Temat: nie umiem kochać?

Jak to jest z tą miłością?

Ja wyróżniam:

miłość do rodziców, rodzeństwa, dziadków, miłość "więzów krwi"- bywa tu różnie, ale zawsze jest to pewien rodzaj miłości bezwarunkowej, nawet jeśli jest połączony z nienawiścią

miłość macierzyńska- nie doświadczyłam macierzyństwa, więc i tej miłości, ale wydaje mi się, że to kolejny rodzaj miłości, innej niż wszystkie, miłości matki do dziecka

miłość do bliskiej osoby- mówię o przyjaciółce, przyjaciela, którego kocha się jak siostrę czy brata mimo braku pokrewieństwa

miłość do zwierząt - kolejny wymiar miłości

i najgorsze

miłość do partnera- nie doświadczyłam jej nigdy, czy to znaczy, że nie umiem kochać, jeśli doświadczyłam wszystkich miłości wyżej? Czy jest w ogóle coś takiego, jak miłość do męża, czy to jedynie zauroczenie i zafascynowanie połączone z pożądaniem służące jedynie prokreacji, a później przeradzające się jedynie w przywiązanie mylone z miłością?

Zapomniałaś o miłości własnej ;)

Idealizujesz miłość, czym niby miałaby być, jeśli nie przywiązaniem połączonym z prokreacją? Co niby chciałabyś czuć?

To jest tak, jak z miłością do rodziców czy dziecka, nie różni się to aż tak bardzo. Przywiązanie, czułość, poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wspólne wspomnienia. I do tego seks - cała różnica. Jeśli liczysz na coś więcej, no to hmm, możesz być zawsze rozczarowana związkami po zakończeniu fazy buzującej chemii.

jurysdykcja napisał(a):

Idealizujesz miłość, czym niby miałaby być, jeśli nie przywiązaniem połączonym z prokreacją? Co niby chciałabyś czuć?To jest tak, jak z miłością do rodziców czy dziecka, nie różni się to aż tak bardzo. Przywiązanie, czułość, poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wspólne wspomnienia. I do tego seks - cała różnica. Jeśli liczysz na coś więcej, no to hmm, możesz być zawsze rozczarowana związkami po zakończeniu fazy buzującej chemii.

Całe życie żyłam więc w błędzie :D

miłość do rodziców, rodzeństwa, dziadków, miłość "więzów krwi"- nie kocham jednej mojej siostry, więzy krwi nic w tym przypadku dla mnie nie znaczą, nie lubiłam mojej babci etc.

miłość macierzyńska-  też nie doświadczyłam i nie mam zamiaru

miłość do bliskiej osoby- do przyjaciółki, skończyła się po 15 latach, przykre to

miłość do zwierząt - nie kocham zwierząt

i najgorsze

miłość do partnera- też nie doświadczyłam, ale ludzie doświadczają, może nawet ty jej doświadczyłaś w swoim wieloletnim związku zanim racjonalność do ciebie dotarła. Jak to pisał Stachura I niech sobie będą wszyscy mądrzy ze swoimi rozumami, a ja z moją miłością niech sobie będę głupi.

Jak się starałam pokochać to mi też nie wyszło. Trudno się mówi.

Ja bardzo kocham męża jest to na pewno więcej niż przywiązanie i prokreacja, nigdy mi na dzieciach nie zależało tj. na posiadaniu. 

HomoZartus napisał(a):

jurysdykcja napisał(a):

Idealizujesz miłość, czym niby miałaby być, jeśli nie przywiązaniem połączonym z prokreacją? Co niby chciałabyś czuć?To jest tak, jak z miłością do rodziców czy dziecka, nie różni się to aż tak bardzo. Przywiązanie, czułość, poczucie odpowiedzialności za drugą osobę, wspólne wspomnienia. I do tego seks - cała różnica. Jeśli liczysz na coś więcej, no to hmm, możesz być zawsze rozczarowana związkami po zakończeniu fazy buzującej chemii.
Całe życie żyłam więc w błędzie :D

Nic w tym dziwnego, taki nam obraz miłości sprzedaje kultura, że ciężko nie być rozczarowanym. Ba, a miłość macierzyńska to co, inna kwestia? Też nie jest z powietrza u wielu kobiet. Na początku to poczucie odpowiedzialności przede wszystkim (u mnie!), gdzieś tam z czasem ewoluuje w kierunku czegoś więcej właśnie wtedy, kiedy dziecko powoli zaczyna zdradzać jakieś zaczątki myślenia i osobowości.

Też pytanie czym jest dla kogo przywiązanie. Ja nie widzę aż tak dramatycznej róznicy między tym, co czuję do męża, a tym, co czuję do rodziców (kocham bardzo, bo w tej miłości wyrosłam) czy dziecka (tej miłości musiałam się nauczyć).

Zdecydowanie istnieje miłość do partnera. Z tym że to ewoluuje wraz z rozwojem związku i biegem lat. Ja mam szczęście, że po ponad dekadzie, jesteśmy ze swoim mężem najlepszymi przyjaciółmi. Nikt nie zna mnie tak jak on, nikomu nie ufam tak jak jemu i przy nikim nie czuje się tak swobodnie, w 100% sobą, jak przy nim. To mogłoby wynikać z przywiązania i lat spędzonych razem, natomiast po 10 latach, nadal jest między nami potężna chemia, pożądanie i namiętność, chyba nawet większa niż na początku związku.

Generalnie, nie wyobrażam sobie życie bez niego. Reszta świata mogłaby dla mnie nie istnieć, byleby on i nasza córka byli ze mną.

Jeśli to nie jest miłość, to co nią jest?

Have_fun napisał(a):

Zdecydowanie istnieje miłość do partnera. Z tym że to ewoluuje wraz z rozwojem związku i biegem lat. Ja mam szczęście, że po ponad dekadzie, jesteśmy ze swoim mężem najlepszymi przyjaciółmi. Nikt nie zna mnie tak jak on, nikomu nie ufam tak jak jemu i przy nikim nie czuje się tak swobodnie, w 100% sobą, jak przy nim. To mogłoby wynikać z przywiązania i lat spędzonych razem, natomiast po 10 latach, nadal jest między nami potężna chemia, pożądanie i namiętność, chyba nawet większa niż na początku związku.Generalnie, nie wyobrażam sobie życie bez niego. Reszta świata mogłaby dla mnie nie istnieć, byleby on i nasza córka byli ze mną.Jeśli to nie jest miłość, to co nią jest?

No tak, to miłość. nie wyobrażam sobie czegoś takiego, chyba zbyt szybko się nudzę. Wolałabym zamieszkać z przyjacielem, niż mężem.

HomoZartus napisał(a):

Nic w tym dziwnego, taki nam obraz miłości sprzedaje kultura, że ciężko nie być rozczarowanym. Ba, a miłość macierzyńska to co, inna kwestia? Też nie jest z powietrza u wielu kobiet. Na początku to poczucie odpowiedzialności przede wszystkim (u mnie!), gdzieś tam z czasem ewoluuje w kierunku czegoś więcej właśnie wtedy, kiedy dziecko powoli zaczyna zdradzać jakieś zaczątki myślenia i osobowości.Też pytanie czym jest dla kogo przywiązanie. Ja nie widzę aż tak dramatycznej róznicy między tym, co czuję do męża, a tym, co czuję do rodziców (kocham bardzo, bo w tej miłości wyrosłam) czy dziecka (tej miłości musiałam się nauczyć).

Nie zgodzę się z tym, Miłość do dziecka to nie tylko poczucie odpowiedzialności, nawet na samym początku. Gdy tylko zobaczyłam moją córkę po raz pierwszy poczułam niewyobrażalną miłość, coś czego nie jestem w stanie opisać. Już będąc w ciąży ją kochałam, ale moment narodzin wyzwolił chyba najsilniejsze, najpiękniejsze emocje jakie doświadczyłam w całym moim życiu które niezmiennie trwają do dziś, już od 8 lat. Od momentu narodzin nie wyobrażałam już sobie żeby jej nie było w moim życiu. Od pierwszego momentu kocham ją bezwarunkową, czystą miłością.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.