Jadę z tym koksem. Ale waga opornie. Zjechało 2 kg w miesiąc i stoi jak zaklęta. Jestem twarda. Sławek wspiera. A waga ani hu-hu. Tyle było imprez, wczoraj nawet rodzice przygalopowali z czekoladkami. Że niby w imieniny to można coś lżej się potraktować itd. Nic z tego. Obok bomboniery ustawiłam piękną miseczkę z rzodkiewkami. Zapiliśmy czerwonym wytrawnym. No, może kieliszek za dużo bo rano znów +200 gram. A może to cykl.
Dziś miała być kanapka z kremem z awokado. Zabrałam awokado, przyprawy, cytrynkę. Kroję. W środku zepsute. Wywaliłam. No i co, zjadłam sałatkę z pomidorów i cykorii. Pewnie połowa planowanych kalorii. Nie pierwszy i nie ostatni raz. Cały problem z dietą na tym polega, zawsze coś nie wyjdzie, więc jem mniej. A i tak nic w dół.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
bettymw
6 listopada 2012, 18:37Też tak często mam, ale najgorsze jest, że się poddaję. Widzę, że Tobie to nie jest przeszkodą i jesteś twarda. Oby tak dalej!