Temat: Psychologiczne aspekty odchudzania

„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi?
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
weerra na to pytanie chyba bardziej odpowie ci dietetyk niż psycholog
Dobry wieczór
agataq, odpowiadam na Twoje pytanie o atrakcyjność fizyczną :)

Ad. 1) Po pierwsze, żyjemy w kulturze, w której za oczywistość, której nikt nie podważa, przyjmuje się przekonanie, że :

a) to, co ładne (piękne), jest dobre (wartościowe);

b) i to, co szczupłe, jest ładne.

Każde z tych założeń jest wykreowane kulturowo i wpajane nam od dzieciństwa na tysiące najrówniejszych sposobów.

Ciekawe jest to, że z badań wynika jednoznacznie, że brak jest różnic pomiędzy osobami ładnymi i brzydkimi, jeśli idzie o pomiary cech osobowościowych. Jedyny wyjątek to umiejętności społeczne: osoby ładne są śmielsze i skuteczniejsze w kontaktach społecznych (także seksualnych).

To, że osoby atrakcyjne (czyli w naszej kulturze szczupłe) uznajemy za bardziej wartościowe, ma dwojakie wyjaśnienie:

a) poprzez tzw. efekt aureoli – atrakcyjność fizyczna jest sama w sobie przyjemna, co powoduje skłonność do ogólnie pozytywnej oceny całej osoby i poprzez to zawyżanie oceny np. cech jej charakteru i skłonność do niezauważania (filtrowania) jej cech negatywnych.

b) jakość wyglądu jest bardzo łatwym kryterium do klasyfikowania spotykanych ludzi na kategorie, z których każda zawiera szereg cech kojarzonych z wyglądem. Tak powstaje stereotyp osoby atrakcyjnej, który składa się generalnie z cech dodatnich i wzbudza pozytywny afekt.

Ad. 2) Odpowiedź wynika z tego, co napisałem wyżej. Każdy z nas (lub prawie każdy) ma zakodowany stereotyp osoby atrakcyjnej. Pop kultura nieustannie karmi nas obrazami pięknych ludzi, którym wszystko się udaje w życiu dzięki ich niezwykłym charakterom i osobowości, co tylko umacnia fałszywy stereotyp. Jeśli żyjesz w kulturze, w której każdego dnia słyszysz wyłącznie komunikat „ładne jest wartościowe”, ulegasz temu złudzeniu i zaczynasz w nie po prostu wierzyć (dokładnie tak samo jak np. w to, że „zęby należy myć rano i wieczorem” - czy aby na pewno należy?). Stąd już tylko krok do przekonania samego siebie: jak będę ładny (szczupły), będę bardziej wartościowy. I tak zaczynam drogę, która nigdy się nie skończy. To dokładnie tak samo, jakbym był przekonany, że jeśli pomaluję mój samochód na nowy kolor (zmienię swój wygląd - schudnę), to dzięki temu będzie on szybciej jeździł. Owszem kolor będzie inny, ale silnik (cechy mojej osobowości), czyli to, co realnie wpływa na szybkość (to, że się realnie zmienię), pozostanie ten sam.

Mam nadzieję, że choć trochę pomogłem :)

Na inne pytania odpowiem już jutro rano, bo ciężki dzień za mną i pora późna. Wybaczcie. Ale obiecuję! Cherrinka, do jutra. Dobranoc wszystkim


ha coś mam poczucie, że dałam za trudne pytanie? Trochę mi przykro bo oboje pPaństwo mielicie ten sam temat w kółko a o motywacji też coś miało byc
> Ufam, iż również godnam odpowiedzi na moje
> pytanie.
Preityz, Wojtek napisał o tym wczoraj wieczorem :) wyjaśnił bardzo fajnie ten temat :)
Witam Cię serdecznie,cherrienko

twoje pytanie o permareksję i ortoreksję niestety należy do tych, na które nie istnieje jedna i prosta odpowiedź. Aby na nie odpowiedzieć rzetelnie i skutecznie, konieczna jest pogłębiona konsultacja ze specjalistą. W takich przypadkach nie ma jednej recepty. Rozwiązanie musi być dopasowane do konkretnej osoby, jej historii życia, aktualnego stanu psycho-fizycznego itd. Czuję, że taka odpowiedź nie musi Cię do końca satysfakcjonować. Jednak w tak ważnej materii, jak ta poruszona przez Ciebie, nie może być miejsca na zbyt szybkie i tym samym szkodliwe rozwiązania.


Motywacja
Cherrinko, o motywacji można napisać całą bibliotekę ;) Zresztą zrobiono to już. Wiele Waszych  postów jej dotyczy. Jak to ugryźć? Ufff, ;) temat na wielogodzinny wykład :)
Motywacja nie jest kompetencją, którą można ćwiczyć i rozwijać. Ani tym bardziej wytworzyć, czy kupić np. wraz z jakimś warsztatem. Gdyby  tak było, och, super byłoby - moglibyśmy zawsze wszystko. Mówiąc krótko, choć wiem, że to nie zabrzmi wesoło i pewnie spotka się z oporem :) ale cóż, trudno, mówię wszystko z najlepszymi intencjami :) otóż motywację się ma lub nie. Najpoważniejsze (i najnowsze) badania w tej dziedzinie mówią to wyraźnie - wielkie budżety koncernów na szkolenia motywujące idą na.. dobre samopoczucie szefów firm :) Posługując się trochę metaforą, motywacja jest ta pianą na wierzchu, jej wygląd i konsystencja zależy od tego, co jest w szklance, a nawet od tego, czy jest to szklanka czy kubek i w jakim jest stanie itd. Sorry za takie porównanie ;) Na pewno Wojtek się do motywacji odniesie, bardziej fachowo ode mnie.
W praktyce - jeśli ktoś jest głęboko smutny i nie znajduje siły na przestrzeganie diety czy na ruch (doskonale wiem, jak to jest!), to nie o motywację powinniśmy zadawać pytanie, nie motywacją się zajmować, a przyczyną tego stanu. Gdy tylko człowiek poczuje się szczęśliwy, to motywacja będzie dopisywać na pewno. A więc, tutaj również - nie ma lekko, sprawa jest głębsza. Są okoliczności, które nas motywują bardzo, na dłuższy lub krótszy czas - kiedy jesteśmy zakochane, kiedy zależy nam, zeby dobrze wypaść na ślubie, albo w jakiejś innej sytuacji (z lżejszych tematów - mam motywację, żeby się wyrobić z pracą w poniedziałek do 19 tej, bo idę potem na kurs tańca, ale, gdybym miała jakieś poważne zmartwienie w życiu, coś mnie przytłaczało, to byłby to za słaby bodziec i pewnie i tak miałabym kłopot z wykonaniem tej pracy, czyli z motywacją), z tym, że do tego musimy być w ogólnym stanie wystarczająco dobrym, nazwijmy to skrótowo, żeby nam ta motywacja wystarczyła.
Zatem - często najlepszą strategią w poszukiwaniu motywacji jest zajęcie się sobą, zadbanie o swoje potrzeby, o swoje przyjemności również, poprawienie relacji, tak, żeby przynosiły radość... Znowu - niełatwa odpowiedź, wiem :)
Bardziej "naukowo" na ten temat napisze Wojtek. Ja się wolę trzymać życiowej i praktycznej strony :)
O, co mnie motywuje, żeby rano iść na półgodzinne bieganie? To, że w widoczny sposób ruch na świeżym powietrzu poprawia stan mojej problematycznej cery, a chcę na tańce móc założyć sukienkę bez pleców i nosić fryzury z odkrytym czołem :) I to, że, pracując teraz dużo "głową" , z takiego dotlenienia czerpię wielki zastrzyk, który pomaga mi nie polec z kretesem po popołudniowym kryzysie energetycznym :) No i to, że dzięki temu czuję się fizycznie silna, a kocham to uczucie :)
Muszę też powiedzieć, że kiedyś, jak postanowiłam się odchudzać, to przez dobry rok "szukałam motywacji" i nic nie szło, nawet picie wody, co przecież nie jest trudne... W moim przypadku potrzebowałam najpierw uwolnić się od paraliżującego stresu i kilku przekonań, które ten stres wywoływały (bo, jak wiadomo, nasz stres wynika najczęściej z rozdźwięku między naszymi oczekiwaniami wobec świata a tym, co faktycznie jest), osiągnąć pewien stabilny poziom spokoju i dopiero zaczęłam czuć się zmotywowana - na mnie cudownie działały sukcesy, ale nie ma tu reguły. Bezpośrednio też, moją najważniejsza motywacją był wygląd, a właściwie pragnienie, żeby wyglądać "jak kiedyś" nie neguję :) Teraz - wygląd i samopoczucie, na tym samym poziomie.
Moim problemem jest NOCNE JEDZENIE. Nie potrafię się z tym uporać. Dietę zaczęłam na początku stycznia i do czerwca byłam "niezwyciężona" Schudłam 15 kg (z wagi 83). Mój cel to 58-60 kg. Latem odpuściłam dietę i liczenie kalorii, ale jadłam świadomie i dużo się  ruszałam, nie było więc problemu z utrzymaniem wagi. Teraz postanowiłam zabrać się za to co pozostało do zrzucenia...i przeszkadza mi w tym NOCNE JEDZENIE. Schemat co wieczór taki sam: Dieta utrzymana cały dzień, wieczorem idę spać z bilansem kcal na poziomie 1200-1400. Budzę się w środku nocy i stwierdzam, że mam ochotę np. na kanapkę z serem, a skoro dzienne zapotrzebowanie to ok 2000 kcal to mogę sobie na nią pozwolić. Czasami budzę się kilkakrotnie....Efekt jest taki, że rano budzę się zmęczona, źle się czuję, męczą mnie jakieś żołądkowe problemy, no i oczywiście nie chudnę. Nie jest to niekontrolowany napad na lodówkę, nie pochłaniam niezliczonej ilości kcal niejako nieświadomie. Wiem, że jem, zliczam tak by nie wyszło więcej niż 2000-2200, ćwiczę i w zasadzie to nie martwię się o przytycie. Nie mam teraz żadnych stresów, problemów. Zastanawiałam się co może być powodem takiego stanu rzeczy i nie mam pojęcia. Nic wielkiego w moim życiu nie zmieniło się od pierwszej połowy roku. 
Co wieczór kładę się spać z mocnym postanowieniem niejedzenia, a jak się obudzę to czuję jakieś "nadprzyrodzone" :-) przyciąganie do kuchni. Mam wodę przy łóżku, napiję się, mówię sobie Elliss jest środek nocy! Śpij dziewczyno! Nie jedz! Zamykam oczy, przykładam głowę do poduszki, a po minucie i tak idę do kuchni, bo chęć na kanapkę/wędlinę/jabłko/ciastko/jogurt jest tak wielka, że nie pozwala mi zasnąć.
Jak nad tym zapanować? Co robić?  
Drogie Kobiety (i nieliczni Panowie ;)) proszę o wyrozumiałość dla częstotliwości i formy naszych wypowiedzi w tym miejscu - staramy się ogarnąć, ale nie zawsze jesteśmy w stanie odpowiedzieć od razu i na wszystko :)
Bożenko - wrócę do tematu autosabotażu i tego, że czasem "wolimy" mieć nadwagę. Jest to kij w mrowisko, ale takie kije czasem są potrzebne, żeby jakieś nowe ścieżki w naszym myśleniu wytyczyć. A ten temat jest jednocześnie przykry i fascynujący. Tak, czasem robimy sobie sami krzywdę, negując to w naszej świadomości, a podświadomie jednak utrzymujemy status quo. Oczywiście czasem, nie w każdym przypadku tak jest. Na przykładzie prostym: jeśli nie idzie mi jedzenie owsianki na śniadanie, to może chodzić o autosabotaż, ale najpewniej raczej po prostu nie lubię owsianki (ja nie lubię, choć wiem, że to najlepsze śniadanie) i trzeba poszukać innej formy śniadanka. Jeśli nie możesz się zmusić do biegania, to może z przyjemnością będziesz szaleć na rolkach? Itd. To są oczywiście mniej złożone sprawy niż dieta czy, ogólnie, styl życia, ale mechanizm podobny :)
Jeszcze o tym porozmawiamy. Do napisania :)

O co w końcu chodzi z tą motywacją? I czym ona w końcu jest?

Mówiąc prosto: co sprawia, że komuś chce się chcieć? Jeśli chcesz, aby Ci się chciało, musisz jednocześnie spełnić 3 warunki:

a) mieć wiedzę, jak osiągnąć swój założony cel;

b)wiedzieć, w jakim czasie ma być on osiągnięty;

c) wiedzieć, dlaczego chcesz go osiągnąć.

O ile dwa pierwsze warunki są względnie oczywiste, o tyle ten trzeci już taki nie jest. Tyczy on bowiem pytania: „Co naprawdę ma dla Ciebie wartość w twoim życiu (co ma dla Ciebie znaczenie) – co z tego powodu domaga się urzeczywistnienia tak bardzo, że czujesz to samą sobą?

Ludzie nie zakładają firm po to, by zarabiać pieniądze, choć często tak to właśnie niezdarnie opisują. Robią to po to, by zrealizować to, co ma dla nich rzeczywistą wartość. Dla jednych będzie to marzenie o byciu niezależnym, dla innych możliwość nieskrępowanej realizacji swoich talentów, jeszcze inni po prostu chcą czuć dumę z kreowania nowych rzeczy. Są też tacy, którzy chcą udowodnić coś swoim rodzicom. To sprawia, że ich wewnętrzny wulkan się uaktywnia, a oni sami mają dostęp do swojej energii życiowej.

Jeśli na pytanie: „Dlaczego chcesz schudnąć?” odpowiesz: „Ponieważ chcę być szczupła”, oznaczać to będzie, że ma dla Ciebie wartość (ma znaczenie) sam fizyczny proces chudnięcia. To o wiele za mało, aby ten wewnętrzny wulkan działał bez przerwy, a nie ciągle wygasał przy lada trudności.

Jedno zastrzeżenie: proces dochodzenia do tego, czego naprawdę chcę (co ma dla mnie szczególną wartość) wcale nie musi być łatwy. Za to na pewno jest to bardzo skuteczna droga, by w końcu chciało się chcieć.

Blanko- w kółko mielisz to samo. Z tą motywacją to też nie do końca tak, że ona jest albo nie. Można ją znaleźć, postawić sobie cel, Ja rozumiem, że TY  miałaś problem ze stanami depresyjnymi i brakiem akceptacji siebie. Tylko, że ... ja nie mam. Nie jestem głęboko smutna, określiłabym swój stan raczej jako realizm, są sprawy, które mnie smucą ( bo nie chcą wyjść tak jakbym chciała i niestety nie jest to ode mnie zależne- nie zmienię postaw pracodawców dobie kryzysu), takie które mnie cieszą i takie, które mi "wiszą". To nie jest tak, że szczęśliwy człowiek będzie miał motywację do odchudzania. Motywację najłatwiej wyzwolić, gdy działanie lub jego skutek wywołuję w nas tak zwane uczucie "flow". Aby tak się zadziało to zadanie musi być ambitne ale wykonalne, trudne ale nie za trudne, ale nie za łatwe-

wg / Mihaly Csikszentmihalyi  "Przepływ"

Pięknie pokazuje jak bardzo się mylisz w kwestiach zwiążanych ze szczęściem i motywacją- jak coś nas uszczęśliwia to mamy motywacje, aby to robić, anie na odwrót i też to ta aktywność, działanie musi nas uszczęśliwiać a nie coś obok. Bo jeśli o 19 idziesz na te tańce to wcale tak naprawdę nie masz ochoty na samą pracę, tylko cohotę jak najszybciej wyjść
http://www.gandalf.com.pl/b/przeplyw/- warto kupić i przeczytać jak któraś dziewczyny ma ochotę
A co do motywacji- muszę schudnąć na wesele- prosta droga do jo jo
Niestety ja nie mogę sobie postawić ambitnego celu w odchudzaniu bo mam mini nadwagę, a właściwie to nie mam, tylko za drobnokoścista do takiej wagi jestem,i jak ktoś ma schudnąć 20 kg to jest wyzwanie, Ale moje 3-5kg? no śmeszna liczba-pewnie dlatego nie wychodzi



© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.