Kolejny raz podejmuję się odchudzania, myślę, że już ostatni ;)
Nigdy nie byłam chudzinką, ale jako dziecku wróżono mi smukłą sylwetkę i długie nogi. W efekcie mam niecałe 160 cm wzrostu i 10 kg nadwagi. Z problemem dodatkowych kilogramów borykam się w zasadzie od zawsze, choć wyraźnie przytyłam dopiero w liceum. Duże wymagania, marzenia o studiach, wieczory spędzone nad książkami .. i zajadanie nerwów nie kazały na siebie długo czekać i w III klasie wyglądałam już po prostu źle, choć najgorsze miało dopiero nadejść. Studia, wolność od ograniczeń z domu, grzanki z serem, energy drinki, hektolitry coli i kolejne porcje stresu, powodowały, że tyłam i tyłam. Kulminacja nadeszła w czasie wymiany studenckiej, a następna na zagranicznym stażu. Niewielki zasób pieniędzy pozwalał tylko na "śmieciowe" jedzenie. Dodatkowo na stażu doskwierała samotność, zakończony związek i tanie sery, frytki, majonez etc - ot Holandia dla biedaków. Wróciłam jako małe słoniątko, 75 kg. Mama się załamała, chciała pomóc, ale wiadomo, człowiek załamany to i drażliwy, nie da sobie wytłumaczyć ani pomóc. Wreszcie udało się jej namówić mnie na Centrum Leczenia Otyłości. Obroniłam dyplom, miałam trochę wolnego czasu, podjęłam wyzwanie. I udało się! 7 kg mniej w pierwszym miesiącu tylko zmotywował do dalszej walki. Poszłam do pracy, po pracy codziennie fitness, kilogramy leciały, osiągnęłam wymarzone 52 kg. Ciało niestety nie było idealne, ale pokochałam ruch, potem pewnego mężczyznę, potem góry.. Wszystko szło jak trzeba, waga była stabilna, kondycja coraz lepsza. I tu chciałabym zakończyć swoją historię odchudzania. Niestety. Sielankę zaburzyły objawy depresji i silnej nerwicy. Zaczęły się ataki paniki, duszności, omdlenia, w efekcie leczenie, strach przed wyjściem z domu, a więc i brak ruchu. I objadanie. Obżeranie. Związek się rozpadł, bo przecież nie takiej kobiety oczekiwał, miały być wyprawy, wspólny sport, a nie rozpacz i tycie. Na szczęście nie ma tego złego :) Udało mi się, po półtorarocznej walce zepchnąć nerwicę w cień. Mężczyzna, z którym już kilka razy byłam, w typowym związku żurawia i czapli, okazał się (jak zawsze zresztą) najlepszym oparciem. Tym razem już każde z nas się wyszumiało, uczucie wybuchło na nowo, od listopada zamieszkamy razem. M.akceptuje, ale też zachęca do zmiany. Dlatego podejmuję wyzwanie kolejny raz. Mam wsparcie, mam wiarę, zamówiłam już dietetyczne zakupy i od jutra (od jutra, bo zakupy przyjadą wieczorem ;) ) zaczynam z pełną parą, żeby do Nowego Roku było mnie trochę mniej i żeby na wymarzonych wakacjach w Gruzji w 2015 móc wskoczyć w krótkie szorty i kostium kąpielowy. Dwuczęściowy, a co!
waena
30 września 2014, 18:33Dziękuję! Ankieta wypełniona :)
studentka_UM_Lublin
30 września 2014, 18:20powodzenia :) już raz się udało, tym razem będzie równie dobrze. Dbaj o siebie. Pozdrawiam! ps. mam prośbę. jeśli będziesz miała chwilkę i będziesz mogła wypełnić prowadzoną przeze mnie ankietę na temat nawyków żywieniowych to będę wdzięczna. dzięki z góry. tutaj masz link: https://vitalia.pl/forms/d/1R8tyVMBmJwI7uaHp3uh9kjP158DKPLkHUg6rM076gdI/viewform
waena
30 września 2014, 13:59Dziękuję! Patrzę na Twoje wyniki i motywacja rośnie :)
Magiczna_Niewiasta
30 września 2014, 13:57Powodzenia, oby Ci się udało! :)