Wczoraj rano pożegnałam się z moją koleżanką ósemką, która dzielnie towarzyszyła mi przez ostatnie miesiące. Na jej miejscu pojawiła się siódemka, którą ochoczo powitałam :D
Wiele osób gratulowało mi pozbycia się dużej ilości kilogramów w miesiąc - 6,6 kg (bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa!). Pomyślałam więc, a właściwie zostało mi to zaproponowane, że napiszę, jak wyglądał u mnie ten miesiąc: co się zmieniło, co z dietą, co z ćwiczeniami, itd.
Na początku może nawiążę do tego, jak wyglądał mój tryb życia sprzed diety. Występowały trzy dość ważne czynniki, które sprawiały, że moja waga sobie rosła i zatrzymała się na tych prawie 87 kilogramach.
Po pierwsze, zajadanie stresu (nigdy tego nie róbcie...). Problem jest o tyle duży, że bardzo łatwo się stresuje - rzeczy, na które wiele osób nawet nie zwróciłoby uwagi, są dla mnie jedną wielką tragedią i potrafię je wiecznie rozpamiętywać. No i jadłam, i jadłam, i jadłam. No i efekty są - pojęcie determinizmu się kłania ;)
Po drugie, mam wielką słabość do słodkiego - mam tu na myśli wszelakie ciasta (głównie domowe wypieki), z szarlotką na czele.
Trzecia sprawa - brak ruchu. Z jednej strony trochę przyczyniła się do tego wszechobecna kwarantanna, z drugiej strony mój wewnętrzny leń, a z trzeciej - moje ciśnienie, które sobie wesoło skacze to w górę, to w dół. Ruszałam się mało, od czasu do czasu wychodziłam z psem na spacer (co samo w sobie jest już nie lada wyzwaniem - zapanowanie nad rocznym labradorem bywa nieco trudne).
A teraz: co się zmieniło?
Więc tak, całkowicie zmienił się mój sposób odżywania, o czym napiszę w dalszej części tekstu. Zaczęłam pić więcej wody, potem przerzuciłam się na herbatki (wcześniej wodę piłam tylko rano i wieczorem, kiedy popijałam leki). Piję też mniejsze ilości kawy. Oprócz tego, staram się prawie codziennie wychodzić na spacer z psem (zwykle od 30 minut do 1,5 h, a w soboty nawet do 3 h).
Dość ważne zagadnienie: dieta.
Kiedy odchudzałam się w przeszłości - sama starałam się układać sobie jakieś diety, ale nie za wiele z tego wychodziło, bo dość łatwo się poddawałam. Tym razem kupiłam sobie dietę online. Okazja była wręcz idealna - połowa normalnej ceny + następny miesiąc za darmo.
Co do samej diety, jem 5 posiłków - o 7, 10, 13, 16 i 19. Zmieniam nieco posiłki - zdarza mi się np. wymienić jakieś warzywo na inne. Ogólnie rzecz biorąc, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że śniadania, obiady i kolacje mają dość duże porcje - zwłaszcza to drugie, czasami mam problem, żeby wszystko zjeść.
W ogóle nie jem słodkiego, żadnych ciast, ciastek, ciasteczek czy cukierków. Nie słodzę ani kawy, ani herbaty (zresztą nie robię tego od dobrych kilku lat). Mleko - tylko 0,5%. Na drugie śniadania często pijam koktajle owocowe.
Myślę, że w porównaniu do wcześniej największe zmiany to:
> więcej warzyw
> zero słodyczy
> więcej wody i herbaty
> regularność posiłków (wcześniej jadłam, kiedy byłam głodna, czyli bardzo różnie)
A co z ćwiczeniami?
Tutaj się przyznam bez bicia, że różnie to bywa. Staram się prawie codziennie wychodzić z psem, tak jak już pisałam wcześniej, ale nie zawsze wychodzi - czasem ze względu na pogodę, czasami z innych powodów. Chciałabym też więcej ćwiczyć w domu - mam zainstalowaną na telefonie aplikację Keep (polecam), ale w zasadzie sama nie pamiętam, kiedy ostatnio z niej korzystałam...
Wnioski
> odżywanie na plus, można zostawić, jak jest
> więcej ruchu - ćwicz też w domu
> nie poddawaj się!
Trochę się rozpisałam, ale fajnie było to wszystko sobie zapisać. Może wam też to w czymś pomoże ;)
Pozdrawiam cieplutko~!