Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
​W pogoni za szczęściem...


Kiedyś byłam chuda. Dobre słowo, kiedyś. Pozwoliłam sobie na dużo i już w liceum ważyłam 77kg przy wzroście 168cm, było całkiem ok, tylko brzuch mi wystawał. Rozpoczęłam dietę z NaturHouse. Schudłam, ale nie było to warte. Żeby tracić na wadze jadłam mniej niż 1000kcal. No, ale udało się ważyłam 71kg, czułam się super ;) wszystko było w jak najlepszym porządku. Jednak miałam przerwę między studiami, pozwoliłam sobie w tym okresie na domowe obiadki z dokładką, więc uzbierałam 80kg. Mimo tego, że miałam nadwagę, było ok. Byłam nad morzem z tą wagą, chodziłam w stroju kąpielowym. Czułam sie super. Rozpoczęłam studia z waga 80kg. Nie przeszkadzała mi. Poznałam Ciebie, opowiadałeś tyle o tej Twojej Byłej Dziewczynie (Aniołku, który Cię uratował), że w końcu padło, że ona jest mega chuda. Stwierdziłam, że ja też mogę taka być. Chciałam Ci zrobić niespodziankę. Zapisałam się na siłownie, chodziłam prawie miesiąc mimo tego, że często było mi słabo na bieżni, miałam ciemno przed oczami i bardzo wysoki puls. Ty nie wiedziałeś, że chodzę na siłownię, że robię to dla Ciebie. Chudne mimo tego, że było mi dobrze z moją masą. Naciskałeś na spotkania, by później mnie olać i powiedzieć, że z wagą sobie nie poradzisz. Na początku nawet mnie to nie ruszyło, ale później wielokrotnie płakałam. Było mi tak strasznie wstyd, że jestem spaślakiem. Złamałeś mnie wtedy. Odechciało mi się wszystkiego i odchudzania, i sportów. Jednak nie przytyłam. Zrezygnowałam z siłowni i to nie przez Ciebie. Pojawiły się problemy zdrowotne na tyle poważne, że nie mogłam już ćwiczyć. Po ponad roku los postawił sobie nas znowu na drodze. Kiepski żart? Otóż widziałam, że się zmieniłeś. Już nie patrzyłeś na wagę, po pół roku byliśmy razem. W końcu ludzie się zmieniają. Można powiedzieć, że było w porządku. Nie czułam się super w swoim ciele, ale nie było też źle, a przynajmniej tak mi się wydawało. Ważyłam jakieś 80kg, czyli taka masa, co mnie uszczęśliwiała. Sielanka jednak nie trwa wiecznie. Pojawił się spory nacisk ze strony Twojej rodziny. Ciągły stres doprowadził mnie do obżarstwa. Twoja siostra napisała Ci, że da kasę, żebyś miał dla mnie na żarcie. Nie zareagowałeś. Jedyne co kazałeś zrobić to olać. Twoja rodzina mogła się psychicznie na mnie znęcać, obrażać, a ja miałam ich przepraszać, mimo tego, że nic nie zrobiłam. Doszło więcej stresu, było mi strasznie przykro. Ale kogo to obchodziło, przecież Twoja mama potrafiła mówić, że mam kulturę gorszą niż w oborze. Zaczęło się... Zajadałam. To w chipsach, żelkach, czekoladach, słodyczach znalazłam pocieszenie. Codziennie kebab, bo jedzenie nie pytało, jedzenie nie oceniało, ono rozumiało i sprawiało przyjemność. W pewien sposób pocieszało. Po wielu kłótniach mieliśmy się pogodzić, zaprosiłam Cię na pizzę, ale Ty nie mogłeś odpuścić. Musiałeś w mojej obecności gapić się na dupe kelnerki. Nie ma to jak zobaczyć w końcu jakąś szczupłą dziewczynę no nie? A nie patrzeć na wieprza dzień w dzień. Przytyłam, złamało mnie to. Uzależniłeś mnie od siebie. Myślałam, że jestem aż takim gównem, które nie zasługuje na szczęście, że powinnam być Ci wdzięczna, bo Ty jako jedyny chcesz ze mną być. Ważyłam już 90kg. Dni mijały, zaprosiłeś mnie na ślub. Udało mi się coś zrzucić, ale nie dużo, myślę, że ważyłam koło 86kg. Wiesz dobrze co było, znowu jakieś kłótnie, przykrości. Przytyłam. Miałam w dupie to jak wyglądam. Waga? 92kg. Brzuch odstający, obrzydliwy widok w piekarnikowej szybce. Do dziś pamiętam to obwisłe cielsko, które się z każdej strony wylewało. Ohyda. Chciałam schudnąć. Stwierdziłam, że będę mniej jadła. Przytyłam. Waga 95kg. Byłam u lekarza. Zapytał ile waże. Powiedziałam 95, kazał mi stanąć na wagę. W butach, w ciuchach. Waga wskazała 95,5kg. Lekarz powiedział "Noo sporo pani przekroczyła 95kg". Załamałam się. Płakałam.Nie mogłam zrozumieć jak to się dzieje, przecież prawie nic nie jadłam, więc dlaczego tyłam? Jednak coś we mnie pękło. Znalazłam piękną sukienkę, która była za mała. Chciałam się w nią zmieścić za wszelką cenę. Postanowiłam, że schudnę. Oczywiście nie mogło być za łatwo. Dostałam hormony, a lekarz bawił się w zgadywanie, co mi jest.  Byłam ekstremalnie głodna. Non stop głodna, wszystko przez durne tabletki. Gdziekolwiek wychodziłam  brałam ze sobą butelkę wody, bo co z tego, że jadłam 30min temu. Dalej  byłam głodna. Zaczęłam jeść 5 posiłków dziennie. Po trzech miesiącach waga była mniejsza o 12kg. Walczyłam dalej, odłożyłam tabletki. Znowu inne, znowu problemy. Ale udało się, w końcu miałam swoje upragnione 74kg. Później udało się zejść do 71.6kg. I co dalej? No właśnie jak miałam 74kg i mniej to nie podobałam się sobie. Wciąż widziałam tłustą świnię. Zjadłam coś niezdowego, wystraszyłam się. Pojawiły się wyrzuty sumienia. Strach, w głowie tylko myśli znów będziesz grubą świnią. Ważyłam się, żeby odpędzić te myśli, ale widziałam, że ważę za dużo. No nic, wiedziałam, co z tym zrobić, w końcu robiłam to wielokrotnie. Zaczęło się. Znowu, mimo, że tak z tym walczyłam. Nie mogłam, po prostu nie  mogłam stracić tego wszystkiego. Była naprawdę cienka granica do tego, żebym znowu popadła w bulimię. Nie potrafiłam nad tym zapanować, a Ty? Ty nie potrafiłeś pomóc. W sumie przytyłam do 77kg, no może 78kg. Cała ta praca na marne. Nie wiedziałam znowu co się dzieje. Nie rozumiałam dlaczego. Wróciłam do domu, schudłam do 75kg. Zaczęłam ćwiczyć. Waga to jakieś 72kg. Brzuch? O wiele lepszy. A co widzę w lustrze? Tłustą świnię. Co z tego, że waga mniejsza, jak wyglądam jak monstrum. Okropnie gruba beka. Nie czuję się dobrze. Nie czuję się ładnie. Ktoś mówi, że schudłam? W porządku widzę, że schudłam, ale widzę też jakie mam cielsko. Jestem za gruba. Za gruba na wszystko. Na wyjścia, na sport, na zrozumienie. Ważyłam 80kg i kochałam siebie. Waże 72kg i nie mogę patrzeć na siebie. To jest nie tylko Twoja wina. Ważyłam 80kg i czułam się piękna, kobieca, seksowna. Teraz widzę, że chudnę, ale nie czuję się dobrze. Jest ok. Chociaż często w lustrze widzę tłustą świnię. 

Taki "list" wysłałam do chłopaka, chłopaka, z którym chyba nie chce mieć już nic wspólnego. Jednak dopiero niedawno zauważyłam jedną rzecz. Słowa ranią, owszem, ale dawanie pozwolenia na różne rzeczy jest przyglądaniem się jak ukochana osoba powoli się zabija. Otóż nigdy więcej mi nie powiedział, że jestem za gruba. Zawsze mówił, że jestem piękna, że mnie kocha, że to tylko ciuchy oraz, że facet na kości nie poleci. No w sumie taka osoba to skarb. Kocha nas za to kim jesteśmy, a nie jak wyglądamy, ale czy aby napewno? Do czego doprowadziły jego słodkie kłamstewka? Pozwoliłam sobie na przybranie dodatkowych 15kg. I w sumie nie było by to jakieś straszne, gdybym nie miałam już wtedy nadwagi 10kg. Wpadłam w otyłość. 25kg za dużo. Co się stało? Pojawiły się problemy zdrowotne. Bardzo dużo osób grubszych twierdzi, że społeczeństwo się z nich śmieje, że są nietolerancyjni. Ale to nie prawda. Doszło do tego, że nie można popatrzeć na osobę większą, bo już ktoś jest nietolerancyjny. A teraz zastanówmy się jak traktuje się osoby chude? Często są wyśmiewane, że są za chude. Często zazdrości się im, że mogą jeść dużo i nie tyją. Czy to naprawdę taka fajna sprawa? Co w momencie, kiedy chuda osoba nie może kupić sobie żadnych rzeczy, bo wszystko na niej wisi, nie może przytyć mimo tego, że je dużo? Widzimy tylko jedną stronę medalu. Coraz częściej spotykam się z tym, że osoby większe mówią, że są chore, mają problemy zdrowotne, tycie jest u nich rodzinne. Niestety w wielu przypadkach jest to ta sama choroba, która dopadła mnie - OBŻARSTWO.  I trzeba o tym mówić głośno. Zastanówmy się chwilę i pomyślmy co dało nam większego kopa, żeby zawalczyć o swoje ciało. Słodkie kłamstewka, że wyglądamy pięknie mając nadwagę czy wymowne spojrzenia, brak pasujących ubrań, pewnego rodzaju złośliwości? Byłam wściekła na chłopaka, że mi powiedział, że z wagą sobie nie poradzi. Zostało to we mnie. Dzięki temu mam siłę by walczyć. Ta radość, kiedy w końcu mieszczę się w spodenki, w których chodziłam 8-10 lat temu. Lekko brzuch wystaje, ale zmieściłam się. Ja wiem, że dużo osób jest wrażliwych, jednak kurcze otyłość to już coraz większy problem, trzeba o tym głośno mówić. Ostatnio słyszałam, że w Polsce co 2 osoba jest otyła. I teraz zastanówmy się nad jednym. Ile osób większych mijasz codziennie na ulicy? W jakim są wieku? Już nie ma czegoś takiego, że dzieci są chude. Niestety coraz więcej mamy małych "pączusiów". Dlaczego trzeba głośno o tym mówić? U mnie pojawiły się problemy z sercem, w tym puls w spoczynku w okolicach 120 uderzeń na minutę (!). Nie byłam w stanie wejść po schodach bez mroczków. Praktycznie mdlałam po wejściu na 2 piętro. Gdyby nie ta sukienka pewnie dzisiaj ważyłabym ze 120kg jak nie lepiej, bo w końcu ktoś mówił, że kocha mnie w każdym rozmiarze. Najśmieszniejsze jest w sumie to, że dużo osób z problemami zdrowotnymi walczy o swoje ciało, a leniuszki szukają kolejnej wymówki. W końcu to, że się zżarło ciasta w niedziele, tłuste obiady w tygodniu, miało się całkowicie ograniczony sport, bo przejść do lodówki i z powrotem to żaden wyczyn nie ma żadnego wpływu na wygląd, prawda? Nie piszę tego, żeby kogoś obrazić, a żeby pokazać swoje zdanie. To my jesteśmy kowalami naszego życia i to my decydujemy o tym jak wyglądamy. Jeżeli masz nadwagę to ok, nie musisz być chudy/chuda, ale róbmy to z głową. By nie przekroczyć tej cienkiej linii odgradzającej nadwagę od otyłości. By później nie było 30, 40 czy 50kg więcej. I płacz. Bo co wtedy? Wtedy to pot, łzy i mordercza droga do celu, do lepszego samopoczucia. 

  • pozytywna16

    pozytywna16

    5 września 2018, 22:58

    Mocny wpis, ale potrzebny :* dobrze, że jesteś spowrotem

  • iwona.szczecin

    iwona.szczecin

    3 września 2018, 19:02

    Dziękuję...aż się popłakałam...ale dziękuję...

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.