Dobry wieczór! :)
Dzisiejszy dzień zaliczam do tych raczej udaych, chociaż spałam beznadziejnie. O 4 się obudziłam i dupa, nie szło dalej. Zasnęłam chyba dopiero ok. 06:30, ale za to jak kamień. Na 11:00 miałam wizytę u lekarza, a wstałam dopiero o w pół do i to ledwo ledwo. Od kilku tygodni mam w ustach aftę i nie mogę się tej cholery pozbyć. I dentoseptem próbowałam i rumiankiem... I jakąś maść dostałam w poniedziałek - też nie pomogła. Więc dzisiaj poszłam jeszcze raz, tym razem dostałam nystatynę, zobaczymy, co z tego będzie. Przynajmniej się dowiedziałam, że to nie od króliczków, znaczy się mogę je dalej cmokać :)
Pod względem jedzeniowym bardzo spokojnie, nie chodziłam głodna, udało mi się zjeść 5 posiłków bez ciągłego gapienia się na zegarek - jadłam po prostu kiedy byłam głodna. Poza tym miałam dzisiaj sporo ruchu, bo w ramach treningu latałam ze szmatą po całym mieszkaniu, odkurzałam, zmieniałam pościel i w ogóle :) Może zrobię dzisiaj brzuszki z Mel B. Na razie nie będę się katować ćwiczeniami, wolę sobie robić jak będę miała na nie ochotę :)
Poza tym dziś rano jeszcze raz się zważyłam - tym razem na czczo i bez ubrania :) Pokazało 89,7 kg. Niby lepiej, ale też dupy nie urywa. Paska nie zminiam. Za karę. I nie zmienię aż będzie 85 kg.
Lecimy z fotomenu. Zdjęcia z komórki, bo mi się nie chce latać z aparatem, poza tym świruje i nie zawsze można przerzucić zdjęcia. Tak że tego... :)
Śniadanie: na szybko, bo ten lekarz. Kromka chleba (białego! pójdę po piekła!) z margaryną (j.w.), wędliną, ogórkiem, sałatą, pomidorem i ketchupem. Tak, polewam pomidory ketchupem :) Do tego plaster melona miodowego.
II śniadanie to mój ukochany koktajl bananowy - banan, duża łyżeczka masła orzechowego, odrobina miodu i tyle mleka, żeby było płynne. I do blendera. Uwielbiam, a poza tym daje energetycznego kopa :)
Obiad. No tu zaszalałam :) Zjadłam przesolony brązowy ryż (zawsze zapominam go posolić, a później tak dopieprzę z solą, że ledwo się da zjeść - no nie potrafię utrafić jakoś), wczorajszą, podeschniętą surówkę z kapusty (bo genialnie jej niczym nie przykryłam ani nie wstawiłam na noc do lodówki) i podgrzany w mikro wegański kotlet... z kapusty :) no porywające połączenie. Miały być warzywa na patelnię, bo zapomniałam, że mam tę sałatkę od wczoraj...
Podwieczorek to mango lassi, takie samo jak wczoraj. Nie robiłam sama.
Kolacja: surówka z fetą i półtora plastra melona (bo 1/2 poszłą dla króliczków :))
Powiem Wam, że trochę jestem zmęczona tym dzisiejszym lataniem ze ścierą. I dobrze, nareszcie :) Przede wszystkim jak mam zajęcie to nie żrę jak głupia. I może dziś nareszcie będę dobrze spała? Musze jeszcze iść do małych do garażu, trochę z nimi posiedzieć, pogłaskać, poprzytulać, a przede wszystkim wyczyścić wybieg i pozamiatać. Syf taki, że głowa mała. Wszędzie siano, trociny, słoma i bobki :P
Wam tymczasem życzę miłego wieczorku i do napisania!
Ula
nitktszczegolny
8 lutego 2015, 10:29Cudne króliki ! A nystatyna powinna pomóc :)
emigrantka230
7 lutego 2015, 09:00jedzonko baaardzo kolorowe:)
Grubaska.Aneta
6 lutego 2015, 23:19Kalorie zgubione przy tych pracach czyli na twoją korzyść ;) a afta to mój częsty koszmar :/
Niebieska56401
6 lutego 2015, 22:24Słodkie kroliczki!)
nataliaccc
6 lutego 2015, 21:50muszę sama spróbować tego bananowego koktajlu z masłem orzechowym:D bo obydwie rzeczy kocham:D jedzonko w pełni wzorowo:-) widać, że wróciłaś na dobre tory:p
JedenastyMarca93
6 lutego 2015, 21:23pychotka u Ciebie
Wiosna122
6 lutego 2015, 21:14smacznie :D