Temat: Związek a płacenie za wszystko

Hej dziewczyny! 

Wpadłam tutaj po rozmowie z moją mamą, która uważa że facet MA OBOWIĄZEK płacić za kobietę ZAWSZE I ZA WSZYSTKO chyba, że my RAZ NA RUSKI ROK zaproponujemy zapłacenie TYLKO ZA SIEBIE. Mało tego, moja mama jest po rozwodzie i ma teraz faceta, który aby jej coś kupił czy za coś zapłacił, musi się o to prosić lub wręcz żądać tego od niego. Ja z moim chłopakiem nie mamy długiego stażu związku. Oby dwoje pracujemy nie zarabiając kokosów. Do tej pory płaciliśmy raz on za mnie, raz ja za niego i żyje nam się dobrze. Nikt się z niczego nie wylicza, nie ma problemów przy rozliczaniu paragonu / przy kasie itd kto ma płacić. Jeżeli on kupił bilety 3 razy pod rząd, kupił mi kwiaty i zabrał na piwo, to naturalnym dla mnie jest, że kolejne kino ja stawiam. On chce bardzo iść na dany film, więc kupując bilety zrobię mu dodatkową radość / niespodziankę. Od tego głupiego bilety się zaczęło. Mama uznała, że kobieta powinna mieć do siebie szacunek, mężczyzna ma płacić sratatata. Wszystko super, może mieć takie zdanie, szkoda, że się to nie przekłada na rzeczywistość. Ale wkurzyło mnie takie narzucanie mi tego, jak ja mam to postrzegać. Mój chłopak nigdy na mnie nie poskąpił, ale uważam, że nie należy tylko brać ale też dawać. Jeżeli on mi kupił x rzeczy to ja nie mam prawa też mu czegoś kupić? Dodam, że moja mama sama wybiera sobie prezent na urodziny od jej partnera za który on musi zapłacić, sam swojej inicjatywy nigdy nie wykazuje. A sama mu daje na urodziny dezodorant czy inne pachnidło za dwa pisiąt. Nie wiem co macie na to odpisać, chyba musiałam się wygadać w nerwach... w sumie możecie napisać co sądzicie o takim podziale i jak jest u was :) 

eszaa napisał(a):

mama jest po prostu starej daty. Dla mnie tez płacenie, to działka faceta. 

Nie zganiaj tu proszę na "starą datę" to się nazywa materializm. Dla mnie kobiety które liczą że facet będzie ich sponsorem to egoistki. 

Moja znajoma ma takie podejście, pamiętam jak kiedyś zerwała kontakt z facetem bo zanim jeszcze doszło do zwykłego "kręcenia że sobą", nie kupił jej batona, gdy poszli razem do sklepu...

Jeśli chodzi o moje związku to przerobiłam już trzy opcje. Pierwszy partner chciał płacić za wszystko, za każdą najmniejsza pierdołę (co mi po czasie zaczęło przeszkadzać, mimo bycia niepracująca studentka 1 roku). Drugi dla odmiany oczekiwał ode mnie sponsorowania go, bo ja już sobie dorabiałam a on nie (pod koniec dochodziło już do takich absurdów, że - nie pracując - wypominał mi na co wydaje swoje własne, zarobione pieniądze). Z trzecim, obecnym, po wspólnym zamieszkaniu założyliśmy wspólne konto, na które na początku miesiąca przelewamy jakąś tam część ze swoich wypłat, za wyjścia płacimy na zmianę, chyba że jedno z nas (z reguły on xD) jest akurat wyjątkowo przy kasie, wtedy zaprasza druga osobę.

Pasek wagi

po tym jak opisałaś mamę to widać, że w kwestiach relacji damsko-męskich nie jest dla ciebie żadnym autorytetem. i całe szczęście. tak, twoja mama ma zaściankowe myślenie i nie potrafi stworzyć zdrowego związku. strach by pomyśleć co by było gdyby jej facet się pochorował i nie mógłby łożyć na nią, chyba tylko zostałby mu kop w zadek. on to bardziej jest sponsorem, a nie partnerem. ja z domu wyniosłam, że kobieta sama powinna być zaradna, wykształcona, z zawodem i niezależna, a związek to relacja partnerska z obustronnym wsparciem. mój facet zarabia żenująco śmieszne pieniądze i nie wyobrażam sobie jakim cudem miałby wyciągnąć z portfela coś na moje przyjemności, chyba musiałby kredyt wziąć. płacimy po pół na nasze podstawowe potrzeby ze względu na jego honor, a ja potajemnie za własne pieniądze kupuję nam wspólne przyjemności, bo gdybyśmy mieli korzystać z naszych wspólnych pieniędzy na życie to po jednym wyjściu do kina to pół miesiąca jedlibyśmy na śniadanie, obiad i kolację najtańsze parówki z kajzerkami, a drugie pół miesiąca nic.

Ostatnio taka o tradycyjnych poglądach widziałam w galerii jak ciągnęła starego dziada po buciki za kilka stówek. Dla mnie to zakrawa na ukrytą formę prostytucji- oczywiście nie we wszystkich przypadkach. Domaganie się od mężczyzny, że płacił za wszystko jest przesadą. Rozumiem małżeństwo, które zaczyna mieć wspólne cele, ale w przypadku znajomości, to nie.

U nas płaci ten kto ma kasę, więc zazwyczaj na zmianę. Nie mam problemu mu czegoś "zasponsorować" jak mam kasę, bo wiem, że jak będzie mieć więcej to on będzie płacił. Nie jest dusigroszem, ja też nie. 

jest w tym jakas myśl, ale jesli myśli nie ma, to wygląda na postawę czysto materialistyczną, która trudno obronić :)

mam podobne zdanie jak Yuratka. W czasach kiedy kobieta z samej definicji była mniej wydolna zarobkowo, tym bardziej majac w perspektywie okres posiadania dzieci, taki hojny mezczyzna dobrze rokował jako maż i ojciec rodziny. Teraz jest trochę inaczej, ludzie sie wiąza na bardziej skomplikowanych zasadach. Inaczej też rozmawia się z kobietami które zawsze miały poczucie samowystarczalności, a inaczej z takimi, które okres finansowego uzależnienia maja w doswiadczeniu. 

tylko tak jak mówię, to musi mieć sens, który kobieta jest w stanie zaargumentować, a nie bezrefleksyjne ze facet ma płacic za wszystko. 

my się poznaliśmy jako dzieciaki, które miały mało pieniedzy, zaczeliśmy sie dzielić od razu, nigdy tez się nie rozliczaliśmy, bo to nie miało sensu. Raz ja miałam więcej, raz mój aktualny ;) mąż. Wszystko naturalnie, bo bardziej istotnym aspektem było żeby na to piwo czy do kina pojść, a nie kto za to akurat zapłaci. 

Moze to tez zalezy od tego, jak sie para dogada. U moich rodzicow jest tak, ze placi glownie tata. Mama co zarabia to "oddaje", tato wplaca na jakies jej konto oszczednosciowe a ze swojego placi rachunki, zakupy. Mama tez ma dostep ale to jest tak, ze zwykle musi z nim uzgadniac wydatki. 

Ja uwazam, ze to jest meczace, zwlaszcza, ze zwykle pada pytanie - dlaczego wszystko wydalas, dalem Ci 200 zlotych, i mama sie musi tlumaczyc, gdzie zniknelo 30 zlotych, podczas, gdy moj tato pali paczke fajek dziennie, pije piwo, etc. Pomijajac nalog taty z fajkami, to jednak sa dosc oszczedni, wiec takich nadprogramowych wydatkow nie ma duzo. 

Tak jest u nich odkad pamietam. Nie pamietam, zebysmy gdzies szli i zeby placila mama, zawsze tata. Jednak mama cale zycie pracuje, wiec to tez sa jej pieniadze. 

Ja sobie nie wyobrazam bycia na czyims utrzymaniu. Z drugiej strony bylam kiedys w zwiazku z chlopakiem w liceum, z ktorym mieszkalam I on byl taka zlotowa, ze potrafil mi wypominac, ze kupil mi picie w sklepie, jak np. gdzies bylismy a ja nie wzielam portfela. Moim zdaniem to juz przesada. 

Gdy patrzę na moich rodziców i ich znajomych- jest to samo. Pan patriarcha ma własne wydatki, których nie można kwestionować, a kobieta za grosze często ma zrobić dwudaniowy obiad z deserem.

cancri napisał(a):

Moze to tez zalezy od tego, jak sie para dogada. U moich rodzicow jest tak, ze placi glownie tata. Mama co zarabia to "oddaje", tato wplaca na jakies jej konto oszczednosciowe a ze swojego placi rachunki, zakupy. Mama tez ma dostep ale to jest tak, ze zwykle musi z nim uzgadniac wydatki. Ja uwazam, ze to jest meczace, zwlaszcza, ze zwykle pada pytanie - dlaczego wszystko wydalas, dalem Ci 200 zlotych, i mama sie musi tlumaczyc, gdzie zniknelo 30 zlotych, podczas, gdy moj tato pali paczke fajek dziennie, pije piwo, etc. Pomijajac nalog taty z fajkami, to jednak sa dosc oszczedni, wiec takich nadprogramowych wydatkow nie ma duzo. Tak jest u nich odkad pamietam. Nie pamietam, zebysmy gdzies szli i zeby placila mama, zawsze tata. Jednak mama cale zycie pracuje, wiec to tez sa jej pieniadze. Ja sobie nie wyobrazam bycia na czyims utrzymaniu. Z drugiej strony bylam kiedys w zwiazku z chlopakiem w liceum, z ktorym mieszkalam I on byl taka zlotowa, ze potrafil mi wypominac, ze kupil mi picie w sklepie, jak np. gdzies bylismy a ja nie wzielam portfela. Moim zdaniem to juz przesada. 

Nie pozwalam płacić facetowi i już, jest to dla mnie w jakiś sposób uwłaczające, podporządkowujące albo żerujące. Tak np. przepijać czyjeś pieniądze albo czekać aż zapłaci za moje jedzenie albo tego żądać. Masakra. 

Ale ja dziwna jestem.

agazur57 napisał(a):

Gdy patrzę na moich rodziców i ich znajomych- jest to samo. Pan patriarcha ma własne wydatki, których nie można kwestionować, a kobieta za grosze często ma zrobić dwudaniowy obiad z deserem.

cancri napisał(a):

Moze to tez zalezy od tego, jak sie para dogada. U moich rodzicow jest tak, ze placi glownie tata. Mama co zarabia to "oddaje", tato wplaca na jakies jej konto oszczednosciowe a ze swojego placi rachunki, zakupy. Mama tez ma dostep ale to jest tak, ze zwykle musi z nim uzgadniac wydatki. Ja uwazam, ze to jest meczace, zwlaszcza, ze zwykle pada pytanie - dlaczego wszystko wydalas, dalem Ci 200 zlotych, i mama sie musi tlumaczyc, gdzie zniknelo 30 zlotych, podczas, gdy moj tato pali paczke fajek dziennie, pije piwo, etc. Pomijajac nalog taty z fajkami, to jednak sa dosc oszczedni, wiec takich nadprogramowych wydatkow nie ma duzo. Tak jest u nich odkad pamietam. Nie pamietam, zebysmy gdzies szli i zeby placila mama, zawsze tata. Jednak mama cale zycie pracuje, wiec to tez sa jej pieniadze. Ja sobie nie wyobrazam bycia na czyims utrzymaniu. Z drugiej strony bylam kiedys w zwiazku z chlopakiem w liceum, z ktorym mieszkalam I on byl taka zlotowa, ze potrafil mi wypominac, ze kupil mi picie w sklepie, jak np. gdzies bylismy a ja nie wzielam portfela. Moim zdaniem to juz przesada. 

O tak tak. Moj maz tez ma takie zakusy, wtedy jest miedzy nami bardzo goraco. Pan patriarcha lekka reka wydaje na to, co sam uwaza, a malzonka powinna za tysiaka miesiecznie zycie obrobić hehe

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.