Troszkę się z vitalią pokłuciłam, ale doszłyśmy do porozumienia wreszcie i efekty są. W tydzień zeszło 2,5 kg, więc jestem pełna optymizmu. Pięć porcji zielonki, świerze zioła, nabiał, mniej pieczywa, prawie wcale słodyczy, woda, herbata zielona i czerwona, kawie nie odpuszczę, bo mam dostać od taty ekspres ciśnieniowy ;)
Generalnie jest nieźle, mąż kupił dwie czekolady i je tak schował, że zauważyłam po tygodniu i... Nie tknęłam :) Jakoś łatwiej mi z głową się pogodzić, wystarczy powiedzieć sobie, że wykupiliśmy dietę i do marca muszę się jej trzymać (potem chyba kupię dalej, bo to mnie trzyma w ryzach słodyczowych). Już obmyślają, jak sobie poradzić w święta. Na wigilię na pewno będzie łosoś z folii, może też halibuta kawałeczek, pieczarki na lekko jakoś, kapusta. Zjem troszkę makiełek, ale ciastem odpuszczę. No i wina nie odpuszczę :P
Widzę, że mam więcej energii, powoli zachodzą zmiany, cera mi się poprawia. Niestety nadal chodzę niewyspana, młoda robi ostatnio cyrk, że się budzi koło 1 i ona chce do nas. O 2 przychodzi starszy i... No wąskie jednak mamy łóżko.
Teraz muszę dodać wreszcie orbiego, może w święta, jak wypocznę, będzie łatwiej. No i jak się z tego nieszczęsnego przeziębienia wyleczę, bo już drugi tydzień jestem w średnim stanie.
Lolaki
12 grudnia 2014, 13:49pieknie gratulacje trzymam kciuki za dalsze spadki moja niunka budziala sie przes dwa lata o drugiej i piatej nad ranem chcala sie przytulac takie juz sa te nasze przytulaki
Pszczolka000
12 grudnia 2014, 12:39Teraz musisz w wielkie łoże zainwestować ;) a co do spadku, to ogromne gratulacje!! Nie ma co spoczywać na laurach i trzeba gnać dalej, ale i tak możesz być z siebie baardzo dumna! Powodzenia w dalszej dietce ;)