Temat: nie chce mi się żyć

witajcie. Od jakiegoś czasu niepokoją mnie własne myśli. Pragnę zaznaczyć,  że nie jestem osobą załamaną czy też w depresji. Nie mam myśli samobójczych, nie czuję się człowiekiem uciemiężonym. Czasem tak na poprawę humoru w zasadzie fantazjuję o zakończeniu tego życia jednak z wielu względów bym się na to nie zdecydowała. Jestem niewierząca więc wizja cudownego życia po mnie nie interesuje.  Czym więc można uzasadnienić te myśli? Nie jestem smutna, jestem raczej zniechęcona wszystkim. Chamstwem i egoizmem ludzi z którym non stop się spotykam. Egocentryzmem. Świat mnie obrzydza, zwierzęta traktowane w sadystyczny sposób, państwo w państwie, niesprawiedliwość. Z biegiem lat co raz bliżej mi do postawy nihilistycznej. Mam normalne życie i rodzinę jednak tej chęci brak. Wstaję rano, piję kawę i jedyne na co mam ochotę to íść spać dalej. Jak określić a przede wszystkimzzmienić takie zachowanie?  Zeby nie było, raczej nie zaniedbuje swoich obowiązków,  mi się zwyczajnie już przestało cokolwiek chcieć

Yandelka napisał(a):

Co do depresji to jej nie mam. Wiem bo kiedyś przez to przechodziłam,  załamałam się wydarzeniami na które nie miałam wpływu i nie mogłam nic zrobić.  Zamknelam się w domu, zajadalam emocje, duzo plakalam z bezsilności. Odcielam się od znajomych,  teraz normalnie wychodzę.  Bylo to 10 lat temu ale wiem,  ze w pewien negatywny sposob doroslam. Problem tez w tym,  ze mam troche dziecięce ideały i zetknięcie się z dorosłym swiatem, gdzie każdy kazdego dyma mnie zniecheca do wszystkiego. Jak mialam depresje nie widzialam jak wyjsc z tej kupy jednak byl gdzieś cien nadziei,  ze jak bym wyszla to cos...

ile to trwało i jak się skończyło?

jakie to były wydarzenia?

Ptaky napisał(a):

Yandelka napisał(a):

Co do depresji to jej nie mam. Wiem bo kiedyś przez to przechodziłam,  załamałam się wydarzeniami na które nie miałam wpływu i nie mogłam nic zrobić.  Zamknelam się w domu, zajadalam emocje, duzo plakalam z bezsilności. Odcielam się od znajomych,  teraz normalnie wychodzę.  Bylo to 10 lat temu ale wiem,  ze w pewien negatywny sposob doroslam. Problem tez w tym,  ze mam troche dziecięce ideały i zetknięcie się z dorosłym swiatem, gdzie każdy kazdego dyma mnie zniecheca do wszystkiego. Jak mialam depresje nie widzialam jak wyjsc z tej kupy jednak byl gdzieś cien nadziei,  ze jak bym wyszla to cos...
ile to trwało i jak się skończyło?jakie to były wydarzenia?

Ciężko powiedzieć ile trwało. Moje problemy osobiste i rodzinne narastały a ja jadłam co raz więcej,  czułam się co raz gorzej, aż do momentu kiedy totalnie się poddałam. Nie chcę mówić dokładnie jakie to wydarzenia do tego doprowadziły bo nie wszystko można i chce się mówić na forum. Myślę,  że taki najgorszy okres to 1 - 1,5 roku. Skumulowało się na to bardzo dużo czynników. Później dużo czasu zajelo mi wyjście z dołka i naprawieniu roku zaniedbań a także akceptacji strasznych rzeczy,  których zmienić nie mogłam

A jako anegdotkę opowiem, że ludzie też raczej mieli mnie w poważaniu,  wtedy tak czułam, teraz ich nie winie. Ciężko przebywać z kimś w depresji bo człowiek sam nabiera tego negatywnego myślenia. Odwiedzała mnie tylko jedna koleżanka,  którą znałam ponad 10 lat. Dlaczego? Bo w koncu byłam od niej grubsza, tak się dowartościowywała a następnie obrobiła mi tyłek do wspólnej znajomej rozgadując moje zwierzenia i dodając dużo od siebie.  Heh jak to mówią przyjaciel to wróg, który się jeszcze nie ujawnił

w sumie trochę dłużej,  musiałabym przejrzeć rodzinne albumy, wyparłam ten okres z życia,  nie mówi się o tym,  niektórzy nawet nie wiedzą. Ten temat nigdy nie jest poruszany. Po jakis 8-9 latach wygarnelam matce, że wtedy nikt mi nie pomogl wtedy kiedy mialam depresje na to matka wywalila gały ironizując, że ja przecież nie miałam. Bo nikomu się nie żaliłam. Moj ojciec do tej pory nie wie. W sumie przypomnienie tych lat przypomnialo mi jak wiele trudu musialam wlozyc by byc tu gdzie jestem teraz...

Yandelka napisał(a):

A jako anegdotkę opowiem, że ludzie też raczej mieli mnie w poważaniu,  wtedy tak czułam, teraz ich nie winie. Ciężko przebywać z kimś w depresji bo człowiek sam nabiera tego negatywnego myślenia. Odwiedzała mnie tylko jedna koleżanka,  którą znałam ponad 10 lat. Dlaczego? Bo w koncu byłam od niej grubsza, tak się dowartościowywała a następnie obrobiła mi tyłek do wspólnej znajomej rozgadując moje zwierzenia i dodając dużo od siebie.  Heh jak to mówią przyjaciel to wróg, który się jeszcze nie ujawnił

twoja anegdotka to niestety standard

i nie chodzi o winę

jak można chcieć potem nowych ludzi w swoim życiu skoro starzy (znajomi przyjaciele po kilka- kilkanaście lat) się wypieli jak było źle?

i co to za tłumaczenie że przebywanie z kimś w depresji skutkuje negatywnym myśleniem? to mamy przebywać tylko jak jest pozytywnie?

Yandelka, samemu trzeba dbać, żeby być zadowolonym z życia. Inny człwoiek przecież nie siedzi w Tobie i nie wie, co najbardziej by Cię ucieszyło, co by sprawiło, żebyś się poczuła szczęśliwą. Mama nie wie, Tata też, bo jesteś osobnym bytem .Dalajlama powiedział, że obowiążkiem każdego człowoieka jest być szczęśliwym. Codziennie się o to trzeba starać. Nawet sobie wieczorem zapisywać, co się zrobiło żeby zadbac o swoje szczęście:)

Pasek wagi

nie, ja kiedyś dużo poświęciłam aby pomóc osobie w depresji. Po prostu rozumiem starych znajomych,  zapraszali mnie na impezy,  wyjścia a ja zawsze odmawiałam. Nikt im głośno nie powiedział, że mam problem. 

A co do szczęścia to problem w tym, że nic mnie już tak na prawdę nie cieszy nawet rzeczy,  które dawniej to robiły, głównie dlatego, że wiecznie czuje się zmęczona.

życie to taka nieustająca walka o lepsze życie, o radość, związek,  pracę, wykształcenie, a motorem do działania są marzenia. Mam niby jakieś rzeczy,  które bym chciała,  ale nie mogę powiedzieć,  że są to moje marzenia.  Nawet z wagą. Najpierw chciałam schudnąć,  pozniej jeszcze etc. Teraz akceptuje to jak wyglądam, mogloby byc lepiej ale nie zależy mi by być idealną, staram się o nową pracę ale tez mi na niej super nie zależy,  chlopa juz mam i jest spelnieniem moich marzeń.  Studia zdalam bardzo dobrze, naprawilam swoje zycie i brak mi CELU.

Yandelka napisał(a):

nie, ja kiedyś dużo poświęciłam aby pomóc osobie w depresji. Po prostu rozumiem starych znajomych,  zapraszali mnie na impezy,  wyjścia a ja zawsze odmawiałam. Nikt im głośno nie powiedział, że mam problem. A co do szczęścia to problem w tym, że nic mnie już tak na prawdę nie cieszy nawet rzeczy,  które dawniej to robiły, głównie dlatego, że wiecznie czuje się zmęczona.

I od tego są tylko znajomi żeby na imprezę iść?

Nie trzeba głośno mówić, skoro odmawialas to mówiłaś głośno że odmawiasz, widocznie mieli w dupie 

To że nie cieszą Cię rzeczy ktore wcześniej sprawiały przyjemność  oraz czujesz się zmęczona to przecież jedne z głównych przejawów depresji

10 lat temu coś brałaś?

Yandelka napisał(a):

A co do szczęścia to problem w tym, że nic mnie już tak na prawdę nie cieszy nawet rzeczy,  które dawniej to robiły, głównie dlatego, że wiecznie czuje się zmęczona.

I to jest mocna wskazówka, że zawalił hardware nie software ;) Wynocha do lekarza!

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.