Policzylam i mam 43 dni. Wczoraj sie pilnowalam z jedzeniem - serio - nie bylo nic wiecej niz to co napisalam. A obiad byl duzy i mial z 450-500 kcal. Niestety nie bylo zadnego rowera ani nic - ale to dlatego, ze przedwczoraj przebilam opone i dopiero wczoraj ogarnelismy mojego czerwonego demona :)
Dzisiaj bedzie troche inaczej. Bo jest pierwsze planowane odstepstwo od diety. Ide do fajnej japonskiej knajpeczki na "jesz ile chcesz". Ale nie bede jadla obiadu o 18. Wiec jedzenie bedzie wygladalo tak:
7:30 - kromka (bez masla) z serem - jeszcze wyjadamy sery z lodowki, ale juz nie bedziemy kupowac (150kcal)
10:30 - mandarynka (100kcal)
13:00 - resturacjowe jedzenie (800kcal)
18:00 - mandarynka (100kcal).
No to troche przekrocze norme - ale bez tragedii. Na dodatek przyjechalam do pracy rowerem wiec bedzie 9,5km a to tez okolo 250kcal spalone. No i jezeli pogoda dalej bedzie przyzwoita postaram sie jeszcze zrobic 13km - to razem bedzie z 600kcal - czyli powiedzmy ze ogarne to niestandardowe jedzenie w ten sposob.
Dzisiaj rano waga pokazala 63.4kg, jest dobrze. Fajnie by bylo, gdybym jutro rano miala tyle samo albo troche mniej. Bo gdybym w pt miala 63.0 to oznaczaloby ze pierwszy kg zszedl. I jest szansa ze za 3 tyg bedzie ponizej 60, bo to byloby moje najwieksze szczescie. Ale zobaczymy. Bo ten weekend mam wyjazdowy - ale o tym moze jutro a moze pozniej :)