Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
po miesiącu...


Po miesiącu - no cóż, nie mogę powiedzieć że zupełnie nic. Niby ponad dwa kilo. W tym tempie jeszcze parę miesięcy mi to zajmie. 10 dni było w plecy - wyjazd na narty. Nie było mowy o trzymaniu diety, po pierwsze chce się jeść jak smok, po drugie wspólna kuchnia. Ale też nie przybyło ani grama. Jak wyjechałam, tak wróciłam. Za to po powrocie, w ostatnim tygodniu - prawie pół kilo w dół. No i super.

Zastanawiam się jak to zrobić w czasie świąt... no bo o diecie mowy nie ma, codziennie goszczenie się przy różnych rodzinnych stołach, będzie jazda... Wiem że to nie tylko mój problem, mam nadzieję że wszyscy damy jakoś radę. A jaka to radość zapinać pasek o dziurkę dalej!
I z tą myślą przystępuję do pieczenia świątecznych mięs. Zamiast piec, po prostu je gotuję w małej ilości wody. Rodzinka twierdzi że są  znacznie lepsze. I nie kupuję ani grama wędliny: słone to, nasączone wodą i chemią, a ani się umywa do własnych.

WESOŁYCH I SZCZUPŁYCH ŚWIĄT

życzę sobie i wszystkim odważnikom!

  • kasperito

    kasperito

    14 kwietnia 2009, 00:22

    Witaj! Ślicznie wyglądasz z córcią. Trzymam kciuki za odchudzanie i wytrwałości życzę.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.