Temat: Z anoreksji w nadwagę

Jestem ciekawa, czy któraś z was znalazła się kiedykolwiek w takiej sytuacji, tzn. przytyła po anoreksji tak dużo, że aż za dużo. Wiele się mówi o osobach "wyleczonych z anoreksji", które przejęły sporo zdrowych nawyków z czasów odchudzania, typu uważanie na co się je lub regularne ćwiczenia. Jednym słowem, trzymanie linii w zdrowy sposób. Co jednak z tymi, którzy zagubili się w meandrach odchudzania i konkretnej niedowagi przeskoczyli do konkretnej nadwagi?

Co by nie rzucać słów na wiatr, jako nastolatka borykałam się z anoreksją, nigdy jej jednak nie leczyłam (skierowanie do psychiatry zwyczajnie olałam, a rodzice byli zbyt słabi, by do czegokolwiek mnie przekonać. Poza tym nigdy nie przestałam całkowicie jeść, więc to ich pewnie pocieszało). W najgorszym momencie ważyłam 40 kg na 160 cm. Ile ważę teraz? Minimum 10 kg za dużo, choć z mojej perspektywy pewnie nawet i 20.

Ja i wiele osób mogą być takim przykładem. Wpadanie z anoreksji w bulimię czy kompulsywne objadanie się jest bardzo częste i często też te zburzenia lubią się przeplatać. Nie zawsze anoreksja kończy się skrajnym wychudzeniem i leżeniem pod kroplówką. Przypomniał mi się taki odcinek rozmów w toku o anoreksji i była właśnie dziewczyna z nadwagą. Wszyscy byli zachwyceni, że wyszła z tego i pytali czy teraz nie ma problemu i je co chce, z radością odpowiedziała, że sobie nie żałuje. Ja tam wiedziałam, że kij z tego wyszła i sama jeszcze nie wie co się z nią dzieje.

Pasek wagi

Nie miałam nigdy anoreksji, ani żadnych zdiagnozowanych przez lekarza zaburzeń odżywiania. Sama jednak dobrze wiem, że nie byłam zdrowa i nie było ze mną dobrze. Zarówno pod względem psychicznym (np. przerwa w miesiączkowaniu na prawie dwa lata) jak i psychicznym. Ważyłam 41kg przy 166cm. Tylko, że byłam jeszcze dzieciakiem, więc to nie było jakies skrajne wychudzenie. Poniżej tej wagi nigdy nie zeszłam, chociaż osiągałam ją kilkakrotnie. W pewnym momencie jednak pojawiły się kompulsy. Takie rzędu ponad 10tys kalorii. I tak z czasem było coraz mniej okresów głodówkowych a coraz więcej żarcia na potęgę. I do dziś to już mam niestety. A to jakieś 6 lat. Wszelkie zajadanie stresów i niepowodzeń, takie nie do zatrzymania, dopóki nie poczuje że serio zaraz zwymiotuje. No i generalnie jedzenie ogromnych porcji, uzależnienie nastroju od możliwości nawp/ierdzielania się do upadłego itp. No i jestem aktualnie otyła. Ważę trochę ponad 80kg. A urosłam od tamtej pory tylko centymetr. Nie potrafię do dziś jeść 'jak człowiek', czy też 'jeść, żeby żyć', a nie na odwrót. Mój metabolizm jest przy tym okrutnie rozklekotany i ciężko mi schudnąć na jakiejś normalnej diecie, a ostatnio nawet głodówkopodobne nie chcą zbijać wagi. 

Heh, przed anoreksją ważyłam 72 w trakcie 46, wychodząc z choroby przytyłam z powrotem do 72. Potem poszłam na studia i w ciągu roku ustabilizowałam się na poziomie 63-65. Teraz z braku ruchu i niedoczynności znowu kolo 70. Z anoreksji nie mam żadnych dobrych nawyków, ten czas uważam za stracony, przed odżywiałam się zdrowo tylko miałam słabość do słodyczy. 

Pasek wagi

To ILE WAŻYSZ TERAZ?

Miałam anoreksję, wyszłam z niej sama, bez pomocy. Oczywiście doszło do kompulsów i tycia. Powiem szczerze, że zaburzenia odżywiania trwały po tym przez wiele-wiele lat. Właściwie to chyba nigdy się nie skończyły. Ciąża np. - kiedy przestawałam trzymać się w ryzach, tyłam jak prosiak. W ciąży przy wzroście 162 cm przekroczyłam setkę!!! Teraz zaczęłam aktywnie żyć i mam wzloty i upadki, ale waga nie szaleje. Co rok robię sobie odchudzanie, w miarę się to trzyma. Do następnego roku :D Ale już nie dopuszczam do tak wielkiego tycia.

ja cierpialam na anoreksje przez 7 lat, może nie ważyłam bardzo mało bo 49-50 kg przy wzroście 173 cm ale byłam bardzo wychudzona, nie potrafiłam normalnie funkcjonować. Teraz waże 60 kg i wyglądam normalnie ale ciagle słysze od wszystkich że przytyłam ale wyglądam lepiej... Ale ja znowu zaczynam widzieć w sobie grubasa.. Mam nadzieje że nie wróce jednak do tamtego momentu gdy moje życie kręciło sie tylko wokół ćwiczeń, chociaż bardzo mnie do tego ciągnie :(

ggeisha napisał(a):

To ILE WAŻYSZ TERAZ?

Szczerze - nie mam pojęcia. Ostatni raz ważyłam się 3,5 roku temu, waga wskazywała wtedy ok 55 kg. Byłam szczupła, choć w moim jeszcze anorektycznym umyśle - wciąż gruba. W tym momencie obstawiam ok 70 kg, może odrobinę więcej. Nigdy nie przepadałam za ważeniem się, nawet w okresie choroby - robiłam to tylko wtedy, gdy czułam się stosunkowo szczupło, lub gdy byłam na wizycie u lekarza. Średnio raz na kilka miesięcy.

Co do przytycia.. Pierwsze 15 kg przybrałam, gdy zdałam sobie sprawę, jak bardzo niszczę swoje ciało. Zaczęłam jeść po prostu więcej, aczkolwiek wciąż zdrowo, tj. większe porcje, masa orzechów, twaróg chudy zastąpiłam półtłustym, itp. Nadmierne tycie zaczęło się, gdy, jeszcze nie do końca zdrowa, wyjechałam sama do Anglii - przyznam szczerze, rzuciłam się na słodycze. Odmawiałam sobie słodkiego przez ponad 3 lata. Dosłownie, przez 3 lata nie miałam ani jednej kostki czekolady w ustach. No ale gdy hamulce popuściły, zaczęła się wyżerka. Miewałam słodyczowe kompulsy przez parę miesięcy, jednak zamykały się one w 2-3 tys kalorii. Próbowałam wymiotów, na szczęście bez skutku. Co ciekawe, jako że choruję na celiakię od kilku lat, nie jadam innych niezdrowych rzeczy i muszę bardzo uważać, co kładę sobie na talerz. Tak więc, nadwagę zawdzięczam tylko i wyłącznie słodyczom. Od 2 tygodni jednak nie jadłam nic słodkiego. Rzuciłam nagle, tak jak kiedyś. Liczę na to, że wytrwam ;)

Poza tym, nie wiem, czy którakolwiek z was tego doświadczyła, ale często miewałam momenty, kiedy zadawałam sobie pytanie - nawet na głos - po co jem tyle tego świństwa? Po co w ogóle to jem? Co ciekawe, w pewnych momentach myślałam sobie, że lepiej, bym zjadła tę czekoladę i była nieco grubsza, niż znowu wpadła w wir odchudzania i choroby. Dosłownie, niekiedy czułam blokadę i strach przed chudnięciem. Wydawało mi się, że gdy rozpocznę odchudzanie, znowu stracę nad tym kontrolę. Jak to określiła pewna osoba z mojej rodziny, "lubię wpadać w skrajności". Tyczyło się to oczywiście mojej wagi. Muszę przyznać, że takie uwagi nie pomagają, zwłaszcza, gdy słyszysz je od osób, które powinny cię wspierać, a nie wyszydzać.

Na szczęście, im więcej dowiaduję się o tej chorobie, zarówno z opowieści jak i artykułów naukowych, ten strach maleje. Aczkolwiek chyba wszystkie wiemy, że zaburzenia odżywiania są jak blizny na umyśle, które nigdy całkowicie nie znikną.

Ostatnio czytalam o Megan Jayne Crabbs:

z tym, zeo na jest mega zadowolona ze swojego ciala i aktualnej wagi. Z 30 kg w krytycznym momencie przytyla do 80.

Wiesz, pytałam o to, ile ważysz, bo obraz własnej osoby jest zaburzony przez chorobę, nawet jeśli już nie chorujesz. Jest tak, jak napisałaś - te blizny na umyśle. Bardzo dobrze to ujęłaś. I te skrajności - to jest błąd. Im silniej się ograniczasz, tym bardziej później popłyniesz. Problem w tym, że tak ciężko poprzestać na jednej kosteczce czekolady dziennie. Po prostu - jesz, bo masz ochotę, ale nie całą tabliczkę, bo masz ten komfort, że wiesz, że kolejny kawałeczek przecież też będziesz mogła zjeść. Taki psychiczny luz. Nie wiem, czy dla słodyczoholika dobrym rozwiązaniem jest absolutny zakaz słodyczy. Wtedy zaczyna się o nich marzyć, śnić, tęsknić. I jak się da sobie pozwolenie, to cała budowla leci jak domek z kart.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.