Temat: Zaburzenia odzywiania juz nie daje rady

Postanowilam napisac posta moze ktos tutaj mi pomoze. Od 17roku zycia cierpie na bulimie( mam30 lat) choroba jednak wystepowala epizodycznie. Tzn rok spokoju potem pol roku wymiotow pozniej znowu jakis czas spokoj i kolejna aktywnosc choroby. Zawsze mialam bzika na punkcie sylwetki i tendencje do tycia.Nie wazylam jednak duzo bo mialam tylko  do7kg nadwagi. Mimo to kontrolowalam ilosc jedzenia. Mieszkajac na stancji jako studentka mialam wylaczona lodowke i kupowalam wyliczone porcje jedzenia na dany dzien. Wtedy jednak nie budzilo to moich trosk. Dzis mysle ze to normalne nie bylo. Po ciazy przytylam 20kg. I od ponad dwoch nie moge tego zrzucic. Powodem jest rzucanie sie na jedzenie nawet w nocy. W dzien mam sporo zajec wiec jakos normalnie funkcjonuje. Normalne sniadanie obiad i kolacja. Najgorzej jest gdy mam zly dzien. Rzucam sie na jedzenie potem wymiotuje i znow jem. Dzis w nocy zjadlam kilka kromek chleba z pasztetem. Najlatwiej byloby nie kupowac slodyczy czy tuczacych rzeczy ale nie mieszkam sama nie moge miec pustej lodowki jak za czasow studenckich mam meza i dziecko oni musza cos jesc. Nie umiem zjesc normalnie kolacji a nawet jak zjem to dopycham czyms jeat to jedznenie napewno emocjonalne bo glodna nie jestem. Najgorsze jest to podjadanie w nocy. Ja nie jem. Ja zrem. Mam siebie dosc i czuje obrzydzenie. Juz nie daje rady czy ktos mi moze cos madrego doradzic?

jurysdykcja napisał(a):

LinuxS, a napisałabyś coś więcej? Które "rady" są błędne? Tzn, nie to, że ci nie wierzę, ale jestem ciekawa jak się ma oficjalna psychiatria/psychoterapia do tego, co ona pisze.

Od czego zaczac...;-)  

W zasadzie chodzi o caloksztalt i generalne podejscie. Wiem, ze to blog, wiec rzadzi sie swoimi prawami i tak powinien zostac odebrany przez czytelnikow. Problem polega na tym, ze osoby walczace z bulimia moga odniesc sie do tego bezkrytycznie, jako jedynego zrodla wiedzy, czesto z uwagi na brak lub kiepskie doswiadczenia ze specjalistami. Slawa i “autorytet” autorki bloga, jeszcze wzmaga to zjawisko. Ja czytajac bloga wilczoglodnej, majac  dlugoletnie doswiadczenie z bulimia, anoreksja, terapia i latami pracy nad soba, milionem przeczytanych fachowych artykulow, jestem w stanie bardziej krytycznie ocenic jej artykul, nie brac doslownie, wylapac pewne rzeczy miedzy wierszami, wylapac niescislosci. Zakladam jednak, ze wiele czytelniczek moze brac jej arytkuly zbyt doslownie. 

Chociazby artykul o lekach przepisywanych przez psychiatre. Wiele bledow merytorycznych, bardzo waskie potraktowanie tematu. Gdybym nie miala doswiadczenia i wiedzy (nadal nie uwazam sie za specjaliste, bo nie mam wyksztalcenia i praktyki w tym zakresie, sama chetnie poznalabym opinie psychiatry i psychologa) nie bylabym w stanie wylapac niespojnosci.

Jak pisalam wczesniej, bulimia to “symptom” tego co dzieje sie w glowie danej osoby. Sa to traumatyczne przezycia, wydarzenia z przeszlosci, wychowanie - wszystko w polaczeniu z “konstrukcja psychiczna” i cechami danego osobnika. Terapia pozwala na spojrzenie kompleksowo na problem, osobe, jej mozliwosci adaptacyjne, podatnosc lub nie rozne formu terapii itd. Temat rzeka. 

Artykul sprowadza sie do opisu lekow i mimo, ze autorka twierdzi, ze nie zniecheca do brania lekow, to przedstawia to w taki sposob, ze terapia lekami dla postronnej osoby moze sie wydac bezcelowa, bo “lepiej zjesc dobre sniadanie”. Wiem, skrot myslowy, ale obawiam sie ze wiele osob tak to moze odebrac.

W miedzyczasie dorzuca watek o chorych na depresje, bo miala takich w swoim otoczeniu. Stek bzdur i wprowadzenie czytelnika w blad.

Czy artykul “jak znalezc motywacje” do porzucenia nalogu zaburzen? Powaznie? Ja osobiscie czytajac te “motywacyjne” bzdury pt. Ile samochodow moglabym sobie kupic za pieniadze, ktore “przejadlam” chyba popadlabym w jeszcze gorszy nastroj i objawy by sie nasilily. Autorka bloga zupelnie rozminela sie z tematem. Pokazuje jak zupelnie nie rozumie tematu i mechanizmow powstawania zaburzrn odzywiania. 

W rzeczywistosci, moje doswiadczenie jest takie: wizyta u psychologa, doglebna ocena sytuacji, ustalenie i rozpoczecie terapii i z uwagi na potrzebe w tym konkretnym przypadku terapii lekami, po wczesniejszej ewaluacji przez psychiatre w scislej wspolpracy z pychologiem - leczenie farmakologiczne, scisle monitorowane. Ten konkretny przypadek. Byc moze w przypadku Glodnej2018 lekarz podejmie zupelnie inna decyzje, bo jej sytuacja moze byc zupelnie inna, konstrukcja psychiczna, problemy itd inne.

Catherine45 wymagala leczenia w szpitalu, nie kazdy go wymaga. Ilu pacjentow tyle przypadkow, historii. Nie ma jednej wlasciwej recepty na podejscie do leczenia zaburzen odzywiania. Szczegolnie, ze czasem nie jest to tylko bulimia, ale przechodzi w inne formy (anoreksja np.) a problem zlozony.

Nie podoba mi sie wybiorcze potraktowanie tematu i udawanie specjalisty, podczas gdy jej jedyne doswiadczenie to wlasna walka z bulimia i grono fanek. Ja osobiscie nie odwazylabym sie dawac rad , bo nie czuje sie merytorycznie kompetentna. Mimo nawet wiekszego stazu jesli chodzi o bulimie i inne zaburzenia odzywiania. Jesli daje rady to w stylu: idz do specjalisty i na co zwrocic uwage by wybrac dobrego, i jak w miedzyczasie nad soba popracowac by wspomoc terapie. Nie jestem jednak psychologiem czy psychiatra i odsylam do specjalisty. Dobrego. Czasem to wymaga kilkakrotnej zmiany osoby prowadzacej.

LinuxS napisał(a):

fat_cocoa napisał(a):

Przerobiłam to. Polecam wilczogłodną (strona na necie, prowadzi indywidualne terapie przez neta) oraz psychologa i psychiatrę. Da się z tego wyjść, uwierz mi :) 
A ja nie polecam. Szczegolnie, jesli Glodna2018 jest na poczatku swojej drogi.Przejrzalam informacje na blogu wilczoglodnej i uwazam, ze dziewczyna znalazla sobie sprytny sposob na zaistnienie w necie i zarabianie, podczas gdy brakuje jej fachowej wiedzy i jej rady moga przyniesc wiecej szkody niz pozytku osobie, ktora zamaga sie z bulimia i nie wie jak podejsc do tematu.Tak, blog przyciaga wiele osob z bulimia i kompulsywnym objadaniem, osoby te maja wrazenie, ze nie sa same itd, ale ja osobiscie polecam skoncentrowanie sie na sobie i szukanie specjalistycznej pomocy, zamiast tracic czas na watpliwej merytorycznie jakosci blog bylej bulimiczki.Problem jest zlozony i bardzo indywidualny, symptom(bulimia) wspolny, ale mechanizm tworzenia bardzo indywidualny, dlatego polecam spotkanie ze specjalista i skoncentrowanie sie na swoich wlasnych problemach. Wiele artykulow na blogu jest blednych, podczas gdy autorka urosla do rangi guru. 

U wilczogłodnej przede wszystkim niewiarygodne jest to, że ona pisze o całkowitym wyjściu w choroby. Moim zdaniem to niemożliwe. To jest jak alkoholizm... już zawsze będzie się narażonym na nawrót. Te nawroty są, ale nie musi ich być. Mogą zostać uśpione wiele lat.

Ze swojej strony mogę napisać, że należy wypełnić w życiu pustkę, którą się zajada. U wilczogłodnej to nastąpiło... znalazła sposób na siebie, ludzie jej potrzebują i choroba odeszła na dalszy plan. Jest to jakieś niezadowolenie, niespełnienie, niewystarczające wypełnienie czasu - każdy powinien sam dojść do tego czemu je, jaki jest i co lubi. Najgorsze co można zrobić to zabierać się do tego od dupy strony czyli jakimś eliminowaniem słodyczy - jak jesz emocjonalnie to co ci da nie kupienie czekolady, nażresz się chlebem, ustalaniem ćwiczeń - nie poćwiczysz i będzie kolejny powód do nażarcia się, bo sama siebie zawiodłaś. Tak, jak u autorki, rodzina musi coś jeść. A ona musi się nauczyć żyć z jedzeniem obok, a nie go unikać i nie kupować. Potem jak znowu zacznie kupować to się rzuci na nie, bo rok nie było w jej lodówce czekolady. Przede wszystkim pozbądź się tych wszystkich zakazów. Musisz zrozumieć ten mechanizm. Jak sobie zakazujesz jedzenia czekolady, mówisz sobie, że jesteś na diecie to automatycznie zakazane produkty stają się czymś najwspanialszym, bo nieosiągalne; a dieta stanem cierpienia. Sama sobie w ten sposób robisz ciśnienia, których nie wytrzymujesz. Człowiek z ed jest jedną wielką tykającą bombą i wszystko jest w tym momencie zapalnikiem, bez uspokojenia się, życia ze sobą w zgodzie i wyluzowania nie da rady. Imo trzeba się tutaj skupić po prostu na życiu, doprowadzić do tego żeby myślenie o jedzeniu było na ostatnim miejscu i tylko po to żeby dać sobie energii tak, jak jest u normalnego człowieka. Wtedy można mówić o uśpieniu.

Pasek wagi

Zgadzam się całkowicie z tym powyżej. Nie polecam Wilczogłodnej, a już zwłaszcza młodziutkim, zagubionym dziewczynom (nastolatkom?). Nie twierdzę, że każdy przypadek to "trauma", ale błagam, tylko nie Wilczogłodna. To, co ona wypisuje, kojarzy mi się z Ziębą.

PapierScierny napisał(a):

Zgadzam się całkowicie z tym powyżej. Nie polecam Wilczogłodnej, a już zwłaszcza młodziutkim, zagubionym dziewczynom (nastolatkom?). Nie twierdzę, że każdy przypadek to "trauma", ale błagam, tylko nie Wilczogłodna. To, co ona wypisuje, kojarzy mi się z Ziębą.

To ja może posłużę się przykładem radzenia sobie z kompulsem opisanym u wilczogłodnej. To była jakaś technika fali czy coś w tym stylu. Ten sposób brzmi po prostu jak coś opisanego w danym momencie odnoszącego się do kompulsu, który miał miejsce pół roku temu. Czyli generalnie jakby osoba z uśpionym ed opisywała kompuls sprzed roku, szczątkowo pamiętała jak to jest i sobie spokojnie teoretyzowała co może zrobić. No jakby wypełniała treści na bloga na różne tematy po prostu. Nijak się to ma do aktualnie przeżywanego kompulsu i tak nie działa jak ona opisuje. Jak się już zaczęło to ni huk nie będzie sobie wyobrażać dryfowania spokojnie po oceanie tylko wsiądzie na tratwę, zacznie wpieprzać czekoladę albo chleb z worków i w dupie będzie miała, że ocean szaleje. Z resztą taki kompuls to nie jest hop siup... te emocje zbierają się cały dzień. Jak uda ci się nie ulec raz czy 5 razy w ciągu dnia to ulegniesz za 10. To po prostu tak działa, że dotąd będzie cię męczyć aż ulegniesz i dopiero wtedy doznasz uspokojenia.

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

PapierScierny napisał(a):

Zgadzam się całkowicie z tym powyżej. Nie polecam Wilczogłodnej, a już zwłaszcza młodziutkim, zagubionym dziewczynom (nastolatkom?). Nie twierdzę, że każdy przypadek to "trauma", ale błagam, tylko nie Wilczogłodna. To, co ona wypisuje, kojarzy mi się z Ziębą.
To ja może posłużę się przykładem radzenia sobie z kompulsem opisanym u wilczogłodnej. To była jakaś technika fali czy coś w tym stylu. Ten sposób brzmi po prostu jak coś opisanego w danym momencie odnoszącego się do kompulsu, który miał miejsce pół roku temu. Czyli generalnie jakby osoba z uśpionym ed opisywała kompuls sprzed roku, szczątkowo pamiętała jak to jest i sobie spokojnie teoretyzowała co może zrobić. No jakby wypełniała treści na bloga na różne tematy po prostu. Nijak się to ma do aktualnie przeżywanego kompulsu i tak nie działa jak ona opisuje. Jak się już zaczęło to ni huk nie będzie sobie wyobrażać dryfowania spokojnie po oceanie tylko wsiądzie na tratwę, zacznie wpieprzać czekoladę albo chleb z worków i w dupie będzie miała, że ocean szaleje. Z resztą taki kompuls to nie jest hop siup... te emocje zbierają się cały dzień. Jak uda ci się nie ulec raz czy 5 razy w ciągu dnia to ulegniesz za 10. To po prostu tak działa, że dotąd będzie cię męczyć aż ulegniesz i dopiero wtedy doznasz uspokojenia.

Zasada działania "kompulsu": "złe" myśli --> napięcie --> walka ze sobą --> kompuls ("przegrana")

Chodzi o to, że takie porady typu "zrób 100 przysiadów, pójdź na spacer, zadzwoń do koleżanki, pomyśl o czymś przyjemnym, posłuchaj muzyki, wykrzycz emocje, najedz się owoców/warzyw, zjedz coś białkowego, przypomnij sobie, jak się czułaś po kompulsie" są g*ówno warte. Wie to każdy, kto ma/miał kompulsy. Zgodzę się, że istnieją, powiedzmy, różne "podtypy" napadów: jak ktoś je 1500 kcal, to ja się nie dziwię, że będzie się rzucać na jedzenie (głównie węglowe i tłuszczowe, a najlepiej słodkie, bo to szybki zastrzyk energii i kalorii, organizm głupi nie jest).  Ale "normalne" jedzenie nie gwarantuje wyjścia z bulimii/napadów. Można jeść przykładowe 2200 kcal i dalej zajadać emocje. Można mieć tak spore niedobory po latach ED, że takie porady to o kant dupy rozbić. 

Pewnie zaraz wyjdzie, że hejtuję, ale nie. Po prostu polecam zdrowy rozsądek.

Nie mogę pojąć, jak osoba, która miała jedno (?) złe doświadczenie z psychiatrą (psychologiem?) naśmiewa się z psychoterapii, traktuje innych z wyższością, pogardą (sposób, w jaki opisuje pewne sprawy, stosując techniki pasywno-agresywne i udając, że "wcale nie neguje"). Może to działa na młodych, naiwnych czytelników, ale ktoś, kto ma choć trochę oleju w głowie, od razu wyłapie, że coś tu jest nie tak.

Żeby nie było: nie polecam masowo terapii, nie wysyłam na nią każdego, kto "miał napad, bo zjadł o 500 kcal za dużo". Nie jestem psychologiem ani nie reklamuję żadnych przychodni ani technik. Nie mam nic do Wilczogłodnej, bo jej nie znam, krytykuję tylko jej bloga, nie jej osobę.:) Wiem, że młodym, zagubionym dziewczynom to może "pomóc" na chwilę, bo autorka jest dla nich "guru", mają z nią kontakt, aktywnie udziela się na blogu. Imho znalazła sposób na zarabianie i akurat za to szacun. Ale ja jestem za stara na takie rzeczy. Jestem widocznie za mało załamana i zagubiona, żeby w nie wierzyć. Zgrzyta mi również jej podejście do zaburzeń typu depresja, Chad czy nerwica. Tu już nie będę się rozpisywać, bo dostałabym bana.

Bulimia zawsze jest skutkiem, nie przyczyną. Przyczyną jest co innego.

PapierScierny napisał(a):

roogirl napisał(a):

PapierScierny napisał(a):

Zgadzam się całkowicie z tym powyżej. Nie polecam Wilczogłodnej, a już zwłaszcza młodziutkim, zagubionym dziewczynom (nastolatkom?). Nie twierdzę, że każdy przypadek to "trauma", ale błagam, tylko nie Wilczogłodna. To, co ona wypisuje, kojarzy mi się z Ziębą.
To ja może posłużę się przykładem radzenia sobie z kompulsem opisanym u wilczogłodnej. To była jakaś technika fali czy coś w tym stylu. Ten sposób brzmi po prostu jak coś opisanego w danym momencie odnoszącego się do kompulsu, który miał miejsce pół roku temu. Czyli generalnie jakby osoba z uśpionym ed opisywała kompuls sprzed roku, szczątkowo pamiętała jak to jest i sobie spokojnie teoretyzowała co może zrobić. No jakby wypełniała treści na bloga na różne tematy po prostu. Nijak się to ma do aktualnie przeżywanego kompulsu i tak nie działa jak ona opisuje. Jak się już zaczęło to ni huk nie będzie sobie wyobrażać dryfowania spokojnie po oceanie tylko wsiądzie na tratwę, zacznie wpieprzać czekoladę albo chleb z worków i w dupie będzie miała, że ocean szaleje. Z resztą taki kompuls to nie jest hop siup... te emocje zbierają się cały dzień. Jak uda ci się nie ulec raz czy 5 razy w ciągu dnia to ulegniesz za 10. To po prostu tak działa, że dotąd będzie cię męczyć aż ulegniesz i dopiero wtedy doznasz uspokojenia.
Zasada działania "kompulsu": "złe" myśli --> napięcie --> walka ze sobą --> kompuls ("przegrana")Chodzi o to, że takie porady typu "zrób 100 przysiadów, pójdź na spacer, zadzwoń do koleżanki, pomyśl o czymś przyjemnym, posłuchaj muzyki, wykrzycz emocje, najedz się owoców/warzyw, zjedz coś białkowego, przypomnij sobie, jak się czułaś po kompulsie" są g*ówno warte. Wie to każdy, kto ma/miał kompulsy. Zgodzę się, że istnieją, powiedzmy, różne "podtypy" napadów: jak ktoś je 1500 kcal, to ja się nie dziwię, że będzie się rzucać na jedzenie (głównie węglowe i tłuszczowe, a najlepiej słodkie, bo to szybki zastrzyk energii i kalorii, organizm głupi nie jest).  Ale "normalne" jedzenie nie gwarantuje wyjścia z bulimii/napadów. Można jeść przykładowe 2200 kcal i dalej zajadać emocje. Można mieć tak spore niedobory po latach ED, że takie porady to o kant dupy rozbić. Pewnie zaraz wyjdzie, że hejtuję, ale nie. Po prostu polecam zdrowy rozsądek. Nie mogę pojąć, jak osoba, która miała jedno (?) złe doświadczenie z psychiatrą (psychologiem?) naśmiewa się z psychoterapii, traktuje innych z wyższością, pogardą (sposób, w jaki opisuje pewne sprawy, stosując techniki pasywno-agresywne i udając, że "wcale nie neguje"). Może to działa na młodych, naiwnych czytelników, ale ktoś, kto ma choć trochę oleju w głowie, od razu wyłapie, że coś tu jest nie tak.Żeby nie było: nie polecam masowo terapii, nie wysyłam na nią każdego, kto "miał napad, bo zjadł o 500 kcal za dużo". Nie jestem psychologiem ani nie reklamuję żadnych przychodni ani technik. Nie mam nic do Wilczogłodnej, bo jej nie znam, krytykuję tylko jej bloga, nie jej osobę. Wiem, że młodym, zagubionym dziewczynom to może "pomóc" na chwilę, bo autorka jest dla nich "guru", mają z nią kontakt, aktywnie udziela się na blogu. Imho znalazła sposób na zarabianie i akurat za to szacun. Ale ja jestem za stara na takie rzeczy. Jestem widocznie za mało załamana i zagubiona, żeby w nie wierzyć. Zgrzyta mi również jej podejście do zaburzeń typu depresja, Chad czy nerwica. Tu już nie będę się rozpisywać, bo dostałabym bana.Bulimia zawsze jest skutkiem, nie przyczyną. Przyczyną jest co innego.

W samo sedno! 

Najpierw “problem” (osobowosc, cechy, podatnosc, deficyty + problem glowny) => bulimia=> skutki bulimii i zataczamy kolo. Nalezy skupic sie na czesci 1, zahaczyc czesciowo o 2 w trakcie terapii + lekoterapii (indywidualne wskazania, nie ma szablonow) i wowczas jest szansa powodzenia. Naprawiamy zycie, nasze podejscie, wypelniamy luki, uczymy sie radzic z zapalnikami (nie jest to czekolada wbrew opini wilczoglodnej).

Ona sprowadza wszystko do “a zaczelo sie od diety”... Nie, tutaj dieta  i ograniczenie jedzenia to konsekwencja wczesniejszych zaburzen, nikt kto postanowil zrzucic kosmetyczne 2 kg i na tym konczy nie wpada w ED. Jak to Roogirl okreslila: zabranie sie za problem od d... strony.

LinuxS napisał(a):

uczymy sie radzic z zapalnikami (nie jest to czekolada wbrew opini wilczoglodnej).Ona sprowadza wszystko do ?a zaczelo sie od diety?... Nie, tutaj dieta  i ograniczenie jedzenia to konsekwencja wczesniejszych zaburzen, nikt kto postanowil zrzucic kosmetyczne 2 kg i na tym konczy nie wpada w ED. Jak to Roogirl okreslila: zabranie sie za problem od d... strony.

Zapalnikiem czekolada? Hehe... u mnie zapalnikiem był serek wiejski, chleb razowy, pestki dyni :) No ale tak to jest jak ktoś nie rozumie, że tu nie chodzi o jedzenie i nie jedzenie jest problemem. Chyba, że w przypadku głodówek, ale to nie ed tylko zwyczajny głód.

Pasek wagi

roogirl napisał(a):

LinuxS napisał(a):

uczymy sie radzic z zapalnikami (nie jest to czekolada wbrew opini wilczoglodnej).Ona sprowadza wszystko do ?a zaczelo sie od diety?... Nie, tutaj dieta  i ograniczenie jedzenia to konsekwencja wczesniejszych zaburzen, nikt kto postanowil zrzucic kosmetyczne 2 kg i na tym konczy nie wpada w ED. Jak to Roogirl okreslila: zabranie sie za problem od d... strony.
Zapalnikiem czekolada? Hehe... u mnie zapalnikiem był serek wiejski, chleb razowy, pestki dyni :) No ale tak to jest jak ktoś nie rozumie, że tu nie chodzi o jedzenie i nie jedzenie jest problemem. Chyba, że w przypadku głodówek, ale to nie ed tylko zwyczajny głód.

A u mnie zapalnikami byly sytuacje i okreslone okolicznosci. Czasem calkiem zgola przyjemne (wypad ze znajomymi do knajpy, zeby poplotkowac i sie zrelaksowac, moglam jesc pizze a moglam salatke, pic sama wode = efekt zawsze ten sam). Z jedzeniem mialo to niewiele wspolnego tak naprawde, mimo ze sprowadzalo sie w konsekwencji do napadow. 

Sama wiesz z doswiadczenia jakie “nielogiczne” to jest dla kogos z boku, a dla nas mialo sens ;-) 

Ciesze sie, ze dzis moge isc na pizze, zjesc ile potrzebuje, odsunac talerz i cieszyc sie towarzystwem z ktorym jestem. Jak normalny czlowiek;-)  Nie stalo sie to jednak za dotknieciem czarodziejskiej rozdzki, z dnia na dzien bez mojego udzialu (jak to parafrazujac wilczoglodna “po prostu bulimia nagle zniknela i jestem wyleczona”). Poswiecilam kupe czasu i energii na dojscie do sedna problemu, przepracowanie go, naprawienie moich “instynktow”, nauczenie nowych zachowan a czasem wybierania co jest dla mnie dobre. Tak, bulimia zniknela jesli mowimy o typowej definicji (objadanie i wymioty), ale jak mowisz, z tego sie tak naprawde nigdy nie wychodzi, bo to siedzi glebiej i nad tym trzeba pracowac, w zaleznoscinod tego jak sytuacja wyglada w kazdym indywidualnym przypadku. 

Dzieki za wszystkie odpowiedzi. Ta choroba mnie niszczy. Tak wiem ze to choroba chociaz kiedys tak nie myslalam. Myslalam ze wymiotowanie wrecz mi pomaga utrzymac sylwetke i ze wiele kobiet tak pewnie robi. Wlasnie wrocilam z pracy. Zjadlam rano sniadanie teraz obiad oczywiscie wiekszy niz zamierzalam polowe podczas gotowania. Czasem jest mi latwiej nic nie jesc niz normalnie sie odzywiac. Bo tak jak ktoras z was napisala. Nawet od serka wiejskiego moze sie zaczac. Boje sie kazdej nocy. Napady obzarstwa mam glownie w nocy. Czuje obrzydzenie do siebie.

U mnie zapalnikami prawie zawsze były sytuacje, nie produkty.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.