Dziwne bo nie w moim stylu. Cwicze - nie mam zakwasow.
Przestrzegam zasad diety zjadlam tylko troche czipsow do wina w sobotni wieczor. Byly pycha:). Nastepnego dnia powrot do normalnosci itd... Nie mam kompletnie wyzutow sumienia bo musialam sie zresetowac jak kazdy czlowiek. Mam motywacje - coraz wieksza. Nauczylam sie zdrowego rozsadku i umiaru we wszystkim. Wiem ze wszystko jest dla ludzi tylko w umiarkowanych ilosciach. Dojrzewam dietowo ale przede wszystkim, zaczynam dostrzegac wewnetrzna potrzebe bycia fit aktywna. Nie wystarcza mi tylko zjedzenie czegos zdrowego to nie daje zadnej satysfakcji albo jesli daje to niewielka. Ten usmiech po treningu i ten blogi stan ducha sa nie do opisania! W zyciu probowalam wielu zlych rzeczy ale nic nie daje takiego high-u jak ten naturalny - endorfinowy.
Samo szczescie a nasz mozg to potega. Musimy tylko nad nim starac sie zapanowac:).
Najlepszym dowodem na to jest jak bardzo sie przez ten rok zmienilam. Bylam gruba (96,5kg przy moim wzroscie to juz nie nadwaga tylko otylosc pierwszgo stopnia) leniwa gegajaco marudna i nieszczesliwa i zakompleksiona. Zapijalam ten smutek bardzo czesto alkoholem. Zaczynajac pierwszy trening zakwasy byly nie do zniesienia. Posladki bolaly tak mocno ze kilka razy zdazylo mi sie wziac lek przeciwbolowy bo nie moglam usnac z bolu. Wielokrotnie odpuszczalam bo za bardzo sie meczylam. O stawach w kolanach juz nie bede sie rozpisywac ale nie wytrzymywaly.
Wszystko odmienil ukochany rower! Dystans 6km na poczatku przyprawial mnie o zawroty glowy i lal sie ze mnie pot. Jednak cale poprzednie ok 12 miesiecy raz mniej raz wiecej jezdzilam wlasnie na nim. Nie mamy prawa jazdy ani samochodu i nie oplacalo mi sie jezdzic autobusem. Jak wiadomo w Holandii pogoda bywa okrutna, a tegoroczna zima, a takze "wiosna" nie nalezaly do najlzejszych i najpiekniejszych. Jezdzilam tyle razy w brzydka pogode ze nie jeden by wymiekl. Nie raz tak wial wiatr prosto w moja "gebe"ze upocona z lzami w oczach i z wielkimi wku!@#$%em docieralam do pracy. Nie raz tez zmoklam jak kura. Pare razy splynal mi nawet tusz do rzes. Ale nie rezygnowalam bo rower to moj jedyny srodek transportu. Piatek swiatek nie bylo i zreszta nie ma do tej pory ze boli. Codziennie tez zaworze i przyworze na nim dziecko ze szkoly. Podobnie mial moj maz tak w ogole. Mimo ze popala ma niezla kondycje. Ten to juz w ogole biedny nie raz w zime na nocki przez sniezyce ulewy jezdzil tyle kilometrow- 18 w obie strony. Nie oposcil nawet dnia w pracy przez to ze pogoda byla zla. A byla zla tygodniami i on nie mial w glowie spalania kalorii ani diety wiec bylo mu duzo gorzej psychicznie niz mi no i pracuje 5 dni w tygodniu, takze na noce, a ja zalezy 2,3,4 i po kilka godzin 3,4 nie 8. Zycze mu z calego serca wiec zeby na nastepna jesien i zime kupil juz jakiegos wypasionego scootera. Chociaz po przeprowadzce ma na szczescie blizej o polowe ale i tak mam nadzieje ze w koncu sobie go kupi;). Wracajac do mnie dzieki temu, ze dostalam taki "szok trening" od losu zyskalam wiele. Kilka razy w tygodniu przemierzam rozne dystanse od 5 do 40km. Zalezy gdzie musze sie dostac i co zalatwic. Nie mecza mnie juz takie wyprawy prawie wcale. Deszcz podczas jazdy jest mi obojetny. No chyba ze ciezka ulewa.W pewnym sensie nawet go polubilam. Jade przez las i spiewam, pada deszcz, a ja czuje sie troche tak wiecie jak w jakims teledysku:). Jedyne co nadal mnie wkurza to wiatr bo wtedy ciezko sie pedaluje. Nie raz mam wrazenie ze pieszy by mnie wyprzedzil no ale z drugiej strony zawsze sobie tlumacze ze pracuja moje miesnie i mysle o zlych rzeczach o biednych i glodnych dzieciach o wojnie i wtedy mi przechodza nerwy bo wiem ze wiatr to nic takiego w porownaniu do innych gorszych rzeczy!!!
Reasumujac ROWER uratowal mi zycie, zdrowie, kondycje, uczynil bardziej odporna na drobne przeciwnosci losu. Dal mi cholernie duzo harta ducha i satysfakcji tez. Dlatego
polecam wszystkim ludziom ten sport bo uprawiany regularnie daje duzo satysfakcji i poprawia ogolny stan zdrowia a co najwazniejsze dla vitalijek pomaga gubic kilogramy. No bo kochane tak na logike?? Widzialyscie kiedys grubego kolazyste?? Bo ja nie a troche ich mnie wyprzedzilo;). Dlatego apeluje do tych co ostatnio lapia doly i sie poddaja. Nie lamcie sie wezcie sie za ruch a niemozliwe stanie sie mozliwe!!! Skoro taki len smierdzacy jak ja wypracowal w sobie sile do walki to moze to zrobic kazdy! Zgubilam 17 kg zostala polowa i wiem ze chociaz mialabym upasc jeszcze wiele razy to nie odpuszcze za zadn skarby swiata !!
Teraz jest moj czas koniec i kropka!!
I dziele sie z wami moja motywacja i energia!!
Polecam powtarzanie tego z zacisnietymi piesciami i zebami!!
A na koniec szczypta motywacji:
MagdalenazWenus
26 czerwca 2013, 22:58no mnie ten rower jakos nie che pomoc,EM mowi,zebym na jakims bardziej zynchowatym jezdzila to predzej schudne:(
angelina.wroclaw
25 czerwca 2013, 17:04Jazda na rowerze to samo zdrowie:) Pozdrawiam....
syszunia
25 czerwca 2013, 15:33Zdrowy rosądek to podstawa, gratukuję podejścia do diety! Rozumiem co to nocki i ciężko jest się zabrac do cwiczeń jak człowiek jest rozbity:)
asik77
24 czerwca 2013, 22:44też bym tak chciała.Pozdrawiam
awalyna
24 czerwca 2013, 22:10no i pięknie, tak dalej!! :)