Temat: Psychologiczne aspekty odchudzania

„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi?
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
No to zdrówka życzę (sobie też, bo zaziębiłam zatoki :( )...

Zatoki to podła sprawa, ja chyba cierpię na to od lat, ale nie lubię chodzić do lekarzy, więc wszystko "przeczekuję" sama. Ostatnio zaczęłam kupować czapki, po całym życiu z gołą głową zimą (ewentualnie kaptur), te zakupy mocno mnie zastanowiły. Ale CZUJĘ, że mi zimno w głowę, i że mi to szkodzi. Może faktycznie powinnam rozwijać swoją intuicję, a ściślej jej słuchanie, bo często coś mi mówi, a ja nie zwracam na to uwagi... Jeśli chodzi o mój nick, to w 2007, kiedy się zapisałam na V. tak się czułam: otulona w tłuszczyk ;-) Ochronnie. Byłam wtedy żoną alkoholika uroczego i superinteligentnego, który manipulował mną jak chciał. W trakcie terapii dla współuzależnionych (okropnie to brzmi i na początku nie mogłam się oswoić z tym, że ja też jestem w pewien sposób chora - nawet się obruszyłam!), która trwała 1,5 roku, dopadła mnie depresja, kiedy zrozumiałam, że nie mogę kontrolować (właśnie!) ani jego, ani naszego życia. Wtedy wiedziałam, że oprócz tego, że tak dużej tuszy nabawiłam się po rzuceniu palenia, by urodzić dziecko, które się nie urodziło, bo poroniłam i oprócz tego, że 7 miesięcy miałam ostry i przewlekły napad rwy kulszowej, która uniemożliwiała mi ruch, to tuszy nabawiałam się zajadając smutek i niepokój itd, oraz robiąc sobie na złość!!! Jak jesteś TAKA GŁUPIA, NIEPORADNA itd., to MASZ! To wiedziałam dokładnie! Jadłam za dużo za karę również karając chyba jego? Żeby nie mówił, że jestem jego ukochaną żoną, tylko przeszedł na własne utrzymanie, bo ja już nie miałam siły sama ciągnąć tego wózka. Pisałam wtedy na V. i to była moja terapia. Oczywiście nie byłam w stanie się odchudzać, jeździłam wtedy tylko z dziewczynami na rowerku stacjonarnym w akcji "równik" ;-) Ale nie chudłam specjalnie. Generalnie ważyłam przed rozwodem 91 kg. Po samym podjęciu decyzji o rozwodzie i złożeniu pozwu schudłam do 87 kg nic specjalnie nie robiąc (w 2 miesiące). Oswoiłam się wtedy z myślą, że mając 41 lat będę już sama, bo kto by chciał takiego grubasa? Wtedy chciałam już schudnąć, wcześniej od wielu lat nawet nie chciało mi się pomyśleć, żeby się odchudzić. Dwa miesiące po rozwodzie poznałam Kruka (mój obecny mąż) i zakochałam się. Od czerwca 2009 do września 2009 schudłam z 87,6 na 80,3 NIC nie robiąc w tym celu, w sensie, że nie stosowałam diet ;-) Byłam po prostu szczęśliwa. Potem okazało się, że zostaniemy rodzicami i w trakcie ciąży przytyłam tylko 9 kilogramów. W międzyczasie przeżywaliśmy ogromne problemy związane z brakiem mieszkania i nieoczekiwanym mściwym powrotem byłej żony Kruka po 5 latach w Wlk. Brytanii, która włamała się do wyremontowanego przez nas mieszkania i sprowadziła do 2 pokoi syna z żoną i 2 dzieci, uniemożliwiając nam tym samym zamieszkanie. Mieszkanie było kwaterunkowe, oni byli już dawno po rozwodzie, ona miała jakiegoś faceta w Anglii, a na wieść o szczęściu swojego byłego wpadła jak Walkiria i nie można było w ogóle decydować i rozmawiać o ewentualnym rozwiązaniu problemu, bo wzywała policję, twierdząc, że się nad nią znęcamy. Do dziś tam mieszkają, my wynajmujemy. Ciążę przetrwałam jakoś dzięki opiece Kruka. Urodziłam zdrową i śliczną, wymarzoną córeczkę ;-) Karmiłam ją piersią i TYŁAM. Myślę, że dopiero po urodzeniu małej pozwoliłam sobie na przeżywanie traumy odarcia z pieniędzy (remont kosztował sporo), domu i złudzeń oraz godności. Kruk mnie wspierał, ja jego, kochaliśmy się jak dwa gołąbki... Kochamy się nadal, ale ja jestem sfrustrowana, że tak to wyszło, że powinien najpierw załatwić z byłą kwestie mieszkaniowe, a on święcie wierzył, że ona już nigdy do Polski nie wróci, bo ona mu tak właśnie powiedziała! Wierzył, że mamy czas, na ewentualne spłaty roszczeń. Ja znów w styczniu 2011 ważyłam 91 kg. Wytrwałam 3 tygodnie na diecie V. schudłam 4 kg. I stanęło! Teraz nic nie mogę dalej zrobić. Ważę znów 88 kg. Zastanawiam się: do czego teraz jest mi potrzebny mój tłuszcz? Moje "otulenie"? Wybaczyłam tej kobiecie. Jeszcze muszę wybaczyć sobie i Krukowi. Dał mi najpiękniejsze chwile w poczuciu bezpieczeństwa i spokoju. Dał mi córeczkę, o której już przestałam marzyć. On nie pije, nie pali, może jest trochę nieobecny w tej rzeczywistości (artysta), kocha mnie, a ja ostatnio zauważam u siebie coraz większą agresję, złość, bezsilność. Od marca 2011 zamieszkała z nami moja mama (była żona alkoholika, zresztą...), która jest trudna. Inna. Nie mamy innego wyjścia, ale mam wrażenie, że ona przyczyniła się do tego mojego rozdrażnienia wydatnie. MUSZĘ SIĘ NAUCZYĆ ŻYĆ TAK, BY MNIE NIC NIE RANIŁO i nie wkurzało, inaczej umrę jak waleń ważąc tonę. PRAGNĘ schudnąć. Co teraz się dzieje, że nie mogę chudnąć? Sporo się ruszam. Zmieniam się. Szkoda, że jak napisałaś Blanko, nie ma "krótszej drogi". Potrzebuję, żeby ktoś mi wskazał jakiś kierunek: dlaczego jestem znów gruba? Stoję w studni i nic nie widzę....Dookoła mur. Kopiuję sobie motto o drobnych, możliwych kroczkach :-) Jestem tak bezsilna, że nie wiem jak przywrócić sobie wiarę. 
Pasek wagi
P.S. Książkę kupiłam! Muszę ją uważnie przestudiować :-)
Pasek wagi
Otulono kochana Ty tyjesz z nieszczęścia 
a chudniesz ze szczęścia
zacznij więcej dostrzegać pozytywów  w swoim życiu , masz ich mnóstwo - skup się na nich :)
ps, Pamiętasz co się stało w klasie maturalnej jak ważyłaś 44.50 kg ?!
Pasek wagi

 

Calineczko, wtedy byłam nieszczęśliwie zakochana ;-)) I moi rodzice się rozwodzili. Ale potem zakochałam się szczęśliwie w ojcu mojego syna.....Hi hi, wychodzi na to, że powinnam stale chodzić zakochana. Znaczy problem tkwi w związku z drugim człowiekiem. A nawet nie człowiekiem (dobrze, że facetów tu raczej nie ma!), a z mężczyzną :-) Myślę, że najgorzej radzę sobie z problemem opuszczenia przez kochaną osobę, nie tylko fizycznie, ale mentalnie też. Czy moja tusza ma mnie przed tym ochronić? Zapobiec? A jak już mam faceta, to jak mam się przed tym bronić? A może to chodzi o to, że jak mnie już opuści (bo przecież ja nie zasługuję na to, by ze mną być i mnie kochać), to moja podświadomość wytłumaczy to sobie tak, że przyczyną była tusza i brzydota fizyczna, a nie mój trudny i wymagający charakter? Czuję, że zbliżam się do sedna. Tyję, bo boję się, że Kruk mnie opuści. A że jestem nerwowa ostatnio i zachowuję się jak typowa sekutnica, to jest to możliwe. Ale przecież mam prawo dbać o swoje potrzeby? Mówić, co mi dolega, co mnie boli? Tylko, że ONI (mężczyźni) nie lubią o tym słuchać...I tu jest pies pogrzebany. Jak wyważyć dbanie o siebie z dbaniem o innych bez szkody dla siebie? Czasami marzę, by być zwykłą kurą domową, która ma dwa zwoje w mózgu i jedyny problem, to co ugotować na obiad i kiedy firanki uprać....Ale czy kura jest chuda?
Pasek wagi
Kiedyś bardzo schudłam,pewnego dnia stwierdziłam patrząc w lustro,że tak nie mogę sie pokazywać i się udało. byłam aż za chuda,a potem przez 4 lata nadrobiłam,najpeirw dobrowolnie,a potem się uzależniłam. potem kilkadziesiąt razy próbowałam wrócić do szczupłej sylwetki,ale za każdym razem wracałam do jedzenia (a raczej obzerania)i było tylko więcej kg. dziś staje do walki zwarta i gotowa. raz na zawsze trzeba to zmienić, modlę się żebym dała rade! najniższa moja waga to 47 kg, teraz mam 72 ;/ wstyd....
ha, okazało się, że moja przyjaciółka jest znacznie lepszym psychologiem i znacznie sensowniej i efektywniej potrafi mnie zmotywować i dojść do tego dlaczego nie chudnę niż pani Blanka i pan Wojtek. Zresztą ona jest mgr. psychologii bez żadnych wątpliwości a nie tłumaczem czy niedouczonym trenerem biznesu. Drogie Panie polecam, więc jedno, zamiast tracić czas tu na Vitalii umówić się do PRAWDZIWEGO psychologa lub psychodietetyka. Ja jeszcze nie chudnę a raczej moja waga cały czas się waha i skacze, raz kilo w góre, raz w dół( dziwny zastój w rejonach o ok. 5 kg za dużo od wymarzonej wagi), ale przyjaciółka zmotywowała mnie, aby działać zamiast być przesadnie krytyczną wobec siebie.:)
Hej Ludki, dołącze się do tematu. Przeczytałam od deski do deski :). Najbardziej podoba mi się rada by tańczyć w domu w rytm muzyki, wyzwala to pozytywne wibracje, nikt nie ocenia, więc można robić najbardziej śmieszne wygibasy i śmiać się z samego siebie i do siebie. Jestem osobą samotną- nie mam partnera ani dzieci, i to jest głównie przyczyna mojego objadania się- jem BO jestem sama. Gdy przestaję myśleć o swojej samotności i skupiam się na czerpaniu raodści z wykonywania codziennych czynności jest lepiej- nie rzucam się na jedznie jak Potwór Żarłoczek. Pozdrawiam
Hm, ja myślę, że każdemu pomaga to, na co same zgadzamy się, żeby nam pomogło. A trudno wymagać, żeby cokolwiek w naszej głowie się zmieniło, jeśli KTOŚ nam pomoże, a nie my same. To tak, jakby chcieć schudnąć oddając się TYLKO w ręce masażysty, maszyn do wytapiania tłuszczu i pod dyktando psychologa, psychodietetyka itd. wykonywać machinalnie ich zalecenia. Dziwi mnie uszczypliwość Cherrienki i zakrawa mi to na obniżanie czyjejś wartości, bo ona sama się czuje mało warta. Wszystkie jednak na to cierpimy w większym lub mniejszym stopniu, a pisanie o kimś " jakiś tłumacz, czy niedouczony trener biznesu" nie jest grzeczne, ani kulturalne. Tym bardziej, że chyba nie zna tych państwa na tyle, żeby się wypowiadać? To tak, jakbym ja na podstawie postów pisanych przez Cherrienkę napisała, że to zwykła chamka i kłótliwa przekupa, na dodatek chyba bogata rozpuszczona córeczka tatusia, nie mająca pojęcia, że ktoś po prostu może nie mieć pieniędzy na chodzenie do PRAWDZIWEGO psychologa??? Myślę, że czytając to poczułaby się niesłusznie osądzona i dotknięta. To oczywiście tylko przykład, jak nie powinno się postępować, przynajmniej według mnie. Choć pewnie wpycham teraz palec między drzwi. Jednak mój ojciec, choć alkoholik i despota (ale wykształcony, z kindersztubą, bez czerwonego nosa i nigdy nie pijany w sztok!) nauczył mnie dobrych manier i zasad kulturalnego współżycia, a pomimo wszechobecnego nawoływania do asertywności, wiele osób opacznie to rozumie i uważa, że może bezkarnie obrażać innych, a przecież nie na tym życie polega? Ja mam za wiele empatii i to mi też przeszkadza, ale z dwojga złego wolę mój nadmiar :-) Cherrienko, dlaczego jesteś taka napastliwa? Na czym według Ciebie polega pomoc prawdziwego psychologa? Ja Ci powiem, że mnie kilkakrotnie pomogli zwykli, prości ludzie, ale obdarzeni mądrością i przenikliwością, którzy powiedzieli do mnie jedno zdanie, ale trafiające w samo sedno. Więc ja bym nie była przywiązana do piątek i świadectwa z czerwonym paskiem, ani dyplomów, tylko mierzyłabym raczej miarką "czy podoba mi się ta osoba, jest szczera, mądra, pomocna?" Unikam jak zarazy jątrzycieli, bo działają na mnie jak płachta na byka i tracę na nich zbyt wiele mojej cennej energii, którą mogłabym wykorzystać np. do pomocy sobie.
Mnie ten wątek bardzo pomaga. Choćby dlatego, że ja sama chcę sobie pomóc i czytając od początku wszystko, co piszą dziewczyny i Blanka oraz Pan Wojtek wiele się dowiedziałam O SOBIE! TAK! Myślę, piszę, a mnie to bardzo pomaga i porządkuje głowę. Jeśli Tobie nie pomogło, to naprawdę mi przykro, ale nie deprecjonuj naszego wątku, tylko z tego powodu. Zobacz, co napisała, by nie szukać daleko PolnyKwiatek. Znalazła tu jakiś pomysł! Cieszę się, że znalazłaś osobę, która Ci pomogła i życzę byś ułożyła się sama ze sobą i ze światem oraz uzyskała wagę wymarzoną! 

Pasek wagi

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.