Temat: Przepychanie sie w zyciu lokciami

Wiem, ze ostatnio mecze Vitalie :D Pewnie wynika to z tego, ze sama ze soba sie mecze ostatnio ;)

Powiedzcie mi, czy wy tez wiecznie musiscie "przepychac sie w zyciu lokciami", walczyc niemalze ze wszystkimi i o wszystko np. w urzedach czy innych dosc hmm "usystematyzowanych" miejscach?

Jestem przewaznie bardzo uprzejma, mila w sumie rowniez, jesli ktos tez jest, ale jesli tylko zorientuje sie, ze ktos robi mnie w uja, probuje wykorzystac lub wprowadzic w blad to jestem fighterem i nie odpuszcze. I nie wiem z czego to wynika, ze czesto no... ktos sobie pozwala.

Czy z tego, ze z wiekszoscia osob tak sie udaje? Czy inni nie walcza i przyjmuja, ze sie nie da? Czy w ogole inni nie maja takich problemow?

Wczoraj musialam sie posunac do dosc obrzydliwej rzeczy, niemniej jednak tylko dlatego, ze to wobec nas posunieto sie do bardzo obrzydliwej rzeczy najpierw i ogolnie no ktos, ze tak powiem nie dopelnil legalnych formalnosci.(i nie pisze tu o NHS)

No wygralam, ale czy to tak musi byc?

Czy moze to wynika z tego, ze jestem w obcym kraju i niektorzy podchodza do mnie"po macoszemu"? Na zasadzie - i tak nie skuma i sie nie zorientuje, a przepisow to juz na pewno nie zna i nie ogarnie... Jak wy, dziewczyny, mieszkajace za granica to widzicie?

Mam po prostu dosc ciaglego patrzenia na wszystkie strony czy aby na pewno ktos nie chce mnie oszukac

Ps. Pogaduszki nie dzialaja, wiec prosze o przeniesienie moderacje.

rozpychanie się łokciami  mnie kojarzy się raczej pejoratywnie z ekspansywna działalnością połączona z jakimś brakiem zasad, dążeniem niemal po trupach do celu 

W takim znaczeniu nigdy nie rozpychalam się łokciami natomiast czym innym jest dbanie o swoje prawa 

Znaczy ja uważam, że jestem bardzo spokojna i pokojowo nastawiona. Ale własna mama potrafi komuś powiedzieć, że "poczekaj, nie wygrasz, ja córkę poproszę, to im się rzuci do gardła". Chamska nie jestem, ale rzeczywiście jak ktoś chce mnie zbyć, albo zrobić że mnie głupią to nie odpuszczę i znajdę sposób żeby coś załatwić. W urzędach, o dziwo chyba, mam pozytywne doświadczenia. Dużo jest osób, które się naprawdę znają na swojej robocie, chcą coś podpowiedzieć, gdzieś dalej pokierować jak trzeba, a nie tylko dociągnąć do piątej. Ale załatwianie terminu do lekarza, skierowania na badanie, przyjęcie na oddział, tak żeby to nie trwało rok, albo dwa - to jest krzyż pański. Nie zawsze i nie wszędzie ale dużo jest takich, rodem wyjętych z PRL-owskich komedii rejestratorek, które łaskę robią, że podniosą słuchawkę. Kiedyś do mnie kobieta wyjechała w trzeciej osobie, że "poczeka chwilę, albo przyjdzie później". Ja stety/niestety mam taki charakter, że dla mnie to równoznaczne z wypowiedzeniem mi wojny.

Ktoś wcześniej pisał, że niektórzy uważają, że jedyną metoda żeby coś załatwić to walka. Ja uważam, że w większości przypadków nie: można próbować inaczej. Ale właśnie w zetknięciu z takim "klinicznym przypadkiem" o jakim piszę wyżej, to ja innej metody nie widzę, bo im widać że się tak nic nie chce, że dopiero jak jest awantura i zostaną w to wciągnięte osoby trzecie, to już muszą się ruszyć i coś tam załatwić. 

Ja robię dżihad jak wyczerpię możliwości pokojowego załatwienia sprawy. Zwykle jednak udaje się wszystko załatwić grzecznie, spokojnie i z uśmiechem. Mam naprawdę dobre doświadczenia z urzędami, starostwem, zusem, nie wiem gdzie ci leniwi, tępi urzędnicy bo ja raczej ich nie spotkałam, a przez ładnych kilka lat współpracowałam z urzędem celnym. Najwięcej spięć miałam z nauczycielką córki ale to jeszcze w podstawówce i z nią faktycznie szło na na noże na każdym zebraniu i to nie tylko ze mną. 

Nie przepycham się w życiu łokciami, ani nie kładę uszu po sobie. Jestem neutralna, z akcentem na uprzejma, w porządku. Gdy widzę, że ktoś próbuje przelać na mnie swoją frustrację, to w zależności od więzi, jaka mnie z tą osobą łączy: a) dla obcych jestem jeszcze milsza, bardziej życzliwa, ale nie sztucznie słodka - od razu kapitulują, uchodzi z nich powietrze, gdy ktoś nie podnosi rękawicy i nie odpowiada chamstwem na chamstwo; b) rodzinie mówię: "Słuchaj, przystopuj, widzę, że coś Cię gryzie, ale nie możesz przelewać na innych swoich bolączek". I członkom rodziny próbuję pomóc, coś doradzić, bo mi na nich zależy. Generalnie nie emocjonuję się już nadmiernie (w dzieciństwie byłam Anią z Zielonego Wzgórza) i jestem wdzięczna losowi, że tak mnie odchudził z emocji. Niestety niezmiennie emocje wywołują we mnie sytuacje w szkole (chamstwo uczniów względem nauczycieli, bezczelne odzywki uczniów na temat naszych zarobków, obowiązków, wyglądu itp., rozszczeniowość rodziców i nieświadomość rodziców dotycząca zachowania ich dzieci).  

LinuxS napisał(a):

Nie musze walczyc i rozpychac lokciami. Jesli cos nie idzie jak zalozylam to podchodze z innej strony (jesli mi zalezy). Nie zakladam tez od razu, ze ktos celowo probuje mnie oszukac czy mnie ignoruje. Kwestia wlasciwego podejscia. Ja generalnie uwazam, ze Polacy maja zle podejscie. Sa przekonani, ze zasada walki i rozpychania sie to jedyna wlasciwa. Do tego znakomita wiekszosc mieszkajaca za granica jest swiecie przekonana, ze to jedyny sposob i zaczyna ?walczyc?. A czesto po prostu nie rozumieja zasad czy mentalnosci ludzi w kraju, do jakiego sie przeniesli. Skutek tez czesto odwrotny do zamierzonego. Zastanow sie, czy skoro ciagle musisz sie rozpychac, to problem nie lezy w Twoim podejsciu i sposobie zalatwiania spraw czy komunikacji. Ja akurat uwazam, ze tu gdzie mieszkam przepisy i zasady sa duzo bardziej przejrzyste i sensowne i serio nie mam potrzeby walczyc o nic. 

nie wiem dlaczego powszechnie sa te uogolnienia- Polacy to, Polacy  tamto. Tez jestrm Polka za granica i nie rozpycham sie lokciami , w Pl tego tez nigdy nie robilam, nie kazdy musi miec wszystko za kazda cene. 

sweeetdecember napisał(a):

Serio dziewczyny? W UK nigdy nikt nie probowal Was wykiwac lub zrobic, cos, co hmm, ze tak powiem bylo... niezgodne z przepisami? Z wynajmem/ kupnem/ agencjami/ prawnikami/ doradcami finansowymi/ kredytowymi/ bankiem / ze sprzedawaniem Waszych danych?

-----

LinuxS, nie no ja nie nigdy zaczynam walczyc bez powodu, wrecz nawet powiedzialabym, ze mi jest szkoda mojego wlasnego i jedynego czasu w zyciu na walke, ale to nie sa rzeczy typu ide do urzedu i Pani mowi, ze zle wypelnilam i nie chce mi pomoc, albo, ze na cos czekam za dlugo. Nie - czesto sa to rzeczy, za ktore wlasciwie moznaby stracic uprawnienia czy licencje, placic kare czy stracic prace i ktore przynosza lub beda przynosic mi spore straty.

Np. ta wczorajsza sprawa, jest za swieza, wiec nie bede pisac dokladnie. W kazdym razie firma obrzydliwie i wielokrotnie zlamala przepisy, nie jest czlonkiem wymaganych organizacji i postanowila wyebac nas (ide o zaklad, ze paru innych tez) w kosmos z okreslonych nazwijmy to "mozliwosci" czy "czynnosci", ktore ewidentnie przyniosa szkode innej osobie, nie mowiac o pozbawienu nas praw. Teoretycznie sprawa nie do udowodnienia, ze kit, ktory wcisneli jest kitem i wynika z checi przyjecia korzysci majatkowej, no oprocz "balance of probabilities", ktory bylby bardzo mocny, jednakze juz sam fakt niepodsiadania wymaganych prawnie rzeczy spowodowalby odszkodawania idace w milony dla paru stron. No ja na ich miejscu nie majac legalnie wymaganych spraw to bym sie bala w nocy spac, a co dopiero robic kogos w uja. Tymbardziej, ze do ustalenia faktow wystarczylyby mi 2 minuty, gdyby nie fakt, ze przez doswiadczenie sprzed roku wiedzialam o tym juz wczesniej, 30 sekund zajelo mi upewnienie sie, ze dalej ten proceder ma miejsce. Firma dziala wiele lat na rynku, reka reka myje, ale no jakos nie wiem czy inni maja to w dupie, ze ciagle im sie udaje? 

No mi się nie zdarzyło póki co… jedyny kwas jaki miałam z wynajmem był z landlordka Polka, bo baba mi powiedziała ze w domu są oprócz mnie 3 osoby, a okazało się ze jest 10 🥴 No ale to był mój pierwszy pokój w Londynie i nie orientowałam się za bardzo 😜. Jedyne co to NHS gdzie ciężko jest się o cokolwiek doprosić i prywatny ubezpieczyciel medyczny który nie chce mi zapłacić za ubezpiecznie bo twierdzi ze moja przypadłość powstała zanim zaczęła się moja polisa… sprawa jest u Financial Obdusman i zobaczymy… a tak poza tym? Mam w UK hipotekę, musiałam wielokrotnie załatwiać sprawy firmowe i prywatne w instytucjach typu HMRC, Home Office, mieszkałam w kilku różnych mieszkaniach jeszcze na wynajmie, dogadywać się z bankami itp i nigdy nie miałam żadnego problemu. Jedyne miejsce w którym musiałam się rozpychać łokciami w UK były tłumne stacje metra 😜

Berchen napisał(a):

LinuxS napisał(a):

Nie musze walczyc i rozpychac lokciami. Jesli cos nie idzie jak zalozylam to podchodze z innej strony (jesli mi zalezy). Nie zakladam tez od razu, ze ktos celowo probuje mnie oszukac czy mnie ignoruje. Kwestia wlasciwego podejscia. Ja generalnie uwazam, ze Polacy maja zle podejscie. Sa przekonani, ze zasada walki i rozpychania sie to jedyna wlasciwa. Do tego znakomita wiekszosc mieszkajaca za granica jest swiecie przekonana, ze to jedyny sposob i zaczyna ?walczyc?. A czesto po prostu nie rozumieja zasad czy mentalnosci ludzi w kraju, do jakiego sie przeniesli. Skutek tez czesto odwrotny do zamierzonego. Zastanow sie, czy skoro ciagle musisz sie rozpychac, to problem nie lezy w Twoim podejsciu i sposobie zalatwiania spraw czy komunikacji. Ja akurat uwazam, ze tu gdzie mieszkam przepisy i zasady sa duzo bardziej przejrzyste i sensowne i serio nie mam potrzeby walczyc o nic. 

nie wiem dlaczego powszechnie sa te uogolnienia- Polacy to, Polacy  tamto. Tez jestrm Polka za granica i nie rozpycham sie lokciami , w Pl tego tez nigdy nie robilam, nie kazdy musi miec wszystko za kazda cene. 

No racja, uogolnilam, ale bylo to w odniesieniu do postu autorki i nawiazaniu do sytuacji, gdzie duzy odsetek czuje, ze musi “walczyc”. Nawet nie chodzi o agresje, ale taka bojowa postawe, gdy cos nie idzie zgodnie z planem. 
Opieram sie na obserwacjach reakcji Polakow i tubylcow (Ci sa asertywni, ale nie bojowniczo nastawieni i rozpychajacy sie, czy wkurzeni). Oczywiscie ogolnie, bo zawsze zdarza sie wyjatki. 
Ja akurat musialam zmienic nastawienie, wiec wlasnie do tego nawiazuje. Roznicy w podejsciu. 

Kiedyś moje życie tak wyglądało, w chwili obecnej żyje mi się naprawdę dobrze, ale kosztowało Nas to ogrom pracy i uporu

sweeetdecember napisał(a):

Serio dziewczyny? W UK nigdy nikt nie probowal Was wykiwac lub zrobic, cos, co hmm, ze tak powiem bylo... niezgodne z przepisami? Z wynajmem/ kupnem/ agencjami/ prawnikami/ doradcami finansowymi/ kredytowymi/ bankiem / ze sprzedawaniem Waszych danych?

-----

LinuxS, nie no ja nie nigdy zaczynam walczyc bez powodu, wrecz nawet powiedzialabym, ze mi jest szkoda mojego wlasnego i jedynego czasu w zyciu na walke, ale to nie sa rzeczy typu ide do urzedu i Pani mowi, ze zle wypelnilam i nie chce mi pomoc, albo, ze na cos czekam za dlugo. Nie - czesto sa to rzeczy, za ktore wlasciwie moznaby stracic uprawnienia czy licencje, placic kare czy stracic prace i ktore przynosza lub beda przynosic mi spore straty.

Np. ta wczorajsza sprawa, jest za swieza, wiec nie bede pisac dokladnie. W kazdym razie firma obrzydliwie i wielokrotnie zlamala przepisy, nie jest czlonkiem wymaganych organizacji i postanowila wyebac nas (ide o zaklad, ze paru innych tez) w kosmos z okreslonych nazwijmy to "mozliwosci" czy "czynnosci", ktore ewidentnie przyniosa szkode innej osobie, nie mowiac o pozbawienu nas praw. Teoretycznie sprawa nie do udowodnienia, ze kit, ktory wcisneli jest kitem i wynika z checi przyjecia korzysci majatkowej, no oprocz "balance of probabilities", ktory bylby bardzo mocny, jednakze juz sam fakt niepodsiadania wymaganych prawnie rzeczy spowodowalby odszkodawania idace w milony dla paru stron. No ja na ich miejscu nie majac legalnie wymaganych spraw to bym sie bala w nocy spac, a co dopiero robic kogos w uja. Tymbardziej, ze do ustalenia faktow wystarczylyby mi 2 minuty, gdyby nie fakt, ze przez doswiadczenie sprzed roku wiedzialam o tym juz wczesniej, 30 sekund zajelo mi upewnienie sie, ze dalej ten proceder ma miejsce. Firma dziala wiele lat na rynku, reka reka myje, ale no jakos nie wiem czy inni maja to w dupie, ze ciagle im sie udaje? 

Wiesz, nie mowie ze tak jest w Twoim przypadku, ale ja widze ogolne przewrazliwienie i inne postrzeganie, irytacje, za ktora idzie potrzeba “walki”. Nie mowie, ze zawsze tak jest i nie zawsze tez dana osoba nie ma racji, ale chodzi o ogolne podejscie. Mozna zalatwic sprawe stosujac zupelnie inna technike.

Nie mieszkam w UK to sie nie wypowiem, ale tez mieszkam za granica i takie moje obserwacje. Takie troche wieczne przyczajenie i reakcja obronna, podczas gdy sytuacja tego wcale nie wymaga.

Vegadula - zazdroszcze i zycze Ci, zeby tak pozostalo

Ja o samym wynajmie ksiazke bym mogla napisac 🤡😈

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.