Temat: nie chce mi się żyć

witajcie. Od jakiegoś czasu niepokoją mnie własne myśli. Pragnę zaznaczyć,  że nie jestem osobą załamaną czy też w depresji. Nie mam myśli samobójczych, nie czuję się człowiekiem uciemiężonym. Czasem tak na poprawę humoru w zasadzie fantazjuję o zakończeniu tego życia jednak z wielu względów bym się na to nie zdecydowała. Jestem niewierząca więc wizja cudownego życia po mnie nie interesuje.  Czym więc można uzasadnienić te myśli? Nie jestem smutna, jestem raczej zniechęcona wszystkim. Chamstwem i egoizmem ludzi z którym non stop się spotykam. Egocentryzmem. Świat mnie obrzydza, zwierzęta traktowane w sadystyczny sposób, państwo w państwie, niesprawiedliwość. Z biegiem lat co raz bliżej mi do postawy nihilistycznej. Mam normalne życie i rodzinę jednak tej chęci brak. Wstaję rano, piję kawę i jedyne na co mam ochotę to íść spać dalej. Jak określić a przede wszystkimzzmienić takie zachowanie?  Zeby nie było, raczej nie zaniedbuje swoich obowiązków,  mi się zwyczajnie już przestało cokolwiek chcieć

(puchar)

Future18 napisał(a):

Nie słuchaj tych co mówią, że to depresja. Po prostu patrzysz trzeźwo na świat.

Pasek wagi

Mam dokładnie jak Ty. Też nie chce mi się żyć. Mam taki stan od paru lat. Niektórzy piszą, że początki depresji. Nie sądzę, bo powinnam już nie wstawać z łóżka. Wiadomo są dni lepsze, gorsze, ale gdybym mogła mieć wybór to  chciałabym się w ogóle nie urodzić,  nie istnieć. Jestem po prostu za wrażliwa na ten świat.

kurde, napisalam tu długie wypociny ale telefon mi się wylaczyl...  Eh. 

Dziękuję za wszystkie wypowiedzi,  pomyślę o jakiś suplementach,  tym bardziej,  że mam też nerwicę - temat rzeka dlatego już nie chciałam go tu poruszać. Oczywiście nie zdiagnozowaną przez specjalistę jednak to jest dla mnie oczywiste.

Co do depresji to jej nie mam. Wiem bo kiedyś przez to przechodziłam,  załamałam się wydarzeniami na które nie miałam wpływu i nie mogłam nic zrobić.  Zamknelam się w domu, zajadalam emocje, duzo plakalam z bezsilności. Odcielam się od znajomych,  teraz normalnie wychodzę.  Bylo to 10 lat temu ale wiem,  ze w pewien negatywny sposob doroslam. Problem tez w tym,  ze mam troche dziecięce ideały i zetknięcie się z dorosłym swiatem, gdzie każdy kazdego dyma mnie zniecheca do wszystkiego. Jak mialam depresje nie widzialam jak wyjsc z tej kupy jednak byl gdzieś cien nadziei,  ze jak bym wyszla to cos...

pisze ratalnie zeby mi się nie skasowało. Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że to brak celu. Jednak mialam to szczęście i pojawila się u mnie w zyciu swietna okazja do wziecia się w garsc. Doskonała motywacja do dzialania. A w realu tej motywacji brak,  to duza rzecz w sumie jednak nawet mysl o tym,  że to osiągnę nie sprawia,  że mi się chce działać.

Nieznośna lekkość bytu. Nic nie musisz to nic się nie chce -ot co. Dopóki nie zaczniesz czerpać przyjemności z codziennych zajęć i obowiązków, dopóki nie zaczniesz praktykować wdzięczności  i patrzeć na świat przez bardziej kolorowe okulary nic się nie zmieni. Ludzie są jacy są. Gdy zaczniesz bardziej ich lubić i patrzeć przychylniejszym okiem sama spotkasz się z większą  sympatią. Zacznij więcej się ruszać i wychodzić z domu. Powodzenia :)

nie prawda, mam bardzo dużo obowiązków,  których nie zaniedbuje.

Nie napisałam, że nic nie robisz. Między nic nie robić a nic nie musieć  jest zasadnicza różnica. Jak chcesz to przemyśl to co napisałam, jak nie chcesz to nie musisz :)

Ja bym wybrała się z tym do dobrego psychologa, bo to nie jest normalne, a psycholog na pewno pomoże

tylko, że ja wiele rzeczy właśnie muszę czy chcę czy nie. A co do wdzięczności to ostatnio absolutnie nie czuje zebym miala za co być wdzięczna. Przykro mi bardzo

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.