja tego nie oceniam. Ale ktoś inny będzie musiał zjeść tych dań 10, a jeszcze inny 30, aby w końcu trafić na to, którego będzie pewien. I ty tego też nie powinieneś oceniać. 
porównanie seksu do żarcia to chyba jednak średni pomysł :D chyba że dla kogoś seks niczym się nie różni od żarcia to spoko.

Nie napisałam że niczym się nie różni. To sytuacja hipotetyczna. Wybrałam przykład żarcia bo zarówno ono, jak i seks, jeśli są dobre wiążą się z przyjemnymością. Podstaw tu sobie cokolwiek innego jeśli przykład żarcia Ci się nie podoba. Wnioski i tak Ci wyjdą zapewne podobne :P

RoronoaZoro napisał(a):

Have_fun napisał(a):

No patrz, ja jakoś okłamywać nie musiałam, a miałam kilkudziesięciu partnerów zanim męża poznałam. Mój mąż jest normalnym, mądrym, odpowiedzialnym i porządnym facetem i jakoś nie miał problemu z tym że byłam "używana". I jakoś nie przeszkodziło mi to w stworzeniu trwałego związku. Od 13 lat jesteśmy bardzo szczęśliwym i zgodnym małżeństwem i do tego najlepszymi przyjaciółmi. Jak to się ma do Twojej "teorii"?
Napisałaś, że twój facet zachowywał się tak samo jak ty. Czyli to chyba jest oczywistość, że nie miał z tym problemu do ciebie. Gdyby miał z tym problem to byłby hipokrytą. Napisałaś także, że traktujecie seks jako zaliczanie i wyszalenie się.  Według mnie jesteście osobami pustymi i nieodpowiedzialnymi. A takie osoby mają bardzo małą szanse na szczęśliwe i zgodne małżeństwo. Zazwyczaj takie małżeństwo jest pełne gówna, kłótni i wyzwisk. Trudno jest mi uwierzyć, że akurat wam te szanse się powiodły. To jak wygrać w lotto. Ale jakieś małe szanse na to były. Największe szanse na szczęśliwy związek ma dziewica i tak samo facet, który wybrał mądrze za pierwszym razem. 

No to ja i moj partner to tez wyjatki ;) 

Melkor, napisałeś ciekawy wywód w swoim pierwszym poście, i wszystko cacy, tylko zapomniałeś napisać, ile to jest za dużo, ile w sam raz a ile mało doświadczeń i partnerów. Bez tego cały wywód jest jak profesorskie rozważanie o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy

LessLessLess napisał(a):

Primo, to, że doświadczenie nie jest konieczne czy wartościowe, to tylko Twoja opinia. Moja jest inna.

Nie wycinaj kontekstu. Jeśli rozpatrywać zagadnienie ujęte w sposób następujący "czy doświadczenie seksualne z wieloma partnerami jest konieczne do posiadania satysfakcjonującego życia seksualnego? / rozumienia własnej i partnera seksualności", to nie jest to kwestia opinii, tylko faktów. Oczywiście, że znajdą się ludzie, którzy w pierwszym związku wypracowali udany seks, więc z gruntu jest to niekonieczne. 

A czy każde doświadczenie jest wartościowe? Nie wiemy jacy bylibyśmy w alternatywnej rzeczywistości bez danego doświadczenia lub z jakimś innym, także trudno to bezpośrednio zweryfikować. Mamy natomiast multum przykładów ludzi, których doświadczenia zmieniły. Nie trzeba dowodzić, że nie zawsze na lepsze. 

LessLessLess napisał(a):

Secundo, na moim ślubie nie było "kolesi, którzy mnie ruchali", tylko mój niegdysiejszy ukochany, moja była dziewczyna, która jest mi niezwykle bliska do dzisiaj oraz jego przyjaciółka, która kiedyś była kochanką.

Ok, rozumiem, że skoro "nie ruchali", to w takim razie były to miłości platoniczne. Też nietypowe, bo emocjonalne przywiązanie do byłych partnerów też nie jest lubiane przez obecnych.

LessLessLess napisał(a):

Jeśli małżeństwo nam się posypie, to będziemy mieli problem inny niż taki, że ktoś by się z jakimś byłym przespał ze smutku. Problemem będzie sam kryzys, nie jego skutki.

...W istocie bardzo to niecodzienny sposób myślenia. Twierdzisz, że zdrada w sytuacji kryzysu związku nie będzie dla Was/Ciebie problemem. Czyli wychodziłoby, że macie wyjątkowo luźne podejście do tematu wierności. Nie oceniam, że to źle; być może akurat dla Was to dobrze, o ile oboje akceptujecie taki sposób myślenia.

Have_fun napisał(a):

   Serio uważasz że doświadczenie można zastąpić oglądaniem pornoli, czytaniem książek i doświadczeniami innych? To sama teoria. A co z praktyką?

Czuję się lekko zażenowany potrzebą opisania wprost jak to sobie wyobrażam. Otóż wyobraźcie sobie państwo taką historyjkę. Spotyka się dziewica z prawiczkiem, zero skilla. Ufny w młodzieńczą ciekawość i możliwości jakie daje internet zakładam, że mimo braku własnego udziału w seksie, niejedno już widzieli i czytali. Mnie w wieku nastoletnim ciekawiły takie rzeczy jak kobieca seksualność, co nieco o niej czytałem, podpierając to filmami instruktażowymi z takich czy innych źródeł ;)

Wydaje mi się to naturalne, że rozsądny młody człowiek będzie chciał poznać tę sferę życia w ramach przygotowań przed wypróbowaniem osobiście. 

Wracając do naszych niewinnych bohaterów, mają oni na tyle świadomości, żeby wiedzieć, czego się spodziewać po pierwszym razie, nie wspominając już o kwestiach zabezpieczeń. Mają świadomość, że będą musieli się nauczyć: dziewczyna czerpać przyjemność, chłopak dostarczać przyjemność i kontrolować poziom podniecenia, oboje trochę gimnastyki i anatomii. Jeśli nie są nudziarzami bez wyobraźni, wypróbują różnych pozycji, mogą kupić książkę z tysiącem propozycji lub rzucać kostką z rysunkami. Różne tempa, scenariusze, miejsca, nastroje, roleplaye, cosplaye, foreplaye, techniki, zabawki, rekwizyty. Dzisiaj pewnie nawet znajdą się podręczniki ars amandi różnej maści. Branża porno jest tak rozległa, że poza standardowym mechanicznym pier*oleniem każdy znajdzie coś dla siebie, także źródła do naśladowania, czy inspiracje.

I tak oboje mogą dotrzeć do tego, co ich najbardziej kręci. Jeśli bawili się różnorodnie, mogą być lepsi w seksie niż babka, która zaliczyła 100 ONSów z facetami nastawionymi na jednorazową przyjemność. Zresztą w stałym związku ma się więcej seksu niż przy takim skakaniu z bolca na bolec, więcej czasu na praktykę.

Nasze gołąbki pójdą na siłownię, wyrobią formę. Ona nauczy się szpagatu i zwiększy mobilność stawów, a on przypakuje na tyle, żeby bez trudu nosić ją na rękach.

A jak im odpier*oli, to pomalują się czarną farbą:

https://www.youtube.com/watch?v=qL0gQPrhJbc

Have_fun napisał(a):

   Wyobrażasz sobie chirurga wykonującego operację przeszczepu serca jedynie po przeczytaniu kilku książek i obejrzeniu paru odcinków Ostrego Dyżuru? Bo ja nie ;)

Tutaj zacytuję wcześniejszy fragment:

"Rozumiem, że dla niektórych to już za duży wysiłek i woleliby perfekcyjnego kochanka od razu."

Przecież niezależnie od tego, czy ma się 100 stosunków z jednym partnerem czy 1 stosunek z setką, można/potrzeba nabrać wprawy i samoświadomości.

Have_fun napisał(a):

   Pornol nie ma na celu edukować, i to co w nich oglądasz nie koniecznie będzie sprawiało przyjemność partnerce w Twoim łóżku.

Na tej samej zasadzie można powiedzieć, że to co sprawiało przyjemność innym partnerkom, nie sprawi obecnej, czyli wychodzi na moje.

Have_fun napisał(a):

  Co do "konsekwencji lekkomyślnych działań" i "histori związków z oszustami i moralnymi zerami" o których wspomniałeś. Załóżmy że kogoś poznaję i czekam z seksem. Poznaję, sprawdzam, czekam. Załóżmy że po roku, pas cnoty dalej w użyciu i tu nagle wychodzi, że facet od roku mi ściemniał. I się okazuje że ma piątkę dzieci i trzy kochanki. Co ten brak seksu tu zmienia? Poczuję się mniej oszukana?

(smiech)Poczujesz się przede wszystkim głupio, że po roku znajomości nie poznałaś się na gościu. Podajesz skrajnie nietypową sytuację. Jakiemu oszustowi chciałoby się rok męczyć z niedostępną kobietą? Jakiego potrzeba poziomu IQ, żeby "poznając, sprawdzając, czekając" nie odkryć, że gość ma bachory i kochanki?

Prosta sprawa: im dokładniej weryfikujesz faceta, tym większe masz szanse na odsiew oszustów, cwaniaków i innych gagatków. Im więcej na to poświęcisz czasu, tym dokładniej poznasz. Jeśli nie będziesz śpieszyć się z rozwojem relacji, ograniczasz szkody emocjonalne, odsiewasz facetów nastawionych głównie na seks.

Have_fun napisał(a):

Jasne, takie przypadki zawsze się znajdą, ale nie można chyba wrzucać wszystkich do jednego worka?

Nie można, ale podany przeze mnie scenariusz jest bodaj najczęstszy i ładnie obrazuje ryzyko.

 

Have_fun napisał(a):

  Po latach razem nadal są emocje, olbrzymia chemia i pożądania a mój mąż jest dla mnie znacznie lepszy niż Ci, którzy byli przed nim. To raczej przeczy temu przy czym się upierasz?

Nieszczególnie, gdyż jak już wspomniałem, nie twierdzę, że bogata przeszłość seksualna lub duża liczba partnerów wykluczają szanse na udany związek. Jak również nie mam jak zweryfikować Twoich słów oraz uważam, że lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca.

Have_fun napisał(a):

Do tego ten seks przez te lata dojrzał, i nadal dojrzewa z każdym kolejnym rokiem.

Jak rozumiem dojrzewa także z obecnym partnerem. Nie potrzeba ciągłych zmian, żeby poprawiać jakość seksu.

Have_fun napisał(a):

Nie mamy już przed sobą nic do ukrycia, nie ma żadnych barier ani cienia wstydu.

Wzruszające, jednak byłbym ostrożny w ocenie stopnia poznania drugiego człowieka. 

Have_fun napisał(a):

    I skacząc w bok musiałabym czekać latami aby ten seks dojrzał do takiego poziomu na jakim jest teraz.

Twój przykład jest w zasadzie argumentem za moją tezą.

Have_fun napisał(a):

  I jeszcze tak mi przyszło na myśl... Załóżmy że masz wybrać jedno danie, w jednej knajpie, które będziesz jadł do końca życia. Idziesz do baru mlecznego, zamawasz pierogi. Są spoko, więc na to sie decydujesz. Fajerwerków co prawda nie ma, ale stwierdzasz że kucharz z czasem może się jakoś doszkoli, lub ty go podszkolisz po tym jak obejrzysz kilka oddcinków Magdy Gessler. Druga opcja to zjedzenie, wielu różnych dań w wielu różnych knajpach. Tak abyś mógł posmakować różnych smaków, aromatów, i doświadczyć różnego poziomu serwisu w knajpie.

Marne przełożenie. Danie jest tylko daniem, skończonym i jakże różnym od innych, człowiek posiada teoretycznie nieprzeliczalny potencjał, a zarazem egzemplarze są dość podobne do siebie. Dziś może być dominujący, jutro uległy, szybki, wolny, czysty, brudny, gwałtowny i delikatny. Wspominałem już, że to żenujące mówić o tym tak dosadnie? Nie potrzebuję pieprzyć się ze 120kg kobietą, żeby wiedzieć, że mnie to nie kręci. 

Poza tym seks jest jakąś częścią całości związku. Żarcie służy tylko żarciu. Trafiając na świetną pod wieloma istotnymi względami osobę z brakami w łóżku, które nie polegają na wadach fizjologii pokroju mikropenisa, czy trwałej anhedonii lub innej aseksualności, głupotą będzie ją skreślać tylko z tego powodu.

Have_fun napisał(a):

Po spróbowaniu dajmy na to, 30 dań będziesz lepiej wiedział czego dokładnie szukasz.

Złośliwie nawiązując do tych gastronomicznych metafor, mógłbym powiedzieć, że nie interesują mnie dania nadgryzione przez 30 ludzi, podobnie jak księżniczki miłujące się w całowaniu żab z nadzieją, że zamienią się w księcia. Albo ludzie z na tyle ograniczonymi zdolnościami myślenia perspektywicznego i niskim poziomem samoświadomości, że potrzebują wchodzić w 30 związków bez perspektyw, żeby w końcu, bardziej przypadkiem niż na podstawie doświadczenia, natrafić na taki, który nieco lepiej spełni oczekiwania. 

Ja wiem, że jak się jest kobietą lub atrakcyjnym facetem, to łatwiej jest znaleźć nowego partnera, niż popracować nad sobą, związkiem czy procesem poznawania kandydatów. Tylko później rozczarowania są strasznie przewidywalne, a pretensje należy mieć przede wszystkim do siebie.

Have_fun napisał(a):

Aż w końcu trafiasz na danie, które jest idealne pod każdym względem, i jesteś pewien że to jest to i możesz je jeść do końca życia.

Nie ma ideałów. Poszukiwanie ideału jest skazane na porażkę. Możemy ewentualnie ulec iluzji, że trafiliśmy na ideał, a czas jej trwania jest wyznaczony przez hormonalny efekt zakochania, po którym czeka nas zderzenie z rzeczywistością, tym bardziej bolesne, im bardziej naiwne i wygórowane były nasze oczekiwania.

domikomi napisał(a):

Melkor, napisałeś ciekawy wywód w swoim pierwszym poście, i wszystko cacy, tylko zapomniałeś napisać, ile to jest za dużo, ile w sam raz a ile mało doświadczeń i partnerów. Bez tego cały wywód jest jak profesorskie rozważanie o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy

A od kiedy wszyscy ludzie są szyci na jedną miarę? Mogę wyszukać statystyk częstotliwości rozwodów w funkcji ilości partnerów seksualnych - wychodziło, że na ogół im więcej, tym częstsze rozpady małżeństw. Ale to wciąż tylko średnia. Każdy ma indywidualną psychikę i różnie reaguje na dane doświadczenia.

Sorry, Melkor, ale jesteś zapszałym szowinistą. Nie byłam "ruchana", tylko uprawiałam seks. Poza tym, ciężko byłoby mówić o "ruchaniu" w seksie dwóch kobiet. Zmień sobie słownik, wiek dwudziesty się skończył. 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.