Minął kolejny tydzień, każdy z nich jest coraz trudniejszy ;/
I to wcale nie trudniejszy w powodu diety, tylko doba jakby uparcie się skracała, co dzień o kilka minut.. dobra, godzin.
Niestety maj nie sprzyja odchudzaniu- kolokwia, milion konferencji w najbliższym czasie, załatwianie praktyk wakacyjnych, wyjazdy.. no i sejmik naukowy a tu 2 prace czekają ledwie w zarodku i pojęcia nie mam od czego zacząć niezdążać ;/ I to nie jest tak że cały rok opieprzania się teraz mści, o nie nie, w zasadzie nie ma fizycznej możliwości żebym poświęciła na to wszystko więcej czasu niż do tej pory tak więc... niech się dzieje wola nieba.
W zasadzie sejmik jest najważniejszy, stypendium uratuje mi średnia z zeszłego semestru a w te prace włożyłam już z współtwórcami zbyt wiele czasu i zaangażowania.
Ale mniej gorzkich żali, konkrety należy wyłożyć:
Okazuje się że choć w uprawianiu sportu brak czasu jest ogromną, nie do przeskoczenia chwilami barierą, to od sensownego odżywiania się wcale nie stanowi wymówki, jak mi się wcześniej wydawało (a i finansowo całkiem sensownie to wychodzi).
Otóz
A jak to zrobić żyjąc ciągle w biegu?
Kilka ekspresowych patentów na zdrowe posiłki przy różnych scenariuszach dnia:
-Wracasz do domu przed 18 ale dość późno, głodna jak wilk, chcesz zjeść coś błyskawicznie: gotujesz wodę w czajniku żeby było szybciej-> dajesz do garnka i masz już wrzątek, ciach to na gaz, wsypać makaron z pszenicy durum i kiedy on już się gotuje (do 10 min), szybciutko wrzucasz do blendera opłukaną natkę pietruszki, troszkę lubczyku, ziarna słonecznika, odrobinę oleju lnianego (z łyżeczkę) czy troszkę jogurtu naturalnego, kapkę soli, czosnku, pieprzu, odpalasz blender iiii TA DAM! Masz kosmicznie zdrowe i błyskawiczne pesto w kilka minut ;)
-Będziesz poza domem do nawet 20, nie ma opcji na okienko w międzyczasie by zjeść coś w domu: Z rana zanim wyjdziesz podczas szykowania śniadania szybko zalewasz z 2 garstki kuskusu wrzątkiem, on pęcznieje, Ty się pindrzysz -> po powrocie z łazienki on już gotowy, Ty też, wystarczy dorzucić do niego kilka kostek fety czy zwykłego twarożku, solidną porcję opłukanych w dłoni nad zlewem kiełków, kilka oliwek lub pomidorków koktajlowych, ja osobiście uwielbiam połączenie kiełków i surowego ogórka ;) można też dodać szczyptę ziaren słonecznika, tymianek/rozmaryn lub zioła prowansalskie, generalnie wyobraźnia wskazania i można dać jej upust. Obiecuję że jest to o wiele smaczniejsze i bardziej sycące niż szybki obiad w pobliskiej stołówce.
Naturalnie skoro cały dzień nieobecności warto też podszykować sobie jakąś kanapeczkę na 2 śniadanie czy jeszcze szybciej- po prostu spakować czy kupić w drodze jabłko lub inny owoc, czy kefir do picia (uwielbiam).
P.S. tak było a obudziłam się niecałą godzinę do wyjścia i jeszcze nastawioną poprzedniego dnia owsiankę zdążyłam zagotować i zjeść z kawusią, serio, jest to szybki patent ;)
No i mój prawie że codzienny rytułał to sypanie co wieczór przed snem do garnuszka garść płatków owsianych górskich i zalanie ich wrzątkiem, po czym nakrycie folią spożywczą. Rano mam podpęczniałe i wystarczy chwila na dodanie trochę mleka i doprawienie, po czym zagotowanie z 2-3 minutki i gotowe :) A nic lepiej niż owsianka nie trzyma w nasyceniu przez cały poranek.
Ah, i zapomniałabym- patent dla takich jak ja, co to uwelbiają budyń czekoladowy, zresztą patent mojego chłopaka:
Owsianka czekoladowa :D I to wcale nie jako bomba kaloryczna! :
Owsiankę wystarczy zrobić nie na mleku ale na wodzie, dodać płaską łyżeczkę odtłuszczonego lub nawet nie (bez przesady, to tylko łyżeczka a mleka nie dodaliśmy) kako rozmieszanego w odrobinie wrzątku, szczypta soli, łyżeczka cukru i smacznego :D Smak jest fenomenalny jeżeli ktoś jest fanem budyniu czekoladowego i tym podobnych, polecam :)) A nie można zapominać ile w kakao jest cennych minerałów, witamin.. na zdrowie! Można dodać jakąś śliwkę węgierkę czy banana, którego akurat mi niestety nie wolno gdyż przypętała mi się nań alergia ;/
No i podstawowa zasada kolacyjna- jak najchudziej, jak najbardziej białkowo.
I oczywiście przez cały dzień dodawanie gdzie się da owoców i warzyw.
W weekend staram się ugotować sobie solidną porcję zupy warzywnej typu krem tak, by mieć gotowy obiad choć na początku tygodnia.
Na prawdę, nie łamcie się i nie dajcie sobie wmówić że brak czasu to skazanie na śmieciowe jedzenie ;)
Grzeszki też były, ale w tym tygodniu np były to łącznie 2 pojedyncze kruche ciasteczka i 1,5 szklanki wina - do wybaczenia w perspektywie całych 7 dni :)
A efekt? Przede wszystkim mój brzuszek, z którym od zawsze miałam straszne problemy już nie marudzi, od 2 tygodni (czyli tyle ile żywię się odpowiedzialnie) nie pamiętam czym jest nadkwasota, pieczenie żołądka czy kłucie w jelitach i wredne wzdęcia, aż nie mogę w to uwierzyć, jak by ktoś zrobił mi przeszczep :) )
No i to o co się całe te wysiłki rozchodziły: przez te 2 tg już 2,5 cm mniej w talii, z 1 cm mniej w udach, yaay ! A totalnie nie chodzę głodna :) Niestety wagi nie mogę określić gdyż jej nie posiadam tutaj ale w najbliższym tygodniu wpakuje się na ambulatoryjną tudzież cudzą jakąś, muszę przyznać że ciekawość mnie totalnie zżera :P
Tak więc ponownie krzyczę nie traćcie ducha, czytajcie etykiety i róbcie jedzonko same ze znanych Wam składników bo z wszech stron warto!
Ja zaś uciekam żeby przygotować sobie zupę porową z ryżem na najbliższe obiady, a siebie na wtorkowe kolokwium ;)
Na zakończenie przykładowe śniadanka: