Cześć Dziewczyny!
Nie było mnie jakiś czs, bo po prostu nie miałam czasu pisać. Dopiero we wtorek skończyła się sesja, a poza tym musiałam pozałatwiać trochę spraw z przyszłą magisterką... a i tak wiem mniej, niż na początku. Nienawidzę biurokracji.
Co do diety, to po prostu nie powiem nic :) Co na pasku każdy widzi. Fakt, że weszłam wczoraj na wagę po kolacji - świeżo najedzona i po kilku browarach, ale mimo wszystko... No nie trzymałam się żadnych zasad. Za dużo czekolady i w ogóle... Tu jakiś hamburger wpadł, tu jakieś frytki... Bleee. Od dzisiaj znowu staram się ograniczać słodkie i w ogóle przestaję jeść fastfoody. Choćbym się zesrać miała, zresztą tylko źle się po nich czuję.
Poza tym strasznie mnie zmotywowała Najlepsza Przyjaciółka. Schudła 5 kg (jest malutka, więc u niej taki spadek naprawdę robi różnicę) i pokazała mi zdjęcia przed i po. Aż mi gały wywaliło. Skoro ona może to i ja :) A razem przecież raźniej :)
Poza tym w kwietniu wracam na uczelnię i chciałabym tam jakoś wystąpić :) Wykładowcaa od rosyjskiego w ogóle jakoś dziwnie się w stosunku do mnie zachowuje, jak ostatnio przyszłam do niego z czymś tam, to już stawiał na stół kieliszki :) Niestety byłam samochodem... ;) I kurtkę mi pomaga zawsze założyć i w ogóle jakiś taki miły jest... A on dla nikogo normalnie nie jest miły i raczej się nie brata ze studentami. Hm...
Jeśli chodzi o dzisiejsze menu, to było pokojnie i nawet jestem zadowolona.
Na śniadanie 3 łyżki płatkowej mieszanki z orzechami i jakimiś ziarnami, banan, łyżka masła orzechowego i mleko. Taki rzadki koktajl, ale bardzo smaczny. Aha, chyba jeszcze trochę miodu dodałam. A miałam już nie jeść owsianki... Jutro będzie coś innego, bo nie dość, że mnie wzdyma po tych płatkach, to jeszcze mam inne dolegliwości podobnej natury ;)
II śniadanie to mango lassi, niestety kupne, ale sorry - 2,99 € za jedno mango to jak dla mnie zwykłe zdzierstwo :/
Na obiad był filet z dorsza atlantyckiego z mnóstwem cebuli, czosnku i pieprzu pieczony w folii, puree z dwóch ziemniaków, surówka z kiszonej i 1/2 małej kromki czerswego chleba :P
Podwieczorek to jakieś 2,5 plastra melona miodowego - pychotka!
Kolacja to drugi filet z ryby (bo upiekłam dwa), trochę kapusty i cienki plasterek melona.
Z wodą fatalnie, zresztą jak zawsze u mnie. Nie wiem, czy było tego z pół litra. No nie lubię wody i tyle, a jestem za leniwa, żeby sobie zrobić herbatę. Zresztą i tak najlepiej napijam się piwem - jak facet normalnie.
Zaczęłam też trochę ćwiczyć. Żadnych rewelacji, wytrzymałam ledwno 15 minut z Mel B (rozgrzewka i ręce) i padłam. No ale zawsze to coś. Może zmuszę się do chodzenia na basen albo chociaż na długie spacery..? Tylko pogoda taka ohydna, -5 i w ogóle.
Na razie to chyba tyle. Będę pisała w razie możliwości :)
Trzymajcie się cieplutko i do napisania!
ula
Martine88
6 lutego 2015, 10:23ha ha ha się uśmiałam z tego wykładowcy, może wpadłaś mu w oko? :p ja też mam szczęście do wykładowców jeden (na oko 80 wiosen) strzela do mnie oczami i na do widzenia sprzedaje mi swój firmowy niekompletny uśmiech :D Po chwilach słabości, nie poddawaj się i działaj! Mamy jeszcze trochę czasu do wiosny więc trzeba spiąć poślady! pozdro.
UlaSB
6 lutego 2015, 21:05Hahah, to masz jeszcze lepiej :D Mnie tam by nie przeszkadzało, gdybym mu wpadła w oko, w zasadzie to byłby zaszczyt, bo on większość studentów uznaje za kompletne bezmózgi (zresztą nie bez powodu), tak że takie wyróżnienie ;) A co do wiosny jak najbardziej masz rację :) Ruszamy do boju! :D
iwonaanna2014
5 lutego 2015, 21:55u mnie tez wrocilo z gratisem :(
UlaSB
6 lutego 2015, 21:02Tak chyba niestety jest najczęściej :(
Grubaska.Aneta
5 lutego 2015, 21:46Niechaj wiec motywacja i chęci szybciutko do ciebie wracają !:)
UlaSB
5 lutego 2015, 21:49Dzięki bardzo, taką ma nadzieję :) Najważniejsze, to wstać jak już się upadnie :)