Trzymam się, a co. Dziś minie 2 tygodnie. Po pierwszym uczucie głodu może i odrobinę zelżało, ale wagą wyskoczyłam powyżej 59 kg! Siła błonnika. Podobno uczucie sytości na dłużej - he he... Przedwczoraj postanowiłam nie oglądać się na nic tylko tyle zjeść żeby nie czuć przez chwilę głodu. Nie liczyłam co do grama płatków ani plasterków awokado, ani sztuk rzodkiewek. Zamiast jeść ostatnią przekąskę ciemną nocą zjadłam ją razem z lunchem, zyskując na poczuciu sytości. Postanowiłam, choćby nie wiem co, wieczorem nie jeść żadnych węglowodanów nakazanych przez dietę, tylko samo białko z ewentualnymi niskoglikemicznymi warzywami. Za to bez liczenia gramów. Wczoraj to samo. Pomimo uszczypliwości rodziny. I skutek - pierwszy raz od początku diety mój organizm zareagował: wczoraj rano znów poniżej 59 kg, a dziś już 58,3 - czyli kolejne kilkaset gram. I bez dręczącego głodu. Rozsądek.
Teraz to już czuję że dam radę.
W sobotę wielki sprawdzian, robię urodziny Zośki. Postanowiłam uraczyć gości dietetycznie, a co. Przygotuję wszystkie najlepsze potrawy z mojej diety, no, może bez ryb, bo tu będzie opór. Oby samemu się nie nażreć, bo cała robota na nic będzie. Dla 18 osób to muszę się narobić przy tym żarciu. Tylko wytrwać w sobotę, w niedzielę będzie już lepiej! No i ostrożnie z alkoholem, to też węglowodany.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.