Każdy z nas ma już chyba wrodzoną obawę przed kupowaniem jedzenia w przydrożnych barach bądź spod parasola, ustawionego gdzieś przy jeziorze. Jednak upał sprawia, że chce się zjeść to czy tamto. A wielogodzinna jazda autem zmusza do postoju, by rozprostować kości. A wtedy wystarczy już tylko jeden krok, by kupić sobie coś szybkiego z rusztu. Niestety nasze przypuszczenia potwierdzają wyniki kontroli przeprowadzanych przez pracowników sanepidu. 

Takim głównym wyznacznikiem czystości jest dostęp do bieżącej wody. Niestety nie jest to takie oczywiste dla wszystkich sprzedawców – przyznaje Ewelina Suska z Wojewódzkiej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej w Poznaniu.

I już tylko ich tajemnicą pozostaje przygotowanie posiłków w takich warunkach. Normą jest przechowywanie żywności poza urządzeniami chłodniczymi, mieszanie warzyw z wędlinami, a także używanie brudnych przyborów kuchennych.  

Niepokoi fakt, że tego typu przypadki zgłaszane są do sanepidu przez cały rok i wcale nie jest ich więcej w okresie wakacji. Nie można też wskazać miejsca, gdzie takie produkty żywnościowe są najczęściej sprzedawane. Inny letni problem dotyczy zatruć po spożyciu wyrobów cukierniczych i garmażeryjnych. Inspektorzy sanepidu wiele już widzieli, są jednak znaleziska, które i ich potrafią zaskoczyć. 

Największe obrzydzenie u ludzi budzą żywe larwy. Te odnajdywano na przykład w czekoladzie z bakaliami, czy w kaszce mannie - przyznaje Anna Knychała, kierownik laboratorium badania żywności w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej w Poznaniu.

W swojej pracowni analizowała już tajemniczy zielony osad w wodzie mineralnej, który – jak się potem okazało – utworzyły glony. Bez mikroskopu oceniała już, że wypatrzone w tartych buraczkach kawałki metalu nie nadają się do spożycia.  

/gfx/news/noscale_6923_1407408275.jpg
Eklery, zdjęcia dostarczyła: Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Poznaniu

Gwóźdź w sałatce, czy pleśń na jogurcie dostrzeże każdy. Zdecydowanie niebezpieczniejsze są dla naszego zdrowia są bakterie, całkiem niewidoczne dla oczu. - Nigdy nie powinniśmy przerywać łańcucha chłodniczego. Gdy kupujemy coś zamrożonego, natychmiast musimy to przetransportować do lodówki - przestrzega Joanna Piwosz, kierownik pracowni mikrobiologii żywności w Wojewódzkiej Stacji Sanitarno – Epidemiologicznej w Poznaniu. Ta zasada dotyczy także na przykład wędlin, które bywa, że przez godzinę, dwie oczekują na gości na pięknie przystrojonym stole. Nie prawdą jest też to, że biegające po drożdżówkach czy wacie cukrowej osy nam nie szkodzą. Często słyszymy od sprzedawców, że owady są czyste. Tymczasem  na swoich odnóżach przenoszą one drobnoustroje chorobotwórcze – potwierdza Piwosz.  

Nieuczciwi sklepikarze powinni wiedzieć, że pracownicy powiatowych stacji sanitarno- epidemiologicznych województwa wielkopolskiego przeprowadzają kontrole sanitarne także w dniach wolnych od pracy. Do tej pory nałożyli 29 mandatów karnych, na kwotę 6 tys. złotych. A to dopiero półmetek wakacji. „Niezdrowo” wyglądające produkty można cały czas przynosić do oddziałów inspekcji, gdzie zostaną bezpłatnie przebadane. Pozostałe przestrogi chyba znamy. 

W okresie letnim nie jemy potraw surowych typu tatar czy metka, lub do wyboru których użyto surowych jaj. Nie kupujmy też jaj stojących na rozgrzanym stoliczku na targowisku, czy przechowywanych w ten sposób rurek z kremem. Myjmy też sezonowe owoce przed ich zjedzeniem. To nie lada wyzwania, gdy widzimy ustawione obok siebie maliny, borówki, śliwki. Niech dopingująca będzie dla nas wiadomość, że znajdywane są na nich bakterie odkałowe. Wstydliwe? Nie dla wszystkich.