Nic do przodu, ciut wstecz. Generalnie od dwóch lat się nie rusza. Kupiłam znowu dietę i znowu próbuję. Ta moja waga to ciągle lata góra dół, a w efekcie stale wraca do znienawidzonego poziomu. I tak dobrze że nie rośnie.
Cóż, że lubię jeść. I chyba o to chodzi, bo w sumie nie jem źle, tylko za dużo. Za duże porcje, złe proporcje.
W pracy są dziewczyny co zasuwają pół miski risotto i trzy kotlety codziennie na obiad. Albo naleśniki z serem, pięć sztuk, a co. No i co? No i chude że się wyć chce. A tu gdyby tak ze trzy naleśniczki sobie pozwolić, następnego dnia waga hooop! pół kilo w górę!
Taaaa...
No cóż. Od początku lutego uczęszczam aktywnie do siłowni, dwa, czasem trzy, czasem tylko raz w tygodniu. No, nie powiem, widzę zmiany, nie powiem. Tylko nie w wadze. Raczej w nastroju, samopoczuciu. A solidnie się przykładam bardzo.
Życzenia na czterdziestkę, koleżanka z piaskownicy jeszcze: "bądź sobą, bądź dla siebie łaskawa". No i się staram. Nic na siłę, powolutku, może coś drgnie. To jeszcze w końcu nie koniec świata, ta czterdziestka, te kilogramy, ta cera... A co z marzeniami? Co z naprawdę ważnymi sprawami?
Hmm jutro wesele w rodzinie. Jak to pasuje do diety? nijak. A więc znowu nic mi po diecie?
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.