- Dołączył: 2008-11-03
- Miasto: Poznań
- Liczba postów: 570
27 września 2011, 10:57
„Chcę schudnąć. Próbuję przestrzegać diety, zapalam się do sportu, nawet udaje mi się na chwilę zrzucić parę kilogramów, ale za moment dzieje się coś takiego, że nie jestem w stanie trzymać się diety, nie mam ochoty na ruch, zaczynam zajadać stres albo smutek, czując oczywiście coraz większą niechęć do siebie…” Coś ci to mówi? ![]()
Myślisz, że masz słabą wolę, bo inni potrafią, a ty nie? Powodzenie w osiągnięciu wymarzonego zdrowego i szczupłego ciała zależy zwykle w pierwszej kolejności od tego, czy w danej chwili jesteś w stanie zabrać się za dokonywanie zmian w życiu, czyli wytworzyć i utrzymać właściwe nawyki, by z czasem móc przestać koncentrować uwagę na jedzeniu i sylwetce – po prostu zdrowo żyć.
Stres, niska samoocena, uzależnienie od opinii innych, nieradzenie sobie z emocjami i wiele podobnych problemów jest często przyczyną niepowodzeń w odchudzaniu. Jest jednak dobra wiadomość: nie jesteśmy bezradni wobec tych problemów.
Zapraszamy w tym miejscu do rozmowy o wszystkich psychologicznych aspektach odchudzania – od kompulsywnego objadania się, poprzez zajadanie stresu, po motywację.
Na Wasze pytania będą odpowiadali Wojciech Zacharek – psycholog, zajmujący się między innymi wsparciem w procesie zmiany i coachingiem oraz Blanka Łyszkowska – trener rozwoju osobistego, prowadząca warsztaty psychologiczne dla osób z nadwagą
- Dołączył: 2007-07-04
- Miasto: Krukowo
- Liczba postów: 788
4 listopada 2011, 22:22
Witam, ja mam inny problem: w głowie widzę siebie szczupłą, a ponieważ rzadko zaglądam do lustra (nie kupuję ciuchów, nie stroję się, bo to doprowadza mnie do rozpaczy), to jak nagle zobaczę się dokładnie w całości, to przeżywam szok. Jestem ohydna (wiem, nie powinnam tak o sobie myśleć, ale estetyka mojego ciała jest zupełnie inna, niż kanon urody kobiecej w "dzisiejszych czasach"), a w moich myślach mam ciało sprzed 15 lat, zgrabne i w normie. O co tu chodzi? Kilkanaście razy się odchudzałam, zawsze z efektem jojo i dodatkowym naddatkiem kilogramów. Obecnie od prawie roku nie mogę schudnąć! Próbuję diety, ale mam coś dziwnego, już sama myśl o ograniczeniu kalorii wpędza mnie w panikę! A post jednodniowy wzbudza przerażenie. Próbowałam wyczuć, kiedy jem (w sensie za dużo), ale mam tyle powodów, że nie wiem już doprawdy, który jest prawdziwy! Jem, kiedy jestem zaniepokojona, smutna, samotna, kiedy się boję o przyszłość, kiedy się boję o życie moich bliskich, kiedy TYLKO pomyślę, że chciałabym schudnąć!!!! Nie mam już napadów obżarstwa, kiedy to wydawało mi się, że jestem workiem bez dna, nauczyłam się kontrolować rozumowo, ile to jest za dużo, bo sytości nigdy nie odczuwam. Próbuję obserwować, ile jedzą inni, ale wydaje mi się, że inni jedzą jakoś drastycznie mało - he he. Dlaczego ja nie czuję się najedzona? Raz spotkałam kobietę, bardzo szczupłą, która nie jadła, tylko się odżywiała, tzn. zastanawiała się, co ma zjeść, by mieć wystarczającą ilość białka, witamin itd., a kwestia, że jedzenie jest smaczne i przyjemne w ogóle nie wchodziła w grę! Przeżyłam wtedy szok po raz drugi, nie mogłam absolutnie zrozumieć jej podejścia do jedzenia!!! Wydawała mi się nienormalna. A może to jednak ja jestem nienormalna....Dodam, że jako dziecko byłam potwornym niejadkiem i pamiętam to uczucie, jak jedzenie mi rosło w ustach, albo nie mogłam czegoś przełknąć, co nakazywał mi przełknąć ojciec (tyran i despota) i zawijałam np. w ziemniaki żyłkę z kotleta i łykałam w całości jak gęś, krztusząc się przy popijaniu...Nie wiem, kiedy zaczęłam jeść za dużo, ale było to związane z czytaniem książek, do których pochłaniałam jakieś tony jedzenia. Książki też pochłaniałam. Miałam około 10 lat, kiedy stałam się pulpetem. Od wielu lat nie czytam już książek, by nie jeść "do czytania", choć ostatnio zaczęłam czytać znów i z radością stwierdziłam, że "do książek" już nie jem. Jak mam odkryć i zmienić jakieś moje pokrętne zasady dotyczące jedzenia? Chcę ważyć normalnie, mogę mieć nawet 4 kilo nadwagi, nie marzę by być szczupła (tak naprawdę to chude kobiety mi się nie podobają), ale pragnę nie być już otyła....Proszę o jakieś wskazówki.
5 listopada 2011, 18:07
Witam,bardzo dziekuje za odpowiedz.
Ja oczywiscie,bedac weteranka diet i odchudzania,znam zasady zdrowego odzywiania i wplywania na wlasna psychike.
Tak wszystko wiem!I co z tego?nic!ide pod wiatr,lamiac po drodze wszystkie zasady,jak narazie nic do mnie nie przemawia.
Wszystko zawiodlo i te wszystkie diety kiedys na mnie dzialaly,obecnie nie.Probowalam wszystkiego od dietetykow po diety roznego typu i leki na odchudzanie,ktore uzywam obecnie.Stracilam wiare w siebie probuje odzyskac wlasne zycie ,ale brakuje mi zapalu,poprostu przestalo mi sie chciec.
Pozdrawiam serdecznie.
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
7 listopada 2011, 12:26
> Witajcie, a ja znów mam pytanie. Czytałam trochę o
> wizualizacji i czasem próbuję to stosować, mam
> nawet fajne płytki. Tylko zauważyłam, że w tych
> wizualizacjach bardzo trudno mi sobie wyobrazić
> siebie szczupłą i wysportowaną, raczej mam jakby
> odwrotnie i widzę, niejako wbrew sobie,
> mega-grubasa Zastanawiam się czy coś robię źle,
> czy może moja psychika broni się jakoś przed tym
> szczupłym odbiorem. W sumie nie wiem czy powinnam
> dalej usilnie próbować widzieć się szczupłą czy
> raczej zrezygnować z tej metody?
Monijko, na mój gust, jest jakaś większa blokada w Tobie. "Na rozum" nie warto takich rzeczy brać, bo to nie rozum bierze czynny udział w tej historii.
Moja rada (konsultowałam to też z Wojtkiem) jest taka, żebyś na początek wizualizowała prostsze rzeczy: poćwicz na wyobrażaniu sobie np. że leżysz na plaży i jest Ci miło i przyjemnie, czy też nad strumykiem w lesie, albo, że wygrałaś na loterii 100000 zł. POCZUJ emocje, jakie towarzyszyłyby Ci w tych sytuacjach, niech one staną się realne w ciele. Jeśli zacznie Ci to wychodzić, to możesz wrócić do wizualizacji siebie takiej lub innej. Koniecznie zawsze wizualizacja musi iść w parze z POCZUCIEM stanu, emocji, fizycznie. Jak teraz, siedząc przed tym kompem, wyobrażę sobie siebie np. pakującą walizkę na wyjazd po palmy jutro (tego mi teraz trzeba najbardziej :D), to czuję przyjemne mrowienie w brzuchu, lekki zawrót głowy, radość, niecierpliwość itd. Jeśli wyobrażę sobie siebie wyglądającą kwitnąco, zdrową, z piękną cerą i włosami, z błyskiem w oku, ruchach pełnych gracji i elastyczności, a do tego w pięknym odzieniu ;) to czuję przyjemne ciepło w klatce piersiowej, satysfakcję i radość, miękkość taką fajną w myślach, dosłownie JESTEM w wyobraźni taka i mój mózg to uwielbia ;) Pomaga mi to ogromnie i nie ma znaczenia fakt, że w rzeczywistości jestem w dość marnej formie, wyglądam nie za dobrze i ruszam się jak połamaniec :D Ważne, że mózg dostał porcję zbawiennej chemii radości. Ona swoje już zrobi - zrelaksuje, da lekką euforię, nieco entuzjazmu i NA PEWNO wesprze proces zdrowienia z moich dolegliwości. Tak się dzieje, fizjologicznie, czysta chemia. Sami sobie możemy "wyprodukować" w ten sposób najcenniejsze lekarstwa w postaci endorfin i innych przemiłych substancji chemicznych, które nasze ciało uwielbia :)
Warto poćwiczyć, wypracować sobie tę metodę na blachę i używać do różnych rzeczy. Przy okazji - bardzo dobrze robi też w temacie "czucia" swojego ciała i jego potrzeb, wspiera tę cielesną intuicję. Ja bym to porównała do takiego psychologicznego dopieszczania swojej istoty :)
Daj znać, czy ta rada Ci pomogła, ale pamiętaj - ćwicz codziennie przynajmniej raz, przez co najmniej miesiąc. Trzeba na to czasu!
Serdeczności
- Dołączył: 2007-07-04
- Miasto: Krukowo
- Liczba postów: 788
7 listopada 2011, 14:00
Czyli wizualizować sobie siebie szczupłą, energiczną, zadbaną i uśmiechniętą - ale koniecznie z emocjami??? To jest najtrudniejsze.
Póki co z 86,7 zrobiło mi się 88,3.... Przy wzroście 158. To jest po prostu podłość mojego ciała, czy podświadomości... Od kilu dni mniej jem, jem z uwagą i ważę coraz więcej? Nie wyobrażam sobie całe życie liczyć kalorii i nie przekraczać 1200. W moim przypadku najlepiej byłoby przejść na bretarianizm, czyli odżywianie światłem słońca i energią prany. Miałabym wreszcie kłopot z głowy. Swoją drogą, ciekawe ile bym ważyła? Rzucenie jedzenia przy konieczności jedzenia jest bardzo trudną sprawą. Muszę przestać się bać głodu i pomyśleć o jedzeniu jak o ODŻYWIANIU, nie przyjemności zastępującej coś tam. Może nawet nie trzeba szukać odpowiedzi na pytanie: co mi zastępuje jedzenie? Tylko po prostu trzeba się nauczyć innego podejścia do żarcia? Czy to jest możliwe? Czy to jest krótsza droga? Ja mam coraz mniej czasu na schudnięcie. Moja córeczka jest coraz większa i zaraz będzie się wstydzić grubej matki.
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
7 listopada 2011, 15:38
Otulona (ładny nick :)) teraz nie mogę za wiele napisać, ale mam prośbę - poczytaj, jeśli tego nie robiłaś, ten wątek od początku, dobrze? Dużo się tam już mówiło ważnych rzeczy. Na pewno koncentrowanie się na wadze, kaloriach i odchudzaniu, w Twoim wypadku jest zabieraniem się za objaw, nie przyczynę, w związku z czym, z góry skazane na los Syzyfa.
Ale: jesteś na właściwym tropie. Widzę, że bez trudu formułujesz właściwe wnioski, masz stuprocentowo prawidłowe intuicje. To SUPER :) Masz w sobie cały potrzebny rezerwuar mądrości i kompetencji. Pielęgnuj to przekonanie w swoim umyśle, to bardzo ważne, żeby zaufać sobie :)
Powiem tak: nie ma "krótszej drogi", a zmienić pewnie trzeba najpierw podejście nie do "żarcia" a do "życia" :) I do siebie. Porozmawiamy potem, dobrze? Zajrzę wieczorkiem.
Serdecznie witam i serdecznie pozdrawiam :)
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
7 listopada 2011, 15:43
Harpagan, mówisz, że przestało Ci się chcieć. Szukaj więc wszystkiego, co Cię zapala do działania i dobrze na Ciebie wpływa! Rozjaśnia umysł i cieszy. Jak ćma do światła idź w takie czynności i działania, które powodują u Ciebie pozytywne "zapomnienie się", entuzjazm i promienność. Motywacji nie da się wytworzyć, energię można :)
I, ważne, to nawet wyłuszczę, bo to podstawowa sprawa:
NIE KARĆ SIEBIE ZA TO, ŻE NIE MASZ DZIŚ MOŻLIWOŚCI/ UMIEJĘTNOŚCI CZEGOŚ ZROBIĆ,
A SKONCENTRUJ SIĘ NA TYM, CO MOŻESZ ZROBIĆ, CO JEST W ZASIĘGU TWOJEJ RĘKI.
CHWAL SIEBIE I NAGRADZAJ ZA KAŻDĄ MAŁĄ RZECZ, KTÓRĄ ZMIENISZ NA LEPSZE,
ZAAKCEPTUJ DROGĘ ZŁOŻONĄ Z MAŁYCH KROKÓW.
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
7 listopada 2011, 15:45
A! Zapisuję się na zumbę :) Czuję, że to mi dobrze zrobi w czasie mrocznej pory roku :) Polecam - wyrzut endorfin zagwarantowany!
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
7 listopada 2011, 21:30
Drogie Panie, wymiękłam, idę spać :) Do napisania!
- Dołączył: 2005-11-30
- Miasto: Warszawa
- Liczba postów: 208
8 listopada 2011, 19:41
Otulona, pomyślałam trochę, o tym Twoim braku sytości, bez względu na to, ile zjesz. Jest wielce prawdopodobne, że masz taką chemię mózgu :)
Oto fragment wydanej przez moje miniwydawnictwo książki o emocjonalnym objadaniu się "Chcesz schudnąć, ale... nie potrafisz przestać jeść?"S.Cabot, W.Perkins:
Wyniki nowych badań wykazały, że
przyjemność z jedzenia odczuwa się dzięki uwalnianiu w mózgu
dopaminy. Badacze odkryli, że spożycie określonej ilości
czekoladowego koktajlu mlecznego przez osoby z nadwagą powoduje
wydzielanie mniejszej ilości dopaminy w porównaniu do ilości tego
neuroprzekaźnika wydzielanego u osób o normalnej masie ciała.
Osoby z nadwagą mają gen powodujący, że ich organizm wydziela
mniej dopaminy. Takie osoby mogły zostać obdarzone genem
powodującym, że w ich organizmie wydzielają się mniejsze ilości
dopaminy, zatem jest to mechanizm wrodzony. Ludzie ważący znacząco
więcej niż powinni, mogą mieć genetycznie uwarunkowany niedobór
przyjemności z jedzenia, a to sprawia, że muszą zjeść więcej,
by została uwolniona odpowiednia ilość dopaminy zapewniająca
zadowalający poziom przyjemności (czyli osiągniecie stanu sytości)
w porównaniu do osób z prawidłową masą ciała. Rozwiązaniem może być suplementacja tyrozyny. Polecam Ci tę książeczkę, w każdym razie :)
- Dołączył: 2007-07-04
- Miasto: Krukowo
- Liczba postów: 788
9 listopada 2011, 15:02
O! Dziękuję Blanko za odpowiedź, jak mała skończy trzydniówkę, będę miała czas na przemyślenia....Dziękuję!