Temat: nie umiem kochać?

Jak to jest z tą miłością?

Ja wyróżniam:

miłość do rodziców, rodzeństwa, dziadków, miłość "więzów krwi"- bywa tu różnie, ale zawsze jest to pewien rodzaj miłości bezwarunkowej, nawet jeśli jest połączony z nienawiścią

miłość macierzyńska- nie doświadczyłam macierzyństwa, więc i tej miłości, ale wydaje mi się, że to kolejny rodzaj miłości, innej niż wszystkie, miłości matki do dziecka

miłość do bliskiej osoby- mówię o przyjaciółce, przyjaciela, którego kocha się jak siostrę czy brata mimo braku pokrewieństwa

miłość do zwierząt - kolejny wymiar miłości

i najgorsze

miłość do partnera- nie doświadczyłam jej nigdy, czy to znaczy, że nie umiem kochać, jeśli doświadczyłam wszystkich miłości wyżej? Czy jest w ogóle coś takiego, jak miłość do męża, czy to jedynie zauroczenie i zafascynowanie połączone z pożądaniem służące jedynie prokreacji, a później przeradzające się jedynie w przywiązanie mylone z miłością?

A ja zdecydowanie rozróżniam miłość do męża i dziecka .Żadnej z nich nie nazwałabym przywiązaniem . Miłości do dziecka też nie opisałabym wyłącznie  jako odpowiedzialności na początkowych etapach i pokochania dziecka później tylko dlatego,  że staje się "interaktywne". Ja nie umiem opisać miłości do dziecka, bo jest tak wyjątkowa, że nie znajduje słów.  

Ciągle też po 11 latach związku mam motylki w brzuchu i naprawdę jest coś takiego. To nie są tylko obrazki z reklam oraz książkowe opisy. Miłość do męża dla mnie różni się od miłości do dziecka tym, że jednak z założenia owszem mąż jest na całe życie, ale tak być nie musi. Jeżeli mąż mnie zdradzi , mogę zakończyć relację natomiast bez względu na to jakie będzie i co zrobi moje dziecko ono będzie zawsze moim dzieckiem i zawsze udzielę mu wsparcia ,( w mądry sposób, bo przecież nie poklepię po plecach córki, jeśli kogoś zabije) , zawsze będę je akceptować ( dziecko oczywiście, ale niekoniecznie jego każde zachowanie) . Kolejna sprawa męża wybieramy same, czyli poznajemy faceta i decydujemy, czy posiada zespół cech i spojrzenie na świat jakie nam odpowiada. Czyli jest to jakaś relacja warunkowa. Dziecko rodzi się i nie mamy pojęcia jakie będzie. Jak przyjdzie na świat to kochamy je takie jakie jest w 100 % , a nie idziemy poszukać sobie innego dziecka, które będzie bardziej nam pasowało. Uważam, że miłość do dziecka to najwyższy stopień wtajemniczenia. Dziecko też jest częścią mnie, ma moje jakieś cechy osobowości, jest do mnie wizualnie podobne itp. Poza tym to ja nosiłam to dziecko pod sercem , martwiłam się o nie, dbałam o siebie, aby dziecko miało warunki do rozwoju. Ja pokochałam dziecko w 8 tygodniu ciąży  jak zobaczyłam a USG, że się rusza i macha do mnie rękami. 

U nas taka ciekawostka nasza cóka urodziła się w naszą rocznicę ślubu  dzień po moich  urodzinach, które są też dniem urodzin mojej teściowej. Z kolei chrzestni naszej córki również mają urodziny w ten sam dzień. Zupełny przypadek. Skojarzyłam, że ich daty urodzin są takie same  dopiero jak trzeba było wypełnić dokumenty. 

Znam kobiety, które faktycznie chyba nie potrafią kochać nie w ogóle tylko mężczyzny lub po prostu nie trafiły na tego odpowiedniego. 

Natomiast ja kompletnie nie umiem sobie  wyobrazić miłości do przyjaciela. 

Zgadzam się Marisca. Też uważam że główna różnica między miłością do męża a miłością do dziecka jest to że pierwsza jest warunkowa, a druga bezwarunkowa. Natomiast o ile miłość do męża jestem w stanie jakoś opisać, to podobnie jak ty, nie mam słów na opisanie tego uczucia które czuję do swojego dziecka. I to się tak nagle, samo z siebie pojawiło, w momencie narodzin. Uderzyło, zalało, wypełniło mój świat i moje życie. Nadmienię jeszcze że nie chciałam mieć dzieci i ciąża to była wpadka. Ale jak poczułam pierwsze ruchy dziecka... Zrozumiałam czego pragnę w życiu.

Wydaje mi się, że jest jeden rodzaj miłości, tylko w różnym nasileniu. Nie kocha się też jednej osoby całe życie tak samo, zmienia się ona, my się zmieniamy i zmienia się sposób przywiązania do niej. Jeśli kochasz mężczyznę to dodatkowo dochodzi pożądanie. Właściwie w pierwszej fazie tej najbardziej intensywnej, fazie zakochania, to jest głównie pożądanie i to nie musi się przerodzić w miłość. Moim zdaniem miłość nie jest bezwarunkowa, nawet miłość matki do dziecka. 

uwazam, ze to kwestia spotkania konkretnego, TEGO mezczyzny czy kobiety. Mozna byc w wielu zwiazkach, malzenstwach a nie kochac tak naprawde.. a przeciez sa pary, gdzie by zabili za siebie, ktore razem sa jednoscia. Kwestia spotkania takiej osoby ;)

jurysdykcja napisał(a):

Idealizujesz miłość, czym niby miałaby być, jeśli nie przywiązaniem połączonym z prokreacją? Co niby chciałabyś czuć?To jest tak, jak z miłością do rodziców czy dziecka, nie różni się to aż tak bardzo. Przywiązanie, czułość, poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wspólne wspomnienia. I do tego seks - cała różnica. Jeśli liczysz na coś więcej, no to hmm, możesz być zawsze rozczarowana związkami po zakończeniu fazy buzującej chemii.

Myśle, ze to zależy od czlowieka :) dla mnie to trochę więcej niż przywiązanie z prokreacja. Kupę lat byłam z facetem, fo którego czułam przywiązanie i później już niewiele więcej ;) 

Miłość partnerska to dla mnie takie uczucie, ze z przyszłym mezem czuje się równie swobodnie jak wtedy kiedy jestem sama (a jestem dzikiem) a jednocześnie lepiej bo jest obok ;) czuje się z nim bezpieczna, czuje się w pełni akceptowana, czuje ze mam się z kim cieszyć i z kim dzielić troskami, i ja go w pełni akceptuje i dbam na każdym kroku ;) nie umiem tego zdefiniować ale z nim moje życie jest piękniejsze i pełniejsze - a wcale nie użalałam się nad sobą będąc singielka tylko żyłam, podróżowałam, rozwijałam się itp. Ale z nim, tym jednym, jest mi jeszcze lepiej. 

Uważam, ze to kwestia charakteru (ja jestem ideologiczna optymistka) i spotkania odpowiedniej osoby ;)

Have_fun napisał(a):

HomoZartus napisał(a):

Nic w tym dziwnego, taki nam obraz miłości sprzedaje kultura, że ciężko nie być rozczarowanym. Ba, a miłość macierzyńska to co, inna kwestia? Też nie jest z powietrza u wielu kobiet. Na początku to poczucie odpowiedzialności przede wszystkim (u mnie!), gdzieś tam z czasem ewoluuje w kierunku czegoś więcej właśnie wtedy, kiedy dziecko powoli zaczyna zdradzać jakieś zaczątki myślenia i osobowości.Też pytanie czym jest dla kogo przywiązanie. Ja nie widzę aż tak dramatycznej róznicy między tym, co czuję do męża, a tym, co czuję do rodziców (kocham bardzo, bo w tej miłości wyrosłam) czy dziecka (tej miłości musiałam się nauczyć).
Nie zgodzę się z tym, Miłość do dziecka to nie tylko poczucie odpowiedzialności, nawet na samym początku. Gdy tylko zobaczyłam moją córkę po raz pierwszy poczułam niewyobrażalną miłość, coś czego nie jestem w stanie opisać. Już będąc w ciąży ją kochałam, ale moment narodzin wyzwolił chyba najsilniejsze, najpiękniejsze emocje jakie doświadczyłam w całym moim życiu które niezmiennie trwają do dziś, już od 8 lat. Od momentu narodzin nie wyobrażałam już sobie żeby jej nie było w moim życiu. Od pierwszego momentu kocham ją bezwarunkową, czystą miłością.

Nie mam dzieci i nie planuję, ale jurysdykcja ma rację. Miałam podobną sytuację z kotami, kiedy je wzięłam ze schroniska to czułam się za nie odpowiedzialna, lubiłam je, ale jakichś większych uczuć nie było. Dopiero po kilku miesiącach poczułam przywiązanie i to jakie są ważne w moim życiu.

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Nie mam dzieci i nie planuję, ale jurysdykcja ma rację. Miałam podobną sytuację z kotami, kiedy je wzięłam ze schroniska to czułam się za nie odpowiedzialna, lubiłam je, ale jakichś większych uczuć nie było. Dopiero po kilku miesiącach poczułam przywiązanie i to jakie są ważne w moim życiu.

kuhfrcisehrfuu3377876, myślę że nie można porównywać miłości do kotów, z miłością do dzieci. Też miałam koty i też były dla mnie członkami rodziny, też je w jakiś tam sposób kochałam. Natomiast w żaden sposób nie potrafię tej miłości choć w przybliżeniu przyrównać z miłością do mojego dziecka. Moje dziecko jest cząstką mnie, moja krew, mój największy w życiu skarb.

A ja wiem, jak dla mnie można - Ale ja jestem mało emocjonalną osobą, to też nigdy mnie jakoś hormony miłości nie zalewały, więc tu rozumiem autorkę tematu. Miłość do niemowlęcia to trochę jak miłość do kota tylko mocniejsza. A potem to dopiero U MNIE (podkreślam) wyewoluowało w miłość jak do bliskiego człowieka. Ja też na pewnych etapach życia rozważałam, czy w ogóle jestem do miłości zdolna. No więc finalnie jestem - ale to jest "moja" miłość, daleka od miłości z romansów. To moja miłość z przywiązania, trochę może nudna, ale i ja jestem nudna i ja się w żadnej dziedzinie życia specjalnie nie emocjonuję. Dlaczego nagle w tej jednej bym miała? A co do dzieci i kotów, pewnie wiele kobiet czuje hiper emocje od pierwszego ruchu, ja nie czułam. Te uczucia to najpierw był raczej paniczny strach, że coś skrewię i dziecko "zepsuję" stąd i troska i przywiąznaie itd, a z czasem to ewoluowało, z czasem uczę się tego stwora lubić jako człowieka, a nie jak zwierzątko, które ode mnie zależy i o które muszę dbać..

edit - A najlepsze jest to, że nie zliczę ile razy słyszałam od ludzi, że my z mężem to na pierwszy rzut oka tak do siebie pasujemy, że taka para, od razu widać i tak dalej. Mimo tego, że zawsze byliśmy z tych mało ekscytujących się wzajemną relacją :D

Have_fun napisał(a):

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

Nie mam dzieci i nie planuję, ale jurysdykcja ma rację. Miałam podobną sytuację z kotami, kiedy je wzięłam ze schroniska to czułam się za nie odpowiedzialna, lubiłam je, ale jakichś większych uczuć nie było. Dopiero po kilku miesiącach poczułam przywiązanie i to jakie są ważne w moim życiu.
kuhfrcisehrfuu3377876, myślę że nie można porównywać miłości do kotów, z miłością do dzieci. Też miałam koty i też były dla mnie członkami rodziny, też je w jakiś tam sposób kochałam. Natomiast w żaden sposób nie potrafię tej miłości choć w przybliżeniu przyrównać z miłością do mojego dziecka. Moje dziecko jest cząstką mnie, moja krew, mój największy w życiu skarb.

A ja myślę, że nie Tobie oceniać cudze uczucia. ;) Bardzo kocham swoje koty, nie analizuję i nie porównuję tego uczucia do innych rodzajów miłości, bo niby po co? Tym bardziej nie powinny mojej miłości oceniać obce osoby. 

Miłość do męża, cóż, po pierwszym ślubie z wielkiej miłości i rozwodzie w atmosferze głębokiego rozczarowania stałam się nieco sceptyczna w tej kwestii. Miłość do pierwszego męża całkowicie wyparowała i nie pozostał mi nawet sentyment. 

Mój drugi mąż jest zupełnie innym człowiekiem, jestem z nim szczęśliwa i bardzo go kocham, ale jest to miłość racjonalna, spokojna, taka...zdrowa. Nie potrzebuję w życiu wielkich uniesień, cenię spokój i stabilizację. Bardziej niż na dzikiej namiętności zależy mi na tym, żebyśmy potrafili ze sobą rozmawiać godzinami i świetnie się bawić, gdy robimy coś tylko we dwoje. Tak też jest i nie czuję, żeby moja miłość była gorsza, bo nie skręca mi flaków na widok męża i nie drżę, gdy mnie on dotyka. ;) 

kuhfrcisehrfuu3377876 napisał(a):

A ja myślę, że nie Tobie oceniać cudze uczucia. ;) Bardzo kocham swoje koty, nie analizuję i nie porównuję tego uczucia do innych rodzajów miłości, bo niby po co? Tym bardziej nie powinny mojej miłości oceniać obce osoby.

kuhfrcisehrfuu3377876, nie oceniam Twoich uczuć, napisałam tylko, że wg. mnie nie można tego porównywać. 

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.