Śniadanie jem bardzo syte. Co prawda wstaję o 6, w pracy o 7 kawa, a śniadanie dopiero o 10. Obiad o 15-16 tez najadam się do syta. Kolacja lekka, nic albo jabłko. I nawet mi się nie chce jeść wieczorem. Powinnam podzielić na więcej małych posiłków. Z wodą mam problem. Nie pije dużo. Właściwie to nie piję. Kawę żłopię w kółko. Rano na czczo szklankę wody przed pracą (jak nie zapomnę). Nie słodzę kawy. Nie jem słodyczy (czasem odrobinkę na poprawę nastroju - raz w tygodniu ciasteczko albo pasek czekolady).
Sól ... no właśnie. Wszystko "dobrze" przyprawiam solą - domownikom smakuje.
Ja pierdziule... wszystko do poprawki !
wuniaa
4 kwietnia 2014, 11:20Ale tak całkiem bez soli? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić... Rozumiem ograniczyć... ale zrezygnować, chyba bym nie dała rady. A mięso? ... no dobra - zioła. Warzywa taż. A makaron? A ryż? Jajko? Gratuluje odwagi! Ja obiecuję, że ograniczę!
pietraszenko
4 kwietnia 2014, 09:30U mnie w domu sól używamy tylko do kwaszenia ogórków...Ja nie jem jej (poza paluszkami) praktycznie od 15 lat gdy usłyszałem, ze w mojej rodzinie jest dziedziczne nadciśnienie. Nie smakują mi wiec po tylu latach posolone frytki albo pomidory:)