dziś kolejny dzień na wysokich obrotach. Choć ranek był leniwy (strasznie nie chciało mi się wstawać), jednak jak już zwlokłam się z łóżka (no dobra mąż mnie wywalił) i wzięłam prysznic to się rozbudziłam.
Do pracy pojechałam dziś na rowerku (8 km zaliczone), wracać już nie wracałam - rower odstawiłam do serwisu by sprawdzili co mi w nim zgrzyta.
W pracy jednym słowem sajgon: od rana zostałam zarzucona 3 projektami udało mi się ogarnąć 2 bo o 16 musiałam najpóźniej wyjść z pracy i tak wyszłam 15 minut później. Przez co ledwo zdążyłam dojechać do serwisu, a później na uczelnie (dziś miałam konsultacje dla studentów).
Niedawno wróciłam do domu i właśnie sobie gotuje obiadek na jutro do pracy.
Dzisiejsze menu:
Śniadanie: 3 łyżki sałatki śledziowej, 2 kromki chrupkiego chlebka
2śniadanie: 1,5-2 szklanek truskawek, mały kawałek sernika na zimno (taki na 1/3 wielkości małego talerzyka spod filiżanki - koleżanka z pracy miała imieniny)
Obiad: połówka dzwonka z łososia, 2 małe młode ziemniaczki, ok 200 g fasolki szparagowej żółtej
Podwieczorek: hot-dog z orlenu (tak mnie ssało w drodze na uczelnie, że musiałam coś przegryź :o()
Kolacja: pół miski zupy kalafiorowej
Z sukcesów wypiłam 1 litr wody przez cały dzień (wiem, że ma się to nijak do wczorajszych 2,5 ale i tak jak na dzień, w którym nie mam siłowni to dużo).
W tym tygodniu pewnie dostanę @ bo ciągle bym coś jadła :o/
innaona
29 maja 2012, 20:57Hello uszy do góry hot doga spalisz na siłowni ! A @ się nie daj 3mam kciuki!!