- Dołączył: 2008-11-03
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 570
27 września 2011, 10:57
„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi? ![]()
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
- Dołączył: 2011-04-13
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1549
30 września 2011, 11:09
Wojtku wszystkie te 3 rzeczy wiem, coachingowo nawet to bardziej dogłębnie analizowałam, jeszcze pod względem posiadanych zasobów i przeszkód, które pomogą i mi w osiągnięciu celu. Dalej nie działa. Ustawiałam też cel metodą SMART i dalej nic z tego.Mó cel Smart brzmi, że schudnę do 68 kg do końca pażdziernika, do Sylwestra zrzucę nadmiary tłuszczu w biodrach poprzez ćwiczenia i zdrowe odżywianie,. I nie idzie.
Nawet moje relacje z matką i poczucie kobiecości pod tym względem analizowałam.
Dlaczego chce schudnąć nawet tutaj też napisałam
Tylko jeszcze nie wiem, nie dobrałam się do tego czy w mojej rodzinie nie ma takiego skryptu, że bycie otyłym jest ok(
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
30 września 2011, 11:31
"...jak coś nas uszczęśliwia to mamy motywacje, aby
to robić, anie na odwrót i też to ta aktywność, działanie musi nas
uszczęśliwiać a nie coś obok"
Jasne, masz rację :) To właśnie dlatego tak trudno się "motywować" do jedzenia tego, czego nie lubimy i wykonywania ćwiczeń, które nas nużą. To jest bardzo dobry trop - szukania dla siebie takiej ścieżki, gdzie i cel jest właściwy i zastosowane przez nas metody są jednocześnie przyjemnością. Jestem gorącą zwolenniczką strategii "frajdy w życiu" :)
Oczywiście, do pracy motywują mnie, na głębokim poziomie, moje wartości i... frajda :) Ale akurat w poniedziałek mam motywację, żeby się wyrobić do pewnej godziny :)
Cherrienko, smutek jest jedną z możliwości, może to być wiele innych rzeczy, które nas blokują, powodują frustrację.
I jeszcze jedno - znam ludzi harmonijnych i szczęśliwych, którzy mają nadwagę, ale kompletnie gwiżdżą na to. Póki są zdrowi, to pewnie nie pomyślą nigdy, żeby schudnąć, a więc i motywacji nie będzie. Ale jeśli zaistnieje taki element w ich życiu, który sprawi, że będą chcieli to zrobić, to na pewno będzie im łatwiej.
Serdeczności :)
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
30 września 2011, 11:50
Przyczynek do rozmowy o stosunku do siebie - bardzo adekwatny fragment książki "Chcesz schudnąć, ale...ni potrafisz przestać jeść?" W.Perkins, S.Cabot.
Przyczyną wyprowadzania się z
emocjonalnej równowagi jest sposób, w jaki ci ludzie rozmawiają o
swoich problemach sami ze sobą. Bo to ich własna percepcja, czyli
sposób postrzegania, i myśli są przyczyną ich przygnębienia,
strachu czy zazdrości. Przyczyną powstawania takich uczuć nie jest
sposób zachowania innych ludzi wobec nich, lecz to, jak je
interpretują.
Silne uczucia negatywne mogą prowadzić
do zachowań szkodliwych dla danej osoby, między innymi do objadania
się. Ważne jest, aby się nauczyć, jak zmieniać gorzki gniew i
wrogość w przykrość lub zmartwienie, depresję – w smutek, a
lęk i napięcie nerwowe – w zainteresowanie i troskę, dzięki
zmianie swojego systemu przekonań.
Niskie poczucie
własnej wartości jest podstawowym, toksycznym przekonaniem, jakie
możemy żywić wobec siebie, i to ono jest przyczyną wszystkich
zachowań godzących w nas samych. Depresja oraz lęk i napięcie
nerwowe są zakorzenione w tym toksycznym przekonaniu i
połączone z zachowaniami, które wynikają ze współuzależnienia.
To własne przekonanie jest źródłem uczucia bycia „niedostatecznie
dobrą/ym”. A uczucia to nie fakty. Osoby objadające się z niskim
poczuciem własnej wartości muszą zakwestionować i stawić czoło
własnemu systemowi przekonań, by móc naprawić
poczucie swojej niskiej
wartości. Niskie poczucie własnej wartości jest katalizatorem
emocjonalnego objadania
się.
30 września 2011, 17:05
Ja po przeczytaniu tego wszystkiego, zdałam sobie sprawę, że mam wielki problem ze zmotywowaniem się. Chociaż tak naprawdę gdzieś tam to wiedziałam. Chyba to właśnie ten problem jest przyczyną, że nie potrafię schudnąć. Wiem doskonale, jak zdrowo się odżywiać i tak też robię. Przez cały dzień w odstępach 3-godzinnych jem zbilansowane posiłki. A potem przychodzi wieczór. Pomimo, że tak właściwie nie jestem bardzo głodna pochłaniam np. 6 kromek ciemnego pieczywa z serem, wędliną i warzywami. Do tego pochłaniam jeszcze coś niezdrowego, np. dwie kiełbasy na ciepło. Nie potrafię sobie poradzić z tym wieczornym objadaniem się i nie wiem, z czego to właściwie wynika, dlaczego nie potrafię. Mam siebie dość. Próbowałam już jeść wieczorem twarożek i warzywa ale i tak za pół godziny rzucałam się na chleb. Oczywiście, podobnie jak wiele tu osób mam problem ze słodyczami. Nie jem ich co prawda często ale jak już to zjadam olbrzymią ilość. Póki co, powoli ale systematycznie tyję i nie potrafię sobie z tym poradzić.
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
30 września 2011, 19:45
Wpisuję na moją listę temat jedzenia nocnego i wieczornego. Po części jest to, wbrew pozorom, również pytanie do dietetyka. Postaram się o tym jutro napisać. Na pewno wrócę też w najbliższy weekend do kilku wcześniej poruszanych kwestii. Widzę, że warto by też porozmawiać o konieczności emocjonalnego odcięcia się od odchudzania...
Na razie jestem out - jutro mam pierwsze zajęcia z nową grupą i jeszcze sporo pracy (w piekarniku właśnie pachną owsiane ciastka bez cukru i mąki, na przekąskę w trakcie - mój hit :)) Wybaczcie, że zniknę do jutrzejszego wieczora. Miłego piątku i weekendu - oby oznaczał dla Was relaks i radość. I czas dla siebie. Do napisania
- Dołączył: 2011-07-31
- Miasto: Kołobrzeg
- Liczba postów: 35
30 września 2011, 21:23
Wchodząc na ten wątek liczyłam na odrobinę otuchy, może
nadziei, tak bardzo potrzebnej po dzisiejszym, fatalnym dniu, ale niestety najnowsze
odpowiedzi zarówno Pani Blanki, jak i Pana Wojtka jeszcze bardziej mnie zmartwiły...
A teraz odnoście odpowiedzi ekspertów.
Jeśli chodzi o stwierdzenie, że „czasem wolimy mieć nadwagę”,
to nie będę się już do tego odnosić, bo nie uważam, żeby temat mnie dotyczył. Temat
motywacji także porzucam, bo nie ma sensu rozmowa o motywacji do odchudzania
czy ćwiczeń, skoro nie posiada się motywacji do czegokolwiek. Czas pogodzić się
z faktem, że nie posiadam żadnej motywacji i w najbliższym czasie nic się w tej
dziedzinie nie zmieni, a co za tym idzie, nie mam co liczyć na zmiany na lepsze
w jakimkolwiek innym aspekcie życia.
Na koniec, chciałabym podziękować za udzielenie odpowiedzi i
życzyć dalszej owocnej dyskusji.
Do widzenia.
Edytowany przez bozenka1988 1 października 2011, 00:07
- Dołączył: 2008-10-07
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 46
1 października 2011, 19:18
Cóż, moje pytanie bedzie chyba proste. Mam motywacje, mam silna wole, wydaje mi sie ze moja samoocena nie jest szczególnie zaburzona. Problem - mam tendencje do nadwagi, a poprostu i zwyczajnie podobam się sobie szczupła, przy tym - uwielbiam słodycze. Zwykle po długim czasie kontroli (np 2 lata) łamię się przy okazji kolacji na mieście, urodzin kolezanki itp, gdzie ze wzgledów towarzyskich.."wpadam" w trans. Jem wtedy dla przyjemności, a im lepiej się bawię, tym bardziej chce dodatkowo sobie uprzyjemnić życie. Skor już się najem np lodów z bitą śmietaną, dokładam sobie następnego i następnego dnia bo.. i tak znowu będę musiała to zrzucić

Gdy waga podniesie się o 2-3 kilo zaczynam mieć poczucie winy i wiedząc, że i tak juz za chwilę przechodzę na dietę - szybko pochłaniam jeszcze to i owo. Zdarzyło mi się przytyć znacznie więcej niz 3 kilo na tej zasadzie. No i zaczyna się cały cykl - znow dieta, przymierzanie ubrań itp itd.. Tak jest teraz właśnie. Zastanawiałam się nad tym ostatnio i doszłam do wniosku, ze jednak cos jest nie tak. Gdy wpadam w trans jedzeniowy poczucie winy zagluszam kolejnymi ulubionymi przekąskami.. nie jestem W OGÓLE głodna, ale jem bo uspokajam chwilowo jakieś "ssanie" w środku. Wiem, ze za miesiac znowu bede szczupla ale obawiam sie że cale życie bede przechodzic takie fazy, a to jest poprostu niezdrowe, obciązające dla organizmu. Ostatnie dlugotrwale odchudzanie bardzo oslabilo moją odporność i pogorszyło jakość skóry i włosów na długo

Wiem, że trudno tu dotrzeć do głębszych powodów, ale moje pytanie jest proste i empiryczne - Blanko i Wojtku, czy spotkaliście osoby takie jak ja, którym udalo się RAZ NA ZAWSZE z tym skonczyć i utrzymac wagę do dziś? Czy są na to realne szanse? Nie chodzi mi o słowa otuchy, ale o prawde!
- Dołączył: 2011-09-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 20
2 października 2011, 11:51
cherrinko
przeczytałem twój komentarz bardzo uważnie. Najpierw prawdziwa historia. Jakieś 10 lat temu, męczony wyrzutami sumienia -:), w końcu znalazłem chwilę czasu w wakacje (oczywiście pracując bez opamiętania na tzw. karierę), by w końcu odwiedzić swoją babcię (wtedy już 80. letnią kobietę), ktora całe swoje zycie przemieszkała w małej wsi nad Narwią w środku lasu. Jak zwykle spotkałem ją na jej podwórku siedzącą pod jej ulubioną gruszą. Ledwo zdążyłem się przywitać, już oderwał mnie telefon. Co zrobiłem? Oczywiście odebrałem go - przecież to musiało być coś bardzo ważnego i na pewno nie mogło poczekać ani chwili. Natychmiast wpadlem w wir biznesowej rozmowy. Dziś nie pamiętam zupełnie, o co chodziło. Wtedy wydawało mi się to fundamentalnie ważne, na pewno miało od tego zależeć całe moje przyszłe życie. Rozmowa była ostra i bardzo nerwowa. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, co robiło moje ciało - chodziło bez przerwy i nerwowo, wymachiwało rękoma, a moja twarz oddawała wszystkie możliwe emocje w przyspieszonym tempie. Przez cały ten czas moja babcia nie powiedziała ani słowa. Kątem oka widziałem, jak przyglądała mi się tym specyficznym, łagodnym spojrzeniem mądrego człowieka. Rozmowa się skńczyła, a ja dalej byłem nieobecny, krążąc gdzieś między moim plannerem, mailami, projektami. Wtedy padło z jej ust jedno pytanie: "Wojtek, wszystko w porządku, a tak w ogóle to jesteś szczęśliwy?"
Tak oto dostałem sesję coachingową na całe moje życie. Co chciałem powiedzieć poprzez tę historię?
Cele, które sobie stawiamy w życiu, są nasze lub nie. Te pierwsze stawiamy sobie ZE WZGLĘDU NA COŚ INNEGO. Są tylko pomocą do tego, byśmy się urzeczywistnili, by nasz potencjał przestał być tylko potencjałem. Te drugie otrzymujemy od innych - najczęsciej są nam wciskane na siłę (zostań lekarzem, prawnikiem albo architektem, zostań prezesem, zapracuj na apartament w centrum Warszawy itd., bądź taki czy owaki). Nikt nas nie pyta czy aby na pewno chcemy je realizować. Cały "przemysł motywacyjny" glowi się, jak wmówić nam, że nie nasze cele są naszymi i jak sprawić, by energia, którą masz na realizowanie siebie poprzez swoje cele, została przeznaczona na realizację celów, które nie są twoje. Stąd tyle umęczenia, stąd tyle porażek i zniechęcenia.
Jedno jest pewne. Siebie nie można oszukać. Jesli coś nie jest zgodne z nami, nasze ciało prędzej czy później dan nam o tym znać. Problem w tym, że nie umiemy prawidłowo czytać tych objawów albo utraciliśmy kontakt z samymi sobą, do upadłego realizując czyjeś cele i nawet nie wiedząc o tym, że nie są one nasze.
Po spotkaniu z babcią zrozumiałem, że nie można uciec od 2 pytań:
1. po co właściwie istnieję?
2. jesteśmy stworzeni z natury do przyjemności czy do cierpienia?
Nic, co przyszło do Ciebie z zewnątrz, nie zdopinguje Cię, by działać skutecznie. Żaden SMART czy jego kolejne poprawki (a są już takowe) tego faktu nie zmieni.
- Dołączył: 2011-09-29
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 20
2 października 2011, 12:43
Witaj
1. jedna z najbardziej prawdopodobnych odpowiedzi na pytanie pierwsze jest taka. Problem z naszym ciałem polega na tym, że... każdy je widzi i że jest ono pierwszym bodźcem w kontaktach z innymi. Cały przemysł jest na nim skupiony, począwszy od jogurtów light, przez kremy odchudzające, a skończywszy na chirurgii plastycznej. To nakręca bombardowanie nas wzorcami piękna, które z definicji są nieosiągnalne dla nikogo! Potem ma miejsce subtelny proces ich uwewnętrzniania. I tak oto niepostrzeżenie, coś, co jest Ci obce, staje się częścią Ciebie i zaczyna rządzić Twoimi myślami, Twoim samopoczuciem i Twoimi zachowaniami.
Na początku drogi wzorzec ten jest głęboko schowany, ponieważ pogodziłaś się z tym, że, będąc tak odległym, jest nie do realizacji. Potem jednak przychodzą sukcesy, zyskujesz pewność siebie i poczucie sprawstwa. I to jes ten moment, na który ten utajony wzorzec czekał. Teraz zamiast zasilać siebie i czerpać przyjemność ze swojego rozwoju (bo sam akt chudnięcia jest jednym z wielu przejawów naszego ROZWOJU w życiu), zasilasz ów wzorzec i jednocześnie, co jest udręką mnóstwa kobiet w świecie współczesnym, potrzebę perfekcjonizmu. W rezultacie starasz się zrealizować normę w wyglądzie zewnetrznym, która w chwili powstania już była nieosiągalna. Czyli zamiast czerpać radość z rozwoju, odczuwasz coraz większą frustrację, bo zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to, w co inwestujesz całą swoją energię, jest i tak nieosiągalne.
Tu z kolei włącza się tzw. dysonans poznawczy. Co wybierzesz? Czy przyznanie się do tego, że dałaś się tak perfidnie oszukać i że realizujesz nie swój plan na życie (że zmarnowałaś trochę czasu, energii i emocji i że chyba trzeba będzie od nowa przemyśleć całą strategię na przyszłość), czy że wszystko jest ok i tylko za mało się starasz? Większość z nas wybierze tę drugą opcję. Wtedy zaczyna się subtelny proces przekonywania siebie do obranej drogi i wyszukiwania potwierdzeń w otoczeniu, np. kobiet, które uznajesz za szczuplejsze od siebie (skoro one mogły, to ja też). Taka strategia działa na poziomie świadomym. Na poziomie emocji już nie - stąd to rozdwojenie i coraz gorsze samopoczucie.
Jest to niebezpieczny momenty, bo trwanie zbyt długo w takim zaprzeczeniu może prowadzić do np. uzależnień - tu ich funkcją będzie chwilowe likwidowanie napięcia wynikającego z dysonansu poznawczego.
Zatem pytanie jest jedno: dla kogo chcesz schudnąć? czy na pewno dla siebie?
2. pytanie 2: sama zazdrość jest normalnym uczuciem i jako taka nie jest ani dobra, ani zła. Mówi tyle: "inni mają, coś, czego ja nie mam, a bardzo tego chcę". Ważniejsze jest tylko, co z tym stwierdzeniem zrobimy. Czy skupimy się na sobie: czego naprawdę chcę, po co mi to jest potrzebne, co chcę z tym zrobić, dlaczego to ma być dla mnie dobre itd., czy też skupimy się na innych, szukając odpowiedzi na pytania, na które sami nie możemy jej dać, bo... nie jesteśmy nimi. Nie wiesz, jak te dziewczyny żyją, co sprawia im radość, a co smuci, z czym sobie radzą, a z czym nie. Znów Twój wzorzec piękna nakazuje Ci traktować je stereotypwo, a perfekcjonizm nieustannie poszukiwać nowych wzorców do osiągnięcia. Jeśli pojawia się emocja, która jest dla Ciebie nieprzyjemna, to natychmiast postaw sobie pytanie: czy to, do czego dążę, na pewno jest dla mnie dobre? Skoro miało być dobre. to dlaczego nie napełnia mnie radością?
Czy zastanawiałaś się, dlaczego wybrałaś to właśnie zdjęcie jako zdjęcie główne twojego profilu?
- Dołączył: 2011-04-13
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 1549
2 października 2011, 12:57
ech Wojtku, to też nie to. Te cele, które sobie postawiłam w dziedzinie odchudzania są moje. I koniec. Sformułowałam je już tak, że one należą do MNIE. Pod tym względem, o którym mówisz też przeanalizowałam różne życiowe cele. Odkryłam co moje, a co mojej np. mamy w moim życiu - i to co nie moje wywaliłam na "zbity pysk". Poprawki do SMARTA jasne, że doskonale znam. Czego byś nie mówił SMART i tak jest bardzo skuteczny w wyznaczaniu celów. Ja sobie raczej nie radzę z porażkami i rozciągnięciem w czasie. Jak coś nie wychodzi to to porzucam. Czyli u mnie plepiej zadać pytanie- Jak się uodpornić na porażkę? jak wytrwać gdy nie idzie