Z (nie)wielką mocą wkroczyłam w moje zdrowe odżywianie. Aczkolwiek pozytywnie zaskoczyło mnie to, że jedząc regularnie małe porcję można być tak bardzo sytym. Wcześniej bezwładnie uznawałam zasadę "żryj ile wlezie".
Ćwiczenia zaplanowałam na wieczór, więc nic tu o nich nie napiszę.
Ale za to dieta to bajka. Przekonałam się już nie raz o tym, że nie potrafię się trzymać restrykcyjnego jadłospisu, bo nie ma to większego sensu. Ekonomia to pierwszy punkt, no błagam, nie mam zamiaru wydawać 100 zł tygodniowo na same mięcho i ryby. Łosoś 3 razy w tygodniu? Dobre sobie... Wiedzą o czym mówię osoby, które muszą się same utrzymywać. Z czasem wszyscy zrobimy z siebie sknery przez to oszczędzanie, tak, tak.
Do rzeczy.
Śniadanie
ok. 80g kaszki mannej z musem jabłkowo-brzoskwiniowym (mój to gotowiec z Almy, bo akurat na promocji, ale sama też robię) - ok.420 kcal
Zagryza międzyposiłkowa
Owocki zblendowane: pół banana, pół jabłka i 4 truskawki mrożone z biedry - ok.140 kcal (MNIAM!)
Obiad (jadłam w częściach, bo duża porcja):
80 g piersi z indyka, 100 g kaszy gryczanej i ogóreczki domowej roboty - ok. 500 kcal
Na kolacje grani pewnie i styka. Chodzę pełna (i leciutka za razem) cały dzień jak balonik. Wodę powinnam jeszcze zaangażować, ale nigdy wielką fanką nie byłam. Chyba, że z cytryną to już ujdzie.
Polecam "smażyć" bez tłuszczu, tylko w papierze do pieczenia lub na oleju kokosowym.
Na jutro i pojutrze przygotuję piersi w panierce z wiórków kokosowych. Zobaczymy jak ten wynalazek smakuję. Także pierwszy dzień przeszłam bez wielkich problemów. Głowa do góry i do przodu.
Chciałam jeszcze zapytać, stosuję ktoś jakieś odżywki lub suplementy, które śmiało możecie polecić? Bo ja biorę tylko witaminy Olimpu, a chciałabym coś dołożyć. Myślę też, żeby wrócić do Hydradrein(?), bo woda się zasiedla u mnie ostatnio, a pamiętam, że to mi pomagało. Soli w ogóle staram się nie używać. Chyba czas się pogodzić z niedoczynnością. Eh :(