- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
-
© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
11 września 2019, 20:59
Ile waszym zdaniem powinna sie dorzucać dorosła osoba pracująca, mieszkająca z rodzicami miesiecznie do rachunków? Dajmy na to jesli zarabia w przedziale 2500-3000 tys.
PS - nie chodzi o mnie, pytanie czysto teoretyczne :) Luźna dyskusja.
12 września 2019, 07:29
Ja bym nie brała kasy od swojego dziecka oprócz symbolicznej kwoty na rachunki, a nawet dałabym mu jakąś ładną sumkę na start, żeby mogło zacząć samodzielne życie.
12 września 2019, 07:49
Po studiach rok mieszkałam z rodzicami. Wymagali ode mnie pokrycia części rachunków (wychodziła w sumie 1/3 wszystkiego) i tyle. Zakupy robiłam z własnej woli.
Uwazam, że to jest ok. Natomiast wymaganie od dziecka żeby nagle zaczął płacić za wynajem pokoju, w którym przez 24 lata mieszkam za darmo, moim zdaniem już nie jest.
12 września 2019, 08:06
Ile waszym zdaniem powinna sie dorzucać dorosła osoba pracująca, mieszkająca z rodzicami miesiecznie do rachunków? Dajmy na to jesli zarabia w przedziale 2500-3000 tys. PS - nie chodzi o mnie, pytanie czysto teoretyczne :) Luźna dyskusja.
Trzeba by zliczyć rachunki i podzielić na ilość osób, proste, tak samo jeśli chodzi jedzenie, o ile gotowanie jest wspolne
12 września 2019, 08:10
ja rozumiem, ze ty sobie nie wyobrazasz, bo masz madre dzieci, nie bierzesz pod uwage sytuacji w innych rodzinach. Co bys doradzila znajomej, ktora opowiedzialaby ci ze jej syn po ukonczeniu szkoly (nie dajacej zawodu) nie ma zamiaru dalej sie uczyc np. studiowac , nie ma zamiaru tez isc do pracy. Siedzi trzeci rok w swoim pokoju grajac w gry prawie 20 godzin na dobe, nie myje sie , tylko po awanturze, nie przejmuje obowiazkow w domu. To historia moich znajomych majacych jedynaka, mama nadskakiwala cale dziecinstwo a teraz zbiera takie plody swojego wychowania. Moim zdaniem gdzies po drodze rodzice zrobili blad - jego naprawa chyba tylko ta drastyczna droga - jasno postawic przed faktami - kosztami zycia i zmuszenie do obrania jakiejs drogi do usamodzielnienia. Inny przypadek - dziecko wyjechalo na studia i studiuje kazdy rok po dwa razy...., wracajac do domu jakies swoje pieniadze wydaje tylko na imprezy , ciuchy itd. Do jakiegos czasu rodzice ciagna utrzymanie , ale chyba kiedys juz to dziecko powinno sie usamodzielnic i poznac ze mieszkanie to koszty.Nie wyobrażam sobie brać pieniędzy od swojego dziecka. Może gdyby mi nie starczało na życie, to bym to rozważyła. Poki co, lepiej żeby młodzi oszczędzali.
Znam taka sytuacje, dziecko w wieku 30 lat ukończyło studia licencjackie, nigdzie nie pracuje, nie pomaga w domu, nie dokłada się do niczego. Od matki (wdowy) bierze na bitely autobusowe, na papierosy. Matka postawiła sprawę jasno, dziecko się wprowadziło, po dwóch lata wróciło pobite, bezdomne, nawet ubezpieczenia zdrowotnego nie miało.
12 września 2019, 08:15
Ja gdy zaocznie studiowałam, odbywalam staze lub pracowalam za pół darmo na umowie zlecenie, rodzice wymagali tylko bym te studia oplacila plus wydatki typu ciuchy czy kosmetyki, imprezy.
9 lat temu mieszkalam u rodziców z mężem i niemowlakiem płaciłam 500 zl za wszystko, bo remontowalismy mieszkanie. 5 lat później siostra płaciła tyle samo tylko że mieszkała bez dziecka
12 września 2019, 08:31
a jak wynajmujesz od kogoś mieszkanie to to ile płacisz zależy od tego ile zarabiasz ? no chyba nie
12 września 2019, 08:34
równa czesc oplat i jedzenie sobie sama
12 września 2019, 08:38
Znam taka sytuacje, dziecko w wieku 30 lat ukończyło studia licencjackie, nigdzie nie pracuje, nie pomaga w domu, nie dokłada się do niczego. Od matki (wdowy) bierze na bitely autobusowe, na papierosy. Matka postawiła sprawę jasno, dziecko się wprowadziło, po dwóch lata wróciło pobite, bezdomne, nawet ubezpieczenia zdrowotnego nie miało.ja rozumiem, ze ty sobie nie wyobrazasz, bo masz madre dzieci, nie bierzesz pod uwage sytuacji w innych rodzinach. Co bys doradzila znajomej, ktora opowiedzialaby ci ze jej syn po ukonczeniu szkoly (nie dajacej zawodu) nie ma zamiaru dalej sie uczyc np. studiowac , nie ma zamiaru tez isc do pracy. Siedzi trzeci rok w swoim pokoju grajac w gry prawie 20 godzin na dobe, nie myje sie , tylko po awanturze, nie przejmuje obowiazkow w domu. To historia moich znajomych majacych jedynaka, mama nadskakiwala cale dziecinstwo a teraz zbiera takie plody swojego wychowania. Moim zdaniem gdzies po drodze rodzice zrobili blad - jego naprawa chyba tylko ta drastyczna droga - jasno postawic przed faktami - kosztami zycia i zmuszenie do obrania jakiejs drogi do usamodzielnienia. Inny przypadek - dziecko wyjechalo na studia i studiuje kazdy rok po dwa razy...., wracajac do domu jakies swoje pieniadze wydaje tylko na imprezy , ciuchy itd. Do jakiegos czasu rodzice ciagna utrzymanie , ale chyba kiedys juz to dziecko powinno sie usamodzielnic i poznac ze mieszkanie to koszty.Nie wyobrażam sobie brać pieniędzy od swojego dziecka. Może gdyby mi nie starczało na życie, to bym to rozważyła. Poki co, lepiej żeby młodzi oszczędzali.
Ja znam przypadek, ze jak.matka wyjechala do Wloch, do pracy, zostawiając na mieszkaniu syna (mial wtedy 25+) to zadluzyl mieszkanie, bo nie pracowal, jesc chodził do babci, do caritasu w efekcie dostał jakiejs choroby psychicznej, zabrali do wariatkowa, potem wyszedl, leków nie bral, znow go wzieli, znow wyszedl, w miedzy czasie dostal jakies mieszkanie socjalne, co je oplaca mops)
Edit, matka jest ok, miala dość, nawet go, jeszcze przed choroba sciagla do Wloch, zalatwila robote ale jemu sie pracowac nie chcialo, wrócił do Polski
Edytowany przez 12 września 2019, 08:39
12 września 2019, 08:40
To może po prostu napiszę, jak było u mnie, kiedy mieszkałam jeszcze z mamą i ojczymem. Będąc na stażu, kiedy dostawałam 800 zł/mies., mama nie wymagała ode mnie ani grosza. Robiłam jednak zakupy na około 200 zł, bo było mi głupio żyć za darmochę (mama potem i tak oddawała mi te pieniądze - a żebym nie protestowała, robiła to przelewem 😅).
Później mieszkałam z nimi jeszcze przez kilka miesięcy, kiedy miałam już normalną pracę na umowę i pełen etat. Zarabiałam najniższą krajową, więc to było około 1500-1600 zł. Rachunki dzieliliśmy na trzy równe połowy, a z zakupami było tak, że raz robili oni, a raz ja (tu też często słyszałam, że niepotrzebnie, bo ile ja zjem, lepiej żebym sobie zbierała na lepszy start).
Ogólnie to moja mama wychodziła z założenia, że wystarczy, iż dam swoją część na opłaty i będę pomagać w domu - a o jedzenie nie muszę się martwić. Jako, że częściej bywałam w mieście i jeździłam po marketach, to i tak zawsze coś przywiozłam, bo tu np. świetna cena za kg pomidorów, tam żelazko za cztery dychy (a nasze już ledwo zipiało), albo zdarzyła się jakaś fajna promocja na chemię i tak dalej ;)